Prolog
Tamtego dnia pierwszy raz pojechałam do Hogwartu. List nie był dla mnie zaskoczeniem. Jestem ze szlachetnego i szanowanego rodu czystej krwi. Nikogo to nie zaskoczyło. Po wysłuchaniu, chyba tysięczny raz o tym, że mam się trzymać z dala od szlam i zdrajców krwi wsiadłam do pociągu. Wkurzało mnie to ciągłe marudzenie. Moja młodsza siostra - bliźniaczka poszła szukać przedziału z ludźmi z czystokrwistych rodów. Ja wolałam siedzieć sama. Znalazłam pusty przedział i zajęłam go. Całą drogę przespałam.
Kiedy dotarłam wreszcie do szkoły byłam zła i przemoczona. Padał deszcz, a ja musiałam płynąć tymi cholernymi łódkami. I wszyscy ode mnie oczekiwali, że będę stać dumnie, z uniesioną głową i reprezentować godnie mój ród, na chwilę przed wyborem do domu. U mnie z rodziny wszyscy byli ze Slytherinu. W całej historii mojego rodu nie zdarzył się ani jeden przypadek zdrajcy krwi. Bardzo się bałam, że będę jedyną osobą, która zawali całą rodzinną tradycję.
- Smith Annabeth - usłyszałam głos profesorki wywołujący moją siostrę.
- SLYTHERIN - wrzasnęła czapka, ledwie dotykając głowy mojej siostry
- Smith Christina - usłyszałam moje imię i nazwisko
Usiadłam na stołku, a McGonagall wsadziła mi czapkę na głowę.
Hmmm... usłyszałam głosik w głowie. Ciekawe, ciekawe. Pasowałabyś do Slytherinu nie ma co. I jeszcze ten rodowód. Tak tak. Jednak coś mnie powstrzymuje. Sprytu masz nie lada, ale jest coś jeszcze. Odwaga. Tak tak moja droga. Jesteś niezwykle odważną osobą. W Gryffindorze ceni się tę cechę. Czapka nawijała w mojej głowie, a ja czułam się coraz gorzej.
Jestem tchórzem - pomyślałam.
Nie jesteś tchórzem moja droga.
Błagam przydziel mnie do Slytherinu! Rodzina mnie zabije jeśli przydzielisz mnie do Gryffindoru! - Prawie wrzeszczałam w myślach
Chciałabym Ci pomóc, ale jest coś co nie pozwala mi Cię tam przydzielić. Kiedyś się dowiesz, o co mi chodzi.
- Gryffindor! - Wrzasnęła Tiara przydziału
W tamtej chwili zawaliło mi się życie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro