{9 → observation}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝒪𝒷𝓈𝑒𝓇𝓋𝒶𝓉𝒾𝑜𝓃
chapter nine
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Michael skończył swoją pracę stosunkowo wcześnie. Uznał, że nie będzie już nikomu przeszkadzał i po prostu poszedł do swojej komnaty. Pierwszy dzień był wyjątkowo intensywny i blondyn był zmęczony. Nie miał ochoty nic jeść, dlatego nawet nie zajrzał do kuchni. Uwolnił się też od służek, które zawiesiły na nim swoje oczy i zaczęły go niewinnie zaczepiać. Cały ten zamek w prawdzie nadal go ciekawił i czuł w sobie wewnętrzną potrzebę zobaczenia, co kryje się za poszczególnymi drzwiami. Z drugiej jednak strony wolał się nie narażać, bo doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że i tak jest już na czarnej liście u królowej. I że ktoś na pewno go obserwuje. Nie był tylko w stanie powiedzieć kto to robi, ale nieustannie czuł na sobie czyjeś oczy.
Po wejściu do swojej komnaty, wziął głęboki oddech i przeciągnął się lekko. Od wysiłku bolały go mięśnie, ale nie narzekał. Przez bardzo długi czas nie miał okazji popracować jak normalny człowiek. Poza tym bardzo lubił towarzystwo koni, a wierzchowce na zamku Red były zadbane, piękne i wyjątkowo majestatyczne. Nie mógł zarzucić jej tego, że nie dbała o zwierzęta, bo nawet głupie koty, które łapały szczury czy myszy miały lśniącą sierść i pełne brzuchy. Wszyscy mieszkańcy byli szczęśliwi i zadowoleni. Pracowali w pocie czoła, niezależnie od pory dnia, czy pogody i w pewnym stopniu imponowało to Michaelowi. Nie wiedział, od czego to zależy i czy naprawdę tak dobrze żyje im się pod władzą kobiety, ale postanowił tego nie komentować. Nie chciał się nikomu narazić i szybko zapamiętał sobie lekcję, jaką mu wyłożono w ciągu tego krótkiego pobytu na zamku. Jack nie chciał słyszeć złego słowa odnośnie królowej, Miraz był gotów wyrządzić mu krzywdę, gdyby życzył Red czegoś złego, a reszta wydawała się być do niego na tyle nieufnie nastawiona, że z radością by się go pozbyli.
Michael położył się na łóżku, zdejmując wcześniej buty i zbędne ubrania. Spojrzał na okno, przez które wpadały promienie zachodzącego słońca i podgryzł wargi. Z jednej strony cieszył się, że nie stała mu się krzywda i swoją kradzież mógł po prostu odpracować, ale z drugiej zastanawiał się, co by było, gdyby jednak udało mu się uciec. Ciekawiło go to jak bardzo oddaliłby się od zamku i jak daleko by był. Wciąż wolny i wciąż nieuchwytny. Zanim się obejrzał już to wszystko mu się śniło, a on zasnął, choć tak naprawdę było jeszcze trochę za wcześnie na sen.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Blondyn poderwał się ze snu w środku nocy. Było już ciemno, wiatr poruszał koronami drzew, a gdzieś z daleka dało się usłyszeć sowę, która obudziła się do życia. Michael był zlany potem. Oddychał ciężko i minęło trochę czasu zanim doszedł do siebie. Śnił mu się koszmar. Jego własna śmierć, którą zlecił jakiś nieznany mu lord. Wszyscy na to patrzyli. Włącznie z Red i jej wilkami. Wilki wyły radośnie i merdały ogonami, jakby bawiło je to do tego samego stopnia, co bawiło ludzi. Red także się śmiała i jej oblicze nie było już takie łagodne, jak się wydawało przez cały czas. Clifford pokręcił głową i usiadł na łóżku. Musiał się przewietrzyć i wyrzucić to wszystko z głowy.
Kiedy wyszedł z komnaty, zorientował się, że musiał zasnąć i spał naprawdę długo, skoro zamek pogrążył się w nocy. Było ciemno i księżyc rzucał złowrogie cienie, które niekiedy przyprawiały o zawał serca. Blondyn przeczesał palcami swoje włosy i pokręcił głową, gdy kolejny raz obejrzał się za siebie, aby upewnić się, że na pewno nikt za nim nie idzie. Przez ten przeklęty sen czuł się nieswojo i miał wrażenie, że jego dusza siedzi mu na ramieniu tylko po to, aby w razie czego móc swobodnie uciec. Michael wyszedł na dziedziniec, po czym zaciągnął się nocnym powietrzem. Było chłodne i na początku paliły go od niego płuca, ale dało się to wytrzymać. Blondyn przysiadł na schodach na moment i rozejrzał się dookoła.
Psy spały razem w wejściu do stajni, gdzieś nad jego głową sowa latała w kręgu i wypatrywała myszy, a koty szwendały się tu i ówdzie. Było bardzo spokojnie i bardzo cicho. Człowiek sam z siebie nie chciał tego przerywać, a po prostu stać z boku i nie przeszkadzać. Co jakiś czas tylko koń parsknął przez sen, tudzież przez to, że się obudził. Poza tym nie było nigdzie widać żywej duszy. Wszyscy spokojnie spali i Michael w tamtej chwili mógł przysiąc, że słyszy jeszcze z wioski, jak to ludzie wesoło bawią się w karczmie. Nie był pewien, czy to tak bez okazji, czy jednak stało się coś ważnego, przez co trzeba było się napić. Uznał, że może mógłby i się tam przejść, ale z drugiej strony wcale nie miał ochoty na picie, a później męczenie się z kacem. Nie było to przyjemne, czy potrzebne, poza tym tak czy siak musiał stawić się o wschodzie słońca w stajni, aby Jack wydał mu nowe polecenia.
Blondyn zmotywował się do tego, aby wstać. Chciał sprawdzić, co z Kaprysem i czy już się zaaklimatyzował w nowym miejscu. Nie bał się o to, że ktoś mógłby zrobić wierzchowcowi krzywdę, bo w miejscu takim jak zamek Red było to mało prawdopodobne, ale chciał się upewnić, czy aby na pewno wszystko jest dobrze. Kaprys wiele z nim przeszedł i Michael cenił sobie tego konia nade wszystko. Był zawsze wtedy, kiedy mężczyzna go potrzebował i nigdy go nie zawiódł. Clifford czuł gdzieś tam w środku, że łączy ich szczególna więź i naprawdę miał wrażenie, że ten koń był dla niego kimś w rodzaju przyjaciela.
Coś go jednak zatrzymało. Może raczej ktoś. Tym kimś była Red. Michael schował się za jednym z filarów, mając nadzieje, że w ten sposób królowa go nie zauważy. Brunetka wyszła z zamku, a blondyn kolejny raz miał szansę zobaczyć ją w białej poświacie, która sprawiała, że wyglądała jak gwiazda, która spadła na ziemię. Wystawił głowę i odprowadził kobietę wzrokiem, zastanawiając się, kto bądź co powoduje, że królowa nie spała. Red zatrzymała się tuż przed bramą i rozejrzała wokół siebie. Wydawała się na kogoś czekać, ale Michael nie był pewien, czy rzeczywiście tak jest. Równie dobrze mogła po prostu się upewniać, czy nikt jej nie podgląda tak jak to on sam czynił.
Niedługo po tym wielkie ptaszysko pojawiło się nad zamkiem i zatoczyło nad nim koło. Serce blondyna stanęło mu w gardle, gdy zorientował się, że ten ptak nie jest byle czym. Był to wielki orzeł, który zaczął lecieć coraz niżej i niżej. Podmuchy wiatru, które wywoływały jego skrzydła poderwały w powietrze wszystko to, co było dostatecznie lekkie, aby się unieść. Same skrzydła z kolei były na tyle wielkie, że Michael zdziwił się jak to ptactwo było w stanie wylądować na dziedzińcu. Orzeł zatoczył jeszcze jedno koło, po czym stała się rzecz najdziwniejsza ze wszystkich, jakie blondyn widział odkąd tylko zjawił się na zamku. Ptak zniknął, a na jego miejsce pojawił się Merlin. Starzec przeciągnął się, jakby lot pod postacią orła naprawdę go zmęczył, po czym mruknął coś niezrozumiałego i w długich rękawach swojej szaty zaczął szukać laski, z którą na ogół się nie rozstawał. Michael niestety stał za daleko i nie był w stanie powiedzieć, co takiego mamrotał pod nosem, ale musiało to być na tyle zabawne, że rozśmieszyło królową.
Brunetka podeszła do czarodzieja i zaczęli rozmawiać. Pomimo tego, że Clifford nadstawił uszu, to nic nie usłyszał. Wyraz twarzy Red zmienił się od razu. Spochmurniała i zmartwiła się. Na jej czole pojawiła się zmarszczka, która tylko to wszystko potęgowała i nawet dodała jej trochę lat. Założyła kosmyk włosów za ucho, po czym westchnęła ciężko i pokręciła głową. Merlin zacisnął swoją dłoń na lasce i również się zamyślił. Potem zrobił taką minę, jakby na coś wpadł i od razu powiedział to królowej. Ona tylko znowu pokręciła głową, jakby właśnie usłyszała jakieś głupstwo. Potem splotła ze sobą dłonie za plecami i zrobiła parę kroków w jedną i drugą stronę. Merlin cały czas gonił za nią wzrokiem, jakby oczekiwał na jej werdykt. Red zrobiła kilka kółek wokół niego, po czym zatrzymała się niczym wryta i potok niezrozumiałych dla Michaela słów wypłynął z jej ust. Merlin przytaknął głową, po czym z powrotem przemienił się w orła. Królowa uczyniła to samo, ale jej gabaryty nie były tak spore jak to było w przypadku czarodzieja. Jako orlica wyglądała równie dystyngowanie jak pod postacią ludzką. Miała lśniące, czarne pióra i zakrzywiony smukły dziób. Zaskrzeczała coś, po czym obydwoje poderwali się do lotu i wkrótce po tym zniknęli na nocnym niebie.
Michael wyszedł zza filaru, po czym zadarł głowę, jakby chciał się upewnić, że orły nie wrócą, po czym czmychnął z powrotem do zamku. Nigdy nie miał zbyt wiele do czynienia z magią, bo jeszcze za szczeniaka wpojono mu, że to samo zło i trzeba się trzymać od tego z daleka. Więc nic dziwnego w tym, że to co zobaczył przyprawiło go niemalże o zawał serca i sprawiło, że już nie wiedział, czy nadal jest żywy, czy jednak jest żywym trupem. Przemienianie się w zwierzęta i to ludzkich rozmiarów było dla niego niepojęte, trzymanie wilków w zamku jako pupilki było dla niego czymś niedorzecznym, a czary same w sobie przyprawiały go o ciarki. Blondyn nie wiedział, o co tak naprawdę chodzi ludziom w zamku i wolał nie wiedzieć. Uciekł do swojej komnaty, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś go słyszy bądź widzi. Strach sprawił, że dotarł tam gdzie chciał o wiele szybciej niż mu się wydawało. Zatrzasnął za sobą drzwi i upewnił się, że nikt nie wejdzie do środka, chyba że Michael na to pozwoli. Potem już wziął głęboki oddech i pokręcił głową. Nie. To stanowczo nie było miejsce dla niego i musiał się stamtąd czym prędzej wyrwać.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
co sądzicie o rozdziale? :)
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro