{7 → evening}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝐸𝓋𝑒𝓃𝒾𝓃𝑔
chapter seven
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Późnym wieczorem, Red rozkazała, aby przyprowadzić do siebie złodzieja. Obserwowała go cały dzień i przyszedł w końcu właściwy moment na rozmowę. Choć była zmęczona przez natłok swoich obowiązków, to jednak musiała dopilnować wszystkiego, co działo się na terenie zamku, a także całego królestwa. Nie po to nosiła koronę na głowie, aby nie wiedzieć, co się gdzie dzieje. Poza tym nie chodziło o jakąś błahą sprawę, tylko o kradzież. Złapała Michaela na gorącym uczynku i gdyby nie to, że podczas pełni w ogóle nie spała, to z pewnością wymknąłby się pod osłoną nocy i tyle by go widzieli, a skarbiec mocno by na tym ucierpiał. Królowa nie mogła pozwolić na takie wybryki i choć sumienie podpowiadało jej, że należałoby go ukarać chłostą przed publicznością i dla przykładu jakoś oszpecić, to po dłuższym zastanowieniu się uznała, że to jednak nigdy nie były jej metody panowania i nigdy też nie będą. Nie panowała za pomocą tyranii i agresji, a pokoju i zrozumienia, a także uszanowania drugiej osoby. Oczywiście jak każdy, Red miała swoje granice, ale na ogół była bardzo wyrozumiała i jako głowa państwa, rozumiała wiele przyziemnych spraw.
Brunetka usiadła na tronie, poprawiając przy okazji swoją koronę. Nakrycie głowy nie było niczym szczególnym ani nie przypomniało pełnoprawnej korony. Był to złoty wieniec kwiatów, który tworzył zwoje i sploty, a także przeplatał się z ciemnymi włosami królowej. Red wzięła głębszy oddech i założyła kilka kosmyków włosów na swoje ucho. Spędziła w tamtej komnacie większość swojego dnia, przyjmując poddanych z najróżniejszymi sprawunkami, czy rozstrzygając sąsiedzkie spory. Była tym niesamowicie zmęczona, a noc, podczas której nie zmrużyła oka nawet na moment powoli dawała jej we znaki. Pomimo wszystko siedziała wyprostowana, tak jak ją tego nauczono, z pełną gracją i opanowaniem wymalowanym na twarzy. Doskonale zdawała sobie sprawę, że wyglądała na starszą niż rzeczywiście była, ale nie przejmowała się tym. W wielu przypadkach się to przydawało, a także wymuszało należyty jej szacunek. Cały czas znajdywali się tacy, którzy nie byli do niej zbyt pozytywnie nastawieni tylko dlatego, że była kobietą. Red jednak nie przejmowała się tym, a ciągłe zapewnienia, które mówiły o tym, jak bardzo dobrą władczynią była, tylko ją w tym utwierdzały.
– Posłałeś po niego, Mirazie? – zerknęła na swojego podwładnego, który stał z boku, cały czas milcząc. W pewnym momencie królowa zaczęła się zastanawiać, czy przypadkiem nie zapomniał o tym, aby oddychać.
– Tak, wasza wysokość, powinien tutaj być już niedługo – Doradca przytaknął głową, zaplatając swoje dłonie za plecami. Skinął głową królowej, a ona zerknęła na niego i westchnęła pod nosem. Nienawidziła spóźnień i zawsze robiła wszystko, aby być na czas. Niestety nie wszyscy mieli nawyki podobne do niej, przez co niekiedy musiała się denerwować. Podobnie jak i w tamtej sytuacji. – Jeśli mogę spytać, to czy to na pewno był dobry pomysł?
– Co masz na myśli? – spytała, mimowolnie unosząc podbródek, jakby chciała podkreślić, które to ręce dzierżą władzę.
– Ja również poczyniłem adekwatne do sytuacji obserwacje i ten mężczyzna, a raczej pospolity złodziejaszek nie podoba mi się ani trochę - wyjaśnił, kręcąc przy tym głową. – Na targ posłałem za nim szpiegów, każdy jeden później powiedział mi, że nie przyłożył się do powierzonego mu zadania, stąd moje wątpliwości do twojej decyzji, wasza miłość. Czy nie lepiej byłoby go przykładnie ukarać, a później już wygnać?
– Przeszło mi to przez myśl i bardzo dobrze, że dzielisz się ze mną swoimi spostrzeżeniami, Mirazie – pokiwała z uznaniem głową. – Jednak doszłam do wniosku, że nigdy nie rządziłam za pomocą przemocy i nigdy nie będę. Nie tak mnie wychowano i wierzę, że jesteśmy w stanie rozwiązać tę sprawę w pokojowy sposób.
– Naturalnie – Miraz skinął głową, po czym posłał Red niewielki uśmiech, co odwzajemniła, po czym poprawiła się na tronie. Od rana nosiła wyjątkowo piękną czerwoną suknię, która w dodatku była wyszywana złotymi i srebrnymi nićmi, a drogiego materiału nie oszczędzono na rękawach. Całość wyjątkowo mocno opinała ciało brunetki, najbardziej eksponując jej piersi. Nie bez powodu postawiła właśnie na taką kreację. Doskonale zdawała sobie sprawę, że swoich cielesnych atutów i postanowiła je jak najlepiej wykorzystywać. Uciekało się to co prawda do lekkiego podstępu, czy też intrygi, ale obydwie, stosowane w odpowiednich ilościach, jeszcze nikomu nie zaszkodziły.
Michael w końcu się zjawił. W asyście dwóch strażników, z czego każdy z nich miał ostry miecz przy boku, kolczugę i barwy królewskie na piersi. Red była dumna ze swojego herbu wilka, a także ze swojej watahy i z radością eksponowała ją na wielu płaszczyznach ówczesnego życia. Odchrząknęła cicho, gdy trzech mężczyzn zatrzymało się przed nią, po czym machnęła ręką, dając znak strażnikom, że mogą odejść. W tym samym momencie pojawiła się służka, która na tacy przyniosła dzbanek z winem, a także złoty kielich, który był wysadzany rubinami.
– Wasza wysokość – ukłonił się, czując jak strach zaczął w nim narastać. Zerknął na nią raz i to w wyjątkowo nieśmiały sposób, zastanawiając się, czy w ogóle wolno mu to było zrobić. Zaplótł dłonie w dole swoich pleców i zwiesił głowę. Nie wiedzieć czemu zarumienił się też, a jego własne buty stały się zadziwiająco interesujące. Zwilżył językiem swoje wargi, słysząc jak służka nalała wina do kielicha, a później jak królowa uniosła go do swoich ust i upiła kilka łyków.
– Długo każesz na siebie czekać, wędrowcze – odparła w końcu, układając swoje dłonie na podłokietnikach ozdobnego fotela, po czym uniosła swoją brew. Spodobało jej się to, że tak właśnie zareagował na jej wygląd, a także pozycję w społeczeństwie. W końcu zaczął robić to tak jak należało.
– Ja...
– Nie interesują mnie mrzonki – przerwała mu, ucinając temat, a zaraz po tym do komnaty weszło kilka wilków. Służka zostawiła otwarte drzwi, więc ktokolwiek mógł dostać się do środka i z łatwością wyjść. Jeden z nich usadowił się na legowisku wyścielanym krwistoczerwoną satyną i wyprostował się w taki sposób, że opuszki palców Red dotykały jego uszu. Królowa zaczęła gładzić wilka, zauważając jak przez Michaela przeszedł dreszcz strachu. Nie dziwiło ją to, a w zasadzie przyniosło wyczekiwaną satysfakcję. – Bezwstydnie zakradłeś się do mojego skarbca, aby zabrać stamtąd, co ci się tylko spodobało, a teraz masz jeszcze tupet spóźniać się, gdy sądzą się twoje losy? – dodała chłodno, wręcz lodowato. Gdy chciała, potrafiła być wyjątkowo surowa. Tak jak w tamtym momencie.
– N-nie, ja...
– Dość – pokręciła głową, po czym upiła kolejnych kilka łyków ze swojego kielicha. Odłożyła go na tackę, po czym podniosła się z tronu. Miraz spojrzał na swoją królową, zastanawiając się, co ma zamiar zrobić, po czym dla bezpieczeństwa odsunął się nieco w bok. Wolał jej nie wchodzić w drogę w pewnych momentach. A właśnie wtedy był taki moment. – Doniesiono mi, że na targu nie zachowywałeś się tak jak o to poprosiłam. Czy zdajesz sobie z tego sprawę, że jednym kiwnięciem ręki mogę pozbawić cię penisa? Ewentualnie głowy? – dodała, zaczynając krążyć wokół niego niczym sęp, który krążył nad szczątkami na pustyni.
– Wasza wysokość, naprawdę starałem się jak mogłem – spojrzał na nią, od razu tego żałując. Jego wzrok padł na jej głęboki dekolt, odsłonięte ramiona i wyeksponowane piersi. Unosiły się w spokojnym oddechu, pomimo tego, że królowa znajdowała się z nim w takiej, a nie innej sytuacji. – Po prostu nikt nie był zainteresowany tym złotem...
– Więc postanowiłeś wydać je na dziwki? – przekrzywiła głowę w bok, zakładając dłonie na biodra. Rękawy sukni, które były rozcięte, opadły aż do ziemi, gdy nimi poruszyła. Przywołała go do porządku, choć i tak szybko mu to poszło. W tamtym momencie cieszyła się, że umiała czytać w myślach, bo blondyn ani trochę nie umiał ukrywać swoich i miała go przed sobą niczym na talerzu. – Nie muszę o to pytać, aby to wiedzieć. Poza tym z kilku mili czuć od ciebie burdelem – dodała z odrazą, po czym spojrzała na niego wrogo, gdy złapali kontakt wzrokowy.
– Powiedziałaś, że te pieniądze są moje, wasza wysokość. Skoro nikt ich nie chciał uznałem, że nie pozwolę, aby się zmarnowały... – zaczął, a lekko cwaniacki uśmiech wkradł mu się na twarz.
– Na twoim miejscu cieszyłabym się, że jeszcze nie kazałam stawiać dla ciebie stryczka na dziedzińcu – Wystarczyło tych kilka słów, aby przywołać go do porządku. Cały czas zapominał o tym, że ma do czynienia z królową, która najwidoczniej nie dawała sobie w kaszę dmuchać i pomimo tego, że nie stosowała przemocy fizycznie, to nie szczędziła jej w swoich słowach. - Od świtu będziesz pomagał Jackowi w stajni. Będzie cię pilnował, a każdego wieczora będziesz się tutaj zjawiał i streszczał mi całą pracę. Jeśli znajdę kolejne uchybienia porozmawiamy sobie zupełnie inaczej, czy to jasne?
– Jasne – pokiwał gorliwie głową, a później już mógł podziwiać jasną skórę na plecach brunetki, jej długie włosy i krągłe pośladki.
– Wilki będą cię obserwować – pogładziła czule swojego pupila za uszami, gdy usiadła z powrotem na tronie i spojrzała na niego. Założyła nogę za nogę i zabrała z powrotem kielich w dłoń. – A teraz zejdź mi już z oczu. Mirazie, odprowadź naszego gościa do jego komnaty, proszę.
– Tak jest, wasza wysokość – Miraz przytaknął, ukłonił się, po czym zerknął na blondyna, nakazując mu tym samym, aby zrobił to samo. Clifford powtórzył jego gest, po czym odwrócili się już na pięcie i odeszli.
Red odprowadziła ich wzrokiem, po czym wzięła ulgę, a surowość i powaga wyparowały z niej bardzo szybko. Dopiła wino do końca, a następnie już odeszła do swojej komnaty, aby choć trochę się uspokoić dzięki kąpieli i księżycu. Musiała odreagować całą rozmowę, a nie było na to lepszego sposobu niż olejki korzenne, ciemna noc, ciepła woda i wilki.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
wow, juz 7 rozdział, szybko leci
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro