Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{29 → truth}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝒯𝓇𝓊𝓉𝒽
chapter twenty nine

━━━━━ 🐺 ━━━━━

W ogrodzie było zimno. Chłód nocy i lekki wiatr sprawiły, że po plecach Królowej przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Brunetka objęła się swoimi ramionami, gdy zostawili za sobą gwar sali balowej i kakofonię śmiechów, melodii wygrywanych do tańca i brzdęków kielichów przy wznoszonych toastach. Nawet jej nie obchodziło za kogo, czy za co tak bardzo upajali się w alkoholu, ale uznała, że nie będzie zwracać na to uwagi. Uśmiechnęła się szerzej, widząc blondyna, który szedł obok niej i założyła kosmyk włosów za ucho. Tyle chciała mu powiedzieć, a nagle miała jedną wielką pustkę w głowie. 

– Piękna noc, prawda? – spytała po chwili, zdając sobie sprawę, że jej głos zabrzmiał na nieco zestresowany. Cóż, tak było. Brunetka jeszcze nie tak dawno była przecież bardzo zdeklarowana co do swoich uczuć, a jak przyszło co do czego, to nie potrafiła nawet zapanować nad swoim ciałem, które zaczęło drżeć. Nie była to tylko i wyłącznie zasługa braku okrycia wierzchniego, chociaż tym się nie przejęła. 

– Piękna – Zgodził się Michael, po czym posłał jej szczery uśmiech. Szli powoli przed siebie, coraz bardziej oddalając się od sali balowej. Zaczęła otaczać ich nieznośna cisza, chociaż dla niego była całkiem potrzeba. Mógł w spokoju zebrać myśli. - Chociaż ty jesteś jeszcze piękniejsza - dodał, kusząc się o komplement. Nie mógł się powstrzymać i wiedział, że gdyby tylko chciał bardziej, to powtarzałby jej to w każdej kolejnej minucie i nie miałby dość. Brunetka zarumieniła się, a później zwiesiła wzrok na swoje dłonie. Zobaczył jednak jak uśmiecha się pod nosem, co uznał za swój mały sukces. Mówił jej to już kilka razy tamtego wieczora, ale nadal działało to na nią w ten sam sposób - rumieniła się, jakby nigdy w całym swoim życiu nie dostała prawdziwego komplementu. 

– Usiądziemy? – zmieniła temat i spojrzała na blondyna, gdy zbliżyli się do fontanny. W spokojnej wodzie odbijał się księżyc i gwiazdy na niebie. Red przysiadła na skraju marmurowego brzegu i dotknęła swoją dłonią gładkiej tafli. Pęcherze zaczęły rozpływać się dookoła, a jakaś zabłąkana żaba, wystraszyła się i uciekła w pobliskie krzewy. Brunetka zachichotała pod nosem, a później spojrzała na blondyna, który zajął miejsce obok niej, zaciskając przy tym swoje dłonie na krawędzi marmuru. Znowu zapanowała cisza, którą przerywał tylko szum wiatru w koronach drzew i roślinach kołyszących się dzięki niemu. 

– Muszę ci coś powiedzieć – zaczęli jednocześnie, przez co speszyli się jeszcze bardziej, jakby nie chcąc robić tego kroku w przód. Red zwiesiła wzrok na swoje dłonie i zaczęła się nimi bawić nerwowo, zdając sobie sprawę z tego, że nagle miała w głowie jedną wielką pustkę. – Mogę? – Michael spojrzał na nią i wziął jej jedną dłoń w swoją, aby mieć z brunetką jakikolwiek kontakt fizyczny. Odpowiedziała mu skinieniem głowy. 

– Wiem jak to wygląda. Pojawiam się znikąd i liczę na cud, że mi wybaczysz. Powinienem był wtedy mieć odwagę o ciebie zawalczyć, a nie chować głowę w piasek i udawać, że nie jestem na siłach, aby znieść te wszystkie skutki skandalu, jakie by wyszły, gdy cały zamek się o nas dowie. Zachowałem się bestialsko. Nie mam nawet słów, aby opisać to, co czułem, gdy dotarło do mnie jak naprawdę cię potraktowałem. Uwierz mi, że naprawdę nie miałem zamiaru tego rozgrywać w taki sposób. Gdyby nie tamta burza, to pewnie nawet nie byłoby mnie u ciebie na zamku, a potem dałem ci się zauroczyć. Byłaś i jesteś naprawdę cudowną osobą i chyba najlepszą jaką poznałem w całym swoim życiu. Nie mogłem przestać o tobie myśleć. Nie mogłem i nie chciałem. Dalej nie mogę i nie chce. Kocham cię, Red. Wiem, że chciałaś to usłyszeć już dawno temu i nie byłaś w ogóle pewna, czy cokolwiek czuje do ciebie, ale tak, kocham cię. Nie wiem nawet kiedy to wszystko się zaczęło, ale będę cholernie szczęśliwy, jeśli okaże się, że dasz mi szansę, żeby to wszystko naprawić. Już cię nie zostawię, nie tak, obiecuje – Michael zaczął mówić, czując jak z każdym kolejnym słowem i zdaniem jest mu lżej mówić i gdy uwolnił się od tego ciężaru, który nie dawał mu od pewnego czasu spać, poczuł niepokój. Jednocześnie chciał i nie chciał poznać reakcje brunetki, bo cały czas pewien głosik w tyle jego głowy powtarzał mu, że nawet przez taką ilość starań nie był jej wart. 

– Michael, ja... – Red zaczęła, czując jak serce jej się ściska, ale to nie był ten rodzaj bólu, który byłby nie do zniesienia. – Ja też cię bardzo kocham. Gdy wtedy przyszedłeś i powiedziałeś mi to wszystko, nie wiedziałam nawet jak zareagować. Byłam w tobie bardzo mocno zakochana i dalej jestem. Gdy odszedłeś, a potem, gdy pomyślałam, że wyjechałeś wszystko straciło sens i byłam zdecydowana oddać wszystko, abyś porozmawiał ze mną jeszcze raz chociaż przez chwilę. Niewiele się w tej kwestii zmieniło, chociaż później przyszła złość. Byłam na ciebie tak bardzo zła, że może i dobrze, że nie było cię w pobliżu. Na siebie byłam zła jeszcze bardziej. 

– A teraz jesteś na mnie zła? – spytał blondyn, gdy przybliżyła się do niego, opierając przy tym głowę na jego ramieniu. 

– Nie jestem. Nie potrafię być – powiedziała trochę jak mała dziewczynka i zacisnęła mocniej swoje palce na jego dłoni. Blondyn uśmiechnął się pod nosem, a później musnął czule jej czoło swoimi ustami. Zaciągnął się zapachem brunetki, zdając sobie sprawę z tego, że stał się jej ulubionym, czy tego chciał czy nie. – Kocham cię – powtórzyła, wzdychając cicho.

– Ja ciebie jeszcze bardziej, malutka – powiedział, nakrywając jej policzek swoją dłonią. Uśmiechnął się lekko, patrząc się w jej oczy. Nachylił się do niej i gdy dzieliła ich odległość pocałunku, Red złączyła ich usta razem. Michael uśmiechnął się szeroko, nadając im ich ulubiony rytm. Bardzo się za nią stęsknił i choć za wszelką cenę starał się to ukryć, to uznał, że prędzej czy później brunetka i tak się dowie, bo przy niej nie potrafił kłamać. Zresztą nie miało to najmniejszego sensu, skoro i tak wiedziała, co siedziało mu w głowie. Całowali się powoli i z pewną nutką romantyzmu, tak jakby ktoś ich zaczarował i nie widzieli poza sobą świata. Gdy zabrakło im tchu, oparł ich czoła o siebie, cały czas mając szeroki i szczery uśmiech na twarzy. Red zachichotała pod nosem, biorąc dłoń blondyna w swoje dwie i westchnęła z ulgą. Miała wrażenie, że unosiła się nad ziemią i w zasadzie tak było. Była zakochana, miłość do niej powróciła i dała jej nowe siły, aby sprostać ewentualnym przeciwnościom losu. I z tego, co zdążyła zauważyć, to blondyn miał takie samo podejście, jakie pojawiło się u niej. 

– Jestem bardzo szczęśliwa – powiedziała, gdy podniosła się już znad fontanny i podeszła powoli w stronę krzewów z różami. Pomimo pory roku, kwitły pięknie i gdy je dotknęła, wydawały się rozsunąć swoje płatki jeszcze bardziej, aby prezentować się lepiej. Mimowolnie się uśmiechnęła i gdy poczuła jak dłonie blondyna wkradają jej się na talię i oparła się o tors Michaela. 

– Ja jeszcze bardziej – przyznał i oparł swoją głowę o jej ramię. – Myślałem już, że mi nie wybaczysz i zamkniesz w lochach, a potem skażesz na śmierć – dodał szczerze i spojrzał na nią z miną małego chłopca. Red nakryła jego policzek swoją dłonią i roześmiała się radośnie.

– Nie jestem aż taka zła, co?

– Nie wiem, czy ktokolwiek byłby w stanie nazwać cię złą, wiesz o tym? - powiedział, nakrywając policzek brunetki swoją dłonią. Red zarumieniła się mimowolnie, a później podgryzła swoją wargę. – Jesteś lekarstwem na całe zło tego świata, mała. Możesz mi wierzyć. Poza tym zobacz co zrobiłaś ze mną – przestałem kraść, a przynajmniej nie ukradłem nic do dzisiaj od momentu, w którym mnie przyłapałaś – dodał, śmiejąc się pod nosem. Założył jej później kosmyk włosów za ucho. 

– Przestań, to tylko kwestia tego, że przejrzałeś w końcu na oczy – Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic takiego i podgryzła swoje wargi. – Gdyby nie ja, to ktoś inny zrobiłby z tobą porządek – dodała, śmiejąc się pod nosem.

– Pewne masz rację, ale bardzo się cieszę, że to byłaś ty – powiedział, łapiąc jej dłoń w swoją, gdy zaczęli już wracać w stronę bali. W końcu było co świętować. Red wrócił dobry humor i wiedziała, że musi z tego skorzystać. Trzeba było w końcu nadrobić wszystkie te dni, kiedy była smutna i płakała cały czas.

Nikt chyba nie zauważył, że dwójka wyszła do ogrodu, aby porozmawiać. Gdy zjawili się z powrotem, bal trwał w najlepsze, a Merlin bawił się puszczaniem kolorowych kółek dymu ze swojej fajki, którą odpalił, siedząc przy stole. Kilka młodych dziewczyn było tym zaintrygowanych i obsiadły maga niczym dobrego ojca opowiadającego bajki przy kominku. Red roześmiała się na ten widok, a później pokręciła głową i gdy spojrzenie jej i czarodzieja się spotkało się, posłała mu uśmiech, a on wzruszył niewinnie ramionami, jakby nie wiedział, o co jej chodziło. 

– Wiesz co? – spytał Michael, gdy znaleźli się z powrotem na parkiecie. Przyciągnął brunetkę do siebie i zaczęli znowu poruszać się w rytm wygrywanej melodii. – Nie złożyłem ci jeszcze życzeń urodzinowych i nie mam dla ciebie prezentu – dodał, wzdychając pod nosem.

– Przestań, nic od ciebie nie chcę. Poza tym jesteś tu, więc to dla mnie najlepszy prezent – powiedziała, wzruszając ramionami, gdy ją obrócił i zachichotała pod nosem. – Niczego innego i nikogo innego nie potrzebuje, a nawet nie chce. 

– Na taką odpowiedź liczyłem – Michael roześmiał się radośnie, a później przyciągnął brunetkę do siebie, mając gdzieś te wszystkie spojrzenia gości. Złączył ich usta w pocałunku, mając nadzieje, że już nikt i nic ich nie rozdzieli. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

za jakoś 10min wstawię ostatni! x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro