Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{23 → preparations}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝒫𝓇𝑒𝓅𝒶𝓇𝒶𝓉𝒾𝑜𝓃𝓈
chapter twenty three

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Dzień zaczął się przepięknie. Na niebie nie było ani jednej chmurki, wiał przyjemny wiatr i zapowiadało się na to, że będzie upalnie. Michael zabrał z jadalni jabłko i gdy szedł przed siebie na dziedziniec, zauważył, że coś jest na rzeczy. Gdy wgryzł się w owoc, odsuwając się przy okazji w kąt korytarza, aby zrobić przejście praczkom niosącym zasłony z sali balowej do pralni, zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia, o co chodziło i co się stało, że zdecydowano się na jakieś gruntowne porządki, ale uznał, że musi zapytać o to Jacka. Uśmiechnął się lekko pod nosem, gdy minął Red, idącą w stronę sali narad i gdy nikt nie patrzył, podszedł do niej, skradając jej szybkiego całusa. Królowa zachichotała pod nosem, a później pogładziła czule jego policzek i udała się już do doradców, żeby zająć się swoimi obowiązkami. 

Michael uśmiechnął się jeszcze szerzej, idąc już w stronę stajni. Ostatnio jego stosunki z Królową były bliżej nieokreślone. Oczywiście jemu bardzo się podobały i nie było chyba razu, żeby o niej nie pomyślał i nie poczuł się lżej na sercu, czy pod aspektem fizycznym. Czuł się już o wiele swobodniej na zamku, nie bał się tak jak to było na początku, a wspólne wieczory, czy popołudnia z brunetką napawały go naprawdę dobrymi myślami. Było coś w niej, co nie pozwalało mu przejść obojętnie i choć wiedział, że raczej nie miał u niej szans i nie mógł się ubiegać o kogoś takiego jak ona, to zdawało się to go jeszcze nie niepokoić. Zdawał sobie sprawę, że zaczynał darzyć ją wyjątkowo silnym uczuciem i choć mogło to wzbudzać kontrowersje, to nie przejmował się. Był szczęśliwy, że choć przez te kilka godzin dziennie mógł ją mieć na wyłączność, a ona dzięki niemu była zrelaksowana i odprężona. 

Stajnia również tętniła życiem. Konie zostały wypuszczone na pastwisko, a Jack zajmował się przygotowywaniem słomy do wyścielenia boksów, które jeszcze jakiś czas temu nie były tak lśniące jak tamtego poranka. Michael zmarszczył brwi i dał resztę jabłka Ikarowi, który jako jedyny został w swoim boksie. Ogier szturchnął go pyskiem w ramię i zarżał cicho, przez co blondyn zachichotał cicho, a potem udał się już do kumpla. 

– Cześć – przywitał się, po czym przysiadł na stole w siodlarni i zerknął na szatyna, który uparcie polerował jakieś siodło. – Co się dzieje? Wszyscy wszystko sprzątają, a służki w ogóle oszalały i wygoniły mnie z komnaty, żeby ją wysprzątać – dodał, przeczesując palcami swoje włosy. 

– Cześć – Jack skinął głową, a potem przerzucił sobie szmatkę, którą polerował siodło przez ramię. – Można tak powiedzieć, choć na razie ja też jeszcze nie wiem niczego konkretnego. W każdym razie zbliżają się urodziny królowej. Od lat wyprawia się tu z tej okazji bal. Zjadą się wszyscy okoliczni władcy, ich synowie, czy w ogóle goście z krain, o których tu się nie mówi. Tym bardziej wszystko będzie zorganizowane z przepychem, bo Red wciąż nie ma męża, więc każdy jednej księciunio będzie się do niej zalecał – dodał, przewracając oczami, jakby już miał tego dość. 

– C-co? Jak?

– Normalnie – Jack westchnął ciężko, bo chyba był zmęczony tłumaczeniem Michaelowi co jakiś czas wszystkich zwyczajów na zamku i nie tylko. – Z tego, co słyszałem, to doradcy są strasznie niecierpliwi i naciskają na potomka, a przecież nie będzie dziecka bez męża. Red jednak nie chce nikogo sobie szukać. Tak przynajmniej to zrozumiałem, gdy kilka dni temu szykowałem konie dla tych gburów – dodał, przewracając oczami. Jack nie ukrywał swojej niechęci do doradców. Nie lubił ich, oni nie lubili jego i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Na szczęście to Red ostatecznie decydowała o tym, kto pracował na zamku, a kto nie, więc nie mieli nic do gadania w tym temacie. 

– Nie chce męża, bo ci wszyscy książęta będą chcieli ją ograniczyć i odebrać jej magię – powiedział Michael, chcąc wytłumaczyć zachowanie królowej. Odbyli już ze sobą wiele rozmów na temat samej Królowej, czy niego, więc wiedział, to i owo. – Wiesz jak ja się zachowywałem względem tego, więc oni nie będą inni – dodał, patrząc się na Jacka, a on tylko przytaknął i skinął głową. 

– Wiesz, nie obchodzi mnie to, ale wiem, że jeśli zjawi się tu kiedyś facet, to królestwo źle na tym wyjdzie. Dobrze jest tak jak jest, a Red jest najlepszą królową, gdy nikt nie wpływa na jej decyzje i nie mąci jej w głowie. Doradcy mogą sobie mówić najróżniejsze rzeczy, ale ona i tak nie zwraca na to uwagi. Co innego, jeśli byłby to nadęty burak w postaci księcia, który byłby przy niej praktycznie cały czas – powiedział, odkładając siodło na swoje miejsce. – Tego się obawiam, bo wtedy ucierpimy wszyscy i cała natura, która otacza zamek, okoliczne wsie i rozciąga się dalej w świat. 

– Miejmy nadzieje, że nikt taki się nie pojawi, kto będzie chciał ją stłamsić – powiedział Michael, po czym zgarnął kantar, aby sprowadzić Kaprysa z pastwiska i go wyczyścić. Dawno tego nie robił, a po tym wszystkim, co usłyszał, uznał, że musiał zebrać myśli. 

Blondyn westchnął ciężko, gdy już znalazł się na pastwisku i zaczął wodzić wzrokiem po wierzchowcach, aby odnaleźć Kaprysa. Zrozumiał, że serce nie bolało go przez to, że był zakochany. Bolało go przez to, że zrozumiał jak łatwo mógł stracić brunetkę, gdy zjawią się ci wszyscy ważni goście i książęta. Każdy jeden mógł jej przecież zawrócić w głowie i mu ją odebrać, a co za tym szło, odebrać mu już cały jego sens istnienia. Zdał sobie sprawę z tego, że się zakochał i to jak taki idiota, który zupełnie nie zauważył tego, co się z nim stało. Gdy zaciskał swoje dłonie na lonży, miał ochotę się rozpłakać i walić pięścią po murach, bo przecież kim on był, aby ubiegać się o rękę Królowej? Nie był nawet pewien, czy w jakikolwiek sposób odwzajemniała jego uczucia. Owszem, przypuszczał, że go polubiła, ale to nie musiało wcale znaczyć coś więcej. Nie musiało, ale mogło, prawda?

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Michael cały dzień spędził w stajni. Nie przypuszczał nawet, że znajdzie się dla niego tyle obowiązków, ale nie narzekał. Im więcej miał pracy, tym mniej myślał i mniej rozpaczał nad swoim losem. Jego umysł i tak zdążył już napisać czarne scenariusze odnośnie tego, co się z nim stanie, więc naprawdę nie chciał tym sobie zawracać głowy i wolał się skupić na koniach. Pod wieczór jednak, gdy większość koni lśniła, była najedzona, a boksy uprzątnięte, uznał, że nic już po nim i pożegnał się z Jackiem, po czym udał się już do zamku. Chciał porozmawiać z Red, bo zawsze mu to poprawiało humor, zresztą zdążył się za nią stęsknić od rana. 

Udał się do jej komnaty, ale w środku nikogo nie było. Na wieży, w której zazwyczaj obserwowała nocne niebo i gwiazdy również było pusto. Żałował, że od razu nie sprawdził sali narad, czy lochów, ale w sali też jej nie było. Z nadzieją zbiegł po schodach na dół i skrzywił się, gdy poczuł jak ciarki przebiegają mu po plecach. Dalej nie przywykł do tego miejsca i lochy napawały go grozą, choć z drugiej strony bardzo miło wspominał jeden pocałunek z brunetką, który miał miejsce właśnie tam. Rozejrzał się dookoła, mając nadzieje, że nie natknie się na żadne węże, nietoperze, czy coś w tym rodzaju, po czym powoli ruszył przed siebie, cały czas bacznie obserwując otoczenie. Nie to, że nadal był uprzedzony do magi, bo taka postawa zaczęła w nim zanikać, ale naprawdę nie chciał skończyć z wrzaskiem, bo coś zaczęło mu się zaciskać na nodze, czy wleciało mu w twarz. Już miał z tym wspomnienia i nie chciał powtórki z rozrywki. 

Michael w końcu dotarł pod odpowiednie drzwi i uchylił je, ale w środku nie było Red. Był za to Merlin, który pochylał się nad kociołkiem z bulgoczącą zawartością. W środku unosił się zapach jakiś ziół i blondyn zdecydował się wsunąć do komnaty. Nie był pewien, czy w niczym nie przeszkodzi magowi, ale chciał się dowiedzieć, gdzie się podziała Red. Odchrząknął cicho, po czym podszedł powoli do Merlina. 

– Dobry wieczór, Michael – Czarodziej spojrzał na niego spod krzaczastych brwi i posłał mu lekki uśmiech. Blondyn niepewnie odwzajemnił gest, bo o ile upewnił się, że Red nie zrobi mu krzywdy, to jednak nie był przekonany co do tego w przypadku jej nauczyciela i wolał mu niczym nie podpaść. – Czego ci potrzeba?

– Dobry wieczór – Skinął głową, uznając, że będzie odpowiedzieć najlepiej w ten sposób. – Szukam Red. 

– Domyślam się, ale niestety nie potrafię ci powiedzieć, gdzie się podziewa. Późnym popołudniem wyjechała z zamku do lasu i do tej pory nie wróciła. Powiedziała mi tylko, że to coś ważnego i mam się nie martwić – Mag wzruszył ramionami, po czym rozłożył ręce i wrzucił do kociołka kolejne składniki. – Ja się zaszyłem tutaj, bo to sprzątanie wytrąca mnie z równowagi i nie pozwala mi się skupić. Nikt na tym nie traci, a ja przynajmniej zrobię coś pożytecznego na swój sposób - dodał, uśmiechając się lekko, po czym spojrzał na blondyna. Przeczuwał co się święci już od jakiegoś czasu i wiedział, że Clifford też nie był obojętny jego podopiecznej. 

– Ja cały dzień byłem w stajni, bo nie chciałem przeszkadzać – powiedział, chowając dłonie do kieszeni spodni. – Czyli nie ma jej tu i nie wiadomo kiedy wróci?

– Nie mam pojęcia, ale myślę, że możesz na nią poczekać. Na pewno się ucieszy – Merlin uśmiechnął się, po czym wrócił już do swojego eliksiru, a Michael zdecydował, że tak właśnie zrobi. Miał tylko nadzieje, że Red nie stała się żadna krzywda i wróci do zamku cała oraz zdrowa. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

dzisiaj w nocy skończyłam pisać queen, więc będę dodawać już rozdziały codziennie :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro