Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{20 → justice}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝒥𝓊𝓈𝓉𝒾𝒸𝑒
chapter twenty

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Red poprawiła się na swoim tronie i zacisnęła dłonie na podłokietnikach, po czym wyprostowała się jak struna. Brunetka nie była w nastroju na żarty i wszyscy zdążyli się o tym zorientować. Pogoda również nie nastrajała zbyt optymistycznie, przez co służba nie odzywała się ani słowem i nikt nie wchodził nikomu w drogę. Skrupulatnie wypełniano swoje obowiązki, czekając przy okazji w napięciu na sprowadzenie najemników odpowiedzialnych za napaść na królową i Clifforda. Red wiedziała, że musi wymierzyć im surową karę, bo Michael ledwo co uszedł z życiem z tej zasadzki, a ona sama była później mocno osłabiona. Nie zmieniło to jednak faktu, że przez te wszystkie lata swojego panowania nigdy nie przyzwyczaiła się do bycia surową królową. O wiele bardziej odpowiadały jej pokojowe metody i zadośćuczynienie, ale w tym przypadku nie było o czymś takim mowy. Nie zamierzała nikomu pobłażać, bo mogli ją zabić, gdyby nie fakt, że blondyn, który jej towarzyszył przyjął większość ciosów na siebie i prawie przez to umarł. 

– Kiedy przybędą? – spytała beznamiętnie Miraza, który stał tuż obok i obserwował uważnie całą komnatę swoim spokojnym wzrokiem. Clifford, znajdujący się po przeciwnej stronie brunetki przełknął niepewnie ślinę. Nie chciał jej tego mówić wprost, ale nieco go przerażała w takiej odsłonie. Nie była to zasługa magi, czy czegoś w tym rodzaju, ale po prostu silnego charakteru, który Red posiadała. 

– Zaraz powinni tu być, wasza wysokość – odpowiedział doradca, gdy jego wzrok spoczął na ciele królowej. Red skinęła głową, a potem odchrząknęła cicho, mając nadzieje, że rzeczywiście niedługo sprawcy dotrą przed jej oblicze. Zbierało się na kolejną burzę, a nic tak nie działało jako postrach jak właśnie burza. – To trzech mężczyzn. Z tego, co mi wiadomo i z tego, co usłyszałem od Merlina – dodał wyjaśniając dalej. Niestety czarodziej nie mógł być obecny przy tej rozmowie, bo wezwały go jakieś sprawy niecierpiące zwłoki w innej części królestwa i musiał się tam niezwłocznie udać. Red nie miała nic przeciwko temu, bo przecież nie był jej własnością, a tylko nauczycielem i miał prawo do swoich prywatnych spraw. 

– Lepiej dla nich, abym nie straciła cierpliwości – przyznała chłodno, poprawiając koronę na swojej głowie. Granatowa suknia, którą miała na sobie eksponowała jej dekolt i pełne piersi, a także ciasno przylegała do smukłego ciała królowej. Michael, czy tego chciał czy nie, musiał przyznać, że nie mógł oderwać od niej swojego wzorku. Była przepiękna, nawet jeśli była zła. – Nie mam czasu i nie będę go marnować przez to, że ktoś nie dopełnia swoich obowiązków tak jak powinien – dodała znacząco, na co Miraz przytaknął głową i miał już ruszyć w stronę drzwi, aby pogonić strażników prowadzących winowajców na osąd, ale akurat wtedy do środka wpadł korowód z trzech mężczyzn zakutych w kajdany i cały jeden oddział zbrojnych. 

Red odchrząknęła cicho, gdy winni stanęli przed nią i przełknęła ślinę. Nie zamierzała się patyczkować, bo nie o to chodziło, a jeśli chciała uchodzić w oczach poddanych za królową, z którą się nie zadziera i nie można jej obalić, to musiała się wykazać w tym wypadku kreatywnością. 

– Wasza wysokość, to ci zdrajcy, którzy odważyli się na ciebie napaść – zaczął Miraz, po czym odsunął się na bok, aby uniknąć furii swojej królowej. Zerknął porozumiewawczo na Michaela i razem zrobili jeszcze jeden krok w tył. Blondyn nie wiedział, czego może się spodziewać, ale w tamtym momencie Miraz stał się mu dziwnie bliski w tej sytuacji i uznał, że będzie lepiej się go trzymać. Tak dla bezpieczeństwa. 

– Kim jesteście i kto was najął? – spytała Red, a jej chłodny głos rozniósł się po komnacie i odbił echem od ścian. 

Odpowiedziało jej milczenie, co nieco ją zirytowało, ale uznała, że najpierw wypadałoby przyjrzeć się sprawcą tego napadu w lesie. Było ich trzech. Każdy jeden mniejszy od poprzedniego. Ten najwyższy, który i tak nie grzeszył wzrostem, był dosyć postawny. Miał bliznę ciągnącą się przez całą twarz i brązowe oczy, którymi mierzył brunetkę. Nie zwróciła na to jednak uwagi, bo przeniosła swoje spojrzenie na drugiego. Ten był niższy od swojego kompana, miał jasne włosy i brakowało mu palca u ręki. Najmniejszego u prawej. Nie wzbudził szczególnego zainteresowania Red, więc zerknęła na ostatniego, który szczerze mówiąc przypominał bardziej karła niż człowieka, ale uznała, że zachowa ten komentarz dla siebie. Zwilżyła jeszcze wargi zanim kolejne słowa opuściły jej usta i odchrząknęła kolejny raz. 

– Kto wam zapłacił, abyście mnie napadali? – spytała znowu, nieco ostrzej niż zamierzała, ale widziała jak jeden z nich zadrżał przez jej głos, więc mimo wszystko tego nie pożałowała. 

– Mówcie, jeśli wam życie miłe – zaczął Miraz, który czuł nic innego jak tylko obrzydzenie do tych trzech mężczyzn. Nie wyglądali zbyt zachęcająco, a już na pewno tak nie pachnęli, więc doradcy zależało na tym, aby jak najszybciej załatwić tę nieprzyjemną sprawę. 

Red oparła się o tron, po czym zerknęła przelotnie na Michaela, który stał bez słowa z boku, aby nie przeszkadzać, po czym od nowa wbiła swoje spojrzenie w trzech zdrajców. Królowa przełknęła ślinę, unosząc lekko podbródek, aż w końcu jeden z trzech pojmanych mężczyzn otworzył usta, aby zaraz po tym je zamknąć. Chyba nie był przyzwyczajony do presji jaką wywierała na nim groźba śmierci. W dodatku śmierci w okrutny sposób, bo to nie byłoby zwykłe powieszenie czy ścięcie, Red by już o to zadbała. 

– Mów – warknęła, po czym podniosła się z tronu i zaczęła stawiać ostrożne kroki w kierunku mężczyzny stojącego w środku. Był jej wzrostu, ale gdy się tak skulił w sobie, sięgał brunetce zaledwie do brody. – Nie radziłabym wystawiać mojej cierpliwości na próbę. Gdy czegoś żądam, ma to zostać wypełnione bez mrugnięcia okiem, rozumiesz? Pytałam się, kto was najął do tego, aby pozbawić życia mnie i mojego żołnierza – dodała twardo, akcentując swój status. 

– M-my... – odezwał się, ale ten wyższy posłał mu złowrogie spojrzenie, które zabraniało o czymkolwiek wspominać. Widać, że to on nimi rządził, więc Red skinęła głową na gwardzistę, który stał za nimi. Popchnął najwyższego na kolana i przyłożył mu nóż do gardła. 

– Może ty mi coś powiesz? – Red podeszła do niego, zaplatając swoje dłonie na plecach. Miała na swojej twarzy cyniczny uśmiech i złowrogi błysk w oku, który mówił, że naprawdę była gotowa pokusić się o tortury, aby cokolwiek wyciągnąć z tych trzech mężczyzn. – Słucham, bo widzę, że jesteś skory do dyskusji – dodała, obserwując przy okazji jak z trudem przełyka ślinę, nie chcąc przez to pokaleczyć sobie gardła. 

– Nic ci nie powiem, dziwko – fuknął, dysząc coraz ciężej. Red skinęła głową na gwardzistę, który wykręcił mężczyźnie do tego stopnia rękę, że się złamała i wyglądała później jakby była z gumy. – Kurwa!

– Dojdziemy do porozumienia, czy mam rozkazać, aby połamać ci nogi i drugą rękę? – spytała niewzruszona. Mężczyzna jednak zasznurował usta, co skończyło się złamanym goleniem. Jego krzyki rozniosły się po całym zamku i przyprawiły Michaela o dreszcze, ale stał niewzruszony, obserwując brunetkę. Raz czy dwa zerknął tylko na Miraza, ale jego twarz nie ukazywała żadnych emocji. Był już chyba przyzwyczajony do Red w takiej odsłonie, za co go podziwiał, bo w duchu przeraził się Królowej. – Ja dalej czekam – dodała po chwili, po czym zaczęła się przechadzać wokół mężczyzn.

– Nie wiem kto to był, bo się nie p-przedstawił – odezwał się ten sam co wcześniej. – Po prostu kazał napaść na ciebie, wasza wysokość. Zostawił pieniądze oraz rozkazy i wyjechał – dodał drżącym głosem. Red zaciekawiona odwróciła się do tego mężczyzny i podeszła bliżej.

– Jak wyglądał? – spytała, drążąc temat. Nie zamierzała zostawiać tego, czego już się dowiedziała tak po prostu. Zleceniodawcę również miała spotkać kara, czy tego chciał czy nie. 

Mężczyzna, który się przełamał, zaczął opowiadać. Mówił, kiedy dostali pieniądze na zlecenie i gdzie mieli odebrać drugą część zapłaty. Rysopis owego faceta obiecującego pieniądze idealnie wręcz pasował do Lorda Berna, któremu wcześniej uciekł Michael. Na jego wspomnienie blondyn mimowolnie się zarumienił i zaczął wodzić wzrokiem tu i tam, aby ukryć załopotanie. Red jednak nie zwróciła na to uwagi, bo ogarnęła ją wyjątkowa furia, której nie była w stanie opanować. Usiadła z impetem na tronie i zaczęła oddychać ciężko. Wilk, który leżał obok, zaintrygowany podniósł pysk, aby zobaczyć, co się działo z brunetką.

– Nie pozwolę sobie na taką samowolkę w moim królestwie – powiedziała twardo. – Mirazie, zawołaj posłańca. Muszę wysłać list Lordowi. Dostanie za swoje – dodała otwarcie i spojrzała na doradcę. On przytaknął głową i ruszył w stronę drzwi od komnaty. 

– Co mam zrobić z tymi ludźmi, wasza wysokość? – spytał gwardzista, starając się zapanować nad tym, który zaczął wcześniej wyzywać Red.

– Rzuć ich na pożarcie wilkom w lesie. Ostatni ma zginąć ten, który powiedział najwięcej – Machnęła ręką, odprawiając tym samym całą trójkę. Nie miała ochoty już ich oglądać. Wciąż jednak była nabuzowana i nie zamierzała czegoś takiego jak próba mordu na władzy przeszła komuś płazem. – Upewnij się, że tego nie przeżyją. Lord Bern ma dostać to co zostanie w prezencie – dodała jadowicie. 

Gwardzista przytaknął głową, po czym zawołał kilku swoich kolegów po fachu i wyprowadzili zbrodniarzy z sali narad. Red odprowadziła ich wzrokiem, po czym zacisnęła znowu dłonie na podłokietnikach i wzięła kilka głębszych oddechów. Bez Merlina czuła się bardzo podatna na złe emocje i wiedziała, że czeka ją jeszcze wiele nauki, aby nie dać sobą tak łatwo targać pod względem emocji. Michael miał już coś powiedzieć, ale uznał, że może przyda się w stajni i po prostu odszedł razem ze strażnikami. Wolał nie denerwować Red bardziej niż była, bo przypuszczał, że kilka głupich i zupełnie niepotrzebnych słów kosztowałoby go wtedy życie. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

zostało 10 rozdziałów do końca! x

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro