{2 → lady on a wolf hill}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝐿𝒶𝒹𝓎 𝑜𝓃 𝒶 𝒲𝑜𝓁𝒻 𝐻𝒾𝓁𝓁
chapter two
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Tamten poranek w królestwie zapowiadał się naprawdę pięknie. Z resztą, jak każdy poprzedni. Słońce już na dobre rozpoczęło swoją wędrówkę po niebie, budząc do życia nawet najmniejszych mieszkańców. Ludzie powychodzili ze swoich domostw, aby nakarmić zwierzęta, pójść na targ, czy kontynuować swoją pracę. Czworonogi niekiedy wdzięczne im pomagały, a dzieciaki ganiały po podwórzach, bawiąc się ze sobą i dokazując swoim rodzicom. Wszędzie zrobiło się głośno i tłoczno, ale na swój sposób przyjaźnie. Na targu pojawiło się wielu nowych kupców, wykrzykiwano co chwila nowe ceny poszczególnych towarów, wymieniano się nimi, tudzież robiono układy dotyczące najczęściej pozyskania tego, co najświeższe, najlepsze i najtańsze.
Ktoś dbał jednak, aby to wszystko, cały ten nieład, a może wręcz przeciwnie w dalszym ciągu trwał. Pewna harmonia, która wynikała z równowagi zachowanej nie tylko w naturze, ale również w kontaktach międzyludzkich, czy nawet pojedynczym życiu człowieka. Królowa wyglądała przez swój balkon na oddaloną wioskę, a także na każdego mieszkańca swojego zamku. Bystry wzrok brunetki przeszywał na wskroś wszystko i wszystkich, ale pod żadnym względem nie był on jakimś wyrazem srogości. Była po prostu ciekawa tego innego wymiaru egzystencji, jak każdy człowiek sprawujący władzę. I choć czasem marzyła, aby opuścić swój pałac, zdjąć koronę i po prostu odstawić gdzieś na bok spoczywające na barkach brzemię, to nie mogła sobie na to pozwolić. Owszem, odwiedzała wioski, sprawiając tym czynem wielkie poruszenie pośród ludu, ale ostatnio jakoś ten nawyk odszedł na dalszy plan. Wszyscy ci doradcy, czy nawet sam Mistrz - jak zwykła nazywać Merlina - skutecznie przywoływali u niej głos rozsądku, a także sprowadzali na ziemię, gdy miała chociaż chwilę na zanurkowanie w obłokach.
– Dzień dobry, panienko – powitała ją służka, która przyszła ze śniadaniem. Miała także pomóc ubrać się królowej, ale ta z kolei nie miała zamiaru niepotrzebnie jej forsować. Poza tym była młodą i dosyć samodzielną kobietą, a nałożenie na siebie granatowej sukienki wykonanej z delikatnego materiału, czy korony na głowę z pewnością nie wymagało głębszej filozofii. Pani Mallory zmarszczyła brwi, widząc swoją władczynię poza łóżkiem, po czym odstawiła tackę na niewielki stolik. – Powinnaś jeszcze odpoczywać, królowo. Jest dosyć wcześnie. – pozwoliła sobie zauważyć i zatrzymała się w pobliżu brunetki.
– To raczej ty powinnaś odpocząć – posłała jej ciepły uśmiech. – A ze mną jest wszystko w porządku. Migrena już mi tak nie dokucza, jak wczoraj. Nie martw się – zachichotała i zerknęła na wilka, który leżał pod jej stopami. Dairine ułożył głowę na swoich przednich łapach i westchnął, jakby już się zmęczył, chociaż było to raczej niemożliwe. – W razie czego mam swojego opiekuna – królowa dopowiedziała, a później przepuściła starszą kobietę, jako pierwszą, choć ta się temu sprzeciwiała.
– Merlin kazał mi się panienką opiekować, to wszystko – wyjaśniła prosto powody swoich trosk. Odwzajemniła nieśmiało uśmiech królowej. Red na swój sposób wzbudzała w niej ogromny respekt, choć była o wiele młodsza. – Kazano mi przekazać, że dzisiaj prawdopodobnie już do nas wróci.
– Ojej, to bardzo miłe – zachichotała, rzucając okiem na swoje odbicie w lustrze. Nigdy nie należała do samolubnych osób, które dążyły do uzyskania ideału w swoim wyglądzie, czy sylwetce. Podobała się sobie, taką jaką była, poza tym podobno i tak była głównym tematem na ustach samotnych królów, lordów, czy książąt. – Cieszę się, że to już dzisiaj. Brakuje mi go, a wilki za nim tęsknią. – dodała, wskazując na resztę. Szczenięta z nowego miotu jeszcze spały, podobnie, jak ich matka, na co królowa uśmiechnęła się szeroko. Traktowała je wszystkie jak swoje dzieci. Nawet tego samca alfę.
– Czy jest coś, czego panienka potrzebuje w takim razie? – Służka zapytała miło, prosząc później, aby królowa zjadła śniadanie. Martwił ją fakt, że ostatnio niewiele jadła, czy piła i zastanawiała się, czy znowu przypadkiem ktoś nie wyrządził jakiś złej rzeczy, a ta źle wpłynęła na jej królową. Nie miała jednak odwagi o to spytać. Red traktowała magię wyjątkowo intymnie i czasem nawet Merlin nie mógł do niej dotrzeć, jeśli chodziło o ten temat.
– Nie, a jeśli jednak zmienię zdanie, to gdzieś cię znajdę. Miłego poranka. – odpowiedziała, na co kobieta ukłoniła się, po czym wyszła, a Red usiadła do śniadania, chociaż i tak większą jego część zjadł Dairine, a później także Daisy, która się przebudziła ze snu.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Nieobecność Mistrza sprawiła, że królowa odpuściła sobie naukę. Poza tym radziła już sobie dosyć dobrze z alchemią i wydawało jej się, że za niedługo zostawi za sobą ten przedmiot, a zajmie się czymś nowym. Merlin stale rozwijał w niej coś nowego, co tylko potęgowało jej moc, która bez tego była już bardzo potężna. Red udała się razem ze swoją wilczą rodziną do ogrodu, który - podobnie jak zamek - był sporych rozmiarów. Wszędzie rosły róże stulistne, a także stokrotki, które były ulubionym rodzajem kwiatów królowej. Ona sama usiadła gdzieś pośrodku na trawie, otaczając się zwierzętami, którymi się opiekowała, a jej dłonie bezwiednie zaczęły splatać wianek. Daisy leżała koło niej, mając postawione uszy. Nasłuchiwała, czy nikt przypadkiem nie ma zamiaru przeszkodzić jej matce, albo czy nic nie zagraża jej szczeniętom, które ciekawe świata powoli odkrywały tajemnice ogrodu.
W pewnym momencie jednak do brunetki zaczęły wracać wspomnienia. Gdy była jeszcze dzieckiem, pamiętała doskonale, jak przychodziły w to miejsce z matką, choć sama Luna była już tylko cieniem w pamięci młodej królowej. Wtedy nikt im nie przeszkadzał, a sama Red miała wrażenie, że słoneczne dni i lato, której jej matka nosiła w sercu było niepokonane przez noc i pozostałe pory roku. Splatały wtedy wianki, jak ona dzisiaj, czy matka opowiadała jej ulubioną historię, jaką było poznanie ojca brunetki. Tamte czasy jednak robiły się coraz odleglejsze i pomimo tęsknoty, trzeba było iść naprzód. Red żałowała, że wszystko potoczyło się w ten sposób, a jej rodzice zginęli z rąk wrogiej czarownicy, Ravenny. Gdy królowa miała osiem lat, czarownica rozpętała piekło na ziemi, próbując zostać najpotężniejszą ze wszystkich. Na przeciw wyszedł jej Merlin, razem z Luną, która wtedy również była jego uczennicą. Niestety kobieta przegrała tą walkę, ginąc od czarnej strzały, którą w jej kierunku posłała przeciwniczka. Jacob również nie przetrwał. Stracił swoje życie na polu bitwy. Ravenna była na tyle potworna, że owinęła sobie wokół palca władcę sąsiedniego królestwa, a podjęte przez nią działa zapoczątkowały konflikty zbrojne, które na szczęście skończyły się tak szybko, jak się zaczęły. Czarownica chciała pozbyć się również następczyni tronu, ale Merlin na to nie pozwolił i zabrał ośmioletnią Red do swoich krewnych na zachód. Sam rozprawił się z czarownicą, ukazując w ten sposób, że czarna magia nigdy nie wygra z białą. Później starano się odbudować królestwo, ale trwało to kilka lat i odrodziło się ono w pełni dopiero, gdy Red zasiadła na królewskim tronie, a jej głowę przyozdobiła korona. Od tamtego czasu minęło już prawie sześć lat, a ona nauczyła się sprawiedliwie i rozsądnie władać. A także kontrolować swoją moc.
Czasem jednak wymykała się ona spod kontroli, co odbijało się na niej samej negatywnym skutkiem. Red oprócz posiadania w sobie źródła potężnych czarów, wiedziała, co dzieje się w każdym zakątku jej królestwa. Była nierozłącznie związana z naturą, a jeśli ktoś zrobił coś wbrew niej, to nieświadomie - bo niewiele osób miało o tym pojęcie - ją ranił. Brunetka wiedziała, kiedy jakie zwierzę idzie spać, kiedy się budzi, albo czy nie jest przypadkiem głodne. To samo tyczyło się roślin i mówiono, że tam, gdzie się pojawiała, wszystko stawało się bujniejsze, a kwiaty jeszcze piękniejsze. Sam ten fakt czynił ją wyjątkową, a to, że stała się Wilczą Matką tylko to spotęgował. Chociaż gdyby nie Merlin, to nikt w królestwie też nie miałby o tym pojęcia i nie nabrał szacunku do tych zwierząt.
Wszystko zaczęło się, gdy wracał z Red to zamku, a ona wśród zarośli znalazła osierocone szczenię. Postanowiła się nim zaopiekować, a czarodziej do tej pory przysięgał, że to był jej pierwszy rozkaz. Daisy urosła, królowa stała się głową wszystkich ziem leżących w granicach królestwa i gdy zbliżał się dzień koronacji, a także wyboru nowego herbu, heraldycy nie bez powodu zaproponowali srebrną sylwetkę czworonoga na granatowym tle.
Red pokręciła głową w pewnym momencie, jakby mając dość wspomnień i po prostu wzięła oddech. Nie było to zdrowe, bo gdy ona sama popadała w zły nastrój, to wszystko inne również, więc nie było nic dziwnego w tym, że róże nieopodal zaczęły omdlewać. Królowa wstała, po czym nabrała wody z fontanny w dłonie i podlała krzak, aby nic poważniejszego mu się nie stało. Uśmiechnęła się, widząc, że na nowo staje się piękny, po czym wróciła do swojego wianka. W prawdzie szczenięta zaczęły jej przeszkadzać w niektórych momentach, ale jej dobre serce tylko się dzięki temu rozczulało.
– A kogo moje oczy widzą? – Czarodziej zaszedł ją od tyłu, układając swoje dłonie na jej ramionach. Królowa podskoczyła ze strachu, a jej usta opuścił cichy pysk. – Witaj, Red – dodał, gdy wstała i omiotła go wzrokiem. Merlin wrócił, tak jak mówiła jej pani Mallory.
– Mistrzu! – wpadła mu w ramiona i przytuliła się do starca. Bardzo się za nim stęskniła. Nie lubiła, gdy ją opuszczał, ale też doskonale rozumiała, dlaczego to robi i tylko cieszyła się, kiedy znów się pojawiał. – Brakowało mi ciebie – westchnęła, gdy odsunęli się od siebie na moment.
– Mi ciebie również – pokiwał zgodnie głową. – Czy mi się wydawało, czy znów wypiękniałaś? - dodał, obracając ją wokół siebie.
– Przesadzasz – zarumieniła się lekko, aby później wymamrotać ciche, ale dźwięczne ❝dziękuje❞. – Jak ci minęła podróż? – dodała, odwracając jego uwagę od siebie. Wolała posłuchać o tym, co widział po drodze, niż dalej być komplementowaną.
– Bardzo dobrze, ale Ametyst chyba robi się już za stary na jakieś dłuższe wędrówki. Z resztą obaj się starzejemy – machnął dłonią, mając na myśli swojego konia. – Za niedługo będę musiał ustąpić ci miejsca, kochana.
– Nawet tak nie mów, to ty jesteś tutaj najlepszym czarodziejem – sprzeciwiła się.
– Jako moja uczennica, powoli mnie przerastasz. Twoja matka również taka była – powiedział, posyłając jej uśmiech. Schylił się w między czasie, aby przywitać się z wilkami, które okrążyły go, domagając się pieszczot z jego strony. Daisy nawet polizała go po policzku.
– Nie zasługuje na te wszystkie komplementy, jeszcze sporo pracy przede mną – uznała, przykucając obok niego. Jedno szczenię wkradło jej się na kolana. Brunetka zaczęła drapać je za uchem.
– Owszem, dlatego od jutra wracamy do twojej ukochanej alchemii. – roześmiał się, na co przewróciła oczami, po czym wstali. Wezwano ich na obiad, więc powoli ruszyli w kierunku jadalni. Merlin wziął królową pod ramię, a wilcza rodzinka powędrowała za nimi.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
jest drugi rozdział, jest i red, co o niej sądzicie?
komentarze i gwiazdki mile widziane x
all the love, red x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro