{17 → she}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝒮𝒽𝑒
chapter seventeen
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Michael powoli dochodził do siebie. Oczywiście i tak Red zabroniła mu wstawać, a także wykonywać jakieś gwałtowniejsze ruchy. Rana wciąż się goiła i choć zakażenia już nie było, to brunetka i tak bała się, że stanie się coś, czego potem blondyn będzie żałował i cały czas miała go na oku. Blondynowi niezbyt to odpowiadało, bo znudziło mu się przesiadywanie w komnacie i wręcz dałby sobie uciąć rękę, aby móc wstać i normalnie pracować bez obaw o swoje zdrowie. Królowa odwiedzała go każdego dnia. Czasem zostawała dłużej, czasem nie, ale zawsze starała się znaleźć dla niego czas. Bardzo to doceniał i chociaż nie spodziewał się takiej dobroci, to był jej bardzo wdzięczny. Poczuł się w końcu dla kogoś istotny i choć przypuszczał, że brunetka ma przez to co się stało wyrzuty sumienia, to i tak było mu miło, że się nim zaopiekowała i troszczyła się o to, aby wszystko było z nim w porządku.
Tamtego dnia Red jednak się nie zjawiła i Clifford zaczynał już zastanawiać się, czy zeszłego wieczora nie powiedział czegoś głupiego, co mogło ją od niego odepchnąć, ale niczego takiego nie mógł sobie przypomnieć. Blondyn bez sensu kręcił się po komnacie, a raczej kuśtykał, bo jego ciało wciąż czasami odmawiało mu posłuszeństwo. Miał też ograniczoną sprawność ruchową przez ranę i sam chciał, aby się już zagoiła, więc nie robił niczego głupiego, co mogłoby mu w jakiś sposób zaszkodzić. Przeczesał palcami włosy, gdy wyjrzał przez okno na dziedziniec i zauważył jak Jack krząta się tu i ówdzie, dźwigając ze sobą wiadra z jedzeniem dla koni. Westchnął ciężko, wiedząc, że minie jeszcze trochę czasu zanim do tego wróci i przyłapał się na tym, że nie chciał niczego innego jak prostej fizycznej pracy, którą przecież miał wykonywać za karę.
– Mogę ci przeszkodzić? – usłyszał za sobą, przez co niemal podskoczył ze strachu i momentalnie odwrócił się na pięcie, aby zobaczyć, kto przyszedł do komnaty. Nie usłyszał jak drzwi się otwierają, ale gdy rozpoznał czarodzieja, który był nauczycielem Red, dotarło do niego, że wcale nie musiał używać drzwi, aby wejść do środka. Nieco go to przeraziło, ale uznał, że zachowa to dla siebie. Nie chciał być niemiły.
– T-tak – przyznał, po czym przełknął ślinę i podreptał do łóżka, aby jego gość nie stał tak bez sensu. Wskazał mu fotel, który normalnie zajmowała Red, a sam przysiadł na materacu. Syknął przy tym z bólu. Złapał się za bok, w miejscu w którym jeszcze niedawno tkwił sztylet, a Merlin ściągnął brwi.
– Nie wydaje mi się, abyś czuł się najlepiej – uznał w końcu, zajmując wskazane mu miejsce. Jego szata tamtego dnia miała kolor przybrudzonego nieba i choć nie do końca współgrało to z jego siwymi włosami, to Clifford wolał tego nie komentować. Czarodzieje i magia to dalej była dla niego abstrakcja i choć starał się to wszystko pojąć, to po prostu nie potrafił.
– Przeżyje – powiedział niby nonszalancko, ale mag zauważył jak zaciska zęby. – Za dużo się dzisiaj ruszałem i to dlatego.
Merlin skinął głową, a potem westchnął cicho. Ułożył swoje łokcie na oparciach fotela i wbił swoje spojrzenie w mężczyznę przed sobą. Musiał przyznać, że Michael wyglądał jak typowy facet szukający zarobku i choć nie robił w tego w sposób legalny, to jednak w jego oczach było coś, co sprawiało, że bardzo łatwo się z niego wyczytywało poszczególne wiadomości. Prawie jak z otwartej księgi. A przynajmniej dla Merlina było to łatwe. Nie wiedział jak to wyglądało w przypadku Red, ale wyczuł, że coś było na rzeczy. Królowa rzadko kiedy była rozkojarzona i choć mogła to być sprawka wyrzutów sumienia, to jednak coś nie chciało mu się wierzyć, że tak bardzo przyjęłaby się stanem obcego człowieka, gdyby rzeczywiście był jej obojętny.
– Powiedz mi, Michael, tak? – spytał jeszcze, aby się upewnić. Blondyn skinął głową i zerknął na niego zaciekawiony. Jego spojrzenie było bystre, a błysk w oku wskazywał na spore chęci do buntu. Merlin był ciekawy jakby sobie poradził z rozjuszoną bandą w karczmie i czy udałoby mu się ich okiełznać. – Powiedz mi, co sądzisz o naszej Królowej?
– Co sądzę o Królowej? – spytał, jakby chciał się upewnić, że dobrze usłyszał. – Cóż, nigdy nie spotkałem się z taką dobrocią. A miałem do czynienia już z wieloma władcami. I lordami. Każdy jeden z nich nigdy nie wykazał się takim dobrym sercem jak Red.
– To prawda, ona jest aż za bardzo dobra. Oczywiście to leży w jej naturze i czasem nieco ją to gubi, ale po prostu nie umie inaczej. Najchętniej pomagałaby wszystkim. Nawet najdrobniejszym robaczkom – przyznał czarodziej i mimowolnie uśmiechnął się pod nosem.
– Jest też bardzo piękną kobietą. Chyba najpiękniejszą jaką widziałem w całym swoim życiu – powiedział Michael i Merlin zauważył, że nieco się tego zawstydził. – Kiedy tam leżałem, w lesie, miałem wrażenie, że nie pochyla się nade mną kobieta, ale anioł – dodał szczerze, zaciskając swoje dłonie na krawędziach łóżka. Przełknął ślinę, a Merlin nie ukrywał już swojego uśmiechu. Był pewien, że ten mężczyzna, choć zapowiadał się niebezpiecznie, był godny zaufania. I miłości.
– Wychowywałem ją sam. Jej rodzice zmarli przez Ravennę. To była czarownica, która próbowała przejąć kontrolę nad wszystkimi znanymi nam obecnie ziemiami. Starałem się jej powstrzymać, ucząc jeszcze wtedy matkę Red, Lunę. Niestety zginęła ugodzona zatrutą strzałą. A ojca pokonali na polu bitwy. Została zupełnie sama, nie licząc wilków, które towarzyszą jej do tej pory. Na razie tyle powinieneś wiedzieć i myślę, że to ci wystarczy. Ale nie pytaj jej się o przeszłość, bo to dla niej bardzo bolesne.
– Dobrze, nie będę – pokiwał energicznie głową, ale czarodziej był niemal pewien, że nie do końca dotarło do niego, co właśnie powiedział o królowej.
Merlin nie zdążył jeszcze dodać czegoś od siebie, bo wyczuł, że brunetka się zbliża. Mimowolnie wstał i posłał blondynowi uśmiech, a później już wbił swoje spojrzenie w drzwi. Michael też się odwrócił, jakby próbował zorientować się, o co chodzi i po chwili Red rzeczywiście przekroczyła próg komnaty, ale zatrzymała się w pół kroku, gdy odkryła, że ci dwaj mężczyźni się na nią patrzą.
– Co to za zbiegowisko? Coś się stało? – Red uniosła brew, a potem odsunęła się, aby Merlin mógł spokojnie przejść.
– Po prostu uznałem, że mu potowarzyszę dopóki nie przyjdziesz, ale już jesteś, więc nie jestem wam do niczego potrzebny – odpowiedział czarodziej i wzruszył ramionami, po czym puścił brunetce oczko. Nie rozumiała niczego z jego zachowania, ale zanim zdążyła w jakikolwiek sposób zareagować, Merlin wyszedł na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Mina Michaela też jej nie mówiła niczego sensownego i westchnęła ciężko, uznając w myślach, że będzie musiała uciąć sobie w najbliższej przyszłości pogawędkę z Mistrzem.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
– O czym rozmawialiście? – Red zaciekawiła się i rozsiadła wygodniej w fotelu. Atmosfera trochę się rozluźniła i żadne z nich już się nie krępowało tym, co się stało już jakiś czas temu.
– W zasadzie to o tobie – powiedział szczerze blondyn. Red pomogła Michaelowi się położyć, bo był zmęczony i nie czuł się najlepiej. Nadal się o niego martwiła i wciąż dbała o to, aby miał wszystko, co najlepsze i szybko wracał do zdrowia. – Nie wiem, skąd w ogóle Merlin wziął pomysł, aby tu przyjść, ale poczułem się trochę, jakbym zrobił coś głupiego.
– On już taki jest. To trochę męczące, ale wychowywał mnie. Traktuje mnie jak swoją córkę, więc pewnie się martwi o to, że poświęcam ci tyle czasu – Wzruszyła ramionami, jakby starała się to sobie logicznie wytłumaczyć.
– To bardzo miłe z jego strony – przyznał niepewnie, odwracając się w stronę brunetki, aby móc spojrzeć na jej twarz. Naprawdę była najpiękniejszą kobietą, jaką kiedykolwiek widział. Red posłała mu uśmiech, a później założyła kosmyk włosów za ucho i wygładziła sukienkę, którą miała tamtego dnia na sobie. Był czerwona i bardzo pasowała do brunetki. Michael nie znał się na tych tych wszystkich tkaninach i krojach, ale naprawdę wyglądała przepięknie.
– Do czasu, potem staje się uciążliwe, ale nie mówmy już o tym – westchnęła, kręcąc głową. – Pomyślałam, abyśmy jutro przeszli się do biblioteki, jeśli będziesz się czuł na siłach. Co ty na to? Wiem, że na pewno masz już dość siedzenia w komnacie i nie masz tu niczego, co mogłoby cię w jakiś sposób zainteresować, więc może znajdziesz jakąś książkę dla siebie?
– Jeśli tylko będziesz mi towarzyszyć, to z chęcią w końcu stąd wyjdę. Wyglądanie przez okno na dziedziniec już mi się znudziło – przyznał szczerze, przeczesując przy tym swoje włosy.
– W takim razie postanowione – Uśmiechnęła się szeroko i założyła znowu kosmyk włosów za ucho. Michael odwzajemnił uśmiech.
Sam miał ochotę poprawić jej ten niesforny kosmyk, ale uznał, że nie jest tego godzien i lepiej będzie, jeśli będzie trzymał ręce przy sobie. Choć wydawało mu się, że Red ostatnio i tak zapałała do niego czymś w rodzaju sympatii i to ze wzajemnością, bo przyłapywał się, że coraz częściej o niej myślał, czy zastanawiał się, co robiła, gdy nie było jej w jego komnacie.
– A może pójdziemy później jeszcze na krótki spacer do ogrodu, co sądzisz?
– Kusząca propozycja – powiedział, opierając swoją dłoń na dłoni, a łokieć oparł o materac. Posłał Królowej uśmiech i potem wysłuchał już tego, co miała do powiedzenia odnośnie zupełnie nowego tematu. Zaczęli rozmawiać i czasem jedno żartowało, aby rozbawić to drugie i zanim się obejrzeli, był już wieczór, a słońce chowało się coraz bardziej za linią horyzontu. Michael nie chciał, aby brunetka go zostawiała, bo bardzo miło spędzili ze sobą czas, ale wiedział, że nie ma jej prawa o to poprosić. Mógł tylko patrzeć tęsknym wzrokiem jak wychodzi i czekać do ranka, aby wybrać się z nią na spacer.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
przepraszam, że w poprzedni weekend nie było rozdziału, ale po prostu nie dałam rady go napisać:(
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro