Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

{14 → company}

━━━━━ 🐺 ━━━━━

𝒞𝑜𝓂𝓅𝒶𝓃𝓎
chapter fourteen

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Michael zdążył popaść w rutynę. Praca nie zostawiała mu zbyt wiele wolnego czasu, a nawet jeśli już go miał i tak był zbyt zmęczony na to, aby zaczynać wycieczkę po miasteczkowych karczmach. Nie miał na to ochoty i zauważył, że wyjazd przestał go interesować. Był bezpieczny, wciąż miał dach nad głową i robił, to co lubił. Oczywiście wciąż bez pieniędzy, bo w dalszym ciągu odpracowywał to, co ukradł, ale dopóki dostawał posiłki, wcale mu to nie przeszkadzało. Z drugiej jednak strony mechaniczne wstawanie rano i chodzenie do stajni, aby doglądać koni zaczynało mu się nudzić. Dlatego też znalazł sobie małą namiastkę wolności, którą dobrowolnie sobie odebrał.

Codziennie, gdy miał chwilę wolnego czasu udawał się na pastwisko. Siadał na belkach, z których zbito ogrodzenie, aby konie i owce nie uciekły i przyglądał się zwierzętom pasącym się na świeżym powietrzu. Najbardziej uwielbiał przyglądać się Ikarowi. Koń należał do królowej i nosił się jak na królewskiego konia przystało. Galopował z wdziękiem poprzez pagórki na pastwisku, a wiatr rozwiewał jego bujną grzywę i szczotki pęcinowe, które w słońcu mieniły się na granatowo. Blondyn wodził wzrokiem za wieloma końmi, a czasem gładził je po szyjach, gdy zaintrygowane podchodziły bliżej, aby obwąchać swojego obserwatora. Uwielbiał te zwierzęta i to się nie zmieniało od dziecka. 

– Michael, masz sprowadzić Ikara z pastwiska i przygotować go do jazdy. Królowa wybiera się na przejażdżkę – Usłyszał za sobą i odwrócił się na belce, aby zobaczyć Jacka, który siedział na swoim wierzchowcu i poprawiał się w siodle. – Ja jadę do sąsiedniego miasteczka odebrać nowe podkowy dla niego i przy okazji rozejrzę się za nowym siodłem dla siebie – dodał, patrząc się na kumpla. Ich stosunki bardzo się polepszyły odkąd jednego razu się wspólnie upili. 

– Dobrze, już idę – Zeskoczył z ogrodzenia i zabrał powróz, aby móc w jakiś sposób sprowadzić ogiera do stajni. Wiedział, że czeka go czyszczenie kopyt i wyczesanie, ale nie przejął się tym. Lubił pielęgnować konie, a Ikar to uwielbiał. Pożegnali się z Jackiem, po czym Clifford wszedł na pastwisko i udał się w stronę karego ogiera. Ikar chyba wyczuł co się święci, bo dobrowolnie zaczął iść w jego stronę. Wepchnął mu chrapy w dłonie i prychnął cicho. Michael uśmiechnął się i po chwili szedł już z koniem przy boku do królewskiej stajni. Zostawili pastwisko za sobą, a wybrukowana droga poprowadziła go pod sam boks Ikara w asyście dźwięku uderzania podków o kamienie, który odbijał się echem od ścian zamku. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

Michael zapiął popręg i upewnił się, że siodło dobrze się trzyma, po czym przeniósł ciężar swojego ciała, aby zobaczyć czy Ikara nic nie uwiera. Ogier jednak stał spokojnie w boksie, czekając, aż blondyn go wyprowadzi i Red go dosiądzie. Podgryzał nieustannie wędziło, co było zwyczajnym zjawiskiem i blondyn nie zwracał już na to uwagi. Wyszedł z koniem na dziedziniec i przywiązał go do poidła, aby nigdzie nie uciekł, choć coś mu mówiło, że i tak by tego nie zrobił. Otarł później dłonie o spodnie i ramieniem otarł pot z czoła. Zaczynało się robić gorąco, a im bliżej południa było, tym bardziej żar lał się z nieba. 

– Koń jest gotowy, Wasza Wysokość – Ukłonił się Red, gdy ta się zjawiła na dziedzińcu i ośmielił się nawet pomóc jej wsiąść na Ikara. 

– To dobrze, w takim razie możesz zabrać Kaprysa i mi potowarzyszyć. Umiesz władać mieczem, więc będziesz mógł mnie obronić, gdyby ktoś chciał mnie zranić – powiedziała z wyższością, co dla Michaela nie zabrzmiało już jak zwykle polecenie królowej, ale jak jakiś wojskowy rozkaz. Pośpiesznie skinął głową i pobiegł po swoje siodło oraz uzdę. Był ciekaw, dlaczego akurat jego wybrała na swojego towarzysza, ale wolał nie zadawać zbędnych pytań. Brunetka chyba nie była w humorze na jakieś rozmowy, więc postanowił sobie je darować. Kaprys ucieszył się, że w końcu ktoś zabiera go z pastwiska. Michael osiodłał go jeszcze przy bramie i upewnił się, że wszystko jest w porządku, po czym wskoczył na grzbiet wierzchowca i był gotowy do drogi, choć nie miał przy sobie miecza. Na szczęście nie musiał o to pytać,  bo gdy zjawił się z powrotem na dziedzińcu, brunetka trzymała już w dłoniach klingę wsuniętą w pochwę i oddała mu ją. Skinął głową w podziękowaniu, po czym popędzili konie do kłusa i opuścili mury zamku. 

Michael co jakiś czas zerkał na Królową, zastanawiając się, co takiego chodzi jej po głowie. Jej osoba go zadziwiała. Przez cały ten czas, który spędził już na zamku, zauważył, że ciężko było za nią nadążyć. Potrafiła być radosna i przypominać leśną driadę, aby w drugiej chwili stać się twardo stąpającą po ziemi kobietą, która doskonale wie jaką pozycję zajmuje w społeczeństwie i czy tego się chce czy nie, trzeba liczyć się z jej zdaniem. Wtedy chyba była tą drugą wersją siebie, choć nie był do końca pewien. Red rozglądała się dookoła, siedząc nienagannie prosto na Ikarze, który szedł przed siebie dumnym krokiem. 

– Gdzie dokładnie jedziemy? – Zaryzykował i zapytał, co sprawiło, że kobieta obdarzyła go krótkim spojrzeniem, a na jej usta wpełznął uśmiech. 

– Już myślałam, że ktoś rzucił na ciebie jakieś zaklęcie i nie będziesz się do mnie odzywać – przyznała, rozluźniając swoje ramiona. – Przejedziemy się po wiosce, a później pojedziemy do lasu, dawno tam nie byłam – dodała, oznajmiając mu plan na popołudnie. 

– Wybacz, Wasza Wysokość, ale nie chciałem cię niepotrzebnie denerwować. Nie wyglądałaś na taką, która jest w humorze na jakieś żarty, czy głupie pytania. 

– Czasem tak mam, ale nie martw się, nie mam w zwyczaju ucinania głów ludziom dookoła siebie, aby się zabawić. Jestem dobrą czarownicą – powiedziała, gdy konie szły stępem przed siebie i zbliżały się do wioski leżącej w dolinie. Michael poczuł jak robi mu się trochę słabo przez to co usłyszał i tylko odchrząknął cicho oraz poprawił się w siodle, aby ukryć swoje zakłopotanie. Nadal nie przyzwyczaił się do tego, że magia otaczała go tak naprawdę na każdym kroku. – Nie musisz się mnie bać – dodała, gdy zauważyła, że się speszył i patrzył się przez dłuższą chwilę na swoje dłonie.

– Wiem, po prostu to wszystko jest dla mnie niespotykane – powiedział szczerze i westchnął cicho. Red doskonale go zrozumiała. Miała już do czynienia z wieloma osobami, którzy uważali magię za coś wyjątkowo abstrakcyjnego i choć ona sama przekonywała ich, że z jej ręki nie stanie im się krzywda, to niewiele to dawało. Potrzeba było czasu, co do tego Merlin znowu miał rację i musiała się z nim w tym momencie zgodzić, czy tego chciała czy nie. – Cała ta magia, wilki, przenikanie przez ściany, astrologia, alchemia, astronomia. Nie rozumiem tego – dodał szczerze, co ją ucieszyło, bo wiedziała, że zaczął się przed nią otwierać. 

– Musisz przestać chcieć, a wszystko stanie się jasne. Możesz mi wierzyć. Wielu przed tobą próbowało rozłożyć magię na czynniki pierwsze i zapewne wielu jeszcze spróbuje, ale szkoda zachodu. To trzeba czuć i wierzyć, że będzie dobrze, a nie na siłę chłodno kalkulować. 

– Chyba tak nie potrafię – Westchnął, gdy wjechali do wioski. Miał coś jeszcze dodać od siebie, ale zapanowało ogólne zamieszanie z powodu odwiedzin królowej i postanowił mieć się na baczności. Nigdy nic nie było wiadome, a skoro obdarzyła go na tyle wielkim zaufaniem, że pozwoliła mu siebie ochraniać, uznał, że musi stanąć na wysokości zadania. 

W tłumie poddanych wszyscy zaczęli się przekrzykiwać i zachęcać Red, aby to właśnie do nich zajrzała. Brunetka była bardzo szczęśliwa i chętnie rozmawiała z ludźmi, czy wymieniała z nimi jakieś spostrzeżenia. Pytała o zwykłe, przyziemne sprawy, jakby wcale nie była królową, ale zwykłą handlarką, która przyszła w odwiedziny z sąsiedniej wsi. Dla Michaela było to naprawdę bardzo dziwne, bo wystarczająco dużo razy nasłuchał się już o tym, ile Lordów czy Książąt zabito właśnie w ten sposób, zachodząc ich w tłumie od tyłu i wbijając sztylet między żebra. Dlatego też starał się być przy Red na tyle daleko, aby nie czuła się osaczona i na tyle blisko, aby móc swobodnie zareagować, gdyby zauważył coś podejrzanego. Na nic się jednak nie nastawiał, bo z tego co widział, wszyscy uwielbiali Królową i robili wszystko, aby była zadowolona. Red bardzo się to podobało i starała się naprawdę każdemu poświęcić choć chwilkę, ale niestety ludzi było za dużo, a czasu za mało. Nie zmieniało to faktu, że nikt nie poczuł się w jakiś sposób urażony, czy chociażby dotknięty, bo wiedzieli, że Królowa wróci. 

Brunetka wsiadła na konia, gdy było już po wszystkim i wsunęła sobie kwiatek za ucho, którego dostała od jakiegoś chłopca. Uśmiechnęła się jakby sama do siebie i poczekała, aż Michael znajdzie się na grzbiecie Kaprysa. Pożegnała się z poddanymi, po czym odjechali, aby Królowa mogła choć trochę ochłonąć. Blondyn zauważył, że sprawiło jej to wiele radości, a on sam polubił widok uśmiechniętej władczyni. Była jeszcze piękniejsza niż normalnie, a ten szczery uśmiech odejmował jej lat, choć przypuszczał, że i tak była od niego młodsza o całe wieki. Nie zmieniało to faktu, że już wtedy obiecał sobie sprawić, aby uśmiechała się częściej, choć jeszcze nie zdawał sobie z tego sprawy. 

━━━━━ 🐺 ━━━━━

miałam ochotę skończyć to ff na wakacjach, i mean dopisać sobie rozdziały na zapas do ostatniego, ale coś mi się odechciało gdy przypomniałam sobie ile mi tu słów wypada na rozdział, forgive me

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro