{12 → alchemy}
━━━━━ 🐺 ━━━━━
𝒜𝓁𝒸𝒽𝑒𝓂𝓎
chapter twelve
━━━━━ 🐺 ━━━━━
Był wczesny ranek, gdy Michael zwlekł się z łóżka. Padało i pogoda od poprzedniego dnia popsuła się niesamowicie. Wiało, było zimno i paskudnie, aż do tego stopnia, że nikt nie chciał wystawiać nosa spoza murów zamku. Blondyn wcale się temu nie dziwił, bo gdy poczuł zimny powiew wiatru sam zapragnął zostać pod ciepłą kołdrą i nie wychodzić z łóżka przez cały dzień. Miał jednak pewne plany i zamierzał je zrealizować pomimo bólu głowy. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zeszłej nocy definitywnie przesadzili z Jackiem i miał nadzieje, że się jakoś trzymał. Niechętnie opuścił nogi na zimną posadzkę i chociaż został w ubraniach z wypadu do karczmy, uznał, że musi się przebrać i doprowadzić do porządku. Nie wypadało pokazywać się królowej brudnym i w przepoconych ubraniach. A chciał się z nią zobaczyć, aby podziękować jej za to, że go nie wydała tamtemu zwiadowcy, który przyjechał na zamek zeszłego dnia. Mogła to zrobić z łatwością, a jednak nic takiego nie miało miejsca. Był jej za to wdzięczny i chciał mieć pewność, że to tym wie.
Minęła może godzina, kiedy tak starał się poprawić swój wygląd. Kiedy był już pewien, że lepiej nie będzie, wyszedł z komnaty i skierował się na parter, aby tam znaleźć kogoś, kto powiedziałby mu, gdzie ma szukać królowej. Szedł przed siebie pewnym krokiem, mając nadzieje, że nigdzie się nie zgubi. Choć minęło już trochę czasu i zdążył poznać różne zakamarki w zamku, to miał wrażenie, że ten sam w sobie był jakiś żywy i czasem podstawiał jakieś fałszywe drzwi, które prowadziły nie wiadomo dokąd byleby tylko zgubić się w murach. Michaelowi to wcale się nie podobało, ale unikał już zagląda do komnat, czy przechadzania się korytarzami, którymi nie powinien. To złapanie na gorącym uczynku przez Red wiele go nauczyło.
— Wiesz może, gdzie znajdę królową? — spytał, gdy mijał się na schodach z Mirazem. Mężczyzna był pogrążony w lekturze i choć blondyn nie wiedział, co takiego czytał, to uznał, że musiało być bardzo ważne. Najpierw doradca spojrzał na niego z konsternacją wymalowaną na twarz, jakby w ogóle nie wiedział kim jest osoba przed nim stojąca, ale potem otrząsnął się z letargu i odchrząknął.
— A po co chcesz to wiedzieć? — spytał podejrzliwie, unosząc przy tym brew. Michael przewrócił oczami, gdy przekartkował kilka stron.
— Chciałbym z nią porozmawiać. Jestem jej winien podziękowania.
— Podobno była w lochach, ćwicząc alchemię, ale nie wiem czy to prawda — oznajmił w końcu, a Michael skinął głową i ruszył przed siebie, mając nadzieje, że uda mu się jakoś trafić do lochów. Sam nie został tam wtrącony, co też było zadziwiające i szczerze mówiąc wątpił, że ktokolwiek w nich przebywa. Red była za dobra na to, aby kogokolwiek wtrącić do lochów, więc nie pomylił się ani trochę.
Trochę mu to zajęło i był pewien, że zmarnował coś koło godziny, aby odnaleźć tę właściwą drogę do podziemi zamku. Pod ziemią było jeszcze zimniej i chociaż Michael należał do tych osób, którym wiecznie było ciepło, to wtedy potarł swoje ramiona od chłodu, który bił od wilgotnych ścian. Na posadzkach było mokro, a pochodnie, które w zasadzie już ledwie się tliły, nie dawały zbyt wiele światła. Niewielkie okna, które zabito kratami pod sufitem wpuszczały trochę świeżego do środka, bo dookoła jedyny zapach, jakim można było się nacieszył był przesiąknięty stęchlizną i mchem, czy grzybem. Michael zdziwił się, że królowa dobrowolnie przebywała w takich warunkach i że nikt jej nie sprowadził z powrotem na górę. Przecież to nie wypadało rządzącej kobiecie siedzieć w lochach i szeptać po kątach jakieś zaklęcia, czy tworzyć eliksiry. Oczywiście według blondyna nie wypadało. Wszyscy inni mieszkańcy zamku byli przyzwyczajeni do magii i do tego, że te eliksiry wielokrotnie już pomagały, aby jakaś roślina mogła urosnąć, czy też leczyły z chorób podobno nieuleczalnych.
Blondyn szedł przed siebie, co jakiś czas oglądając się przez ramię. Miał wrażenie, że ktoś go obserwuje i prawie dostał zawału, gdy nad jego głową przeleciał nietoperz, którego obudził ze snu. Wtedy musiał przystanąć, aby opanować swój oddech, bo wiedział, że powtórki z rozrywki nie przeżyje. A przynajmniej nie takiej niespodziewanej, bo ten mały gad naprawdę go wystraszył. Pokręcił głową, uznając jednocześnie, że musi się wziąć w garść, bo inaczej popadnie w paranoje zanim znajdzie królową. Szczegół, że z głowy już dawno wyleciało mu to, co chciał jej powiedzieć.
Ruszył od nowa przed siebie, a im dalej zagłębiał się w lochy, tym bardziej robiło mu się zimno. Para zaczynała ulatywać z jego ust, gdy już powoli nie miał pojęcia, gdzie idzie. Miał wrażenie, że pewne zakręty wydawały mu się łudząco znajome i że minął je zaledwie parę minut wcześniej, ale w końcu udało mu się dotrzeć do tej jednej komnaty, która znajdowała się na szarym końcu lochów. Zza zamkniętych drzwi wydostawała się para i liczył na to, że królowa nie usłyszała tego jak je otwierał i wślizgiwał się do środka. Red wtedy tak naprawdę była zamknięta w swoim małym świecie i całkowicie skupiona na tworzonym przez nią eliksirze. Michael wolał nie wiedzieć, co dokładnie znajdowało się w kociołku, bo miał wrażenie, że nieźle by go to zgorszyło i zanim zdecydował się wykonać jakiś ruch, rozejrzał się po komnacie.
Pod każdą ścianą stał wysoki regał, na którym stały poustawiane opasłe książki, które obito skórą. W powietrzu unosiła się para, która buchała z kominka, przez co widoczność była ograniczona i ciężko było dostrzec coś więcej niż tych kilka metrów wokół siebie. Michael wsunął dłonie do kieszeni spodni i niepewnie ruszył przed siebie, wdychając mieszankę zapachów, na którą składał się gotowany wywar, świeżo zerwane zioła i coś jeszcze, czego nie potrafił zidentyfikować samym węchem. Powoli szedł w kierunku królowej, która była odwrócona do niego plecami i szeptała coś po łacinie nad kociołkiem. Nieco go to przeraziło, ale z drugiej strony wiedział, że pewnie ma takie rzeczy na porządku dziennym i powinien to przyjąć całkiem normalnie. Powinien, ale wiedział, że tak prosto i łatwo nie przywyknie do czarów i z każdym kolejnym dniem tylko się w tym bardziej utwierdzał.
Miał już zamiar oznajmić swoją obecność, kłaniając się przy tym, ale poczuł, że coś zaciska mu się wokół prawej stopy i oplata nogę coraz wyżej. Niepewnie zerknął w tamtym kierunku i zobaczył węża, który był sporych gabarytów. Nieprzyjemnie syczał, otwierając swoją paszczę coraz bardziej. Michael poczuł jak oblewają go zimne poty i zaczął się z nim szamotać, aby się uwolnić. Ostatnie czego chciał to śmierć poprzez ukąszenie czy uduszenie. Wąż jednak nie dawał za wygraną i każdy kolejny splot jego ciała coraz boleśniej zaciskał się na nodze blondyna.
– Nagini, zostaw. Nie wolno. – Usłyszał w końcu delikatny głos królowej, a wąż jak na zawołanie odpuścił sobie duszenie Michaela i wsunął się z powrotem pod stół, który ustał obok paleniska z kociołkiem.
– Um... dziękuje – przyznał Michael, gdy brunetka już się do niego odwróciła. Skłonił się jej i niepewnie zerknął na nią.
– Nie ma za co, ale na przyszłość mów od razu, że przyszedłeś. Stałeś pod tymi drzwiami jakbyś planował mnie zabić, przez co uznała cię za zagrożenie i chciała udusić - przyznała, mając na myśli węża. – Słyszałam, jak tu idziesz, a potem jak stoisz i się nie odzywasz. Masz strasznie ciężkie kroki. Trochę jak konie zimnokrwiste – przyznała, śmiejąc się pod nosem.
– Nie wiedziałem, przepraszam – przyznał zmieszany, zaplatając przy okazji dłonie za swoimi plecami.
– W porządku, nic się nie stało, ale na przyszłość już się tak nie zachowuj, bo Nagini naprawdę cię udusi – przyznała, kiwając przy tym lekko głową. Minęła go, aby podjeść do jednego z regałów. Sięgnęła na samą górę, aby zabrać książkę, która najwidoczniej była jej potrzebna. Brunetka otworzyła ją mniej więcej na początku i rzuciła okiem na składniki do eliksiru. – Co cię tu sprowadza? – dodała, aby nie wytworzyła się między nimi niezręczna cisza. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jest jeszcze za wcześnie, aby blondyn poczuł się przy niej swobodnie. Zwłaszcza po tym, co stało się przed chwilą.
– Chciałem ci podziękować, wasza wysokość. Za wczorajszy dzień – przyznał niepewnie, podchodząc do niej. Dla Red to był dobry znak, bo wiedziała, że przynajmniej jej się tak nie boi.
– Nie ma za co – wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic specjalnego i wróciła do kociołka. Dorzuciła do niego kilka składników, co nieco speszyło Michaela i odłożyła książkę na stolik. Nagini syknęła spod stołu, ale Red wydawała się nie zwracać na nią uwagi. – Pewnie jesteś ciekaw, co w lochach królewskiego zamku robi tak wielki wąż i skąd tu się wziął.
– Trochę tak – przyznał, choć w duchu miał nadzieję kontynuować temat, przez który przyszedł do niej. Wolał jednak jej nie przerywać. I tak zachowywał się już jak potulny piesek w obawie przed tym, że zrobi mu coś złego, gdy będzie próbował się popisać.
– Nie jest moja, należy do Merlina – Wzruszyła ramionami, jakby to nie było nic specjalnego. – Sprowadził się tu razem z nią. Z początku miała przebywać w jego komnacie na wieży, ale dusiła wszystkie kruki, które przylatywały tu, aby zrobić sobie gniazda. Wtedy zdecydowaliśmy ją gdzieś przenieść, a że wtedy zamek zmagał się z plagą szczurów i myszy, wypuściliśmy ją do lochów.
– I ona sobie tu tak żyje? Tak po prostu?
– A dlaczego nie? – Uniosła brew, opierając się o stolik. Michael nie mógł nie spojrzeć się na jej piersi wyeksponowane przez sukienkę, którą miała na sobie. Red uśmiechnęła się przez to po nosem i założyła kosmyk długich włosów za ucho. – Nie robi przecież nic złego, gdy nie czuje zagrożenia. I pilnuje mnie, gdy robię jakiś eliksir, przez co czuje się bezpieczna.
– Nie wiem, czy czułbym się bezpiecznie z wężem w jednym pomieszczeniu. – przyznał przez co obydwoje roześmiali się radośnie.
━━━━━ 🐺 ━━━━━
ach, stęskniłam się za średniowieczną red i michaelem! x
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro