Armor down
Cała spięta, kręcę ramionami. Włóczę się niedaleko ciebie. Przeszywasz mnie spojrzeniem znad bicza, który sprawił, że ci się poddałam.
(Tak trzymaj, dobry chłopiec.)
Ciężko oddycham, a kiedy podchodzisz i mnie koisz, to tak bardzo boli, lecz nie mogę ci się sprzeciwić. -Vixx, Chained Up
Budzenie się w ramionach Namjoona było...właściwe. Ciepło drugiego ciała poprawiało rzadko satysfakcjonującą sytuację termiczną Seokjina, oddech na skórze miło łaskotał, a ręka w talii dawała poczucie bezpieczeństwa. Doskonałość sytuacji psuła jednak kałuża śliny na poduszce fizyka i to, że Seokjin kradł kołdrę, pod którą młodszy desperacko starał się wcisnąć. Ale to było właściwe. Jakby byli dla siebie stworzeni.
Dziennikarz parsknął śmiechem. Tylko takich myśli mu brakowało.
Z gorzkim uśmiechem pożegnał się z dotychczas owiniętą mu w pasie ręką (grzała, kurwa mać, a Seokjin z tych ciepłolubnych). Cmoknął jeszcze policzek chłopaka i wyplątawszy się z kołdry, opuścił łóżko.
Udał się do łazienki. Nieraz się tam przebierał, z resztą, zdarzało mu się brać prysznic po seksie. Teraz jednak głupie mycie się wydawało się inne. Teraz wiedział, że chwilę jeszcze zostanie u Namjoona; że chwilę tak będzie zostawał. Przynajmniej taką miał nadzieję.
Westchnął, spojrzawszy na szampon. Jak to u faceta, ba, studenta, nie zastał zbyt szerokiej kolekcji żeli pod prysznic. Jeden i to połączony z szamponem. No bo po co się pierdolić z dwoma buteleczkami?
Wstrząsnął ramionami. Mimo wszystko, młodszy nie przypominał studenta. Mieszkał w lepszej części miasta, zabrał Seokjina do lepszej restauracji i za niego zapłacił (nie, żeby dziennikarz się tego nie spodziewał – tak się obchodzi z księżniczkami), kiedyś niższy zauważył u niego Rolexa... I nawet nigdzie nie pracował. Malowania domu pani Smith w wakacje nie liczył.
Rodzice? Może. Starszy nic o nich nie wiedział.
Godzinę później, umyty i w randomowych bokserkach Namjoona, smażył omlet. Kura domowa może i by z niego nie była, ale jakoś mu to szło. Właściwie, to całkiem nieźle, jak na faceta.
Z resztą, to nie tak, że każda kobieta musi być mistrzynią kuchni, nie?
Skuteczną ucieczką od myśli okazała się melodia wymrukiwana z sypialni. Dziennikarz, wsłuchawszy się, wyróżnił słowa. Losowa część nieznanej mu piosenki – wyróżnił jakieś „do you", albo coś w tym stylu.
Jeszcze skuteczniejszą ucieczką było ciało przyparte do jego pleców i zapach tytoniu.
– Mógłbym się tak codziennie budzić – mruknął młodszy, nosem wodząc po karku niższego. – Mam nadzieję, że okażesz się tak dobrym kucharzem, jak kiedyś mówiłeś.
Seokjin wywrócił oczyma.
– We mnie wątpisz?
Wyższy parsknął śmiechem, po czym zaciągnął się papierosem.
– Skądże.
Zielonowłosy uśmiechnął się, odwracając się przez ramię po pocałunek. I się pocałowali. Powoli, z uczuciem, rękoma owijającymi się w talii i palącym posmakiem nikotyny gdzieś w gardle.
– Dzień dobry – szepnął starszy.
– Dobry. – Namjoon zatopił nos we włosach niższego, biorąc głęboki oddech, po czym zmarszczył brwi. – Pachniesz inaczej...?
– Ach, tak. – Dziennikarz skupił wzrok na omlecie, po czym wywrócił go na drugą stronę. – Użyłem twojego szamponu. Nie gniewasz się, prawda?
– Nie, nie, ale...
Namjoon urwał myśl. Wcześniej nie zwracał na to uwagi, pewnie przez to, jak pasowało to do Seokjina, lecz... Seokjin zazwyczaj pachniał wiśniami. Zawsze pachniał wiśniami.
Blondyn zamrugał oczyma.
– Używałeś damskich szamponów?
– Nie, przecież masz na półkach same męskie. – Dziennikarz zaśmiał się nerwowo. Sprawnie przełożył omlet na talerz, przykrył go kolejnym, po czym odwrócił się i złapał Namjoona przez bokserki. Czuł już wcześniej, jak poranna erekcja drugiego wbija mu się w udo. – No, gaś tę fajkę. Pora się zająć tym.
– A śniadanie?
– Jak ktoś ci proponuje loda, śniadanie powinno być twoim ostatnim zmartwieniem.
--
– Got chinese today. [Dzisiaj chińszczyzna.]
Seokjin uśmiechnął się szeroko, kiedy sąsiad otworzył drzwi. Raz na jakiś czas, a raczej raz–dwa razy w tygodniu, jedliby razem jakieś śmieciowe jedzenie. Dziennikarz opierdalał Taehyunga i Jimina, kiedy przyłapywał ich na niszczeniu sobie zdrowia w taki sposób (w każdy inny sposób także, ale na fast foodach przyłapywał ich najczęściej), dlatego starał się wtedy unikać dwójki. Co nie było takie łatwe, biorąc pod uwagę fakt, że mieszkali tuż obok.
– Missin' your country, ain't ya? [Tęsknisz za ojczyzną, co?] – Josh oparł się o futrynę, wskazując na policzek. Zielonowłosy fuknął, nie spełniając niemej prośby.
– How many times do I have to tell you I'm from fucking Korea? [Ile razy muszę ci powtórzyć, że jestem z jebanej Korei?] – Niższy wywrócił oczyma.
– I know, I know. [Wiem, wiem.] – Amerykanin, zniecierpliwiony, sam się nachylił i pocałował dziennikarza w policzek. – Not sure if I'm gonna let you in though.[Jednak nie jestem pewien, czy cię wpuszczę.]
– Even if I do this? – Starszy uśmiechnął się, mrugając zalotnie i patrząc na drugiego spod rzęs. Chwilę później oparł ręce na ramionach bruneta, wcześniej postawiwszy reklamówkę z jedzeniem na podłodze i połączył ich w pocałunku. Niedługim, niekrótkim. W sam raz.
– You always know how to make me give in. [Zawsze wiesz, co zrobić, bym się zgodził.] – Josh uśmiechnął się szeroko, sięgając po reklamówkę i ruchem głowy zapraszając Seokjina do środka.
– I'm just good at being in control. And you have a soft spot for me, that's all. [Jestem po prostu dobry w kontrolowaniu wszystkiego. A ty masz do mnie słabośc.] – Seokjin zawędrował na kanapę.
Lubił tu przebywać. Mieszkanie skromne, choć przytulne. Pasowało do Amerykanina.
– No but, honestly, you treat me terribly those times.[Nie, ale serio, ostatnio traktujesz mnie jak gówno.] – Brunet wydął wargę, siadając obok niższego, po czym podał mu pudełko i komplet sztućców. – Like, I wish you luck and things in everything, but like, I feel like you're avoiding me. [W sensie, życzę ci szczęścia, ale mam wrażenie, że no, mnie unikasz.]
– I'm sorry [Przepraszam] – westchnął dziennikarz, otwierając paczkę z jedzeniem. – 's yours [Twoje] – mruknął.
– Take it, I felt like chicken for the whole week. [Weź to, miałem ochotę na kurczaka od początku tygodnia.] – Wymamrotał młodszy i wziął się za posiłek. Seokjin uśmiechnął się na widok nieporadnie zajadającego się drugiego. Ciężko mu się było nie uśmiechać na jego widok. Na widok mięśni wystających spod koszulki na ramiączkach też. I tego, jak to musiał się schylać, by go pocałować. Nawet tego, jak niski się czuł w obecności bruneta.
– You ever thought about being a basketball player? [Myślałeś kiedyś o graniu w kosza?]
– Tried it, even won a match once. [Ta, raz nawet wygrałem mecz.] – Josh uśmiechnął się wokół pałeczek. Zawsze się upierał, by nimi jeść, choć na początku nie umiał ich nawet porządnie złapać. – But then got scared after seeing the rest of the team getting some in the locker room. Like, they brought girls for the match, which is normal, right? Right. But they got into the locker room and... yeah, they all celebrated the win. [Ale wystraszyłem się po zobaczeniu, jak reszta drużyny idzie na całość w szatni. W sensie, sprowadzili dziewczyny na mecz, co jest normalnie, prawda? Prawda. Ale potem weszły do szatni i... wszyscy świętowali wygraną.]
– And you? [A ty?] – Starszy zaśmiał się, widząc zniesmaczoną minę drugiego.
– The only girlfriend I had back in highschool was my right hand, so... [Jedyną dziewczyną, jaką miałem w szkole średniej była moja prawa ręka, więc...]
Seokjin parsknął śmiechem.
– Kay, Jin, but stop avoiding the topic. Can you explain why've you been treating me like shit? [Kej, Jin, ale przestań unikać tematu. Możesz wytłumaczyć, czemu traktujesz mnie jak gówno?]
Zielonowłosy westchnął. Josh rzadko poważniał i nie podobał mu się ten widok.
– You know I find you sweet and lovely and you're so fucking bubbly and I really really like you [Wiesz, że uważam, że jesteś słodki i kochany i w chuj pogodny i naprawdę bardzo bardzo cię lubię] – zaczął, używając jedzenia, by kupić sobie trochę czasu na myślenie. – But you're a blunt motherfucker. Usually I don't mind, you know I like you being straightforward, but... You're the first person to fuck something up. Like, you'd forget that the guy I'm fucking with – Namjoon, if you forgot his name – is around and kiss me. [Ale jesteś bezpośrednim skurwysynem. Zazwyczaj nie mam nic przeciwko temu, wiesz, że doceniam tę szczerość, ale... Jesteś pierwszy na liście osób, które mogłyby to spierdolić. Że, zapomniałbyś, że chłopak, z którym się pieprzę – Namjoon, jeśli zapomniałeś jego imienia – jest w pobliżu i pocałowałbyś mnie.]
– Why wouldn't you just say that we're playing around? [Czemu nie powiesz, że tylko się wygłupiamy?] – Josh zmarszczył brwi, a chwilę po nim powtórzył to Seokjin. – Like you said it to Jimin and Tae— Tae— [Tak, jak powiedziałeś to Jiminowi i Tae— Tae—]
Zielonowłosy, pomimo tego, że coś go skręcało w brzuchu, zaśmiał się. Amerykanin dopiero ostatnio nauczył się wymawiać jego imię – „oh my god, is your name seriously Suckjin?!" (wolał nie mówić, że tak na niego wołano w gej-klubie, gdzie znano go z obciągania) – choć i tak zawsze używał „Jin". Taehyung pewnie pozostanie dla niego wyzwaniem na następne kilka lat.
Seokjin, upewniwszy się, że obydwaj przełknęli, co mieli w ustach, pocałował bruneta. Tym razem, pocałunek trwał i trwał. I był wspaniały, choć nie ulepszali językiem, czy zębami. Właśnie tego potrzebowali. Tylko tyle potrzebował niższy, by rozpuścić się pod delikatnym dotykiem Josha.
Rzadko wykraczali poza niewinne cmoknięcia, a kiedy tak się działo, zielonowłosy czuł poczucie winy. Czuł się trochę, jakby grzeszył, ale to właśnie to go ekscytowało. Bo niby tylko się wygłupiali, ale obydwaj próbowali wykroczyć trochę ponad to.
– Taehyung. But Josh, [Taehyung. Ale Josh,] – wysapał, odsunąwszy się od młodszego – is playing around all that's between us? [czy to, co robimy nie wyszło już poza wygłupianie się?]
Amerykanin tylko wpatrywał się tępo w jego wargi. Dziennikarz przełknął ślinę. Ostatnio coś za często musiał się domyślać odpowiedzi na zadawane pytania.
– And Namjoon's different. Namjoon's a whole different case. [Namjoon jest inny. Zupełnie inny.] – Zielonowłosy westchnął, nie usłyszawszy odpowiedzi. – Like, I don't wanna fuck this shit up, but I feel like... y'know, one word and it's all gone. Like, he's sweet, and he's charming and he wants the best for me. And he cares, yeah, he cares. [W sensie, nie chcę tego spieprzyć, ale mam wrażenie... jakby, wiesz, jedno słowo i wszystko szło się jebać. Znaczy, jest słodki i czarujący i chce tego, co dla mnie najlepsze. I zależy mu na mnie, tak, zależy mu na mnie.] – Ostatnie zdanie wypowiedział tak, jakby siebie też starał przekonać. – But it's vulnerable. And we both know I'm proud. I'm just not the one to beg for someone to come back. [Ale trzeba się ze sprawą obchodzić jak z jajkiem. A obydwaj wiemy, że nie jestem z tych, którzy prosiliby, by ktoś do nich wrócił.]
Amerykanin zamrugał, nadal nie oderwawszy wzroku od ust Seokjina. Czyżby powiedział za dużo?
– Kiss me.[Pocałuj mnie.] – Spojrzał starszemu w oczy, a drugi starał się zaśmiać w próbie rozluźnienia nastroju.
– And since when you're so demanding? [Od kiedy się tak czegoś domagasz?] – Uśmiechnął się na widok łagodniejącego bruneta.
– Only when I want something very badly, miss [Odkąd bardzo czegoś chcę, moja miła] – zachichotał Amerykanin, przyciągając zielonowłosego na swoje kolana.
I Seokjin spełnił jego prośbę, pocałował go w najpyszniejszy sposób, z uczuciem. Bo Josh go zawsze rozumiał, Josh go zawsze chciał, Josh sprawiał, że czuł się piękny. Wtedy, jak i chwilę po oderwaniu się od siebie, kiedy brunet tylko patrzył mu w oczy, wolał myśleć, że może jest między nimi coś więcej niż „wygłupianie się".
– How can he not be whipped by you? [Jak on może nie być w tobie zadurzony?]
--
Ósma wieczorem. Seokjina i Namjoona wzięło coś na ruchanie się szybciej. Yoongi wykorzystał jednak to, że mógł wchodzić do najstarszego bez zapowiedzi. Seokjin i Namjoon byli w trakcie gry wstępnej. Gdyby Yoongi nie był tak przerażający, już dawno leżałby w rowie.
Ale, kiedy już nasza para się już poubierała, przypałętali się także Hoseok oraz Jungkook. Wiecznie senny skurwiel pewnie oznajmił, że pora na posiadówę u zielonowłosego.
No, a jak już się wszyscy zebrali, niższy raper poszedł po prawdziwy cel swojej obecności.
Odetchnął głęboko, nim zapukał do drzwi obok. To trywialna czynność. Nie stresował się.
– Och, cze— Cześć, Taehyung.
Jego entuzjazm szybko opadł.
– Yoongi? Znaczy, cześć, ale... Co chcesz?
– Jimina.
Każdy zapewne spojrzałby na niego z politowaniem, ale cóż, miał przed sobą Taehyunga. Jego sympatia do rudzielca znacznie wtedy wzrosła.
– O, Jimina! Ja cię doskonale rozumiem! – Młodszy rzucił się na niego z uściskiem. – Każdy by chciał kawałek tego tyłka. W szkole średniej nazywaliśmy to „jibooty"... Nikt, nawet legendarny Oh Sehun, kolega z sowieckiej Rosji, nie ma takiego tyłka!
Yoongi skinął niepewnie głową. Nigdy nie zwracał specjalnej uwagi na tego chłopaka (jego przyjaciel skutecznie kradł całą atencję), ale zaczynał rozumieć, co Jungkook tak w nim widział. Nie, żeby sam Jungkook miał się do tego przyznać.
– I to wszystko takie jędrne, że ja pierdolę! Albo jego uda! – Taehyung odsunął się nieznacznie, by ścisnąć policzki drugiego. – Czasami proponuję mu masaż partii dolnych, a on się krzywi i mówi „nołhomo"... To boli, naprawdę.
– No, uch, tak, ale on jest w domu? – Blondyn spojrzał na niego z determinacją.
– Nope, ma lekcje wokalne. Albo chór. Cokolwiek. On się w tym orientuje, nie ja. Znaczy, już je skończył, ale zanim on się tu dotelepa tym busem... – Wyższy oddalił się na pół metra. – Ale wiem, że przyszedłeś tu wziąć nas obydwu do Seokjina.
– Skąd? – Yoongi zmarszczył brwi.
– Ściany tu są cienkie, a fapałem do głosu Jungkooka. Wiem, jak brzmi. A on nie przychodzi do Seokjina tak po prostu.
Starszy skinął głową. Nie musiał nawet nic mówić, bo Taehyung sam zamknął za sobą drzwi (najwyraźniej zatrzaskowe) i z firmowym uśmiechem pomaszerował do mieszkania obok.
Rozmowa jakoś szła.
– Właśnie, Namjoon – zaczął Hoseok, przysunąwszy się do Taehyunga. – Ty coś studiujesz, nie?
– Fizykę. – Blondyn skinął głową.
– Dziadku mrozie kochany – jęknął Taehyung, przypadkiem padając do tyłu, gdzie siedział Jungkook. Najmłodszy wywrócił oczyma, lecz pozwolił sobie uśmiechnąć się słabo. Rudzielec i tak go nie widział. – Jak można iść na tak chujowy kierunek?
– Co masz na myśli? – Najwyższy zmarszczył brwi, choć uśmiechnął się pod nosem.
–Ta nauka jest tak przyziemna, że to aż boli. – Westchnął młodszy, starając się wkraść na kolana Jungkooka. – No ile można się uczyć o tym, dlaczego krzesło stoi?
Kilka osób parsknęło śmiechem, Jungkook wziął gwałtowny oddech, gdy dłoń drugiego przypadkiem oparła się o jego krocze (a z ciasnymi spodniami starszego i jego wygibasami w okolicach ud nieciężko było stwardnieć), a Namjoon zachichotał.
Najstarszy, po tylu latach z średnio gadatliwym Yoongim, stał się dobry w obserwacji. Nie tak dobry, jak jego przyjaciel, ale wciąż lepszy od większości ich otoczenia. I Seokjin widział te spojrzenia rzucane w stronę Taehyunga. Dyskretne, fakt, lecz nie tylko on go na nich przyłapał.
Jungkook był zbyt dumny, by okazywać zazdrość.
– A ty co studiujesz? – spytał Namjoon. Rozbawienie nadal barwiło mu głos.
– Filozofię.
– To wiele wyjaśnia. – Blondyn parsknął śmiechem, potrząsając głową w niedowierzaniu.
– Nie śmiej się. Filozofia to nauka poruszająca sfery wyższe – burknął Taehyung, ściskając nadgarstek Jungkooka. – Nie każdy jest w stanie ją zrozumieć.
– Uwierz mi, – Namjoon przerwał parsknięciem – filozofię łatwiej zrozumieć, niż mechanikę kwantową.
– I właśnie dlatego wybrałem dziennikarstwo! – Wtrącił się Jimin, podchodząc do grupki. Jego współlokator wcześniej mu wysłał sms-a, że ma „wbijać do Ramionek" z soczystym wykrzyknikiem na końcu. A cóż, brunet miał to do siebie, że tak, jak odnosił się do każdego z kulturą i szacunkiem, tak... nie pukał.
((Wolał, by to jego pukano. Szczególnie Yoongim by nie pogardził.))
Seokjin podziękował Bogu za zbawienie aka zmianę tematu. Nigdy w życiu nie był tak wdzięczny Jiminowi.
– I oto wrócił nasz śpiewak! – zawołał Hoseok, poklepując miejsce obok siebie. Młodszy obrzucił pomieszczenie pytającym spojrzeniem, lecz usiadł na wskazanym miejscu. Seokjin najwyraźniej nie wiedział, czym są krzesła. Wszyscy siedzieli więc na miękkim jak dupa Junsu dywanie w salonie.
– Taehyung się wygadał, że chodzisz na lekcje śpiewu – wytłumaczył Yoongi, poprawiając grzywkę.
– Nie spodziewałem się tego – zachichotał najstarszy. – Zaśpiewasz nam coś?
– Może kiedyś. – Jimin uśmiechnął się krzywo. – A wy rapujecie, nie? – Skakał wzrokiem po Namjoonie i Yoongim.
– Jeszcze ja czasami. – Hoseok uniósł dłoń. – Teraz będziemy razem nagrywać kawałek...
– Cyphera. – Yoongi uśmiechnął się. Seokjin znalazł w tym uśmiechu dumę. – Ale jedynym, który dotychczas jakoś „zadebiutował" jest Namjoon.
– Serio?! – Taehyung pisnął jak kejpoperka na widok absa oppy. Nawet nim zarzuciło.
– Tak – skinął głową najwyższy, lekko zażenowany, nim odwrócił się do siedzącego obok zielonowłosego. – Słuchałeś tego, nie?
Seokjin zamrugał oczyma. Zdał sobie wtedy sprawę, że nigdy nawet nie spytał o twórczość blondyna. Ba, nawet nie był świadom faktu, że zadebiutował. Otworzył szeroko usta, starając się coś z siebie wydobyć. Słowa mu się nie kleiły.
I możliwe, o ile jego oczy go nie oszukiwały, iż w spojrzeniu drugiego wyłapał przebłysk bólu.
Dziennikarz szybko odwrócił głowę na drugą stronę.
– A właśnie, czy Yoongi nie poszukiwał kogoś, kto by mu zaśpiewał refren do piosenki? – Uśmiechnął się niewinnie, manewrując wzrokiem po Jiminie i przyczynie jego wiecznego braku pieniędzy na koncie w komórce. Taehyung opowiadał, jak to są udupieni, kiedy i jemu na koniec miesiąca skończą się środki, a jak to studenci, zdarzają im się słabe sytuacje finansowe.
Yoongi zamrugał, po czym odkaszlnął z zażenowaniem, choć wydawał się lekko przerażony, gdy przyłapał Jimina na patrzeniu na niego znad ramienia Hoseoka z oczyma szczeniaka.
– To, um, prawda?
Niższy blondyn rzucił okiem na Seokjina. Zero wsparcia, tylko zadziorny uśmieszek. Pozwolił sobie jeszcze spojrzeć na Taehyunga. Tam odnalazł jedynie szeroki uśmiech i wpatrzonego jak w obrazek Jungkooka.
Wziął głęboki wdech, powracając wzrokiem do bruneta. Coś w nim zmiękło.
– No...?
Pięć minut później, kiedy Yoongi szedł na balkon, by zapalić, zawlókł się za nim Taehyung.
– Łohoho, jesteś już o krok bliżej do tyłka Jimina! – Młodszy nachylił się nad nim w konspiracyjnym geście. – Niewielu ma ten zaszczyt. Teraz radziłbym ci jeszcze kupować czekoladki przed każdą wizytą. Koniecznie kawowe.
Rudzielec wyszczerzył się po raz ostatni, nim poszedł w stronę reszty, zostawiając bardzo skonfundowanego blondyna na pastwę losu.
– Dobra rodacy, trzeba się zbierać! Zaraz wszyscy zaśniemy, a Seokjin i Namjoon muszą jeszcze dokończyć, co zaczęli. – Taehyung posłał im oczko, uzyskując kilka jęków obrzydzenia.
Pomógł Jiminowi wstać poprzez pociągnięcie go za rękę, po czym zaczął się macać po kieszeniach.
– Nie mamy kluczy! – zawołał, przejaskrawiając zszokowanie. – Nie dostaniemy się do domu!
– Tae, spokojnie, ja—
– Nie masz, Jimin! Trzeba spać u Jungkooka!
--
Seokjin oparł brodę na piersi blondyna. Pomimo tego, co Taehyung mówił kilka godzin temu, nie byli zmęczeni po „dokończeniu, co zaczęli". Przynajmniej nie dziennikarz. Mogli nic nie mówić, ba, Namjoon ucinał sobie jedną z tych swoich dwudziestominutowych drzemek, ale dobrze mu się tak leżało. Ciepło. Bezpiecznie.
Westchnął, przycisnąwszy policzek do torsu młodszego. Kiedy zaczynali, o dziesiątej wieczorem było jeszcze jasno. Teraz już jedynym, co widział za oknem, było to, co działo się w oświetlonych apartamentach naprzeciwko. Ale co się dziwić. Nie ma co porównywać lipca do połowy października.
Namjoon przełknął ślinę i westchnął. Otworzył usta, jakby chciał się o coś spytać, lecz zabrakło mu odwagi. Drugi rzucił mu pytające spojrzenie.
– Hey.[Ej.] – Seokjin zadrżał pod chrypą w głosie fizyka. To zapewne wina kilkuminutowego snu i orgazmu, który nadal pływał w ich żyłach. – Y'wanna top? [Chcesz topować?]
Zielonowłosy otworzył szeroko oczy.
– Koreański, Namjoon, koreański. – Przeklął się za to, że nawet trzech słów nie mógł wypowiedzieć bez drżenia w głosie.
– No już, Seokjin.– Blondyn ujął jego brodę w kilka palców. Dziennikarz nie pozwolił spojrzeć sobie w oczy. – Nie potrzebujesz czasem zmiany?
– Nie powinieneś być szczęśliwy z tego, że zawsze jesteś na górze? Marzenie większości facetów, nie? – Uśmiechnął się krzywo. Nadal miał na sobie strój pielęgniarki, co dodawało do niezręczności. To nie było dla niego opcją; nawet przez myśl mu nie przeszło, by topować.
– Zmienianie się raz na jakiś czas nie zaszkodzi. – Namjoon przyciągnął go wyżej, jeżdżąc palcami po zamku na plecach drugiego. – Chociaż fakt, wolę pozostać na górze. Co nie znaczy, że nie lubię być na dole. Chciałem cię o to poprosić od dłuższego czasu.
Seokjin zaśmiał się nerwowo, spinając się, gdy młodszy złapał za suwak i powoli zaczął z niego zsuwać sukienkę. Skrzywił się, kiedy suwak odbił się o dół kostiumu i z pomocą fizyka, górna część kiecki wisiała mu na ramionach.
– To jak, Jin? – mruknął fizyk, muskając wargami jego szyję. – Dawno nie byłem na dole, będę ciasny.
Wszystko w nim protestowało, a ostatnie zdanie drugiego tylko pogorszyło sytuację. To było nie tak. To wszystko było nie tak. To było nienaturalne. Namjoon był mężczyzną.
– O-Okej.
Seokjin też był mężczyzną.
Zamknąwszy oczy, przełknął gulę w gardle i westchnął ciężko. Odsunął się od drugiego, po czym do końca zdjął sukienkę i zakolanówki.
– Okej. Zrobię to.
Po usadzeniu się okrakiem na udach młodszego, dziennikarz pochylił się po pocałunek. Nie, żeby nigdy nie dominował – w tym sensie często nie pozwalał Namjoonowi wygrać – a kontrola na tym etapie wydawała się dobrym początkiem. To samo z wzięciem członka fizyka w dłoń i zaczęciem go stymulować. Uśmiechnął się słabo, czując, jak drugi już twardnieje.
Powoli – powtarzał sobie – tak, by jak najbardziej to przedłużyć. Z drugiej strony, chciał to już mieć za sobą.
Blondyn sapnął, kiedy starszy zaczął kręcić biodrami i ocierać ich męskościami o siebie. Musiał nie zauważyć zmarszczonych brwi Seokjina, albo tego, że nawet nie próbował udawać przyjemności.
Dziennikarz coraz częściej myślał, że on nie chciał zauważyć.
Przeniósł się na szyję wyższego. Zaczął z pocałunkami, przez malinki, skończył na podgryzaniu obojczyków. Słodkie jęki Namjoona utwierdzały go w przekonaniu, że tak, obojczyki to zdecydowanie jego słaby punkt. Gdzieś w międzyczasie przestał poruszać biodrami, tylko skoncentrował się na obciąganiu drugiemu ręką– i właśnie przez to zaczynał twardnieć. Bo ciężko pozostać niewzruszonym, gdy fizyk wydawał z siebie rozkoszne dźwięki.
– Może mam założyć jakiś twój kostium? – wysapał młodszy, uzyskując jęk obrzydzenia.
– Nie chciałem sobie tego wyobrażać – zakwilił Seokjin, po czym uszczypnął członka blondyna. Syknął, gdy w reakcji przejechano mu paznokciami po plecach.
– Kocham twoje ramiona – jęknął wyższy, zamykając oczy z przyjemności. Dziennikarz dobrze obciągał nie tylko ustami. – Są takie szerokie. Męskie.
– Musisz mi to wypominać? – warknął zielonowłosy. Szybko jednak zakrył usta, zrozumiawszy, co powiedział. – Znaczy...
Postanowił odwrócić uwagę od swoich słów poprzez przyspieszenie tempa na dumie młodszego. Namjoon zdawał się nie mieć nic przeciwko, bo wypchnął biodra i odrzucił głowę do tyłu. Wtedy Seokjin oparł głowę na piersi drugiego, raz na jakiś czas składając leniwe pocałunki i zwyczajnie słuchał. Tak, jak słabym punktem blondyna były obojczyki, tak u niego były to jęki drugiego. Niskie, męskie.
– Kurwa, ku— Seokjin, proszę, czekałem wystarczająco długo, kurw—
Zielonowłosy zrozumiał przekaz i choć szczerze pragnął, by Namjoon doszedł w ten sposób, co by nie musiał przechodzić przez to, nie chciał go zawodzić. Wyższy wyraźnie tego od niego oczekiwał. Z resztą, nigdy, nawet, kiedy Seokjin pozwalał mu przejąć całkowitą kontrolę, nie był zbyt dominujący.
A to nie będzie aż takie złe, prawda?
Zignorował odpowiedź, którą nasuwało mu całe ciało.
Zamanewrował tak, by siedzieć teraz pomiędzy nogami drugiego. Przełknął ślinę na widok wejścia młodszego. Spojrzał na niego niepewnie, nim przejechał palcem po dziurce.
– Nie musisz – sapnął Namjoon, lecz szybko zgasił nagły entuzjazm niższego poprzez dalsze tłumaczenie. – Chcę cię poczuć całego. Tylko nałóż solidnie lubrykantu, okej?
Seokjin skinął głową. Może nie pochwali się palcówką (a po kilku latach bez chłopaka został jej mistrzem), ale przynajmniej szybciej skończy. Bo jakoś nie marzyła mu się kolejna okazja do zaprezentowania swoich umiejętności w tej dziedzinie.
Złapał za stojącą na szafce nocnej butelkę lubrykantu (już wyjęta – dlatego druga runda zawsze jest łatwiejsza; no, może nie tym razem), wylał trochę na rękę i zmierzył swoją męskość niepewnym wzrokiem. Rzadko zdarzało mu się jej przyglądać. Zawsze, nawet podczas głupiego sikania, starał się zwracać na nią jak najmniej uwagi.
– Jesteś pewien, że nie będzie zbyt bolało, czy coś? – Desperacko, Seokjin, desperacko.
– Wydajesz się tym bardziej przerażony niż ja – zachichotał fizyk.
Bo tak było, kurwa mać.
– Ale spokojnie, to nie jest mój pierwszy raz na dole. Dam radę.
Dziennikarz westchnął po raz enty, po czym zaczął nawilżać swojego członka. Syknął zarówno pod zimnem żelu, jak i bezpośrednim dotykiem. Od tamtego razu – ich pierwszej randki – nie pozwalał się tam dotykać. Nigdy nie mówił tego wprost, ale zawsze od tego jakoś uciekał.
Jego naprawdę coś pierdolnęło, że zgodził się na topowanie.
Dwie minuty później, po rozważaniach, czy nie warto olać tego wszystkiego oraz kilku pośpieszających kurwach zaadresowanych w jego stronę, znalazł się pośród owiniętych mu w pasie nóg Namjoona i z czubkiem penisa muskającym jego wejście.
– Pośpiesz się! Proszę, tyle czekałe—
Urwał go głośny jęk, kiedy to Seokjin wślizgnął się w niego. Seokjin też jęknął.
Blondyn nie kłamał, kiedy mówił, że będzie ciasny. Był. Był ciasny, mokry i gorący. A przyjemność tylko się zwiększała, im głębiej się znalazł.
– Kurwa, Jin, tyle na to czekałem, jak dobrze—
I to ta przyjemność chyba najbardziej się przyczyniła do tego, dlaczego czuł się fatalnie. Oczywiście, że to by mu się podobało. Tak skonstruowano jego organizm. Od tego jest penis, nie? Od tego, by się cieszyć z tego, jak tam ciasno, mokro i gorąco.
– Seokjin, rusz się, proszę—
Obrzydzony. Chyba tak najlepiej określić to, co czuł. Czerpał przyjemność z czegoś, z czym się czuł tak źle.
– Pośpiesz się, proszę, proszę—
Namjoon tego przez cały czas od niego oczekiwał. Nie ma co mu się dziwić – przecież każdy gej lubił topować. Każdy choć przez chwilę chciał być tym w spodniach.
Ale jakkolwiek Namjoon by nie chciał tego zauważyć, zdał już sobie sprawę z tego, że Seokjin wolał sukienki.
– Czy ty płaczesz?
Seokjin zamrugał szybko oczyma, zdając sobie sprawę, że faktycznie, coś mokrego mu ciekło po policzkach. Poczuł się wtedy cholernie zmęczony tym wszystkim. Udawaniem, że odpowiadało mu noszenie spodni. Bez ceregieli wysunął się z drugiego i opadł na niego, chowając twarz w jego klatce piersiowej.
Zatrzymał nadchodzący słowotok gestem ręki, choć pozwolił się wciągnąć do czułego uścisku. Pozwolił też scałować sobie łzy i zostać pieszczonym w ramionach blondyna. To jednak nie ukoiło czegokolwiek, co go tak uparcie zżerało od środka.
– Mówiłem ci, że mnie nie złamiesz – zaczął po chwili, uśmiechając się słabo. – Po prostu się przejąłem tym, czy Jungkookowi i Taehyungowi wyjdzie. Jungkookie to Jungkookie, może palnąć coś, co skrzywdzi Taehyunga. Szkoda by ich było, Tae tak się stara...
Wzroku, jakim go obdarował młodszy, zielonowłosy długo nie zapomniał.
edit 230916: dodałam tłumaczenie i ucięłam kilka zdań. tutaj żadnych wielkich zmian nie było.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro