Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Towarzysze


Po tym pamiętnym wieczorze wszystko jakby się wyciszyło. Nie dostrzegał już natrętnych spojrzeń, a to Harry'ego łatwiej mu było ignorować. Lekcje z Gryfonami nie ciągnęły się w nieskończoność. Wieczory na Wieży coraz rzadziej spędzałem sam. Chaos w zamku nie wydawał mu się tak natrętny.

I Draco nie wiedział czego ma bać się bardziej - świadomości, że Potter ma nad nim tak ogromną kontrolę, czy tego, że ta wiedza zupełnie Dracona nie ruszała.

Malfoy westchnął, wracając myślami do wypracowania, które pisał na zielarstwo. Skupił się, jeszcze raz próbując sobie przypomnieć informacje o trzepotce. Siedząca naprzeciw niego Pansy odłożyła swój pergamin, na którym trudno było się doszukać nieprzekreślonych słów.

- Mam dość.

Draco kiwnął głową i wyciągnął rękę.

- Mogłabyś podać mi podręcznik? Muszę coś sprawdzić.

Dziewczyna podała mu go i naburmuszona patrzyła jak ten kartkuje.

- To w ogóle możliwe, by napisać półtorej stopy tekstu na temat jednej rośliny? Nawet w podręczniku jest mniej!

Draco nie odezwał się, docierając do odpowiedniego rozdziału. Przeczytał wszystko raz jeszcze, próbując wyciągnąć z tego jakiekolwiek wskazówki, co można jeszcze wcisnąć w wypracowanie. Brakowało jeszcze dwóch cali.

- To jest nudne. - Pansy pochyliła się, nie widząc żadnej reakcji. - Zróbmy coś ciekawszego.

Draco chwycił pióro i nad wykreślonym słowem dopisał rozwinięcie myśli. Przeczytał całość i otaksował pergamin spojrzeniem. Została mu mniej więcej jedna linijka.

- Coś ciekawszego? - zapytał, zerkając do podręcznika. - Co masz na myśli?

Pansy wydęła wargi. Draco w tym czasie odłożył pióro i zamknął podręcznik.

- Porozmawiajmy.

- Zaiste, fascynujące - powiedział i spojrzał na Pansy, która zmarszczyła brwi.

- A i owszem. Ostatnio prawie nic nie mówisz.

Malfoy machnął ręką.

- Bo nie mam o czym. - Uderzyło go, jak dalekie było to od prawdy. Oczywiście, że miał o czym mówić. Tylko uznaliby go za czubka.

- Ostatnio coś się dzieje - drążyła.

Draco podniósł się z kanapy.

- Mówiłem ci, nie ma o czym rozmawiać - powiedział, starając się opanować zirytowanie. Skierował się ku dormitorium. Pansy złapała go za rękaw.

- A wypracowanie?

- Już skończyłem. - I, o ironio, to było chyba najbliższe prawdy zdanie, które wypowiedział w ciągu tej absurdalnej rozmowy. Spojrzał na zegar. Nieświadomie przyspieszył, wiedząc, że zbliża się godzina w której przychodził na Wieżę. Na świecie nie było nic, co mogłoby odciągnąć go od tych chwil.

Był Potter, poprawił się w myślach Draco.

Ale Potter był jednym z powodów, dlaczego te chwile były tak dla niego cenne i wyjątkowe.

~♥~

Usiadł na blankach, rozkoszując się ciepłym wiatrem, który czochrał mu włosy.

Przez cały tydzień nie dał po sobie poznać, jak te wieczory na niego działają. Ile dla niego znaczą. Potter nie musiał wiedzieć. Dopóki przychodził tu, dokładnie półgodziny po Malfoyu, wszystko było w porządku. Siadał tuż przy nim i patrzył wraz z nim w niebo, a potem mówił. Tak naprawdę o niczym ważnym. Opowiadał o swoim życiu w Gryffndorze, narzekał na profesorów i prace domowe, przeklinał szlabany u Umbridge, wspominał swoje dzieciństwo u Dursleyów i śmiał się z meczy quidditcha.

A Draco słuchał.

Rzadko się odzywał. Wolał słuchać. Skupiać się na głosie Harry'ego, na jego tonacji, gdy mówił o czymś, co mu się podobało. Patrzył, jak Harry marszczy brwi na wspomnienie ich sprzeczek. I nie musiał wiedzieć, że Draco czuje się wtedy okropnie. Jak ktoś, kto nie zasługuje na ten spokój. Ale Harry mówił dalej, przeskakując z tematu na temat, zaczynając opowiadać o szlabanie, a kończąc na zabawnej anegdocie.

Czasem pytał Dracona, ale ten odpowiadał zdawkowo. Przez co pytania zdarzały się coraz rzadziej. Potter tego nie komentował, za co Malfoy był mu wdzięczny. Nie wiedział, czy dałby radę mówić o swoim życiu, które ostatnio przeistoczyło się w chaos, a jedynym stałym elementem były zielone oczy, ich błysk, czarne włosy i uśmiech w głosie Harry'ego.

Dzisiaj jednak Harry milczał. Draco zerknął na niego i zaniepokojony zarejestrował udręczony wyraz twarzy. Spojrzał mu w oczy, wyczuwając, że, tak jak w jego przypadku, rozmowa nie miałaby sensu. Zamiast tego musnął palcami ramię Harry'ego. Ten nie poruszył się. Draco położył dłoń na barku Pottera ostrożnie, nadal nie wiedząc, na ile może sobie pozwolić. Harry spojrzał na niego. Po chwili uśmiechnął się blado. Nic nie powiedział, a Draco uścisnął mu ramię.

Malfoy nie opuścił dłoni, nawet po tym jak słońce zaszło i minęła godzina ich zwyczajowego powrotu i rozejścia. Harry po jakimś czasie położył na dłoni Malfoya swoją własną. Minę miał nieprzeniknioną. Draco nie mógł się powstrzymać od częstego zerkania na Gryfona. W ciemnościach nocy oczy zdawały się błyszczeć jeszcze jaśniej niż w dzień. Usta zamarły na granicy uśmiechu, a policzki zaróżowiły od chłodu wiatru. Draco widząc, jak oddech zamienia się w końcu w parę, a chłód zaczyna być dokuczliwy, ścisnął mocniej ramię Pottera i wstał, przerywając tę nadspodziewanie intymną więź. Ledwo powstrzymał się od jęku bólu, gdy nogi rozprostowały się po parogodzinnym siedzeniu. Bo nie wątpił, że siedział tu minimalnie dwie i półgodziny. Zdjął dłoń z barku Harry'ego, gdy tylko ten ją puścił. On również wstał i przeciągnął się.

Draco poprawił szaty, starając się ignorować, że nadal czuł palce Gryfona na swojej skórze.

- Zrób jak najbardziej zniechęcającą minę, jaką potrafisz zrobić - powiedział i ruszył ku drzwiom. - Jest pewnie po ciszy nocnej. Odprowadzę cię do Pokoju Wspólnego i jeśli trafimy na nauczyciela, chcę mieć pewność, że nie będziesz się szczerzył jak głupi, tak jak robisz to teraz.

Harry oburzył się, patrząc na Malfoya spode łba.

- A myślałem, że mamy zawieszenie broni. W ogóle dlaczego chcesz mnie odprowadzać?

Draco wzruszył ramionami.

- Będę miał pewność, że przez moje zagapienie nie będziesz miał odjętych punktów. Jak już wspomniałem, jest po ciszy nocnej i nauczyciele nie odejmą ci ich, jeśli będą myśleli, że ja już to zrobiłem - wyjaśnił i zaczął szybko schodzić po schodach. Na półpiętrze obejrzał się i krzywo się uśmiechnął. - Zetrzyj z gęby to zaskoczenie. Masz być przekonujący.

Potter jednak nadal wpatrywał się w niego, z tą samą miną jaką miał na Wieży.

Gdy zeszli, Draco wyszeptał lumos i uniósł różdżkę, oświetlając im drogę. Harry szedł tuż obok niego, skręcając w skróty, o których Draco nie miał pojęcia. Gdy usłyszeli kroki, Malfoy stanął przed Pottera, który w jednej sekundzie przemienił się z zamyślenia w prawdziwą gryfońską wściekłość.

Jednak zanim zza rogu wyszedł niespodziewany gość, Draco został wepchnięty za posąg przedstawiający jakiegoś wyjątkowo opasłego czarodzieja. Syknął, gdy Harry zasłonił mu usta dłonią i przygwoździł do ściany, wytrącając mu różdżkę, która zgasła. Nie poruszył się jednak, słysząc stukot obcasów, który najpierw stawał się coraz głośniejszy, a potem powoli cichł w oddali.

Wszystko w umyśle Dracona krzyczało "niebezpieczeństwo". Zielone oczy były stanowczo za blisko niego, tak samo jak dłoń zaciśniętą na jego nadgarstku. Nie wspominając o klatce piersiowej, która napierała na niego z zaskakująca siłą, przez co blondynowi zakręciło się w głowie.

Gdy tylko Harry odsunął dłoń od ust Malfoya, ten warknął nieprzytomnie:

- Potter, co do chol...

 - Zamknij się, zanim tu wróci - syknął Harry. Nasłuchiwał przez chwilę, aż w końcu odsunął się od Draco, który odetchnął głęboko, starając się nie okazać po sobie jak ta nagła bliskość na niego podziałała.

- Co to miało być? - zapytał, ostentacyjnie masując nadgarstek.

Harry spojrzał na niego dziwnie, jakby z wahaniem.

- To była Umbridge. Ja... Wątpię, by widząc nas idących po ciszy nocnej, odpuściła mi szlabanu. Ona mnie nienawidzi - dodał odkrywczo. - Nie przepuści żadnej okazji by wytrzeć mną podłogę. Dziś...

Draco kiwnął głową, ale nie drążył tematu.

- Byłbym jednak wdzięczny, gdybyś ostrzegał zanim wrzucisz mnie za pierwszą lepszą rzeźbę - "i niebezpiecznie zbliżysz" dodał w duchu, odwracając się na pięcie. Nadgarstek palił tam, gdzie znajdowały się palce Harry'ego, a Draconowi wciąż kręciło się w głowie na wspomnienie jego intensywnego zapachu z nutą czegoś ostrego. Poniósł różdżkę i zapalił ją ponownie, kierując się w głąb korytarza, nawet nie oglądając się za siebie, by sprawdzić czy Potter podąża za nim. Nie wiedział za bardzo gdzie idzie. Na szczęście Gryfon był czujny i wyprzedził go na skrzyżowaniu korytarzy i skręcił w odpowiedni, oszczędzając Malfoyowi czekania, aż brunet wskaże drogę.

Zatrzymali się pod obrazem przedstawiającym Grubą Damę, która teraz drzemała w najlepsze.

- Tu się rozstajemy - powiedział Draco i już miał odwrócić się na pięcie, bez innych słów pożegnania, gdy nagle Potter złapał go za nadgarstek. Na brodę Merlina, pomyślał Draco, gdy poczuł jak palce zaciskając się na jego skórze, wywołując tym uczucie palącego gorąca i jednocześnie mrożącego zimna. Ten chłopak powinien się bardziej kontrolować jak na jego byłego wroga.

- Tak? - spytał zamiast tego, patrząc w zielone oczy. Przez głowę przeleciała mu myśl, że Harry nie wie, jak na niego działa, co było uspokajające. Już i tak był na skraju samokontroli.

Potter zmieszał się i puścił jego nadgarstek, a Draco pogratulował sobie doprowadzenie Złotego Chłopca do rumieńca. Co nie zmienia faktu, że nie spodobało mu się, że Potter go puścił.

- Ja... - Harry spojrzał na Dracona w poszukiwaniu czegoś w jego oczach. Chyba to znalazł, bo uśmiechnął się zakłopotany. - Chciałem ci podziękować. Za wieczór. To znaczy, nie żeby to było aż tak ważne dla mnie i w ogóle, ale... - przeczesał włosy palcami, plącząc się w słowach. - Dziękuję za pomoc, którą mi dzisiaj udzieliłeś. Potrzebowałem tej ciszy.

Draco wzruszył ramionami i, wbrew całemu swojemu wcześniejszemu zachowaniu, powiedział:

- Wiem, co czujesz. Gdybym nie wiedział, nie byłoby mnie tam.

Potter kiwnął głową.

- Dziękuję, że tam byłeś - powiedział i uśmiechnął się pełnią swoich możliwości, błyszcząc oczami, jak tylko Harry potrafi.

Draco stał tam, bardziej oczarowany niż zaskoczony. Patrzył jak Potter budzi kobietę i wchodzi przez dziurę za portretem. Mignęły mu kolory Gryffindoru na ścianach Pokoju Wspólnego. Gruba Dama zerknęła na niego przy zamykaniu drzwi i zawahała się.

- Nie jesteś z tego domu. - Draco pokręcił głową. - Wchodzisz, słodziutki?

Malfoy uniósł brwi.

- Wpuściłabyś mnie?

Gruba Dama przekręciła głowę.

- Teoretycznie przyszedłeś tu z Gryfonem, który zna hasło i widać, że łączą cię z nim ciepłe relacje. Jeśli on cię zaprosił, nie mam prawa ci zagradzać drogi. Nawet w środku nocy - dodała z przekąsem. - To jak?

Draco pokręcił głową i odwrócił się, słysząc za sobą westchnięcie i szczęk zamykanych drzwi. Kierując się do swojego dormitorium, Draco zastanawiał się, czy Harry nie uratował ich obu tam, na korytarzu, gdzie wepchnął go za rzeźbę. Skoro Gruba Dama z portretu zauważyła, że nie są wrogami jak dawniej, to czy Umbridge by to dostrzegła? Gdy sprawa została tak przedstawiona, Draco nie miał nic przeciwko gryfońskiej spontaniczności i ratunku od jednego z nich.

Zadrżał niekontrolowanie na wspomnienie biskości w tamtej chwili. Nie powinien tak reagować. Wiedział to, ale nie przejmował się tym tak samo jak nie przejmował się tym, że Harry ma nad nim tak wielka kontrolę. Na razie Gryfon o tym nie wiedział, więc mógł być spokojny.

Mimo to wątpił, by Harry nawet gdyby to wiedział użyłby tego przeciwko niemu. Przynajmniej nie świadomie. Gryfoni mieli to do siebie, że kierowali się bzdurnymi zasadami, honorem i sprawiedliwością, co czyniło ich godnymi zaufania. Szczególnie Harry'ego, który był nieuleczalnym Gryfonem. A jednak, jedną z jego cech było pakowanie się w kłopoty. Robił to niemal zawodowo.

I to niepokoiło Draco. Że przywiązując się zbyt mocno do Pottera może narazić się niezbyt przyjemne sytuacje z śmiertelnym zagrożeniem w roli głównej.

Co jednak miał zrobić, gdy nie wyobrażał już sobie wieczoru bez niego?

Co miał zrobić, skoro pragnął znów poczuć jego palce na swojej dłoni, tak cudownie na niego działające?

Wsunął się do Pokoju Wspólnego i zerknął na zegar. Było już dobrze po jedenastej. Wślizgnął się do dormitorium i podziękował Merlinowi, za to, że Blaise i reszta już śpią. Pewnie trudno mu by było wytłumaczyć dlaczego wrócił dopiero o tej porze. Przymykali oko na jego wypady wieczorami dopóki znikał i pojawiał się przed cisza nocną, ale tym razem mogli się niepotrzebnie zainteresować.

Draco przebrał się cicho i wsunął pod kołdrę, odwracając się od razu na bok i ściskając pod pierzyną dłoń, na której nie taj dawno była zaciśnięta dłoń Pottera. Nadgarstek nadal go palił w przyjemny sposób i nie sądził, by miał w najbliższym czasie przestać. Malfoy nie mógł się powstrzymać od myśli, że skoro tak mocno reagował na zwykły dotyk, to jak by się czuł, gdyby Harry przycisnął go wtedy całym ciałem, a nie tylko zasłoniętą paroma warstwami odzieży klatką piersiową.

Usnął z myślą, że wszystko może się jeszcze wyciszyć i ułożyć.

A on przestanie postrzegać Pottera jak chodząca definicja słowa "idealny".

~♥~

Jeśli któryś z Ślizgonów zorientował się, że Draco wrócił do dormitorium zaskakująco późno, nie skomentował tego ani słowem.

Malfoy przy śniadaniu przypatrywał się każdemu z nich po kolei, ale nie znalazł na ich twarzach nic, co byłoby podejrzane. Nie dostrzegł też, by któryś z nich rzucał mu ciekawskie spojrzenia. Wszyscy wydawali się normalni.

Wszyscy oprócz Pansy.

Ta nie odezwała się do niego od rana, co było dość podejrzane, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie dwa tygodnie odkąd zaczął chodzić na Wieżę, próbowała co rano wyciągnąć z niego gdzie wychodził i co tam robił. Jeden raz próbowała go nawet śledzi, ale zgubił ją w tłumie czwarto roczniaków.

Jej milczenie było niepokojące tak samo jak to, że zawzięcie grzebała w talerzu widelcem, patrząc na to jakby chciała zabić swoje śniadanie i rozbić naczynie posługując się jedynie wzrokiem.

Malfoy domyślał się, że czekała na niego wczorajszego wieczora, przez co dzisiaj miała zły humor, bo najwyraźniej się nie doczekała. Martwił się natomiast tym, że w gniewie może podsunąć sobie różne fakty i połączyć je w jedno wielkie kłamstwo, którym później będzie go zadręczać. I kiedy on wszystkiemu zaprzeczy, Pansy zechce usłyszeć prawdę, której nie zamierzał wyjawiać. Bo, co prawda on sam ją zaakceptował, ale on był pod wpływem zieleni oczu pewnej osoby, za która świadomie podążyłby na koniec świata, jeśli tylko ta osoba by go poprosiła.

Ślizgoni natomiast nie byli zauroczeni Złotym Chłopcem i nigdy nie siedzieli z nim na blankach Wieży Astronomicznej oglądając zachód słońca. Oni by nie zrozumieli.

Chociaż nawet Draco nie rozumiał pewnych kwestii. Szczególnie nurtowała go myśl, co czuje do Harry'ego.

W myślach uparcie nazywał to zauroczeniem. Wiedział jednak, że zauroczenie z czasem traci na sile. Był kiedyś zauroczony w pewnej Krukonce. Po tygodniu ignorowania, samo przeszło.

Z Potterem było na odwrót.

Najpierw zaczął dostrzegać różne rzeczy, takie jak zieleń jego oczu, piękne włosy, zawadiacki uśmiech i charakterystyczne dla Harry'ego ruchy. Starał się to ignorować, ale to tylko przybierało na sile, karmiąc się jego nerwami za każdym razem, gdy czuł na sobie jego wzrok.

Nie dopuszczał myśli o miłości.

To było bajka, jedna z tych opowiadana dzieciom, by uwierzyły, że świat nie jest aż tak strasznym miejscem. Owszem, były przywiązanie, wierność, lojalność. Ale miłość? Jeśli nawet, to nie w tym wieku. Wątpił też, by kiedykolwiek spotkał kogoś kogo by tym uczuciem obdarzył.

Nie sądził też, by było to spowodowane dojrzewaniem.

Cokolwiek to było, kiedy Potter go dotykał nie działa na niego pobudzająco lecz uspokajająco. Mógł powiedzieć, że przy Potterze czuł się bezpiecznie.

Co było totalną bzdurą, bo w końcu jeszcze miesiąc temu byli wrogami.

I właśnie dlatego Draco uciekał na Wieżę. Pozbyć się tego mętliku w głowie. Chaosu, który czasem spędzał sen z powiek. Niewiedza dobijała go. Nie wiedział, co jest z nim nie tak. Nie mógł się przywiązać do Harry'ego jak do członka rodziny, ale też nie mógł nazwać tego zaczątkiem przyjaźni. Zastanawiał się jednak, czy wiedza nie okaże się jeszcze gorsza.

Zazwyczaj kłócił się sam ze sobą, a wykłady nauczycieli wpadały mu jednym uchem, a drugim wylatywały. Nie potrafił się na nich skupić, mając porównanie do wypowiedzi Pottera, o wiele bardziej chaotycznych, ale w pewnym sensie bardziej uporządkowanych i o wiele ciekawszych.

Nie wyobrażał sobie życia bez jego monologów, tak samo jak nie wyobrażał sobie życia bez jego cudownego uśmiechu skierowanego po raz pierwszy do niego.

I chciał wywołać ten uśmiech ponownie.

~♥~

Kiedy ponownie spotkali się na Wieży, na zewnątrz lało, więc usiedli na podłodze w drzwiach prowadzących na dach Wieży. Żaden z nich nie wspomniał o wczorajszym zajściu. Potter odzyskał humor i ponownie opowiadał o ostatnim meczu Krukonów i Puchonów i wytykał błędy jakie rzuciły mu się w oczy. Draco słuchał, pozwalając, by wszystkie myśli zniknęły zastąpione głosem Harry'ego. Ten jak zwykle przeskoczył niemal od razu na inny temat, teraz mówiąc o Ronie, który przegrał z nim zakład, a potem zwinnie zaczął opowiadać o Hermionie i jej zamiłowaniu do skrzatów domowych. Urwał i zmarszczył brwi, a Draco kątem oka zauważył, że Potter zaczął na niego patrzeć.

- Hermiona ma mi za złe, że wychodzę wieczorami - powiedział, bawiąc się krawatem. - I denerwuje się jeszcze bardziej gdy nie mówię jej, gdzie i po co idę. Nie mogę jej przecież powiedzieć, że spędzam tutaj czas z tobą. Uznałaby mnie... - Skrzywił się. - Nie to, że nie lubię z tobą spędzać czasu. Uwielbiam te wieczory, ale nie wiem czy Hermiona zrozumiałaby...

- Uznaliby cię za czubka - powiedział Draco, sam siebie zaskakując. - Wiem, o co ci chodzi. Mam to samo z Pansy gdy wracam z naszych schadzek. - Przeczesał palcami włosy, wzdychając i przy okazji wąchając przyjemny dla nosa zapach Pottera pomieszany z wonią deszczu. - I ona również mnie przepytuje. To oczywiste, że nawet bliskim osobom nie można oznajmić, że codziennie spędza się godzinę z dawnym najgorszym wrogiem. Ja sam również lubię tu przychodzić - przyznał.

Harry uniósł brwi.

- No proszę, ty mówisz! - powiedział udając zaskoczenie. Draco posłał mu zirytowane spojrzenie, na co ten zaśmiał się. Malfoy poczuł jak po plecach przebiega mu dreszcz. - Ale skoro już zacząłeś, to co ty mówisz innym? Znaczy, Ślizgonom? Masz jakieś wytłumaczenie na to znikanie co wieczór?

Draco wzruszył ramionami przenosząc wzrok na zachmurzone niebo.

- Nie. Oni nie pytają, a Pansy nie musi wiedzieć wszystkiego.

Potter mruknął coś i zaczął ponownie bawić się krawatem.

- Nie boisz się, że zaczną coś podejrzewać?

- Jedyne co mogą podejrzewać to to, że z kimś się spotykam, co jest prawdą, ale jesteś ostatnią osobą, o której pomyślą jako o moim towarzyszu.

Harry jakby ożywił się.

- Czyli tym jestem dla ciebie teraz? Towarzyszem?

Draco pragnął z całego serca, by nadzieja w głosie Pottera nie była jego wymysłem.

- A jak inaczej można nazwać... to? - Pomachał dłonią między nimi. Po raz pierwszy zabrakło mu słów. Nie chciał używać słowa "nas". Wątpił, by przeszło mu przez gardło.

Harry zamyślił się, cudownie nieświadomy wewnętrznego skłócenia w rozmówcy. Zerknął na Malfoya.

- Lubię to określenie. Towarzysz. Nie przyjaciel, ale i nie przypadkowy znajomy. Masz dar do dobierania właściwych słów, Draco.

Draco poczuł dreszcz na plecach i gwałtowne bicie serca. Nie spodziewał się, że tak mocno zareaguje na swoje imię. Z drugiej strony nie sądził, że zabrzmi ono tak dobrze w ustach Harry'ego. Tak prawidłowo. I to jeszcze tym potterowskim głosem, w którym można było usłyszeć uśmiech.

Zerknął na chłopaka, który przeciągnął się, wystawiając nogi na deszcz.

- Czyli już oficjalnie jesteśmy towarzyszami?

Draco pokiwał głową, patrząc w te pełne radości zielone oczy.

- Oficjalnie towarzyszami - powiedział, czując jak iskra nadziei przeistacza się w tańczący płomień.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro