Spełnione Życzenie
Draco ledwo się powstrzymywał od nie chodzenia z wielkim uśmiechem na ustach.
Chciał nie tylko się uśmiechać, ale skakać z radości. Cudem powstrzymał się od ucałowania Pottera tamtego wieczoru. Zszedł z Wieży cały w skowronkach, próbując się bezskutecznie opanować. Podziałało dopiero gdy zderzył się boleśnie z rzeczywistością w postaci kamiennej ściany. Ból głowy zadziałał jak kubeł zimnej wody. Wszedł do Pokoju Wspólnego zupełnie opanowany, mając nadzieję, że Pansy do niego nie podejdzie. Nie wiedział, czy jego samokontrola sięgała na tyle daleko, by na wspomnienie tej rozmowy nie rozkleił się i nie zaczął paplać jak ostatni idiota.
Na szczęście Pansy nie było, a w dormitorium nie spotkał żadnego z współlokatorów. Rzucił się na łóżko. Wciągnął powietrze nosem, zastanawiając się czy kołdra Pottera pachnie tak samo oszałamiająco jak jej właściciel. Musi. To był naturalny porządek rzeczy. Wszystko co miało styczność z Potterem nosiło tej styczności znak. Na przykład Draco tracił panowanie nad swoim ciałem.
Co nie powinno się nigdy zdarzyć, ale zdarzało się, bo to Potter.
Malfoy wtulił twarz w poduszkę, próbując zatamować falę wspomnień o lśniących zielonych oczach. To było dużo za dużo jak na jeden dzień. Za dużo nawet na jeden tydzień. Przewrócił się na plecy, przeklinając swoje zachowanie. Nienawidził niekontrolowanych sytuacji. Z drugiej strony, nieprzewidywalność Gryfona, a co za tym idzie spontaniczność w poruszaniu tematów, była w pewien sposób urocza. Niebezpieczna, owszem, ale...
Draco jęknął bezwstydnie i nałożył poduszkę na głowę. Powinien myśleć o wadach Pottera, próbować nadal się od niego zdystansować. Jednak nawet myśl o jednym wieczorze bez Złotego Chłopca w roli głównej, była bolesna. Nie wiedział, co zrobi, kiedy Potterowi w końcu znudzi się przychodzenie na Wieżę, ale wątpił by przeżył to dobrze.
Wstał i zaczął krążyć po pokoju, zastanawiając się, skąd ta obsesja.
Bo tego inaczej się nazwać nie dało.
Odurzenie było zbyt słabym słowem na to, co się działo w umyśle Malfoya, który dokładnie pamiętał każdy szczegół ich spotkania, każde muśnięcie palców i ramion Harry'ego, gdy siedzieli na blankach zbyt blisko, a jednocześnie zbyt daleko od siebie. I to doprowadzało Dracona do obłędu.
Spojrzał na zegarek i odetchnął głęboko. Dał sobie pięć minut by ochłonąć i doprowadzić się do względnego porządku. Nie zamierzał wyglądać jak kłębek nerwów przed resztą Ślizgonów.
~♥~
Parę dni później, w sobotę, gdy przyszedł na Wieżę, został w środku, gdyż za drzwiami szalała burza. Usiadł przy drzwiach i wyciągnął nogi, masując sobie kark. Nie wiedział, czy Potter przyjdzie. Nie sądził, by Gryfonowi pogoda przeszkadzała, w końcu już siedzieli tutaj w deszczu.
A jednak nie mógł się pozbyć wątpliwości.
Ale Harry, podręcznikowy Gryfon, przyszedł, z szalikiem w kolorach Gryffindoru. Uśmiechnął się na widok siedzącego na podłodze Dracona.
- Jest taka piękna pogoda, czemu siedzisz wewnątrz, towarzyszu? - zapytał akcentując ostatni wyraz.
Malfoy machnął ręką.
- Nie wiem jak ty, ale nie czuję się w obowiązku stania na najwyższej wieży Hogwartu podczas burzy.
Harry klapnął obok niego, podwijając jedną nogę.
- Zastanawiałem się, czy przyjdziesz.
"Tak jak ja".
- Niepotrzebnie. Nie zrezygnowałbym z tego azylu przez zwykłą burzę.
Harry przygryzł wargę, a za oknem błysnęło. Nie odzywał się przez dłuższa chwilę, aż w końcu powiedział:
- Potrafisz dotrzymać tajemnicy?
Draco uniósł brwi. Rozległ się grzmot.
- Może. A przed kim będę musiał ukrywać tą tajemnicę?
Potter przeczesał włosy palcami.
- Praktycznie przed wszystkimi.
Malfoy spojrzał w zielone oczy i dostrzegł w nich błysk determinacji i zaciętości.
- Mam już jedną tajemnicę, którą jest spotykanie się z tobą. Jeśli jest to coś, co można łatwiej ukryć od codziennych wypadów na parę godzin, nie musisz się wahać.
Harry odwzajemnił spojrzenie. Malfoy poczuł na plecach przyjemny dreszcz.
- Nie wiem, czy powinienem ci to mówić, ale... Znasz historie o pokoju, który pojawia się tylko w nagłej potrzebie?
Draco próbował wyczytać coś z twarzy Gryfona, lecz ten miał nieprzeniknioną minę.
- Znalazłeś ten pokój?
Potter kiwnął niepewnie głową.
- Pomyślałem, że będzie to lepsze miejsca na spotkania niż Wieża, na której będzie coraz zimniej.
Draco zwilżył wargi językiem i przeniósł wzrok za okno, ledwo mogąc oderwać spojrzenie od tęczówek Gryfona. Był początek listopada, mieli szczęście, że dotąd tylko dwa razy złapał ich deszcz. Jednak zła pogoda będzie coraz częściej, a i temperatura nie będzie sprzyjać długiemu siedzeniu na blankach.
- To nie jest aż taki zły pomysł.
- Mogę ci pokazać gdzie dokładnie się znajduje, gdy stąd zejdziemy.
Draco kiwnął głową. Harry zdjął szalik i zaczął oplątywać go sobie wokół rąk. Malfoy skupił się na pogodzie. Ciemne pomieszczenie rozświetlały co parę sekund błyskawice, a grzmoty odbijały się echem od ścian korytarza prowadzącego schodami w dół. Chłód bijący od muru i szum deszczu działały usypiająco. Zamknął oczy, czując na swoim ramieniu ciepło bijące od drugiego ciała. Cieszył się ciszą tak samo jak cieszył się rozmową z Harrym. Dziś jednak coś wisiało w powietrzu, co nie dawało mu spokoju. Coś, co nie zależało od niego ani pogody, ani od pomieszczenia, w którym pachniało starością. Uchylił oko i zobaczył, że Harry wciąż miętosi swój szalik.
- Coś nie tak? - zapytał, bo nie mógł znieść niepewnej miny Pottera.
Ten poderwał głowę,
- Nie - odpowiedział szybko. Skrzywił się. - Tak. Wciąż się zastanawiam, dlaczego się zmieniłeś. Nie zaprzeczaj - dodał, widząc jak Ślizgon otwiera usta. - Gdybym tamtego dnia na Wieży zastał starego ciebie, prawdopodobnie skończylibyśmy obaj w skrzydle szpitalnym.
- Mówisz, że ja się zmieniłem, ale czy ty nie? - odbił piłeczkę Draco i spojrzał na Harry'ego. - Gdybyś tamtego dnia spotkał mnie na Wieży jako stary ty, wątpię, bym chciał przychodzić tam dalej. A jednak nadal tu przychodzę, spotykam się z tobą i rozmawiam. Ludzie się zmieniają, Harry - powiedział, a Potter uciekł wzrokiem w bok. - Nawet jeśli tego nie chcemy, zmiany zachodzą w nas nieświadomie. To, kim jesteśmy, składa się z wielu podjętych decyzji i wpływu otaczających nas osób. Czasem nawet te niechciane rzeczy wpływają na nas mocniej, niż przypuszczamy. - Słowa ciągnęły się z jego ust bez nadzoru umysłu. Było to oczyszczające. Od dawna chciał powiedzieć Potterowi to, co czuje, i to, co go męczy, ale zwyczajnie nie miał na tyle odwagi. I teraz, gdy w końcu powiedział, co mu leży na sercu, o ironio, wątpił, by Harry doszukał się prawdziwego sensu jego słów. Że doskonale wie, co go zmieniło i jest to uczucie do siedzącego obok Gryfona. I może stało się lepiej, że Potter nie wiedział, pomyślał cierpko. W końcu byli wrogami. Byłymi, ale to nie zmieniało faktu, że Harry był Złotym Chłopcem, uosobieniem dobra, a Draco prawdopodobnym przyszłym członkiem Wewnętrznego Kręgu. Nawet jeśli teraz zawarli przyjaźń, za parę lat możliwe że spotkają się jako dwaj wrogowie, którzy wybrali inne strony. Draco odepchnął od siebie tę myśl i kontynuował: - Zmieniły nas różne rzeczy, a może te same. Nie mnie wtykać nos w twoje życie osobiste. Ale czy to ważne? Jak dla mnie ważniejsze jest to, że teraz tu siedzę, w absurdalnym zimnie i rozmawiam z tobą, podczas gdy jeszcze dwa miesiące temu prędzej wyszedłbym na zewnątrz w burzę niż dzielił z tobą przestrzeń. Ludzie się zmieniają - powtórzył. - Na lepsze i na gorsze. I myślę, że w naszym przypadku to ta pierwsza opcja.
Harry pokiwał głową i owinął dłonie w szalik. Chuchnął w nie, a wokół ust pojawił się obłoczek pary.
- Kiedy tak o tym mówisz, wszystko wydaje się być takie normalne. Naturalne. A jednocześnie sam powiedziałeś wcześniej, że gdybyś komuś powiedział, że się ze mną spotykasz, uznałby cię za czubka.
- To jest akceptacja.
Harry spojrzał na Malfoya.
- Na wszystko masz takie piękne przemowy i idealne określenia?
Draco wzruszył ramionami. Ważne, że oddalił od siebie niewygodne pytanie.
- Idealne może i nie na wszystko, ale na większość wystarczające, owszem.
Harry zsunął szalik z rąk i przyjrzał się jego barwom.
- A ty akceptujesz to, że jestem Gryfonem? O ile mnie pamięć nie myli to dlatego między nami zawsze były takie napięte stosunki.
Draco miał ochotę zwinąć się w kłębek na ziemi i przestać myśleć. Czuł, jak ogarnia go zmęczenie, a jednocześnie chciał nadal rozmawiać. To była jedna z tych chwil, gdy towarzystwo Pottera pomagało mu się skupić, a on dokładnie wiedział co powiedzieć.
- Nie przeszkadzają mi one - powiedział i potarł powieki. - Trzeba się uczyć na własnych błędach. To, że już jeden raz oceniłem książkę po okładce, nie znaczy, że zrobię to znowu. A tobie przeszkadza to, że jestem Ślizgonem?
- Coraz mniej - powiedział Harry, a Draco zastanowił się czy się skrzywić, czy uśmiechnąć za to, że był z nim szczery.
Malfoy oparł głowę o ścianę i zamknął oczy. Jak zwykle podczas spotkań stracił rachubę czasu, a teraz dochodziło jeszcze zmęczenie i chłód. Wyprostował nogi i potarł dłonie.
- Zimno tu. Rzeczywiście będzie dobrze przenieść się gdzieś, gdzie będzie cieplej.
Harry zerknął na niego i bez słowa podał mu szalik.
Draco uniósł brwi.
- Nie myślisz chyba, że jest mi potrzebny, prawda?
- Jest ci tak samo potrzebny jak twoja szata. Jest lepiej z nią niż bez niej, prawda?
Malfoy otworzył usta, ale nie mogąc wymyślić odpowiedniej riposty wziął szalik. Zawinął go sobie wokół dłoni, jak zrobił to wcześniej Gryfon. Od wełny biło przyjemne ciepło.
- Dziękuję - powiedział, mimo że w jego głowie kotłowały się zupełnie inne słowa.
Harry nie odezwał się, tylko rozsiadł wygodniej. Ręce wsadził do kieszeni, ocierając się łokciem o bok Dracona. Ten nie odsunął się, jedynie ponownie poświęcił całą swoją uwagę pogodzie za oknem. Burza jakby osłabła, chociaż Malfoyowi mogło się tak wydawać przez to, że nie czuł już tego napięcia w powietrzu, które z pewnością wcześniej emanowało z Pottera. Zamknął oczy, czując jak chłód w dłoniach ustępuje powoli ciepłu wełny. Westchnął i odchylił głowę. Powoli wszystkie myśli znikały z jego głowy, wyparte przez świadomość bliskości Harry'ego. Jego umysł osuwał się w przyjemny półsen. Nagle poczuł jak ktoś potrząsa go za ramię.
Otworzył szeroko oczy i pierwszą rzeczą jaką zobaczył były zielone tęczówki, tak niebezpiecznie, pięknie, prawidłowo blisko niego. O mało nie zachłysnął się powietrzem, gdy zabłyszczały.
- Jeśli chcesz, bym ci pokazał tę komnatę, musimy już iść. Zasnąłeś.
Draco mruknął coś o budzeniu go i podniósł się z pomocą Gryfona. Odplątał ręce z szalika i owinął go sobie wokół szyi. Zszedł na dół za Potterem, który prowadził go przez korytarze teraz oświetlone tylko światłem z różdżki. Draco zaklął pod nosem. Nie wiedział kiedy minęła cisza nocna, ale jeśli spotkają któregoś z profesorów stanie się cud, jeśli nie zaczną czegoś podejrzewać. Zdjął szybko szalik i powiesił go na szyi Pottera, muskając przy tym skórę na jego karku, ciepłą jak wełna. Harry odwrócił się.
- Już go nie chcesz?
- Pomyśl. Co by pomyślał nauczyciel, gdybym szedł w szaliku swojego wroga?
- To, że ci zimno i mi go zabrałeś?
- Masz dziwny tok myślenia - powiedział dobitnie Draco.
Po dłuższej chwili błądzenia po korytarzach, Potter zatrzymał się.
- To tutaj - powiedział i wskazał na pustą ścianę. - Wystarczy przejść się trzy razy przed tą ścianą, myśląc o pomieszczeniu, które potrzebujesz, a drzwi się pojawią.
Malfoy spojrzał na Gryfona.
- Nabijasz się ze mnie? Może i jestem zmęczony, ale nie aż tak, by uwierzyć w każde twoje słowo.
Potter wydawał się oburzony.
- Mówię prawdę.
Draco sceptycznie popatrzył na ścianę.
- I będzie je widać dopóki stamtąd nie wyjdziemy? Masz świadomość, że jeśli ktoś nas odkryje będę miał przechlapane pewnie bardziej niż ty?
Harry wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz chciał, żeby drzwi zniknęły, znikną. To Pokój Życzeń.
Draco uniósł brwi.
- Powiedzmy, że ci wierzę.
Harry uniósł ręce.
- Pokazać?
Draco nie odezwał się, gdy Potter jak wcześniej powiedział przeszedł koło ściany. Zatrzymał się, a Draco już miał skomentować, żeby spróbował jednak pomyśleć, gdy w murze pojawiły się drzwi podobne do tych od klasy. Podszedł do nich, otworzył i zajrzał do środka. Pierwsze co zobaczył, był ogień w kominku, jedyne źródło światła w pomieszczeniu, a przy nim dwa fotele. Ściany były w kolorze ciepłego beżu, a podłoga z ciemnego drewna. W powietrzu unosił się ledwo wyczuwalny zapach cynamonu. Malfoy doznał olśnienia. Cynamon. Ostra nuta w zapachu Pottera.
Koło niego pojawił się Harry.
- Przyjemnie, prawda?
Draco przechylił głowę.
- Tak wygląda pokój, w którym chciałbyś spędzać czas?
-Mniej więcej. Brakuje tu tylko książek o quidditchu. - W tym momencie obok foteli pojawił się stolik z czterema książkami położonymi jedna na drugiej.
- Jesteś nienormalny. Kto czyta o lataniu?
Harry uśmiechnął się.
- Rozumiem dlaczego z Ronem nadal nie jesteś w stanie się pogodzić.
"Mogę cię zapewnić, że mam zupełnie inny powód" pomyślał Malfoy, kątem oka zauważając błysk w oczach Pottera.
- A jak wyglądałby twój pokój?
Draco przeciągnął się.
- To pokaz na inny wieczór. Jeśli teraz nie pójdziemy do Wieży Gryffindoru, zasnę na stojąco.
- Ale pamiętasz, że jeszcze musisz zejść do lochów?
Draco kiwnął głową. W myślach widział siebie turlającego się po schodach.
- Poradzę sobie.
- Jak chcesz - odparł Potter i odsunął się od Pokoju Życzeń. Draco zamknął drzwi i ruszył za nim. Gdy odwrócił głowę, wejścia już nie było. Zerknął na Harry'ego.
- Jak się dowiedziałeś o tym Pokoju? - zapytał i zaraz pożałował swoich słów, bo Gryfon spiął się.
- Ja... Skrzat domowy mi powiedział.
Malfoy postanowił nie drążyć tematu. Mijali ostatni zakręt, gdy Harry nagle się zatrzymał, przez co Draco uderzył w jego plecy.
- Profesor? - szepnął i cofnął się odrobinę, bo nagle w głowie zawirowało mu od zapachu Pottera.
- Nie. Ron stoi przy portrecie. I Hermiona - powiedział cichym głosem Gryfon i zrobił krok w tył. - Kłócą się o coś. Chyba Ron chce pójść mnie poszukać.
Draco mruknął "nox" pod nosem.
- W takim razie nie będę ci psuł przedstawienia. Zawsze miałeś wielkie wejścia.
- Gdybyś poszedł ze mną, stałoby się wręcz legendarne.
- Wolałbym darować wszystkim uczniom szoku i sobie niepotrzebnego rozgłosu - powiedział, odwrócił się i pomaszerował w ciemność, nie czekając na odpowiedź Harry'ego. Przeszedł szybko korytarze, jeden raz umykając Filchowi przez skrót, który nieświadomie pokazał mu Harry.
Przemierzywszy korytarze dotarł do Pokoju Wspólnego po czym ruszy ku dormitorium. Zamknął za sobą drzwi i odwrócił się, napotykając zaciekawione spojrzenie Blaise'a. Zabini ograniczył się do spokojnego uniesienia brwi. Skończył się przebierać w chwili, gdy Draco zaczął i położył się do łóżka bez słowa. Malfoy również otulił się zaraz pościelą. Zastanawiał się, czy Harry powie swoim przyjaciołom o ich spotkaniach, czy wyłga się jakąś historyjką.
~♥~
Następnego dnia, Draco o mało nie rozlał swojego eliksiru przez dłoń Pottera, która niespodziewanie znalazła się w jego kieszeni. Spojrzał na Gryfona, jednak ten odwrócił się od niego i oddalił bez słowa. Draco zmarszczył brwi, postawił buteleczkę na biurku Snape'a i sięgnął do kieszeni. Poczuł fakturę pergaminu pod palcami. Wyszedł z sali i skierował się ku Wielkiej Sali, gdzie właśnie trwał obiad. Minął Umbridge, która zadowolona wyszła z klasy Flitwicka i pomaszerowała do swojego gabinetu, a tłum uczniów rozstępował się przed nią, chcąc znaleźć się jak najdalej od ropuszej profesor.
Draco korzystając z zamieszania i tego, że nikt na niego nie zwracał uwagi wyciągnął karteczkę i przeczytał jedno zdanie:
"Przyjdź godzinę wcześniej"
Rozejrzał się mnąc kawałek pergaminu między palcami. Nigdzie nie zobaczył Pottera, ale z drugiej strony co miałby zrobić, gdyby go jednak dostrzegł? Nie podszedłby przecież i nie zapytałby go powód przesunięcia godziny spotkania na oczach szkoły. Ruszył ponownie ku Wielkiej Sali. Zastanowił się czy to nie przez to spotkanie Rona i Hermiony pod portretem Grubej Damy. Mogli na nim wymusić obietnicę, że nie będzie wracał po ciszy nocnej. Draco uniósł niewidocznie kąciki ust, domyślając się, że Harry nie chce skracać ich spotkania. Stłumiona radość wygrywała hymny w zakamarku jego umysłu, tak jak wtedy gdy dostrzegł nowy odcień zieleni w oczach, od których zdążył się już uzależnić. Nie wiedział, w jakim stopniu, ale podejrzewał, że dzień bez nich i bez ich charakterystycznego błysku, byłby dniem dla niego straconym i szarym jak dni przed spotkaniami.
Wszedł do Wielkiej Sali i usiadł przy stole. Prawie bez udziału umysłu nałożył sobie obiad i zaczął jeść, czując na sobie wzrok zielonych oczu.
Draco może i nauczył się lepiej ukrywać swoje uczucia względem Pottera, ale nadal oddziaływał on na Malfoya tak mocno jak na początku. Może nawet mocniej. Draco nie mógł tego stwierdzić, gdyż co chwilę Potter zaskakiwał go czymś nowym, na co Ślizgon nie był przygotowany. Złapanie za rękę. Szturchnięcie ramieniem. Trąceniem głową. Czy tak jak wczoraj podaniem szalika. Te drobne gesty sprawiały, że Draco pogrążał się w tym coraz głębiej. A przecież już dawno minął ten poziom, z którego nie było szansy odwrotu. Nie żeby kiedykolwiek jakąś szansę miał.
Popatrzył na obserwującego go Gryfona i kiwnął niezauważalnie głową. Tamten odwrócił się do Rona, który jak zwykle pałaszował obiad, który wystarczyłby trzem osobom.
Nie, po myślał Draco odwracając wzrok. Zdecydowanie nadal ten wzrok go rozpraszał. Cud, że jeszcze nie zawalił większości przedmiotów. Ale pewnie to tylko kwestia czasu.
~♥~
Reszta lekcji i popołudnie minęły w względnym spokoju. Pansy nadal się do niego nie odzywała, a Blaise ograniczył się do rzucania mu zaciekawionych spojrzeń. Reszta Ślizgonów zachowywała się w miarę normalnie. W miarę, bo w tych czasach nie dało się normalnie zachowywać, czy nawet żyć.
Prócz Umbridge, która nadzorowała każdą lekcję, a na swoich zachowywała się jak nadęty bufon, był jeszcze Filch, który ostatnio rozbestwił się jak nigdy. Był szczególnie zaciekły wieczorami po ciszy nocnej i, jak zauważył Draco, zaczął pastwić się nad rudymi bliźniakami.
Szkolny chaos był porównywalny do mandragory. Ostatnio, gdy wkroczyła Umbridge i próbowała wyrwać z Hogwartu tradycje, cała szkoła stała się jednym wielkim chaosem, od którego można było oszaleć. Obrazy były zdejmowane ze ścian, nauczyciele żyli pod ciągłą presją utraty posady, uczniowie zostali obarczeni dodatkowymi punktami regulaminu, które aż się prosiły o złamanie. To trawiło Hogwart niczym choroba, niszczyło go. Draco nigdy nie powiedziałby tego na głos, ale był coraz bardziej zdenerwowany, że szkoła nie wytrzyma tego roku. Była to bardzo ciężka próba. Biorąc pod uwagę również to, że rodzice nie chcieli tu wysyłać swoje dzieci tylko dlatego, że Ministerstwo oczerniało Pottera i Dumbledore'a, szkoła praktycznie nie miała przed sobą żadnej przyszłości.
Draco zatrzymał się przy obrazie Barnabasza Bzika. Przeszedł trzy razy obok ściany, myśląc o swojej potrzebie znalezienia pokoju, w którym panowałaby cisza i spokój.
Po chwili pojawiły się drzwi, a Draco wślizgnął się przez nie. Znalazł się w małym, acz przyjemnym pokoiku z szarą sofą naprzeciwko dużego okna przez które widać było już ciemne zachmurzone niebo. Ściany były błękitne, prawie białe, a podłogę zdobił jasny puchowy dywan. W rogu pokoju stał biały regał z książkami, a na nim doniczka z kwiatami. Pokój był oświetlony przez parę świec stojących w strategicznych miejscach. Draco podszedł na środek i pociągnął nosem. Zapach cynamonu został.
Usiadł na sofie, strząsnął buty, zostając w samych skarpetkach i podwinął nogi. Mebel był przyjemnie miękki i miły w dotyku. Malfoy spojrzał w okno i wrócił myślami do wyglądu pokoju Harry'ego. Ich gusta tak bardzo się różniły.
Harry wszedł do pokoju zaledwie dziesięć minut po nim. Draco obejrzał się na niego i uniósł brwi.
- Zastanawiałem się czy będziesz mógł tu wejść. W końcu tych drzwi nie widać, prawda?
- Mnie też miło cię zobaczyć, Draco - powiedział Harry i opadł na kanapę obok. - Wracając do pytania jeśli na kogoś czekasz, te drzwi się przed nim pojawią.
Malfoy kiwnął głową.
- Mogę się zapytać, dlaczego chciałeś bym przyszedł wcześniej?
Hary przeczesał palcami włosy i położył nogi na kanapie.
- Hermiona nie była zadowolona, że wracam po ciszy nocnej. A ja nie chciałem skracać tych spotkań.
Draco pogratulował sobie w duchu prawidłowej oceny sytuacji. Przesunął się tak, by opierać plecami też trochę o podłokietnik i zgiął nogi. Jego łydki muskały pozbawione butów stopy Harry'ego, który nic sobie nie robił z przestrzeni osobistej Ślizgona. I uczucia, jakie wywoływał ten dotyk.
- Hagrid wrócił - powiedział nagle Gryfon, zupełnie dezorientując drugiego chłopaka.
Draco zmarszczył brwi. Nie miał zbyt dobrych relacji z tym nauczycielem. Od kiedy na trzecim roku o mało nie doprowadził do śmierci jednego z jego hipogryfów, Harry był wyjątkowo drażliwy na uwagi względem Hagrida.
- I co w związku z tym? - zapytał, obserwując profil Gryfona.
- Zajmie się uczeniem nas Opieki. Boję się, że Umbridge nie pozostawi na nim suchej nitki.
Draco poruszył się niespokojnie. Doceniał fakt, że Harry ufał mu na tyle by mówić o tym, jednak nadal czuł się nieswojo na myśl, że rozmawiał o ludziach, których Draco nie tak dawno temu nie wahałby się zmieszać z błotem, jeśli dostałby taką okazję. Jednak ludzie się zmieniają.
- Nawet jeśli, to pamiętaj, że w szkole nadal jest Dumbledore. Jeśli Umbridge postanowi wykorzystać swoje stanowisko i zabierze mu posadę nauczyciela, Dumbledore nadal ma całkiem dobre usprawiedliwienie by trzymać go w Hogwarcie. W końcu jest gajowym, nie? Wątpię, by władza Umbridge sięgała tak daleko, by móc wyrzucić kogoś innego niż profesora - powiedział, nadal wpatrując się w Harry'ego. Ten odwrócił się do niego. W oczach błysnął niepokój.
- Niby tak, ale... Nie chcę patrzeć, jak Umbridge poniża Hagrida. Z tego co wiem, ona nienawidzi innych magicznych isto... - urwał i zamknął usta.
Malfoy przeniósł wzrok na okno, niewzruszony.
- Czyli Hagrid ma w sobie krew olbrzymów?
- Nie powinienem tyle paplać.
Draco odchylił głowę i wyprostował nogi, kładąc je na udach Harry'ego.
- Mówiłem ci, że potrafię dotrzymać tajemnicy. Nikt się ode mnie nie dowie. - Zamknął oczy skupiając się na cieple bijącym od Harry'ego. - Skąd wiesz, że ona nienawidzi istoty magicznych?
- Usłyszałem od kogoś, że w Ministerstwie popierała wszelkie działania prowadzące do uprzykrzenia im życia. I boję się, że za swój cel obierze Hagrida.
Draco pokiwał głową. Zapadła cisza, którą przerywał wycie wiatru za oknem. Draco zastanawiał się, czy na zewnątrz rzeczywiście pada śnieg i wieje wiatr, czy jest to iluzja stworzona na potrzebę pokoju. Nagle poczuł jak Potter krzyżuje nogi w kostkach.
- Czyli tak wygląda twój pokój. Spodziewałem się czegoś... większego. Bardziej majestatycznego - zagadnął, wyraźnie pokazując, że chce zmienić temat.
Draco zamknął oczy.
- Majestatyczność czasem jest przytłaczająca, co wpływa niekorzystnie na myślenie.
Harry uniósł brwi.
- Powinienem przychodzić tu z pergaminem i piórem i zapisywać wszystkie twoje złote myśli. Sypiesz nimi jak z rękawa. - Draco nie musiał patrzeć, by wiedzieć, że na ustach Pottera gości uśmiech. - To było głębokie.
Draco prychnął.
- Gryfoni – powiedział i w tej samej chwili usłyszał ciche westchnięcie. Nagle poczuł jak ręka, która jeszcze wcześniej spoczywała na jego łydkach teraz unosi się. Otworzył oczy i zobaczył, jak Harry rozwiązuje krawat i rzuca go na dywan. - Co ty robisz? - zapytał niepewnie Draco widząc, że ten zdejmuje również i szatę zostając w samej koszuli. Zdjął nogi z jego ud, gdy ten wstał, rzucając szatę na krawat. Harry uśmiechnął się.
- Pomagam ci zapomnieć, z którego domu jestem - powiedział, jego oczy błyszczały.
Chwilę potem leżał na rozwalonym na kanapie Malfoyu i odwiązywał my niespiesznie krawat, podczas gdy ten próbował bezskutecznie go zrzucić. Bezskutecznie, bo Draco nawet się za bardzo nie starał. Po pierwsze - nie chciał, po drugie - jego ręce i nogi odmówiły posłuszeństwa. Malfoy złapał tylko nadgarstki Pottera dla zasady i pozwolił mu zdjąć krawat. Zakręciło mu się w głowie. Czuł jego zapach z nutką cynamonu, jego ciężar na swoim brzuchu i biodrach oraz jego palce na skórze. Przez głowę przemknęła mu myśl, że jeśli Potter się nie odsunie, Draco straci panowanie nad sobą i zacznie wzdychać jak Puchonka po amortencji.
- Coś nie tak? - zapytał z błyskiem w oku Harry, przesuwając krawat między palcami.
Draco prychnął i potrząsnął głową, by pozbyć się mętliku w głowie.
- Może to, że siedzisz na moim brzuchu, który jest dopiero po posiłku?
Harry mruknął co pod nosem i wyprostował się, moszcząc się okrakiem na Malfoyu.
- Nie sugerujesz chyba, że jestem ciężki. Jestem od ciebie o wiele lżejszy.
Dracon puścił ręce Pottera i podparł się łokciami.
- Ale ja jestem wyższy - zauważył i zdmuchnął z czoła kosmyk włosów, który zsunął mu się na twarz, gdy został pociągnięty w dół i osaczony w perfidny sposób. I przyjemny. Poruszył biodrami, czując ciężar drugiej osoby. Wziął głęboki oddech, rozkoszując się zapachem Harry'ego i wbrew temu wszystkiemu zapytał: - Planujesz dzisiaj zejść?
- Nie, jeśli w końcu mi nie powiesz, co spowodowało tą zmianę w tobie. Spójrz na siebie. Siedzę na tobie, a ty tylko wzdychasz zirytowany.
W umyśle Dracona zapaliła się ostrzegawcza czerwona lampka.
- Czyli mam zacząć się wiercić i próbować zrzucić cię z siebie?
Harry wzruszył ramionami.
- Na pierwszym roku utrzymałem się na wierzgającej miotle. Możesz próbować mnie zrzucić, ale ja nie odpuszczę.
Draco odwrócił głowę, zdając sobie sprawę w jak absurdalnej sytuacji się znajduje.
- Nie potrafię wskazać jednego momentu, kiedy to się stało. Po prostu pewnego dnia zdałem sobie sprawę, że już nie mam ochoty na nasze sprzeczki. A ty? Nie zaprzeczaj - ostrzegł. - Obaj doskonale wiemy, że to działa w obie strony.
Potter przeczesał dłonią włosy, a Draco nie mógł się powstrzymać przed oglądaniem tego. Bycie na dole jednak miało swoje zalety.
- Ja... Wyśmiejesz mnie.
Malfoy uniósł brwi.
- Miałem ku temu wiele okazji i jak na razie żadnej z nich nie wykorzystałem. Wykrztuś to z siebie.
Harry odwrócił wzrok i poruszył się niespokojnie, wywołując dreszcze na plecach Dracona.
- To się zaczęło a krótko przed spotkaniem cię na Wieży. To znaczy, wtedy zacząłem zauważać pewne... rzeczy - powiedział, a na jego twarzy zagościł rumieniec.
- Jakie rzeczy? - zapytał przezornie Draco, starając się zatrzymać pożogę nadziei, która paliła go od wewnątrz.
Rumieniec na twarzy Harry'ego stał się bardziej widoczny.
- Że prawdopodobnie nie podoba mi się płeć przeciwna.
Draco uniósł brwi i zamarł. W końcu zdołał wykrztusić:
- Zacząłem ci się podobać? To dostrzegłeś?
Harry odwrócił głowę, wiercąc się nieświadomie.
- Ja... To znaczy, może... - wziął drżący oddech i spojrzał odważnie na Dracona. - Nie chcę, by to cokolwiek zmieniało. Nie chcę, byś zaczął mnie unikać. Tylko...
- Merlinie, Harry, jesteś takim idiotą - wysyczał Dracon. - To oczywiste, że to wszystko zmienia.
Potter zmieszany zarumienił się jeszcze mocniej.
- Rozumiem, że cię to brzydzi, ale...
Malfoy złapał jego twarz w dłonie i przysunął ją do swojej.
- Brzydzić? Czyś ty zwariował? Jestem teraz najszczęśliwszą osobą na świecie - powiedział na jednym wydechu i przytknął swoje czoło do czoła Gryfona. Na jego ustach zagościł uśmiech. Ten pokój naprawdę był Pokojem Życzeń.
Harry otworzył szerzej oczy, a Draco z przyjemnością patrzył na nie z tak bliska.
- Znaczy, że ty...
- Tak, ty głupi Gryfonie, jestem w tobie zadurzony - powiedział bez zastanowienia.
Harry w jednej chwili rozpromienił się.
- To... Naprawdę?
- Tak, przeklęty półgłówku - odparł, owiewając usta Harry'ego ciepłym oddechem. Po chwili złączył je w nieśmiałym pocałunku, badając, czy może sobie pozwolić na więcej. Harry rozchylił usta zapraszając go do środka, z czego Draco skrzętnie skorzystał. Fala odczuć i przyjemności zalała go z siłą huraganu. W jednej chwili leżał i rozmawiał, w drugiej badał wnętrze ust Harry'ego językiem i ściskał w dłoniach jego potargane włosy. Zapach cynamonu był teraz bardziej intensywny niż kiedykolwiek, a słodki smak Pottera był jego doskonałym uzupełnieniem. Draco przerwał pocałunek i schował nos w zagłębieniu szyi Pottera. - Tygodnie bawienia się w kotka i myszkę. Nie wierzę.
Oczy Harry'ego zabłysły.
- Wiesz, że cię kocham? A nawet bardziej, gdy się uśmiechasz?
Draco wtulił się w Gryfona, czując przyjemność z tak bliskiego kontaktu.
- Daj mi powód, a będę się uśmiechać częściej.
Harry oparł podbródek na czubku głowy Malfoa.
- Cieszę się, że nie tylko ja jestem tak stuknięty, by zakochać się w dawnym wrogu. To było naprawdę niezręczne.
Cichy śmiech Dracona miał na długo pozostać w głowie Harry'ego jako jedno z najlepszych wspomnień przy tworzeniu Patronusa.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro