Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21: Postawa zabójcy


Eret

Nieprzytomnego Sheina z wybitym barkiem wyniesiono do skrzydła medycznego. Wpatruję się w miejsce, w którym chwilę temu leżał i nie potrafię wyrzucić z głowy odgłosu, jaki towarzyszył temu brutalnemu aktowi. Wrzask chłopaka długo będzie do mnie wracał.

Te próby wymyślone przez Byrona to jakiś absurd! Gdyby Nash nie wybrał Sheina, ta walka mogła się inaczej skończyć. Rawena ma ogromne szczęście, że walczyła z nim, a nie z kimś z ostatniego roku. Wtedy miałaby mniejsze szanse na wygraną.

Jednak Nash powinien pomyśleć też o Sheinie. Znów spędzi kilka dni na oddziale, a potem czekają go tygodnie rehabilitacji, a poprzednią skończył miesiąc temu.

Pieprzony Nash. Co on sobie w ogóle myślał?

Opuszczam salę, wchodzę po krętych schodach, a potem znajduję się na zewnątrz w zadaszonym korytarzu. Dostrzegam Nasha kilka metrów dalej, opartego o jeden z filarów ze skrętem w ustach. Niebieskawy dym unosi się, lecz szybko rozwiewa go wiatr.

– Dlaczego Shane? – pytam, stając przed Nashem. – Przecież wiesz, że niedawno wrócił z rehabilitacji. Nie powinien się przemęczać, a przez ciebie spędzi kolejny miesiąc na usprawnianiu ramienia. Po co go wziąłeś? Nie mogłeś wziąć kogoś, z kim ona też by wygrała?

Nash unosi brew i wyjmuje z ust zwinięty papier.

– Sądzisz, że wziąłem go, by ona wygrała? – Otwieram usta, lecz on mówi dalej: – Shane był tylko kozłem ofiarnym. Miałem ją sprawdzić, więc sprawdziłem. Nie znała Shane'a, nie wiedziała o kontuzji. Byłem ciekaw, czy to dostrzeże i wykorzysta. I wiesz co? Wykorzystała. Perfekcyjnie.

Zaciskam szczękę.

– A gdyby nie zauważyła? Pomyślałeś o takiej możliwości?

– Niby po co?

Zaciąga się ziołami.

Szukam w głowie argumentów, czegokolwiek, co da mu do zrozumienia, że wysyłanie Raweny na te próby to jak posłanie ją na pewną śmierć. Jednak Nash staje nade mną wyprostowany i mierzy zimnym spojrzeniem.

– Widziałeś, jak stoi? – pyta i skinieniem wskazuje w lewo. – Przyjrzyj się jej. – Dostrzegam Rawenę stojącą na dziedzińcu przy fontannie z białego kamienia. – Lekki rozkrok, ręce za sobą, niemal się nie rusza. To postawa żołnierza, Farrow. A spojrzenie? To oczy zabójcy.

Wciągam gwałtownie powietrze do płuc i rzucam Nashowi ostrzegawcze spojrzenie.

– Nie patrz tak na mnie. Taka jest prawda. Obserwowałeś uważnie walkę z Sheinem? Mogła go powalić w ciągu sekundy przy jego pierwszym ataku, ale go puściła. Wiesz, dlaczego? – Podchodzi bliżej i nachyla się w moją stronę. – Bo zabójcy bawią się swoimi ofiarami – szepcze.

Odsuwa się bardzo powoli, a ja kieruję oczy na dziewczynę.

Opis jej obecnej postawy się zgadza. Chcę powiedzieć, że to tylko przypadek, że nie ma opcji by była żołnierzem, ale wtedy widzę ten sam rozkrok i ustawienie ciała, gdy czekała na ruch Sheina. Ale mogła to u kogoś zobaczyć. Mogła przecież podpatrzeć to u kogoś, kto był żołnierzem. Nie przyjmuję do siebie innej wersji.

Przecież to moja Rawena. Moja zawsze uśmiechnięta dziewczynka o włosach białych niczym śnieg. Dla każdego była życzliwa, dobra, bezinteresowna. Miała oczywiście swój charakterek, chciała wszystkim pokazać się stać ją na coś więcej, choć zawsze odnosiła porażki. Jak z takiej kruchej, delikatnej osóbki mógłby powstać zabójca? Nash się myli. Ona nie jest taka.

– Wracaj do domu, Farrow. Później ją odstawię.

Nim zrozumiem sens tych słów, on już jest w połowie drogi do Raweny. Staje obok niej, coś mówi, a ona odpowiada lekkim uśmiechem. Zgrzytam zębami na ten widok. Jeszcze jakiś czas temu patrzyła na niego groźne, a teraz tak po prostu się do niego uśmiecha? Nie rozumiem tego.

– Idziesz ze mną na arenę? – Kal, który nagle pojawia się za moimi plecami, szturcha mnie ramieniem. – Collan złapał mnie na korytarzu i powiedział, że potrzebują z Loganem pomocy przy smoku.

– Mieli dziś ćwiczenia? – Spoglądam na brata.

– Pierwsze spotkanie młodziaków z bestią – wyjaśnia. – To idziesz?

Gdy odwracam głowę w stronę fontanny, Raweny i Nasha już tam nie ma.

– Idę – mamroczę pod nosem, po czym ruszam za Kalem na północ.

Omijamy budynek uczelni, przechodzimy obok akademika, a potem lasem docieramy do placu szkoleniowego. Stamtąd wyraźnie widać wznoszącą się olbrzymią budowlę zbudowaną na planie okręgu. Wykonana z czarnego i szarego kamienia zdaje się pochłaniać światło z okolicy, a nisko wiszące chmury zakrywają górną część konstrukcji oraz kilka przylegających do niej wieżyczek. Podczas zimowego przesilenia dziesięć lat temu, runęły dwie kolumny, mury mocno ucierpiały, bo smokom jakoś udało się wydostać z klatek i urządziły w środku własną walkę. Drzwi także zostały wyważone, a one nie należą do lekkich rzeczy. Wykonane z grubego drewna, wzmocnione stalą i metalem są odporne na zniszczenia i powinny być także przeszkodą dla smoków, ale im udało się zmiażdżyć je na drzazgi. Te, które były zdolne do lotu przebiły się przez szklaną kopułę w dachu.

Odbudowa zajęła siedem lat, bo należało wzmocnić całą konstrukcję i poprawić klatki, aby nigdy nie doszło do podobnej tragedii. Teraz to forteca. Każdy smok, który przekracza próg areny, nigdy więcej nie widzi świata bez ograniczeń.

Wspólnie z Kalem popychamy wrota, aby wejść do środka. Zaraz za drzwiami po lewej stronie znajduje się chropowata rampa, a po prawej betonowe schody. Schodzimy po nich na otwarty teren na kształt koła, gdzie czekają na nas Logan z Collanem. Obaj trzymają łańcuchy, którymi leżąca bestia jest unieruchomiona. Macha jednak ogonem, wydaje niskie pomruki i co chwila porusza powoli łbem. Od razu widzę, że jest otumaniona i niezdolna to ataku.

Kopuła nad naszymi głowami jest pokryta śniegiem, więc do środka wpada niewielka ilość bladego światła. Przez to na każdej kolumnie płoną pochodnie.

– W czym wam pomóc? – pytam, zerkając to na Collana to na Logana.

– Do tej paskudy potrzeba czterech. Jest w cholerę ciężki, a wpakowaliśmy w niego tyle strzałek uspokajających, że ledwie stoi na nogach. Trzeba by go popchać z drugiej strony.

Wiemy już, co mamy robić. Wraz z Kalem chwytami za włócznie i ostrymi końcówkami szturchamy smoczy zad, by ten wstał i szedł na przód. W tym czasie Collan z Loganem ciągną za łańcuchy i prowadzą stworzenie do ciemnego korytarza, gdzie znajdują się klatki.

– Tak właściwie – zaczyna Logan – to kim jest ta dziewczyna?

Wychylam się nieco, aby spojrzeć na chłopaka.

– Jaka dziewczyna? – z pytaniem wyprzedza mnie Kal.

– No ta białowłosa – wyjaśnia. – Była tu ostatnio. Wzbudziła niemałe zamieszanie. Widzieliście, jaką ma broń? Albo te łuski na stroju. To ktoś z wyższych sfer?

– Na pewno – stwierdza Collan. – Wygląda na taką, która doszła do celu po trupach.

Robi mi się zimno na to stwierdzenie.

– No damulką to ona nie jest – dorzuca Logan. – Te blizny na jej twarzy sugerują, że może mieć wrogów. No i umie walczyć. Słyszałem, że wybiła Sheinowi bark. To prawda?

Przez półmrok ledwo widzę, gdzie idę. Korytarz, choć szeroki, przez idącego smoka zdaje się maleć. Niedługo trzeba będzie znaleźć dla bestii większą klatkę, o ile przeżyje.

– Prawda – odpowiada Kal.

Dziękuję mu w duchu, że to on się odzywa. Mi żadne słowo nie przechodzi przez gardło. Ilekroć otwiera usta, momentalnie je zamykam, bo brakuje mi słów. Mam tyle do przemyślenia. Oni wszyscy myślą, jak Nash. Widzą w niej kogoś, kim nie jest.

– Wiecie może, skąd jest albo po co przyjechała?

– Nie.

Spoglądam na Kala. Wpatruje się w Collana, ma zaciśniętą szczękę i oczy pozbawione emocji. Swoją postawą nie zdradza, że wie więcej niż mówi. Ja również robię to samo. Póki próby Raweny nie dobiegną końca i Byron nie zdecyduje, czy ona tu zostanie, lepiej nic w tej sprawie nie mówić.

– Cóż – Logan zatrzymuje się i otwiera bramę z krat – może sami się tego dowiemy? Jeśli to ktoś z wyższych sfer, lepiej wpaść w jej łaski.

Omal nie parskam śmiechem. Nie wydaje mi się, aby dało się wpaść w łaskę Raweny. Raczej nie będzie miała ochoty z nimi rozmawiać, gdy z nami ledwie rozmawia. Zazwyczaj to ona zadaje pytania, a na zadane jej odpowiada zdawkowo albo wcale.

Dźgam smoka w nogę, aż ten rusza się z miejsca i wchodzi do klatki. Logan szybko zakłada mu stalową obrożę na krótkim łańcuchu przymocowanym do podłoża, po czym wychodzi i zamyka celę na klucz.

– Padniesz jej do stóp? – śmieje się Collan. – O takie wpadanie w łaski ci chodzi?

Łowca zdziela go ręką w tył głowy.

– Jak się czegoś dowiemy, damy znać – mówię, a potem daję znak Kalowi, że pora się zwijać.

Collan i Logan jeszcze przez długi czas gadają o wpadaniu w czyjeś łaski, śmiech tego pierwszego podąża korytarzem niczym nasz cień i dopiero na arenie przestajemy go słyszeć.

– Chcieli tylko informacji. Jeśli zobaczą ją w naszym towarzystwie, zrozumieją, że skłamaliśmy – stwierdza Kal poważnym tonem.

Zamykamy za sobą wrota, odcinając chłodne powietrze od duchoty na arenie.

– Na razie zobaczą ją w towarzystwie Nasha. Więc jak już, to jego będą wypytywać, a nam pozostaje mieć nadzieję, że nie powie za dużo.

– A ile tak właściwie wie? – Brat unosi brew. – Nie znał jej, gdy się tu szkoliła. Co najwyżej mógł ją widzieć na treningach albo na jakimś wykładzie. Wie tyle, że powstrzymał ją przed zniszczeniem kolejnego z naszych obozów i sprowadził tutaj. Raczej nikomu o tym nie powie, bo nie bez powodu Byron przydzielił go do tych prób. I na pewno dostał zakaz rozmawiania o niej z kimkolwiek prócz nas.

– Czyli może wiedzieć więcej od nas – zauważam. – Oni mu ufają. Przynajmniej na tyle, by rozmawiać z nim o sprawach, o których nikt z zewnątrz nie powinien wiedzieć. Za to nas wybrali tylko ze względu na dawną znajomość z Raweną.

Gdyby nie ich chęć wydobycia z niej informacji, nawet nie bylibyśmy brani pod uwagę i nikt by nam nie powiedział, że ona żyje. Albo byśmy się dowiedzieli albo nie.

– Myślisz, że jak udało jej się przeżyć? – Kal zmienia temat. – Gdzie była przez te dziesięć lat?

– Ostatnio rozmawialiśmy o tym, jak rozwinęło się Winger przez ostatnie lata. Powiedziałem, że może w przyszłości będzie to miasto tak duże, że ludzie będą porównywać je do stolicy, a ona zaczęła opowiadać o Arkalii, jakby znała je od podszewki. Powiedziała mi wtedy, że była w wielu miejscach. Jak wielu, nie mam pojęcia.

Mijamy plac szkoleniowy i wchodzimy głębiej w las.

– Może smok poniósł ją na stały ląd? Przekroczył kanał i porzucił ją gdzieś tam? – sugeruje. – Może ktoś ją znalazł i się nią zaopiekował? Albo była czyimś więźniem?

– Dużo tych możliwości.

Coś musi być prawdziwe. Bo jak wyjaśnić to, że dziewczynka, która nie była w stanie unieść miecza, a jej kości łamały się jak wykałaczki, przeżywa pochwycenie przez smocze szpony, spędza dziesięć lat nie wiadomo, gdzie i gdy wraca, ludzie widzą w niej zabójczynie? Jakie okrucieństwa ją spotkały, że nosi na rękach tyle blizn?

– Gdy przejdzie próby, wszystkiego się dowiemy.

Zgadzam się z Kalem, choć na samo wspomnienie o próbach, przechodzi mnie dreszcz. Czy Rawena da sobie z nimi radę? Nie wiadomo, co Nash wymyśli i z czym dziewczyna będzie musiała się zmierzyć. W sparingu miała szczęście, gdyż Shane był kontuzjowany. Teraz może być o wiele trudniej.


I czas zadać ponownie jedno pytanie. Jaki macie stosunek do Ereta?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro