Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Piękne chwile kiedyś muszą się skończyć

Claude właśnie siedział w ogrodzie.
Wszędzie było biało od płatków śniegu... Biały puch okrywał szczelnie każdy najmniejszy milimetr ziemi oraz drzew.
Minęło sporo czasu od kąd Meritani ostatni raz do niego przyszła...
Akurat przez to miał dużo czasu na przemyślenia...
W tym wszystkim była jedna rzecz, która go martwiła...
Zdał sobie sprawę z tego, że przywiazał się do Meri...
Zauważył, że już jej sama obecność jest w stanie go uspokoić od wszelkich wątpliwości czy problemów jakie miał na głowie, a sytuacje kiedy widział jej uśmiech, słyszał jej śmiech, czy głos...

To było dla niego straszne, ponieważ ona coraz mniej czasu z nim spędzała... Coraz rzadziej bywała choćby w jego ogrodzie...
Zdarzyło się raz nawet tak, że Claude dosłownie przez przypadek zauważył jak Meri siedzi sobie na ośnieżonym wysokim drzewie w jego ogrodzie...
W ogóle nie przyszła się z nim przywitać, ani nie poinformowała w żaden sposób Claude'a, że jest u niego w ogrodzie, ani że w ogóle przyszła na planetę ludzi...

Martwiło to demona, ponieważ naprawdę bał się o to, że Livian powiedział jej coś złego na jego temat, przez co Magini mogła by chcieć zacząć powoli ograniczać widywanie się z Claude'm.

Claude był tak pochłonięty rozmyślaniem nad zachowaniem Meri, że nie zauważył nawet kiedy owa dziewczyna pojawiła się obok niego.
Chwilę siedziała w ciszy, po czym widząc, że demon jej nie zauważył, położyła dłoń na ramieniu demona.
Oczywiście na reakcję nie musiała czekać długo, ponieważ Claude już po chwili wiedział do kogo należy dłoń i prawie nie słyszalne wyszeptał imię dziewczyny.

Claude odwrócił się w stronę Meri, by się z nią przywitać i już w tedy zauważył, że Magini jakoś inaczej się zachowuje...
Nie miała tych radosnych iskierek w oczach, a na jej twarzy nie widniał uśmiech, lecz niepewność i smutek.

Magini zdjęła rękę z ramienia złoto-okiego demona i popatrzyła prosto w oczy Claude'a...

To co w tedy powiedziała dosłownie załamało Claude'a...

Na początku podchodziła do tematu jakby spłoszona, jednak później po prostu wyrzuciła z siebie wszystko co miała demonowi do powiedzenia, wiedząc, że czy tak czy tak musiała by mu powiedzieć prawdę...

Okazało się, że Meritani nie może dłużej przychodzić na ludzką planetę, ponieważ Saret nie może się bez niej utrzymać... Jest ona jedną z najważniejszych Magich i to właśnie oni utrzymują świat Magii w całości...
Bez niej ten świat przestaje być stabilny i jest spora możliwość na jakiekolwiek niebezpieczeństwa nadchodzące z wrogich stron...

Claude z każdym słowem wypowiedzianym przez dziewczynę, coraz bardziej się załamywał...
Magini stała się dla niego ważna... Coraz częściej odczuwał tęsknotę za jej towarzystwem, a teraz dowiaduje się, że Magini już więcej nie pojawi się w świecie ludzi...
Nie pojawi się w jego ogrodzie...
Nie pojawi się przy nim...

Widać było, że Meri także źle znosiła to, że nie będzie mogła więcej się już tu pojawić...
Naprawdę... Ciekawił ją ten świat... Ciekawiło ją wszystko co jest na ludzkiej planecie, a także polubiła towarzystwo Claude'a, jednak wiedziała, że pozostanie na tej planecie jest nie możliwe...

Oby dwoje dla poprawienia atmosfery poszli do domu, by zrobić sobie ciepłą herbatę i przemyśleć wszystko na spokojnie.

Długi czas siedzieli w ciszy przy stole w kuchni, ale Meri dobrze wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu na przesiadywanie na ludzkiej planecie...
Dlatego właśnie to ona jako pierwsza przerwała zdawało by się kojącą ciszę...

Wstała delikatnie z krzesła i podeszła do Claude'a, który dalej myślał nad wszystkim co do tej pory się wydarzyło...
Lekko go przytuliła od tyłu i poczuła jak Claude kładzie swoje dłonie na jej...
Usłyszała także jak jego oddech staje się coraz to bardziej nierówny, jakby miał za chwilę wpaść w panikę lub histerię...

Gdy chciała się już odsunąć z zamiarem bezpowrotnego pójścia do swojego świata, Claude przytrzymał jej dłonie mocniej...
Nie chciał jej puścić...
Nie chciał jej stracić...
Ale bał się powiedzieć jej wszystko o swoich uczuciach...
Szczególnie teraz kiedy dowiedział się, że ona już więcej tu nie wróci...

Jedyne co mu się udało wyszeptać to prośba o to, by została jeszcze na trochę...
Wiedział jednak, że to nic nie da, a jego załamanie się nie pozwalało mu normalnie wypowiadać słów...
Czuł, że może tylko szeptać...

Dziewczyna jednak mimo wszystko odsunęła swoje ręce od niego po czym po prostu skierowała się do wyjścia...

Claude od razu wstał i poszedł za nią, ale po tym jak Meri przeszła przez próg jego domu... Po prostu zniknęła... Rozpłynęła się jak mgła...

Claude by sprawdzić, czy napewno jej nie ma gdzieś na dworze, ledwo wyszedł z domu i zaczął się rozglądać...
Nikogo jednak nie było...

Gdy uświadomił sobie to, padł na kolana, które od razu zanurzyły się w warstwie zimnego śniegu i zaczął płakać z bezradności wiedząc, że właśnie stracił osobę, na której mu zależało...

Właśnie w tamtej chwili całkowicie uświadomił sobie to co czuje do złoto-włosej Magini...

...Miłość...

Szkoda tylko, że uświadomił sobie to tak późno i w takiej sytuacji...
Czy naprawdę musiało dojść do czegoś takiego, by sam mógł przed sobą się przyznać, że szczerze kogoś pokochał?

Takie pytania cały czas krążyły mu w głowie, a on sam...
Nie umiał nawet wstać i pójść do domu...
Będąc na kolanach, cały czas płakał i przeklinał samego siebie za taką głupotę i ślepotę w jednym...
Był na siebie zły za to, że wcześniej nie umiał przyznać się przed samym sobą, że naprawdę zależy mu na dziewczynie o złotych włosach, która przewróciła jego życie do góry nogami...

Nooo... Rozdział gotowy...
Taki trochę smutny, ale cóż poradzić... Za błędy się płaci... Czasami więcej czasami mniej...
Mam nadzieję, że się spodobał i dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro