Rozdział piąty.
Młodzieńcza naiwność.
~🎐~
Życie [imię] zawsze było nudne oraz pozbawione prawdziwych barw. Budziła się zawsze rano, jadła śniadanie, przygotowała się do szkoły a następnie do niej szła.
Tam, tuż przed wejściem, przybierała maskę klauna klasowego w ogromnych okularach, by ukryć prawdziwe emocje związane z rozwodem jej rodziców oraz obfitej niechęci całej jej rodziny do takowego rozwiązania.
Gdy wracała do domu, od razu robiła zadania domowe i mogąc wreszcie przestać udawać, najczęściej kładła się na łóżku, wędrując swoimi myślami do chmur.
Zawsze marzyła o przełamaniu tego schematu, lecz za nic w świecie nie udało jej się tego uczynić... dopóty, niczym dar od niebios nie pojawił się on.
Ainosuke Shindo był zdolnym młodym chłopakiem, posiadającym naturalną charyzmę oraz przyciągającym do siebie ludzi.
Wtedy jeszcze nastolatka po raz pierwszy ujrzała go przy szafkach szkolnych, naturalnie w towarzystwie nikogo innego jak Kaoru Sakurayashikiego oraz Kojiro Nanjo. Do środka weszła zestresowanym krokiem, prawie wywracając się na prostej drodze, kiedy jego oczy, pełne aprobaty oraz zachęty spojrzały na nią ciepło.
Jego czerwone tęczówki błyszczały w przygaszonym świetle lamp, za każdym razem gdy wypowiadał kolejne słowo do jednego z swoich przyjaciół. Z wyprostowaną postawą roztaczał aurę dobrego oraz wspierającego chłopaka.
W sekundzie, w której ich źrenice się spotkały, nasza [nazwisko] spiekła raka i nie rozumiejąc czemu tak delikatne uśmiecha się w jej stronę, pośpiesznie go wyminęła oraz schowała się za ścianą na drugim końcu korytarza.
Lecz to moment jego pomocy był tym, który zadecydował ostatecznie o jej uczuciach do jego osoby. O dziwo, to zdarzyło się w parku, gdyż to po oblanym teście z angielskiego, zrozpaczona wracała do domu.
Wówczas nie patrzyła gdzie idzie oraz co dzieje się wokół niej, dlatego była to tylko kwestia chwili zanim zostałaby potrącona przez jakieś dzieciaki jeżdżące za nią na deskach do skatingu.
Zdarzyło się to w ułamku sekundy. Najpierw usłyszała ich przeraźliwe krzyki wołające 'uwaga!' niekontrolowanie blisko siebie, a następnie została mocno złapana w pasie oraz wciągnięta na coś poruszającego się na kółkach.
I nim zdążyła poprawnie zorientować się w sytuacji, była już w silnych objęciach Ainosuke a ten miał nonszalancko uniesione kąciki ust, jak każdego razu gdy go widziała. Tymczasem młodziki, które prawie ją potrąciły, ostatecznie odzyskały kontrolę nad swoimi morderczyni zabawkami.
Najgorszy był moment, gdy uświadomiła sobie, iż tak samo znajduje się na 'tym czymś' i ależ ogromna była jej panika w związku z tą kwestią... ponieważ dosłownie nie panując nad sobą, grubiańsko pozwoliła sobie objąć szyję chłopaka oraz mocno się do niego przytulić.
Tymczasem Shindo jak to Shindo w tamtym czasie w miejscach publicznych, zachował anielski spokój: – ...Nie obawiaj się.
Te dwa słowa wypowiedział tuż przy jej uchu, przejeżdżając dłońmi po jej pasie oraz stopniowo do jej ramion i wzdłuż górnych kończyn, aż złapał ją za jedną rękę a tą drugą ułożył na swojej łopatce: – ...Jestem przy tobie.
Później mocno ścisnął jej palce i gwałtownie przyciągając ją do siebie, delikatnie pochylił się nad jej sylwetką, w tym samym czasie naprowadzając ją do wygięcia pleców.
Po czym jakby gdyby nic, częściowo pragnąc odwrócić jej uwagę od strachu, zaczął tańczyć w rytmicznym tempie. Z jej gardła wówczas prawie że wydobył się krzyk, aczkolwiek jego kolejne słowa, tak samo wypowiedziane blisko jej małżowiny, zdołały utrzymać jej głos w ryzach: – ...Zaufaj mi, [imię].
I w ten oto sposób zdawało się, iż razem wykonali nieudolne flamenco na jego stale poruszającej się desce. I to właśnie wtedy... Ainosuke Shindo wydał się naszej nastoletniej bohaterce niczym książę nie z tego świata.
Jakże to było piękne pierwsze zakochania, czyż nie sądzicie?
Był to jednak w istocie pic na wodę, ponieważ zaledwie po upływie niespełna sześciu tygodni ciągłych rozmów przez SMS'y oraz przypadkowych spotkań na mieście czy pół-celowych w szkole, tenże człowiek, najprościej mówiąc... złamał jej serce, jeszcze w jeden z najbrutalniejszych sposobów.
Znajdowała się wówczas w szatni męskiej, czekając na jego powrót z następnych w kolei dodatkowych zajęć. Tego razu przysięgła sobie, że wyzna mu miłość oraz zaprosi go na prawdziwą randkę.
Nie wiedziała jednak, iż dokładnie wtedy przypadł mu ten podły okres, gdzie totalnie się zagubił a kolejnego dnia już wylatywał samolotem do Stanów Zjednoczonych.
Tak czy inaczej, początkowo wszystko zapowiadało się dobrze. Zaraz po tym jak z trudem wyznała mu te dwa magiczne słowa, niebiesko-włosy chłopak uśmiechnął się do niej tak samo miło, jak dotąd zawsze.
Co więcej, wyciągnął nawet ku niej ręce i palcami prawej dłoni z delikatnością dotknął jej czerwonego ze wstydu policzka. Tymczasem lewą położył na jej kark i opuszkiem palca wskazującego przejechał wzdłuż jej kręgosłupa a przyjemny chłód automatycznie przeszedł jej ciało oraz spowodował gęsią skórkę.
Jednakowoż tuż po tym jak podniósł jej twarz ku górze oraz zbliżył swoje wargi niebezpieczne blisko jej odpowiedniczek... Naturalnie dając jej nadzieje, iż pragnie ją pocałować, no stąd ni z owad wykrzywił usta pod podłym kątem i rzekł te okrutne słowa, które [nazwisko] nadal pamiętała jak każdy katolik 'Ojcze nasz':
– ...Gdyby zdarzyła ci się jakakolwiek tragedia, nie wysłałbym ci nawet zwiędłego płatka róży.
Te zdanie wypowiedziane szeptem dla jej wciąż tak niedojrzałego serca było niczym trucizna, tak śmiercionośna jak wrzącą lawa wyciekająca z wulkanu oraz paląca wszystko na swojej trasie.
– A wiesz dlaczego, moja droga [imię]?
Zupełne nie potrafiąc kontaktować poprawnie nie skinęła choćby głową, lecz on istotnie ucieszony jej bólem kontynuował: – ...Ponieważ jesteś tylko skończoną kretynką, która od początku do końca, dla mnie była zaledwie szczenięcą, nic niewartą zabawką.
Mówiąc to z tymi czerwonymi oczami, niewyrażającymi więcej jakichkolwiek ludzkich emocji, zabrał od niej swoje kończyny oraz pewny, iż tego razu zniszczył ją od środka, lekceważono począł się oddalać. Nim jednak ostatecznie zniknął za ścianą, rozbawiony jej naiwnością, jeszcze raz spojrzał na nią przez ramię.
– Nigdy więcej nawet nie patrz w moja stronę, czy to jasne?
Gdy łzy, ogromne jak grochy oraz słone jak woda z Morza Czarnego zaczęły wypływać spod jej powiek, w szatni była już całkiem sama.
Teraz widząc plakat jego dorosłej postaci w garniturze, wiszący na jednym z budynków politycznych w rodzinnej Onikawie, czuła wyłącznie pustkę. Choć nie chciała go znać, głęboko w podświadomości cieszyła się jego sukcesem. Czy kochała go nadal?
Absolutnie nie, acz wiedziała, iż w rzeczywistości Ainosuke Shindo był dobrym człowiekiem oraz mimo wszystko, zasłużył na ten autorytet.
Stąd też, swobodnym krokiem ruszyła dalej w sam środek miasta i więcej już nigdzie się nie zatrzymała.
W końcu, przeszłość nie bez powodu była nazywana przeszłością a los miał tendencje do stawiania cierpienia na drodze społeczeństwa, pod różnorakimi względami i bezwzględnego zmuszania ich do nie zawsze wskazanych zmian. W tym samym czasie także, do nagradzania ich swoim dobrodziejstwem, jeśli osoba doprawdy się stara.
Był to fakt niezaprzeczalny, odnoszący się zarówno do niej, jak i do niego. A ona wierzyła, iż owy mężczyzna był zdolny do sukcesu.
~ 🎐~
[ok. 1100 słów, 15/05/22]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro