Rozdział pierwszy.
Sposobność zapowiadająca ryzyko.
~🌸~
– ...Ale moje kochanie! Pamiętaj by iść do Kaligrafii Sakurayashiego, bo tam jest największa renoma! A podczas debiutu trzeba zadbać o wszelkie najmniejszego szczegóły!
Słowa ukochanej matki rozbrzmiewały w głowie pewnej młodej dorosłej, która po latach życia na walizkach, ostatecznie wróciła na swoją ojczystą ziemię. A dokładniej, prefekturę Onikawa, gdzie została wychowana.
Akurat była w drodze do wcześniej wspomnianego miejsca, mocno trzymając torbę na ramieniu, w której wnętrzu znajdował się mały stosik kartek. Jej włosy były poruszane przez po południowy wiatr, kiedy koniec końców zatrzymała kroku i biorąc głęboki wdech, przekroczyła próg.
Nie mogła uwierzyć w swoją radość na samą myśl o tym, że wreszcie udało jej się odnaleźć drogę jaką chcę podążać. Pomimo lat wątpliwości odnośnie swojej osoby, niewiedzy co dalej oraz wielu trudności z odkryciem kim tak naprawdę jest... W podróży udało jej się napisać zbiór opowiadań oraz ostatecznie upewnić się, iż bycie pisarką jest tym, co podświadomie pragnęła od dziecka.
W związku z czym poruszając się wzdłuż sklepu, nawet nie próbowała powstrzymać uśmiechu. Pomieszczenie to było utrzymane w tradycyjnym wschodnim stylu, z podłogą w kolorze śliwki oraz bordowymi ścianami. Każda nagroda, jaką mijała, zdecydowanie przykuwała jej uwagę.
Koniec końców dochodząc do lady, nacisnęła przymocowany do niej dzwonek a już wkrótce z góry zszedł szczupły mężczyzna w standardowej japońskiej yukacie:
– Dzień dobry – przywitał się, kulturalnie kłaniając się jej na powitanie. – Czy mogę w czymś Pani pomóc?
– Dzień dobry, chciałabym zapytać...
Choć te różowe włosy wydały jej się znajome już na pierwszy rzut oka, to z kim ma do czynienia zrozumiała dopiero, gdy bliżej przyjrzała się jego twarzy. Jego złote tęczówki zza okularów uważnie obserwowały jej osobę, delikatnie marszcząc brwi... kiedy ta podchodziła do niego intuicyjnie, grzebiąc w środku swojej taszy w celu wyciągnięcia potrzebnych stron.
– ...Matko, Kaoru! – mimowolnie podniosła głos, prawie wypuszczając z dłoni spis tytułów. Widok jego dorosłej sylwetki w odległości metra, oświetlanej przez promienie powoli zachodzącego słońca był doprawdy szokujący... Zwłaszcza zważając na to jak różnił się od tej, jaką zapamiętała z czasów licealnych. – To naprawdę ty? Prawie cię nie poznałam!
Że też nie połączyła faktów od razu... Sakurayashiki, przecież dokładnie tak samo brzmiało nazwisko jednego z jej znajomych, z klasy równoległej. Niemniej, nie widziała się z nim od lat oraz w zasadzie nigdy nie mieli za wielkiego kontaktu.
Woda oraz ogień, te dwa przeciwne sobie żywioły idealnie podkreślały różnice ich charakterów – taka znajomość na dłuższą metę mogłaby stać się toksyczna dla obu stron.
– ...Zakończyłeś wreszcie okres buntu, czy jak?!
To było pytanie, które w rzeczy samej zirytowało mężczyznę. Mimo iż nie wstydził się tego kim był za młodu, nie lubił gdy z tego kpili. Aczkolwiek, ze względu na to, iż była jego klientką... a jak każdy wie, 'klient nasz pan', musiał powstrzymać się od komentarza. W zamian jedynie sztucznie podnosząc kąciki warg.
– W rzeczy samej – odpowiedział, siląc się na miły ton. Szczerze chciał zakończyć te sprawę jak najszybciej, dlatego chwilę po tym udał się na stanowisko sprzedawcy. – Jakże miło niekiedy spotkać znajomą twarz. Nie posiadam dziś za wiele czasu, więc [imię]...?
– ...Z drugiej zaś strony – przerwała mu, ponownie znajdując się tuż przed nim i w skupieniu zaczynając rozkładać częściowo wydrukowane przez wydawnictwo, a częściowo zapisane przez nią samą, papiery. – Mimo wszystko, zawsze byłeś dość poukładany i już wtedy byłeś mistrzem kaligrafii – przyznała bez oporów, sprawiając iż jej źrenice zaiskrzyły na same wspomnienie tych pozornie beztroskich czasów. – W przeciwności do mnie, zawsze miałam okropne pismo! – dodała żartobliwe, odruchowo krzywiąc się na sam widok pomazanych przez nią fragmentów.
– ...Co to za tytuły? – zadał pytanie bez zbędnych ceregieli, czujnym spojrzeniem skanując wszystko to co kobieta ułożyła przed nim.
– Do mojego zbioru opowiadań – przyznała, ostatecznie zabierając dłoń z lady. Pozostała mała część jej młodzieńczej skromności, zmusiła ją wówczas do spojrzenia w podłogę oraz założenia jednego z kosmyków za ucho. – Obecnie wydaje książkę i moja rodzina upiera się, że wszystko musi wyglądać idealnie...
W istocie, ta informacja była dla niego zaskakująca. To jak towarzyska zdawała się być w szkole średniej z lekka kłóciło się z wizją dziewczyny z głową chmurach oraz introwertyczną postawą, jaką zazwyczaj charakteryzowali się pisarze. Aczkolwiek wówczas nie interesowało go to nadzwyczajnie, wskutek czego zachował profesjonalną twarz: – Sprecyzycuj mi, co dokładnie mam zrobić.
W odpowiedzi [nazwisko] powróciła do swojego "codziennego ja" i błyskawicznie przystąpiła do tłumaczenia swoich wymagań, pozwalając sobie oprzeć kolano o biurko w celach zwiększenia uczucia swojego komfortu.
– Co do stylu kaligraficznego daje ci wolny wybór. Ale zależy mi była różnica w wielkości pomiędzy cytatami, numeracją opowiadań oraz ich tytułami...
Przedstawienie całego projektu oraz dopięcia jego zamysłu na ostatni guzik zajęło około czterdziestu pięciu minut. W związku z czym, gdy [nazwisko] wychodziła był już wczesny wieczór.
Choć napięta atmosfera pomiędzy nimi z czasem dyskusji z lekka się zmniejszyła, tak czy inaczej tuż przed wyjściem, główna bohaterka z wyraźną błyskotliwością w oczach, przez ramię jeszcze raz spojrzała na właściciela sklepu.
– ...Co więcej! Przepraszam jeśli cię czymś uraziłam, naprawdę nie miałam tego w zamiarze.
Po czym, nie czekając już na jego reakcje, na powrót znalazła się na ulicy. Tymczasem jej słowa zostały poniesione przez wiatr, donośnie docierając do uszu Kaoru. Czując cień niepokoju, na moment zastygł w miejscu. Sposobność, z którą to wykonała z bliżej nieokreślonego powodu zapowiadała ryzyko.
Tylko jakie ryzyko, tak właściwie?
~🌸~
[ok. 900 słów, 08/01/22]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro