Rozdział czwarty.
Skromna wdzięczność.
~🌸~
Był to dość ciepły dzień, kiedy nasza bohaterka zdecydowała się na spacer po mieście... częściowo by zapoznać się z tym, jak jej rodzinne miasto się zmieniło od jej wyjazdu.
Prawdę mówiąc, nie była tu ani razu od ukończenia szkoły. Na święta, urodziny czy inne tego typu okazję z najbliższymi kontaktowała się wyłącznie listownie lub przez telefon.
I to pewnie dlatego też czuła się tak nostalgiczne przechadzając się pomiędzy tymi tak żywymi o tej godzinie uliczkami.
A jakby tego było mało, akurat miała szczęście trafić na jakąś zbiórkę w centrum miasta. Z jednej strony zainteresowana, z drugiej dziwnie zaniepokojona... autamatycznie skierowało się ku stojącej w miejscu grupie ludzi. Cóż poradzić? Z natury była dość ciekawym człowiekiem.
Częściowo też z tego powodu na tyle czasu udała się do Europy.
Tak czy inaczej, przeciskając się pomiędzy wszystkimi zebranymi tu sylwetkami, nieustannie przepraszając za swoją niegrzeczność, koniec końców znalazła się w jednym z pierwszym rzędów.
Ah, jakże to było miłe zaskoczenie gdy w samym środku tego zainteresowania znalazła nikogo innego jak Kaoru. Był ubrany w dokładnie tą samą yukatę co miał tamtego dnia, kiedy odwiedziła go w jego sklepie i ponadto, najwyraźniej obecnie także pracował.
Wyglądało to na coś w rodzaju publicznego pokazu czy otwarcia, zważając na to że w pełnym skupieniu mazał czarnym piórem po dużym, czystym zwoju... a każdy patrzył na niego z radością wypisaną na twarzy.
Nasza [nazwisko] naturalnie od razu zdecydowała się stanąć w spokoju i cierpliwe poczekać aż skończy. Wówczas także błyskawicznie podjęła decyzję o tym, że teraz kiedy nadarzyła się okazja na spotkanie, jest najlepszy czas na podziękowanie mu.
Co prawda wolałby nie robić tego z pustą ręką, niemniej obawiała się, iż takowe wydarzenie przez długi czas ponownie się nie zdarzy , zważając na ich napięte grafiki. W związku z czym, definitywnie uznała że "teraz lub nigdy".
Słysząc wkrótce zewsząd otaczające ją oklaski oraz dostrzegając, iż Sakurayashiki kłania się w podzięce za uznanie i planuje odejść, najpierw mu pomachała w celu zwrócenia jego uwagi.
Acz mężczyzna albo faktycznie jej nie dostrzegł, albo po prostu udawał iż jej nie widzi, ponieważ sekundę po tym zdawał się zmarszczyć brwi oraz minąć ją bez słowa.
Stąd także... W momencie, w którym ten znalazł się w zasięgu jej dłoni, [imię] mocno złapała go na skrawek rękawa oraz jakby nie podejrzewając, iż celowo chciał jej unikać, zatrzymała go w bezruchu: – ...Hej, Kaoru, miło znów cię widzieć!
Jej radosny głos autentycznie podrażnił jego uszy, sprawiając że ten skrzywił się jeszcze bardziej: – Wybacz, ale nie mam dzisiaj czasu na zbędne dyskusję.
Odpowiedział szorstko, chcąc jak najszybciej wyślizgnąć się z uścisku jej smukłych palców.
Jednakże dokładnie wtedy, nasza [kolor]oka zdając się zupełnie niestrudzona jego oschłością, postanowiła złapać go za rękę a następnie mocno spleść razem ich opuszki.
Jakże to on wtedy się cieszył, iż był odwrócony do niej plecami... Z racji tego, że totalnie nie mógł zapanować nad wypiekami pojawiającymi się na jego policzkach w zastraszającym tempie: – ...C-Czego ty nie zrozumiałaś, [i-imię]?!
Minimalnie podniósł głos, strasznie zirytowany tym jak intensywnie zareagował na jej najprostszy dotyk... i jedynym co mogło to usprawiedliwić w tamtym momencie był fakt, iż uczyniła to doprawdy kompletnie niespodziewanie.
– ...Ja chcę tylko okazać ci moją wdzięczność! – wyjaśniła jak zawsze miło, wciąż będąc szeroko uśmiechnięta. – Za to co dla mnie zrobiłeś!
– W-Wykonywałem tylko swoją pracę! – odwarknął, starając się przyciągnąć jak najmniej uwagi przechodniów... Wyraźnie poruszonych tym, że z punktu ich widzenia najprawdopodobniej wyglądali jak para zakochanych podczas krótkiej sprzeczki. – Ponieważ mi za to zapłaciłaś!
– ...Ależ nie tylko! – stwierdziła żywo, pozwalając sobie przedeptać trochę oraz tego razu stanąć tuż przed nim. – Sakurayashiki Kaoru, Z CAŁEGO SERCA DZIĘKUJĘ CI ZA WSZYSTKO TO CO DLA MNIE UCZYNIŁEŚ!
Rzekła to tak głośno, iż zapewne gdyby miała megafon to usłyszałoby to niemalże całe miasto... a gdyby tego było mało, musiała jeszcze złączyć obie dłonie przed sobą i spuszczając głowę, ukłonić się przed nim królewsko.
I tym jednym gestem spowodowała, iż złotooki poczuł się jak w jednej z tych wszystkich debilnych książek romantycznych za czasów cesarza Mejiego... Był pewny, że w rzeczy samej, gdyby kobieta wcześniej nie rozłączyła ich palców, zapadłby się ze wstydu pod ziemię jak skończony dzieciak.
– ...NA KWIATY WIŚNI, daj już sobie spokój! – polecił donośnie, łapiąc za jej ramiona i z powrotem podnosząc ją do pozycji prostej. – Nie ma za co naprawdę, a teraz wracaj już do domu czy gdziekolwiek teraz szłaś!
Czerwony jak piwonia, następnie pośpiesznie wyminął naszą główna bohaterkę oraz udał się w stronę swojego sklepu oraz ludzi, zdających się być jego fanami.
Jednakowoż za nic w świecie nie mógł zapanować nad tym jak szalenie biło jego serce, gdy od niej odchodził...
~🌸~
Trzy dni później, kobieta zdecydowała się na powrót odwiedzić 'Si la luce'. Czy miało to jakiś większy sens? W żadnym wypadku, zwyczajnie owa restauracja bardzo przypadła jej do gustu.
I nie, wcale nie chodziło tu o jej przystojnego, zielonowłosego właściciela z jakim niedawno dzieliła łoże. Albo dobra, może troszeczkę było tu coś na rzeczy.
Bo w końcu do tej pory nie była pewna jak daleko pozwolili sobie zajść tamtej nocy, gdzie upiła się praktycznie do nieprzytomności. W takowej sytuacji pozostawała wyłącznie jedna opcja, czyż nie? A mianowicie, chodziło o grzeczne zadanie pytania.
Acz jej skupienie zostało rozchwiane już w chwili przekroczenia progu, kiedy to dostrzegła grupę kilku osób zajmującą praktycznie cały lokal oraz żywo rozmawiającą ze sobą.
Ponadto, jakby tego było mało, pośród nich naturalnie znajdował się pewien gburowaty okularnik w yukacie, wykłócający się o coś z nikim innym jak ze swoim nieco wyżej wymienionym "rówieśnikiem".
– ...A więc wy do tej pory się przyjaźniecie, to takie urocze~! – zawołała niemalże błyskawicznie, przerywając im sprzeczkę oraz prawdziwe radując się w duszy, iż kontakt Sakurayashikiego oraz Nanjo do tej pory zdołał się utrzymać.
Z racji tego, że był to benefit tych nielicznych, do których naturalnie ona nigdy się nie zaliczała... bo każdy z jej kontaktów umierał śmiercią naturalną, w momencie zmiany szkoły na wyższą. Lecz nie o tym.
W każdym razie, [nazwisko] jak gdyby nic pozwoliła sobie usiąść obok nastoletniego chłopaka z przedziałkiem na środku głowy oraz z grzywka częściowo opadająca na jego niebieskie tęczówki.
Co więcej, jego źrenice pośpiesznie się rozszerzyły, gdy tylko spostrzegł jak ta przysuwa krzesło w stronę wciąż stojącego za barem brązowookiego. "...Kim jest ta pani?" – Langa zastanowił się w myślach. – "Czy to możliwe, że jest dziewczyną pana Joe?"
Owy mężczyzna oczywiście natychmiastowo uśmiechnął się na jej widok, zapewne częściowo przypominając sobie skrawki tej nocy... i zdając się w ciągu sekundy zapomnieć o swoim najbliższym koledze. A raczej, o tej głupocie o jaką wcześniej tak zaciekle ze sobą walczyli.
– Witaj, [imię] – przywitał się czarująco zamiast tego, kończąc wycierać biała szmatką umytą lampkę po winie. – Naprawdę miło znów cię tu widzieć!
– ...I wzajemnie, Kojiro! – odparła, bez wahania odwzajemniając gest.
A następnie delikatnie się ku niemu nachylając oraz płasko kładąc dłonie na blat, przeszła w dyskretny szept: – Swoją drogą, kim są ci wszyscy chłopcy? Uczycie ich jazdy na deskorolkach czy coś w tym stylu...? Pamiętam, że jako nastolatkowie byliście w tym serio świetni~!
Tymczasem Kaoru siedzący jak najdalej od reszty, widząc tę scenę... automatycznie poza nadal buzującą w jego żyłach wściekłością, poczuł zdegustowanie.
~🌸~
[ok. 1200 słów, 07/04/22]
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro