Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

one-shot | Tracę wzrok / Eryk x Otis


Napisałem to w całości dzisiaj, bo miałem pomysł. Treść poniższego one-shota nie ma związku fabularnego z poprzednimi rozdziałami (i jednocześnie jest bardziej związana z oryginałem i pisana nieco innym stylem -> lepiej nie czytać chyba że przychodzisz z Żywiołów).

///////////

- Potrzebuję zegarka.
- Po co?
- W zasadzie to potrzebuję części.

- Często kupujesz coś tylko po to, żeby to rozwalić? - spytał Otis.

- Częścią nauki jest... - Zatrzymał się na chwilę przy stoisku. Postanowił wykorzystać to jako pretekst do zastanowienia się nad doborem słowa, które dorównałoby tym, jakich często używał jego przyjaciel, by opisać te najprostsze i te bardziej skomplikowane rzeczy. Trwało to jednak dość długo, by poczuł, że wszystkich zaraz znudzi jego niezdecydowanie i wzruszył jedynie ramionami. -...edycja.

- To całkiem interesujące. - Dagie chciała zajrzeć mu przez ramię, ale stojąc na palcach ledwie była w stanie dostrzec szyld straganu.

- Racja - zaczął Otis, podłapując temat. - Wcale nie tworzysz, tylko przetwarzasz. Używasz tego, co już istnieje, bo łatwiej ci modyfikować bez ryzyka, że zepsujesz coś od początku. Boisz się, że ci nie wyjdzie, wynalazco? - Dźgnął przyjaciela lekko w brzuch, na co ten zawstydzony odwrócił wzrok.

- Lubię moje roboty, okej? - Eryk wziął do ręki jeden z zegarków i spojrzał porozumiewawczo na sprzedawcę. Porozumiewawczo znaczyło upewnienie się, że głośny oddech nie wynikał ze złości, a z głębokiego snu.

Zarówno Dagie, jak i Otis nie byli pewni jego taktyk, ale żadne z nich nie zamierzało przekonywać go do uczciwości.

Eryk zaczął dobierać się do potrzebnych mu części już w drodze powrotnej do laboratorium. Zastanawiał się wtedy też czy w tym, o czym - choć wyśmiewająco - mówił Otis nie było czegoś prawdziwego.
Z rozmyślań wyrwał go nagły łomot.

Odwrócił się i tym samym zobaczył, że jego przyjaciele szli w dużo większej odległości od niego niż się spodziewał. Zaraz po tym spostrzegł, że właściwie - teraz nie szło żadne z nich. Stąd był w stanie dostrzec czerwoną burzę loków, z której wyrastała... zapewne ręka Dagie. Eryk przetarł oczy, ale po chwilowej ciemności widział znów tak samo niewyraźnie.

Podbiegł prędko do opartego o ramię dziewczyny Otisa i już w trakcie biegu lepiej zobaczył rozrzucone wokół nich pudła.

- Potknąłem się o kamień. Powinieneś sam nieść te części - parsknął Otis. Eryk obrzucił wzrokiem wygięte metalowe rurki. Nie pamiętał, kiedy kazałby komuś je nieść.

Dagie rzuciła mu zaintrygowane spojrzenie, po czym uniosła Otisa kilkanaście centymetrów nad ziemią swoją mocą.

- Wezmę go do zamku, będą wiedzieli czy nie zrobił sobie jakiejś ukrytej rany która obudzi dawną Królową... - Uśmiechnęła się na koniec, gestykulując tylko nieznacznie, żeby nie utracić koncentracji.

- Zabierz go do mnie, znajdę jakieś zaklęcie - odparł elf.

- Bezpieczne?
Eryk pokiwał głową.

- Wiecie, ja bym docenił po prostu miejsce, w którym nie muszę lewitować.

Na słowa Otisa pozostali zaśmiali się lekko zmieszani.

- Połóż go na łóżku. Pozbieram te rzeczy i zaraz do was dołączę.

***

Przejechał wzrokiem po szafce. Dla Kahlen. Kurkuma. Światła disco.

- Może to to? - Dagie wskazała na zamknięte naczynie stojące w zlewie. - Patrzyłeś już chyba wszędzie.

Eryk przyjrzał się pojemnikowi.

- Nie, w tym trzymam zupę.

A raczej trzymałbym, gdybym jeszcze ją miał.
Wiedział, że Dagie będzie zadawać pytania, a już powiedział o zdanie za dużo. Nie chciał się przyznać, że dojadał wywar ostatni tydzień i tylko dzięki magii dał radę przełknąć mdłą masę.

Spojrzał jeszcze raz na najwyższą półkę. OLEJ. Dziwna fiolka udająca coś ważnego. Na kaszel. Eliksir miłosny (prototyp). Zatrzymał się. Niepewnie wziął małą buteleczkę do ręki.

- Znalazłeś? - Dagie uniosła wzrok znad śpiącego chłopaka.

- Tak jakby... - zawahał się Eryk. Podszedł powoli do przyjaciół i kucnął przy Otisie. - Jeszcze nie zbadałem skutków. Wiem, miał być ten bezpieczny, ale ten zadziała szybciej.

- Nie ma opcji. Nie będziemy ryzykować na żyjącej osobie. Wampirze. I Martwym.
- Spoko, też czasami zapominam.

Chwycił strzykawkę z szuflady i napełnił ją żółtym płynem, odstawiając fiolkę na blat.

- Czekaj, to eliksir miłosny?

Eryk spiął ramiona i wbił powoli igłę w przedramię Otisa. Widział, jak żółta struga szybko przebija się przez mięśnie i znika gdzieś głęboko pod skórą.

- Miłość jest lekarstwem na wszystko - skwitował nerwowym śmiechem. - Mówiłem, nie wiem czy zadziała. Zanim dojdziemy do zamku może minąć zbyt wiele czasu, a jeśli coś mu jest, w co wątpię, to to cudeńko powinno to załatwić.

Dagie wzięła od niego pustą strzykawkę.

- To była duża dawka. Obyś się nie mylił.

Otis poruszył się lekko na łóżku. Powoli otworzył oczy i widząc pochylonych nad nim przyjaciół nieco się wystraszył.

- Jak się czujesz? Jakoś inaczej? - spytał delikatnie Eryk.

- Czuję tylko lekki świąd w nadgarstku. To normalne?
- Całkiem normalne. A czujesz... coś jeszcze?

Otis spojrzał na niego pytająco.

- Eryk uleczył cię eliksirem miłosnym.
- To był prototyp!
- Prototyp czy nie, musimy wiedzieć, kto ci się podoba, żeby to jakoś odczarować. River nam pomoże, jeśli go przekonamy.

Otis zmarszczył brwi. Nie chciał odpowiadać na to pytanie.

- To... ciekawe, bo to właśnie on. Podoba mi się River - wyznał bez emocji.

- Ze wszystkich osób akurat on? Nie mogłeś wybrać kogoś bardziej, no nie wiem... - zastanowił się Eryk, chociaż w głowie miał wyraźnie jedno imię.
- Jak ty? - mruknęli jednocześnie Otis i Dagie
- To już lepsza opcja.
- Przynajmniej musimy znaleźć tylko jedną osobę. - Dagie wzruszyła ramionami, chociaż wcale nie było jej to obojętne.

***

- Eliksir miłosny nie powinien działać tak, jak zwykle? Wiesz, żeby zakochał się w pierwszej osobie?
- Też tak myślałem. Ale próbka, której użyłem jest od ciebie i dzięki niej w ogóle działa. Chciałem wycisnąć z ciebie tylko żywioł miłości, ale... - tu Eryk się zatrzymał. - Sam widzisz, jak wyszło. Ale dasz radę usunąć jego uczucia?

- Nie umiem jeszcze tak selektywnie - zmartwił się River. - Boję się, że moja moc może wyjść poza ten eliksir.
- Właśnie - wtrącił Otis. - Chyba przestaje działać!
- Niemożliwe, nie był aż tak słaby - próbował bronić się Eryk.
- Mówiłeś że to prototyp, sam nie wiedziałeś, jak zadziała. Może nie trzeba będzie go odczarowywać. - Na słowa Dagie River westchnął z ulgą i posłał jej pełne wdzięczności spojrzenie.

Otis zaczął powoli wstawać, ale Eryk przytrzymał go za ramię.
- Nie powinieneś. Po każdym takim eliksirze trzeba odpocząć.

- Eryk, czuję się dobrze, uwierz mi. - Wampir złapał go za rękę i się na niej podciągnął. - Dzięki, że przyszedłeś aż tutaj, żeby pomóc, River.

- Właściwie to miałem wychodzić. Dużo tu różnych substancji w powietrzu, muszę odetchnąć chociaż na chwilę.

- Przejdę się z tobą. Też mi się to przyda.

Eryk i Dagie spojrzeli po sobie. Dla Eryka laboratorium było jak dom i zdążył się już przyzwyczaić do panujących w nim warunków. Dagie nie miała zapału tłumaczyć mu, że powinien bardziej dbać o swoje zdrowie. Oboje jednak dobrze wiedzieli, że spędzali w tym miejscu zbyt wiele czasu.

- Ja wrócę do zamku. Na pewno czegoś od nas potrzebują - westchnęła dziewczyna, zbierając swoje rzeczy.

Gdy wszyscy wyszli, Eryk został sam z resztką eliksiru. Wpatrywał się w wyczerpaną strzykawkę jeszcze przez chwilę, po czym wyrzucił buteleczkę razem z zawartością. Skoro działała tylko na Rivera, to była bezużyteczna.

***

Szli brzegiem morza, tam, gdzie kiedyś spotkali Dinga i jego załogę. River rzadko mówił o swojej relacji z kapitanem, a Otisa nigdy nie interesowało to, czego nie musiał wiedzieć.

- Czyli ten eliksir to było kłamstwo?

- Nie, nie do końca - zaczął Otis, tylko trochę żałując, że postanowił się mu zwierzyć. - Podał mi go, ale nie poczułem nic nowego. Chyba tylko zdałem sobie z tego sprawę. Ale nie chciałem im mówić, bo bałem się, że coś ci nie wyjdzie i usuniesz za dużo miłości i coś się stanie między mną a nim.

Szli przez chwilę w ciszy, słuchając jedynie szumu fal i przelatujących nad ich głowami stworzeń.

- Powinieneś z nim o tym porozmawiać - uznał River, gdy już zebrał myśli. - Może nie od razu, każdy potrzebuje czasu. Ale zamiast takiego, wiesz: kocham cię, bądź ze mną zawsze, spróbuj mu pokazać, że ci zależy. Wyciągnij go czasem z tej nory i pokaż, że istnieje świat poza robotami i dziwnymi eliksirami. Chociaż jak dla mnie to, że podał ci jakąś podróbkę amortencji to trochę czerwona flaga.

- Zrobił to, żeby mi pomóc. I rzeczywiście, nic mnie nie boli, a mocno upadłem.

- Jak tam chcesz. Ale uważaj na siebie.

- Będę starał się nie przewracać.

Obrócił się, by zobaczyć majaczące w oddali zejście do laboratorium. Eryk powoli stąpał po schodkach, mrużąc lekko oczy, ale dostrzegł jedynie sylwetki przyjaciół. Przyłożył do oka małe szkiełko i dokładnie ujrzał drobinki piasku, czerwoną opaskę Rivera, a zaraz potem rysy twarzy Otisa, jego szeroki uśmiech i wystające kły. Schował prymitywne okulary w dłoni i wszystkie odcienie piasku zlały się w jedną, złocistą masę, opaska Rivera nie wyróżniała się wcale na tle pirackich flag, ale miał wrażenie, że wciąż dobrze widział jeden uśmiech.

Może tyle wystarczyło, żeby odnaleźć drogę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro