Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

one-shot | To, co słuszne / Eryk x Otis

Nasze ulubione żywe duo spotyka się po paru latach.

(***)

Zapach jaśminowej herbaty, kołyszące się na wietrze ozdoby, obracające się koła zębate, szczekające w kontakcie ze sobą; sklep "Piorun i Grzmot" gotowy był na klientów, którzy prędko ustawiali się w kolejce po najnowsze wynalazki, eliksiry i ziołowe napary.

Za ladą wysoka postać obsługiwała pierwszych gości. Skrupulatnie podliczyła monety, wsunęła je do najmniejszej szufladki i posłała zadowolonemu mężczyźnie wdzięczny uśmiech. Czarodziej, po odebraniu swoich zakupów, wyszedł ze sklepu, stanął na środku ulicy i krzyknął:

- Nie ma lepszego sklepu niż ten, tutaj, u mojego drogiego przyjaciela, Eryka! Kupujcie, kupujcie wszyscy! Eryk was nie zawiedzie.

Właściciel sklepu słyszał jeszcze przez kilka sekund zanikający głos nieznajomego i z trudem ukrywał śmiech. Nie spodziewał się, że wystarczy sprzedać komuś "eliksir na wielką brodę", by stać się jego przyjacielem.

Słowa czarodzieja wyraźnie poruszyły tłum, który zdawał się napierać na drzwi sklepu z ogromną niecierpliwością. Sprzedawca ruchem dłoni zachęcił kilka osób do wejścia, co sprawiło, że sklep zaraz wypełnił się tyloma istotami, ile było w stanie zachłannie przepchnąć się do środka w kilka sekund. Eryk westchnął i klasnął dwukrotnie, uciszając przynajmniej część zgromadzonych.

- Proszę uważać na przedmioty na wystawie, za wszelkie zniszczenia będą państwo ścigani! - krzyknął, uśmiechając się - być może zbyt szeroko, lecz mimo treningu, czasem nie wychodziło mu artykuowanie, że jego słowa to nie groźba, a przyjazne przekomarzanie. Wolał z tego powodu przesadzić, niż narazić się na oskarżenia o grożenie klientom.

Po wielu udanych sprzedażach, wymienionych śmiechach i odbytych rozmowach, sklep powoli opróżniał się i jedynie ostatni, lubiący nocny klimat klienci oglądali wystawę. Co jakiś czas Eryk słyszał delikatny dźwięk zawieszonego w drzwiach dzwonka. O tak późnej porze mało kto coś kupował, w większości był to czas przyjemnej ciszy i szeptu między odwiedzającymi na temat "która herbata lepiej pachnie".

Eryk podliczał monety, przysypując je do metalowej skrzyni, zamykanej na klucz, gdy usłyszał cichy, choć pewny głos:

- Przepraszam, widział pan mojego przyjaciela, elf około takieeego wzrostu, wiecznie poważny?

- Jakiego wzrostu? - spytał, zdezorientowany, unosząc wzrok na klienta.

- O, takiego. - Mężczyzna uniósł dłoń na poziom czoła Eryka. Ten, spojrzał na dłoń, potem na stojącego przed nim człowieka, aż w końcu ich oczy się spotkały. - Witaj.

Eryk upuścił monety i wyszedł powoli zza lady, trzymając się jej, jakby szukał w twardym drewnie potwierdzenia, że widzi przed sobą to, co widzi. Niższy od niego mężczyzna o bladej skórze i kościstej sylwetce uśmiechał się cały czas, nie spuszczając wzroku z elfa. Eryk poświęcił przyglądaniu się mu jeszcze kilka sekund, aż w końcu podszedł bliżej, wyciągnął rękę, a wampirzy przybysz nie zawahał się ani na chwilę, nim zamknął go w ciasnym uścisku.

- Wróciłeś! - Eryk nie ukrywał swojej radości i odsunął się na chwilę od wampira, kładąc mu dłonie na ramionach i ściskając go mocniej, jakby bał się, że zaraz zniknie. Jego wzrok nie mógł skupić się na pojedynczym punkcie i skakał z podziurawionej, czarnej koszuli towarzysza, do jego szczupłych ramion, szyi, ust i w końcu, oczu. Elf dalej nie dowierzał, że to nie jeden z jego snów. Poluzował swój chwyt i przeniósł lewą dłoń wyżej, wędrując nią powoli do czubków ciemnych, długich włosów. Zawsze je uwielbiał - ich mrok przypominał mu nocne niebo i nie wierzył w metafory o czarnej duszy Otisa. W jego oczach był pozaziemską istotą, w której wyglądzie wszystko przypominało i żyło kosmiczną przestrzenią. - Jesteś prawdziwy.

- A ty jesteś aż zbyt prawdziwy - odparł Otis, spoglądając w stronę dłoni elfa, schowanej w jego włosach. Eryk od razu wyplątał palce, odchrząknął i otrzepał dłonie o spódnicę, jak gdyby nigdy nic. Gdy spojrzał z powrotem na wampira, w oczach ich obu zaczęły zbierać się łzy, chociaż nie byli w stanie przestać się uśmiechać.

- Tak bardzo tęskniłem za tobą - wydukał jeszcze Eryk, zanim Otis ponownie go przytulił, jeszcze mocniej niż poprzednio.

- Ja też tęskniłem, Eryku.

Elf wcisnął twarz w ramię wampira, pozwalając łzom spłynąć na materiał jego koszuli.

Stali w ten sposób przez dłuższą chwilę, aż Eryk przypomniał sobie, że nie są sami. Oderwał się niechętnie od Otisa i rozejrzał po sklepie. Wszyscy obecni bardzo dobrze udawali, że nie przyglądali się ukradkiem tej scenie.

- Za pięć minut zamykamy sklep! - krzyknął Eryk, na co niezadowoleni obserwatorzy powoli zaczęli kierować się ku wyjściu. - To ciebie nie dotyczy. - Uśmiechnął się do Otisa, po czym podszedł do drzwi i obrócił tabliczkę stroną "ZAMKNIĘTE" do ulicy. Zobaczył w szklanych drzwiach własne odbicie i wziął głęboki wdech. Czuł, że drgają mu dłonie z ekscytacji.

- Skąd pomysł na sklep? - Usłyszał głos Otisa, wodzącego palcem po ladzie i stojących na niej przedmiotach. Eryk odwrócił się i zamyślił, wracając pamięcią do dawnych lat.

- Kiedyś okłamałem Rivera, że kupiłem sobie kwiatka - zaśmiał się ze wspomnienia. - Ale po tym, jak się rozeszliśmy, szukałem różnych zajęć i zacząłem czytać takie książki ogrodnicze, które wypożyczałem z biblioteki, a potem... Potem natknąłem się na wielką księgę historii herbaty i tego, jak magowie jej używali do zwiększania swoich mocy i strasznie się tym... - Uniósł wzrok na Otisa, który uśmiechał się szeroko, słuchając jego opowieści. - ...zajarałem.

Eryk uniósł kącik ust, lekko speszony uwagą, którą dostał od przyjaciela i zawstydzony tym, jak rozgadał się na temat tak pozornie nieistotny, jak herbata.

- Widać, że naprawdę to kochasz.

- Nie jedyna to rzecz, którą kocham.

Eryk podbiegł do stojącego na wystawie wynalazku, pociągając za sobą przyjaciela.

- Mam oczywiście na myśli Rodiona 3505, mój najnowszy, w pełni automatyczny zaparzacz herbaty. Cudowny jest. No popatrz. Widziałeś coś piękniejszego?

Otis uważnie przyglądał się, jak Eryk wsypywał liście herbaty do maszyny. Koła zębate obracały się rytmicznie, a twarde gałki mieliły liście na proszek. Eryk pokierował Otisa na drugą stronę maszyny i wskazał palcem przezroczystą szybę, przez którą widać było dalszy proces mielenia.

- To jest moja ulubiona część!

Oczy elfa błyszczały, gdy Rodion 3505 zalał zmielone liście własnoręcznie podgrzaną do odpowiedniej temperatury wodą, nadając naparowi wyrazisty kolor i wypełniając cały sklep intensywnym, ziołowym zapachem. Otis ukradkiem uchwycił moment szczęścia wypisany na twarzy przyjaciela, mimo że powinien przyglądać się imponującym wyczynom Rodiona. Nie był w stanie jednak zignorować tego, jak Eryk się zmienił. Ostatnio, gdy się widzieli, jego włosy jeszcze odrastały po drastycznym cięciu. Teraz złote, zdrowe fale sięgały do jego ramion, kręcąc się na końcach. W uszach miał więcej kolczyków niż poprzednio, w najrozmaitszych kształtach i kolorach, a na twarzy i szyi namalowane runy, które odbijały światło wpadające przez mozaiki okienne.

- Faktycznie, piękne - powiedział Otis, uśmiechając się do przyjaciela, który spojrzał na niego, wyszczerzony, wciąż pogrążony w zachwycie nad swoim wynalazkiem.

- No wiem. I zdałem sobie sprawę, że chciałbym dzielić się tym z innymi. Kocham wynalazki, ale brakowało mi ludzi, którzy by je doceniali. A ja chcę im pomagać. Nie zawsze byłem w tym dobry, więc uznałem, że to dobry cel. To znaczy, zanim na to wpadłem przez kilka miesięcy żyłem jako pustelnik i pościłem, ale nie było z tego szczęścia. - Rozejrzał się po sklepie, zawieszonych dekoracjach z różnych zakątków świata, miękkich dywanach, pokrywających całą podłogę w runiczne wzory. - Dużo podróżowałem, bo próbowałem zapomnieć o wszystkim. O tobie. Ale w końcu musiałem znaleźć swoje miejsce i chyba udało mi się je stworzyć.

- Udało ci się zapomnieć?

- Nigdy.

Eryk nie miał odwagi spojrzeć na Otisa, ale wiedział, że ten mu się przygląda, czekając na ciąg dalszy opowieści.

- Nigdy nie przestałem na ciebie czekać.

W końcu ich spojrzenia się spotkały, bardziej pewne i skupione niż kiedykolwiek. Eryk czuł, jak jego ciało krzyczy, jak niewyobrażalnie boli go, że są dalej tak daleko od siebie.

Sklep ogarnęła cisza i nawet świsty powietrza dochadzące z nieszczelnych okien zdawały się ucichnąć, przysłuchując się rozmowie.

- Nigdy nie przestałem cię kochać. Wiem, że nie byliśmy sobie przeznaczeni. Musieliśmy znaleźć to, czego obaj pragnęliśmy, ale ja dalej czuję, że nawet z tym sklepem, mimo że jestem szczęśliwy, to...

- To ciebie wciąż pragnę - dokończył Otis.

- No, jakoś tak - rzucił Eryk, jak gdyby Otis wcale właśnie nie wyraził jego skrywanych od kilku lat uczuć. W rzeczywistości, czuł jak drga mu ręka, gdy Otis położył dłoń na jego ramieniu i powoli kierował nią wzdłuż jego szyi, aż dotarl do włosów. Stanął na palcach i oparł czoło o czoło elfa.

Możemy wciąż być przyjaciółmi?

Eryk objął go ramieniem i delikatnie głaszcząc jego policzek, uśmiechnął się szeroko. Otis odwzajemnił uśmiech i stali tak razem, pośrodku pustego sklepu, wypełniając go śmiechem i ulgą, która spadła z ich serc.

- Dlaczego wróciłeś? Zoom to było dobre miejsce dla ciebie - zapytał po chwili Eryk.

- Dalej jest. Dzięki niemu poczułem wolność. Byłem szczęśliwy, bo wtedy to było słuszne. Obaj tego potrzebowaliśmy: odnaleźć siebie samych takich, jakimi jesteśmy bez naszych Żywiołów i bez siebie nawzajem.

Eryk mruknął w zgodzie. W ciągu lat rozłąki odnalazł na nowo sens i stanął o własnych nogach. Był gotowy spędzić tak resztę swoich dni; sklep czynił go spełnionym, ale jego serce wyrywało się do czegoś innego. Nie tęskniło jednak już za przeszłością, a czekało na odpowiedni czas.

- Więc myślisz, że to przeznaczenie? - spytał Eryk. Sam dawno w to uwierzył; jego serce biło stale w rytmie serca Otisa. Nie widział innego wytłumaczenia, dlaczego mimo tego, że każdy z nich odnalazł siebie i swoje miejsce na ziemi, ich drogi się spotkały. Dlaczego obaj czuli, że teraz było to słuszne.

- Myślę, że dopiero kiedy zaakceptowaliśmy życie bez siebie, jesteśmy gotowi, żeby ulec przeznaczeniu. Kiedy jasne jest, że to właściwe.

Eryk pokiwał lekko głową, nie odrywając czoła. Wpatrywał się w oczy ukochanego chłopaka, gładząc dłonią jego włosy.

I żaden klient po zakupie najnowszego eliksiru nie mógł czuć tyle szczęścia, co ich dwoje, gdy tej nocy wybiegli razem na ulicę, trzymając się za ręce.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro