swinne [54]
- No witaj maleńka - Uśmiechnął się okropnie Jean podchodząc do Y/N.
Dziewczyna się wierciła i płakała. Strasznie chciałem to wszystko już załatwić i mieć spokój, jednak walka trwała. Bałem się. Bałem, że to nie wypali. Plan miałem idiotyczny, gorszego nie dało by się wymyślić, ale kto by zaczął normalnie myśleć w takiej sytuacji? Kiedy z każdej strony grozi śmierć? Myśli przelatują przez głowę, jednak ani jednej nie da się złapać.
Kiedy Jean przyłożył nóż przy gardle Y/N, gwałtownie wstałem jednak po cichu, by się nie zorientował. Uśmiechnąłem się do Y/N w stylu:
Będzie dobrze i wyjąłem spluwę z pasa.
Podszedłem powoli do Jean'a i przyłożyłem pistolet do jego skroni.
Jean zamarł i jego wzrok utkwił na mnie.
- Yoonie, co Ty robisz? - Powiedział przestraszony.
- Przykro mi Jean, ale nie pozostawiasz mi wyboru. Jaką piłkę rzucasz, taką ja Ci odbiję - Mruknąłem.
Jean się roześmiał i cmoknął dwuznacznie. Przybyło dwóch mężczyzn którzy mnie złapali i przywiązali. Próbowałem się wyrwać, jednak na nic. Byli silniejsi. Jean popatrzył na mnie.
- Oj Yoongi, nie tego po Tobie oczekiwałem, jednak się domyślałem, że to tak łatwo nie pójdzie - Uśmiechnął się - Skoro nie możemy być razem, zabiję was oboje - Powiedział i wycelował nóż w Y/N.
- Nie! Możesz ze mną zrobić co chcesz ale ją zostaw! - Krzyczałem.
- Kusząca propozycja, ale dość już naniszczyła mi planów - Przyłożył nóż do jej gardła nacinając naskórek. Y/N pisnęła.
- Jean, zabij mnie, błagam - Mówiłem już przez łzy - Przecież Ci na mnie zależy!
- Racja, na Tobie - Położył nóż na stół na co odetchnąłem z ulgą. Podszedł do mnie i z całej siły uderzył mnie w brzuch na co się skuliłem z bólu.
Jean podszedł do Y/N i zdjął jej bluzkę. Przyłożył nóż do brzucha i się zaśmiał ochryple.
- Zawsze chciałem być chirurgiem, zobaczymy czy mam jakieś wrodzone umiejętności - Uśmiechnął się.
Nie wytrzymałem. Zrobiło mi się po prostu słabo. Ledwo co mogłem spojrzeć na to wszystko. Niby siedzimy tu 15 minut, a ja czułem jakby to trwało godziny. Długie, pełne godziny.
Musiałem jakoś zareagować. Otrząsłem głową i spojrzałem w jego plecy. Nie mogłem użyć rąk, więc pozostawały mi nogi. Z całej siły jak tylko potrafiłem kopnąłem w plecy Jean'a aby upadł.
Jedyne co usłyszałem to tylko głośny i donośny krzyk Y/N. Spojrzałem w tamtą stronę. Wszędzie lała się krew. O co chodzi?! Próbowałem wyrwać się z lin, i jak się okazało, udało mi się. Podbiegłem do niej i moim oczom ukazała się długa, około 15 centymetrowa krwawa rana na jej brzuchu.
Przeszły mnie okropne i nieprzyjemne ciarki. Ja to zrobiłem? Nie, niemożliwe.
To... Jean. Kopnąłem go, a pod wpływem upadku przejechał zapewne nożem po jej brzuchu. Ale jak? To fizycznie możliwe?
- Y/N! - Podszedłem do niej.
- Jest... w.. porządku.. Yoongi - Mówiła.
- Jestem idiotą, kretynem, fiutem, pedałe... - Nie dokończyłem bo dziewczyna mi przerwała.
- Jesteś człowiekiem Yoongi - Uśmiechnęła się - Dobrym człowiekiem.
- Czas to zakończyć - Oznajmił Jean i rzucił się na mnie. Y/N była porządnie przywiązana, więc nic nie mogła zrobić. Próbowałem się jakoś wydostać od jego silnych objęć. Zaczęliśmy się zwyczajnie bić. Nie chciałem, żeby na to wszystko patrzyła Y/N, ale nie pozostawało mi wyboru. Znowu kopnąłem Jean'a odpychając go od siebie. Upadł na drugim końcu pokoju i popatrzył na Y/N. Złapał szybko nóż i przyłożył jej do gardła.
- Hasta la vista, baby - Powiedział na co ja jak najszybciej mogłem wyjąłem z pasa pistolet, wycelowałem w tamtą stronę i pociągnąłem za spust. Miałem zamknięte oczy. Bałem się tam spojrzeć. Jednak nabrałem odwagi i uchyliłem jedno oko. Moim oczom ukazała się blada, przerażona i zdezorientowana twarz Y/N, a na jej kolanach Jean'a z ogromną czerwoną plamą na plecach.
Trafiłem. On krwawił. Zsunąłem jego ciało i popatrzyłem na niego.
- No widzisz Jean? Sam siebie pożegnałeś - Mruknąłem i po chwili pocałowałem Y/N. Byłem szczęśliwy.
- Yoongi, jedźmy do domu. Do szpitala nie możemy bo tu leży martwy człowiek - Mówiła.
- Oh, no wiem - Zacząłem płakać - Jak ja mogłem wpaść na taki durny pomysł?
- Przestań Yoongi! Odwiąż mnie i wracajmy.
- Okej - Powiedziałem i ją odwiązałem.
Wyszliśmy z tego garażu zostawiając Jean'a martwego. Pobici, poturbowani, zakrwawieni i zmęczeni ale szczęśliwi, wracaliśmy do domu.
***
- Idź ktoś otwórz drzwi! - Wydarł się Jungkook.
- Ktoś puka?!
- Otwórz drzwi ktoś!!!
- Czego?! - Wydarł się Jimin kiedy otworzył nam drzwi - Matko boska to wy! Wy żyjecie! Y/N! Krwawisz!
- Dobra dobra, bez scen, to nie teatr - Burknąłem i usiadłem na kanapę.
Od tego dnia wszystko szło już tak jak miało iść. Hoseok pracował kiedyś w klinice weterynaryjnej, więc pozwoliłem mu zoperować Y/N.
Rana się zagoiła, jednak została okropna blizna. Była duża i widoczna. Miałem to na sobie za złe, że przeze mnie jest taka zmasakrowana. Żałowałem, że ją w to wkopałem.
Byłem na siebie cholernie zły. Byłem zły, zmęczony, wkurzony i Bóg wie co jeszcze. Kiedy na nią spojrzałem, widziałem w jej oczach te przerażenie. Ona się mnie bała.
Nie będziemy ze sobą szczęśliwi. Nie dam rady. A może tylko tak gadam z nadmiaru emocji? Sam do końca nie wiedziałem co już czuję. Czułem w sobie pustkę. Totalną, bolesną pustkę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro