swin daseos [55]
- Yoongi hyung! Co Ty robisz?! - Krzyknął Tae kiedy zobaczył jak Yoongi chowa pistolet do szuflady.
- Nie powinno Cię to obchodzić, nie Twoja sprawa - Powiedziałem.
- Czy Ty kogoś za...
- Tae! - Krzyknęła Y/N.
- Tak?!
- Chodź tu!
- Idę! - Pobiegł w tamtą stronę.
Odetchnąłem z ulgą. Wkurzało mnie, że Tae zawsze musi wcisnąć swój nos w nie swoje sprawy. Nie musi wszystkiego wiedzieć. Tak w ogóle to ta informacja powinna zostać między mną a Y/N, bo to nasza sprawa co się działo te kilka dni temu. Do dzisiaj miałem wiele na sobie za złe to co zrobiłem, jednak wiedziałem, że słusznie. Y/N żyje. To się dla mnie liczyło najbardziej.
Co do reszty członków? Tak jak wcześniej, chociaż nie, trochę się pozmieniało. Namjoon i Seokjin z dnia na dzień się do siebie przybliżali i poznawali swoją osobę. Tae zaczął w końcu dojrzewać i stawał się co raz bardziej "normalny", o ile mogę go tak nazwać. Kocha Jimin'a chyba najbardziej na świecie i uważam to za słodkie. Hoseok... jest sam - Zaśmiałem się na tą myśl. Ale tak. Jest szczęśliwym singlem, który bez przerwy się uśmiecha. Seokjin... a właśnie. Jin się dowiedział, że Jungkook pali. Do teraz żałuję z całego serca, że tego nie nagrałem.
Jungkook obiecał przestać palić. I nie pali. Już od kilku dni nie czuję od niego tytoniu. Chyba na poważnie przestraszył się gróźb Jin'a. W sumie kto normalny by olał groźbę pt.:
Jeszcze raz zapalisz, a podpalę Ci jaja!
Tak, to był nasz kochany Jin. Surowy i motywujący do bólu.
- Teraz wszystko będzie szło sprawnie? - Podszedł do mnie Namjoon.
- Co masz na myśli? - Odpowiedziałem pytaniem.
- No wiesz. Jean zabity, wszystko wyjaśnione. Tajemnice rozwiązane. Wszystko teraz będzie szło tak jak miało iść? - Westchnąłem na jego słowa.
- Chyba tak.
- Chyba?
- Oh Namjoon, ciężko mi się po tym wszystkim pozbierać, okej? Nie wiem co będzie. Y/N będzie na 100% bezpieczna, a ja? Nie wiem. Nawet nie wiem czy coś ze mną będzie - Palnąłem.
Dopiero po chwili się zorientowałem, że powiedziałem o parę słów za dużo. Cholera. Popatrzyłem na Namjoon'a który patrzył na mnie zszokowany.
- Co to znaczy, nawet nie wiem czy coś ze mną będzie, Yoongi?
- Nie powinieneś się w to mieszać, Monie. Nic mi nie będzie, muszę po prostu parę rzeczy przemyśleć.
- Niech Ci będzie - Mruknął i poszedł do swojego pokoju.
Postanowiłem, że pójdę do swojego studia. Tam się czuję bezpiecznie. No i przy Y/N oczywiście. Kiedy tam dotarłem, usiadłem na kanapie i wziąłem telefon do ręki.
Śpioch 😂: Przyjdziesz?
Słowianin 😜: Gdzie jesteś?
Śpioch 😂: W studiu
Słowianin 😜: Idę
Po chwili usłyszałem jak drzwi mojego studia się otwierają, a w nich zobaczyłem moją dziewczynę. Uśmiechnąłem się szeroko, wstałem i pocałowałem czule.
- Coś się stało, Yoongi? - Spytała po chwili.
- Wszystko w porządku, chciałbym abyś posiedziała tu ze mną, o ile chcesz.
- Oczywiście - Uśmiechnęła się szeroko i rozejrzała po pomieszczeniu - Ty ogarniasz ten cały mechanizm? - Wskazała palcem na komputery połączone z głośnikami i Bóg wie z czym jeszcze.
- Tak - Zaśmiałem się.
- Coś Cię trapi, Yoonie?
- Wszystko jest okej, Y/N. Po prostu... dalej nie mogę przełknąć tej myśli. Dalej masz tę bliznę? - Dziewczyna na moje słowa podniosła lekko bluzkę i moje oczy ujrzały dużą, wyraźną jasnobrązową rysę. Odwróciłem gwałtownie wzrok i wstrzymałem łzy.
Y/N usiadła mi na kolanach i spojrzała na mnie.
- Yoongi, rozmawialiśmy już o tym. To nic takiego. Ta blizna będzie mi przypominać jaki heroiczny czyn zrobiłeś wobec mnie - Uśmiechnęła się.
- Tak, wiem. Nie zrobisz sobie jakiejś operacji?
- Nie-e. Raz, że boję się operacji a dwa, chcę być do końca mojego życia naturalna.
- Niech Ci będzie - Uśmiechnąłem się lekko.
Spojrzałem na godzinę. Dobijała 22.00. Ziewnąłem. Byłem śpiący. Brak snu przez kilka dni był dla mnie koszmarem. Do tego w skład wchodził stres i okropny żal do samego siebie. Ale wszystko jest teraz chyba w porządku. Tak mi się przynajmniej wydaje.
- Idziemy już spać? - Spytałem.
- Jasne - Odparła i wraz ze mną po kilkunastu minutach znaleźliśmy się już u nas w domu.
Położyliśmy się wygodnie w łóżku i owinęliśmy kołdrą. Nawet się nie umyliśmy, jedyne co zrobiliśmy to ubraliśmy się w piżamy. Y/N położyła głowę na mojej klatce i zasnęła. A ja? Ja czułem ogromny stres. Bałem się co teraz zrobić. Przecież ją kocham. To moja miłość życia, która mnie jedyna rozumie. Niestety, miałem zrytą psychikę i ona postanawiała zrobić swoje. Czeka mnie to tak czy inaczej.
Ta noc jest dla mnie ostatnią. Ostatnią jeżeli chodzi o stres. Od jutra już nie będzie zmartwień, żalu, stresu, wstydu i innych tego typu gówien. Od tej nocy, mogę się poczuć już wolny. A Y/N będzie już na zawsze bezpieczna. Tej nocy... aish. Co będzie, to będzie. Mimo, że się tego bałem w cholerę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro