seumul yeoseos [26]
Ruszyłem przed siebie. Nie mogę pozwolić by coś z nią zrobił. Po prostu nie mogę. Ależ on jest idiotyczny...
Milion razy widziałem taką akcję w filmie, gdzie gościu porywa laskę i się nad nią znęca by jej chłopak ją uratował. Żałosne. Mógłby chociaż wymyślić coś oryginalnego, a nie.
Ale jednak jest i bystry, bo aktualnie jestem w drodze by jej pomóc. Ah, dlaczego akurat ona? I w ogóle, to wszystko jest takie bez sensu. Niby to trwa jeden dzień, a ja już idę jej pomóc.
To jest dziwne. Ta akcja dzieje się za szybko. Jean najpierw powinien się nad nią znęcać, potem mi pokazać jej zdjęcie w takim stanie czy coś a ja powinienem dopiero wtedy iść jej na ratunek. Znaczy nie mówię tutaj że ma jej zrobić krzywdę, nie nie. Tylko to jest nieco podejrzane. Muszę być ostrożny.
Wsiadłem do samochodu i ruszyłem. Nawet nie zapinałem pasa. Ba, nie przestrzegałem przepisów. Miałem to naprawdę w dupie co mi się stanie. Ja chcę uratować ją. Przyspieszyłem do wysokiej prędkości i szukałem tego domu. Domu, w którym to po raz pierwszy spotkałem Jean'a. Było to jakieś...15 lat temu? Coś koło tego.
Wracam z rozpoczęcia roku szkolnego. Mijam stary, zniszczony już dom. Słyszę, że ktoś płacze, jednak nie wiedziałem gdzie. Domyśliłem się że odgłos dochodzi zapewne z domu. Więc tam poszedłem. Otworzyłem delikatnie zardzewiałe drzwi. Moim oczom ukazał się chłopiec w moim wieku, który siedział na schodku i zwyczajnie płakał.
- Co się stało? - Spytałem i usiadłem koło niego.
- Nic - Odparł.
- Widzę, że płaczesz. Jest Ci zapewne smutno. Mi, kiedy jest smutno zawsze się przytulam. Może na Tobie też zadziała - Mruknąłem i przytuliłem wtedy chłopaka.
On się lekko uśmiechnął i się we mnie wtulił. Po chwili zachichotał.
- Na mnie też działa - Powiedział przez chichot.
- Chcesz być moim przyjacielem?
- Tak!
Całe popołudnie aż do zachodu Słońca, spędziliśmy ze sobą czas. I tak było codziennie. Zaczynając od podstawówki, i... kończąc pod koniec liceum.
Do teraz nie wiem tak naprawdę, dlaczego wtedy płakał.
Odgarnąłem wspomnienia i zaparkowałem pod tym domem. Nic się nie zmienił. Dalej stoi. A więc to tutaj. Tutaj się zaczęło, i tutaj się pewnie skończy. Wszedłem do pomieszczenia.
- Stop! Nie! Proszę! - Słyszałem czyjeś krzyki. Jej krzyki.
- Nie przyszedł, więc muszę wprowadzić plan B - Zaśmiał się.
Gwałtownie skierowałem się do pomieszczenia w którym słyszałem odgłosy. Kiedy dotarłem, zobaczyłem go.
- Nie przyszedł. Najwidoczniej mu na Tobie nie zale...- Nie skończył, ponieważ mu przerwałem:
- Niespodzianka kurwa - Mruknąłem opierając się o filar.
Jean się odwrócił. Mimowolnie na jego paskudnej mordzie zaświecił uśmiech.
- Yoongi! - Krzyknęła Y/N.
- No no no...- Z każdym słowem Jean robił krok bliżej w moją stronę.
- Min Yoongi, zapewne.
- Nie łatwo o mnie zapomnieć - Prychnąłem.
- To prawda. Tak łatwo nie jest zapomnieć czyjejś zdrady - Odparł.
- Nic Ci nie zrobiłem kutasiarzu, oddaj ją a nic Ci się nie stanie.
Jean się zaśmiał, otwierając tą swoją paszczę z sztucznymi zębami.
- Yoongi, Yoongi, Yoongi. Może chcesz pogadać na razie tak na powitanie? Tak dawno się nie widzieliśmy...A może zacznę zaraz płakać?
- Nie moja wina, że miałem dobre serce, a teraz skończył pieprzyć i bierz dupę w kroki zanim Ci pomogę - Powiedziałem i poszedłem do niego.
Jean chciał mnie przytulić jednak ja byłem szybszy i zrobiłem nim fikołka rzucając go za siebie. Podbiegłem do Y/N.
- Aua, Yoongi. To nie było miłe - Podszedł do mnie i mnie odepchnął od krzesła na którym przywiązana była Y/N.
- Słuchaj gościu, nie mam zamiaru się z Tobą bawić. Albo mi ją oddasz, albo to ja zacznę moją zabawę - Oświadczyłem.
Jean prychnął. Zagwizdał chwilę. Po paru sekundach do pomieszczenia wpadło 4 gości.
- Chłopcy, zajmijcie się nim - Odparł.
4 mężczyzn zaczęło do mnie podchodzić. Próbowałem się bronić, jednak na marne. Zostałem przywiązany do krzesła.
- Daję wam trochę na pogadankę. Wrócimy tu za... jakiś czas - Powiedział Jean i z tymi mężczyznami wyszedł z pokoju.
Nastała cisza. Nawet nie patrzyłem na Y/N. Nie miałem odwagi. Po za tym, byłem zajęty. Biedny Jean nie wie, że jego Yoongi ma zawsze asy w rękawie.
Złapałem nóż w usta który wyciągnąłem z kieszeni. Ha kurwa, jak się bawimy w filmy akcji to na całego.
- Yoongi, po co tu przyszedłeś?! Zginiemy oboje debilu! - Krzyczała Y/N.
Olałem ją. Niech sobie wrzeszczy. Ja tu próbuję się uwolnić. Kiedy będzie po wszystkim, dopiero wtedy pogadamy.
- Yoongi, słyszysz mnie?! Mówię do Ciebie do cholery!
Nóż był tępy jak licząc Jean'a 3 razy. Miałem związane obie ręce i nogi, zresztą jak Y/N. Było mi trudno, jednak nie poddam się. Zaraz tą linkę przetnę..
- YOONGI! - Wydarła się.
Nie wytrzymałem.
- STUL PYSK! - Wydarłem się. Y/N się mnie przestraszyła. Ba, bała się mnie. Linka się w końcu przerwała. To był pierwszy raz tutaj odkąd na nią popatrzyłem.
Znęcał się nad nią.
Była cała w siniakach. Na brzuchu i w pachwinach znajdowała się ogromna czerwona plama. Wzdrygnąłem się.
Mimowolnie podszedłem i ją po prostu pocałowałem. Przytuliłem i zacząłem zwyczajnie łkać.
- Przepraszam... przepraszam, że tak długo, przepraszam, że krzyknąłem...- Płakałem.
- Yunki, nic się nie stało. Jest... jest wszystko dobrze - Szeptała.
Słyszałem jak jej głos drży. Widziała to. Widziała jak przeklinałem, widziałem jak się biłem i doświadczyła krzyku mojego na nią. Bała się mnie.
- Spieprzamy stąd - Odparłem i zacząłem ją rozwiązywać z tych lin.
Kiedy po jakimś czasie się udało, złapałem ją za rękę i zacząłem prowadzić w stronę wyjścia. Jednak na marne. W drzwiach stanął Jean.
- Uuu....A gdzie się państwo wybiera?
- Jak najdalej od Ciebie - Zaatakowałem go. Zacząłem się z nim zwyczajnie bić. Całe szczęście, że miał 170. Tyle co ja prawie. Kurwa, o czym ja myślę? Bij się!
- Y/N, uciekaj! Już! - Wrzasnąłem.
Przyszedłem uratować ją, nie siebie.
To na niej mi zależy, nie na sobie.
POV. Y/N
Stałaś w bez ruchu. Co masz robić?
Widziałaś , jak Yoongi się bije z tym potworem. A Ty? Ty stałaś. Na pewno nie uciekniesz. Skoro on uratował Ciebie, Ty uratujesz go.
Pobiegłaś na korytarz po broń. Dobrze wiedziałaś gdzie je trzyma. Wzięłaś pierwszy lepszy pistolet. Schowałaś go pod bluzkę. Wróciłaś do nich.
Zobaczyłaś jak Jean dusi Yoongi'ego przy ścianie. Jeden jego ruch i może mu skręcić kark. Po cichu podbiegłaś do nich. Przyłożyłaś spluwę do skroni Jean'a. Yoongi zszokowany na Ciebie spojrzał. Jean zamarł. Kątem oka na Ciebie spojrzał. Było widać, że zależy mu na zabiciu Yoongi'ego. Chce żyć, w prawdzie jak każdy rozsądny człowiek.
Jednak niestety. Na takiego człowieka nie ma miejsca na tej ziemi. Złapałaś za spust. Jean trzymał dalej łapy na szyi Yoongi'ego. Yoongi zaraz straci życie, ale nie. Życie straci zaraz Jean.
- Jean, jak myślisz? Twój drętwy kutas, czy moja spluwa jest szybsza? - Nachyliłaś się i szepnęłaś mu do ucha.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro