Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

[KREM DO RĄK O SMAKU KREMU DO RĄK]

Adam już od dłuższego czasu wiedział, że Ronan ma coś do jego rąk.

Dawał mu jakieś - jak się potem okazało - wyśnione kremy, aby były mniej spierzchnięte i często przyglądał się im, kiedy myślał, że Adam tego nie widzi, pochłonięty akurat wykonywaną czynnością. Drugi chłopak zdawał sobie, jednak sprawę z tego, że jest obserwowany co czasami nieco go irytowało, a innym razem zawstydzało. Kiedy już wiedział, że ruchy jego dłoni są dokładnie skanowane przez spojrzenie Lyncha, nie chciał robić jakichś głupot, jak upuszczenie śrubokrętu czy wylądowanie ręką w puszce z farbą, co wówczas zdarzało mu się nagle dwa razy częściej, niż powinno.

Nie były to jednak jakieś oczywiste oznaki zainteresowania Lyncha, które każdy mógł zobaczyć.

Dopiero, kiedy zbliżyli się do siebie nieco bardziej, Adam na własnej skórze - dosłownie i w przenośni - odczuł jak duże jest uwielbienie Ronana dla jego zniszczonych rąk. Zupełnie nie rozumiał co mogło się w nich podobać chłopakowi, a jednak ten bez skrępowania robił tak zawstydzające rzeczy, jak wsuwanie sobie jego palców do ust czy też całowanie lub - o zgrozo - lizanie jego dłoni i nadgarstków.

W końcu, jednak Adam pogodził się ze świadomością bycia czczonym w tak dziwny sposób.

Nie przeszkadzało mu, więc kiedy drugi nastolatek wciąż chciał dotykać jego rąk, splatać ich palce i śnić dla niego coraz to nowsze kremy. W pewnym sensie nieco go to z czasem zaczęło irytować, ale nie miał zamiaru nakazywać mu, aby przestał. Nawet, jeśli Ronan zdecydował się robić tak okropne - zdaniem Parrisha - rzeczy, jak zdrapywanie strupów z jego nadgarstków i dłoni, po tym jak sam przyczyniał się do ich powstania. Zupełnie, jakby jego własne strupy mu nie wystarczały.

Dziwnie zaczęło się robić, kiedy Lynch zaczął przejawiać objawy uzależnienia.

Z jakiegoś powodu najczęściej chciał brać palce swojego - taką nadzieję żywił sam Adam - chłopaka do ust i może nie byłoby to aż tak dziwne, gdyby nie fakt, że zupełnie nie zwracał uwagi na stan, w jakim aktualnie się znajdowały. Nie przeszkadzało mu, że były brudne w zaschniętym smarze lub całe w pianie po tym, jak Adam postanowił pozmywać. I być może nieco mu to schlebiało, ale jednocześnie jego myśli były zajmowane przez coraz to większą liczbę zmartwień.

"Czy to normalne, że robi to na każdym kroku?"

"Czy to normalne, że W OGÓLE robi coś takiego?"

"Czy te wszystkie substancje przypadkiem nie są szkodliwe?"

"Czy nie powinienem zabronić mu tego robić?"

"Czy to na pewno zdrowe? Może to jakieś uzależnienie do wyleczenia?"

Takie i tym podobne myśli bez przerwy zaprzątały głowę maga, nie pozwalając mu na skupienie się w obecności Ronana na czymkolwiek innym, niż on. On i jego uwielbienie dla dłoni Adama Parrisha. On i jego uzależnienie, które napawało jednego ze sprawców całej tej sytuacji lękiem.

Z czasem sam Adam przestał mu jednak zwracać uwagę na to, że nie powinien tego robić.

Tak było, więc i tym razem. Parrish nie odezwał się słowem, ale w zamian za to ze znudzonym spojrzeniem obserwował poczynania swojego - wciąż miał taką nadzieję - chłopaka. Być może nie przyznałby otwarcie, że jego wzrok bezwiednie spadał wciąż na usta Ronana, wywołując u niego lekkie dreszcze, gdy obserwował kształtną linię jego górnej wargi, która z jakiegoś powodu bardzo się mu podobała.

- Czy ten krem ma jakiś smak? - mruknął niezbyt głośno, podpierając policzek na wolnej dłoni.

Pomyślał, że być może chodzi tu właśnie o substancję, którą zaledwie trzy minuty temu posmarował swoje ręce, bo jak ktokolwiek chciałby brać czyjeś wysmarowane kremem palce do swoich ust? Sam krem był wszakże wyśniony przez Ronana Lyncha i mógł mieć specjalne właściwości, o których sam Adam nie wiedział, a w czym utwierdził się, słysząc potwierdzające mruknięcie ze strony drugiego chłopaka.

- To jak smakuje? - dopytywał, gdyż z jakiegoś powodu go to zainteresowało.

- Jak krem. - drugi chłopak był tak poważny przy wypowiadaniu tych dwóch słów, że Adam również momentalnie spoważniał, patrząc na niego dłuższą chwilę, aby w końcu wyrwać dłoń z uścisku palców Ronana, w którym do tej pory pozostawały jego własne.

- Nie. Jedz. Tego. - wypowiedział dobitnie każde słowo, przy okazji kręcąc lekko głową.

Nie na wiele, jednak zdały się jego protesty i odpychanie chłopaka, bo ten w końcu i tak dopiął swego, ostatecznie zmuszając Adama do zamknięcia się w łazience i dokładnego umycia rąk tak, aby nie została na nich choćby odrobina kremu. Choć już sam Lynch wystarczająco efektywnie się go pozbył.

I może zachowanie Ronana się nie zmieniło, ale od tego czasu Adam przestał używać kremów.

KONIEC

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro