24| czarny kot [KUROO TETSUROU]
Charaktery: Kuroo Tetsurou x Reader
Anime: Haikyuu!!
Pierwowzór: manga
Autor: Haruichi Furudate
Witam!
Nie będzie to długa notatka, ponieważ
zwyczajnie mi się nie chcę.
Trzeba pamiętać, że tego shota skończyłam dokładnie o 1:50, czasu polskiego [ale publikuje o normalnej godzinie, zaraz po tym jak mniej więcej sprawdzę błędy, literówki etc]. Dlatego też moje zmęczenie tak jakby nade mną wygrywa XD
Shocik jest, oczywiście, jak w poprzednim wspomniałam, o nikim innym jak Kuroo z Haikyuu. I zważając na to, że sama nadal tkwię na pierwszym sezonie tego anime, przyznaję bez picia, że w zupełności nie ogarnęłam tego charakteru. Moja wiedza o nim pochodzi wyłącznie z dwóch/trzech odcinków [tych, w których wystąpił, naturalnie], jednym ff, którego naturalnie nadal nie skończyłam i wikipedii, jaką przeczytałam... aż trzy razy XD
Stąd też nie obiecuję, że wszystko będzie się zgadzało i, że całość jej bez zarzutów. Mimo wszystko mam nadzieję, że jest dobrze i przypadnie Wam do gustu.
Wymagania jakie zamawiająca, jaką jest X_Pqia_X przy zamówieniu miała, były następujące:
- dwa lata młodsza,
- ma grać w koszykówkę,
- chodzić do liceum Akuma,
- posiadać charakter jej OC, ale możliwość zapisania jej imienia jako [imię], a nie Scarlett (co wykorzystałam).
Starałam się to wszystko jak najlepiej odwzorować, jednakże nie wiem czy wyszło mi jak miało. Trzymam kciuki za to, że niczego nie schrzaniłam. Lub przynajmniej jest w 'w granicach torelancji', jak to mawia Kruszwil, którego gdy doprawdy się nudze, zdarza mi się oglądać XD
Cały shot ma około 4100 słów, a pierwotną jego wersją miał być nie-do-końca-happy-end, ponieważ w ostateczności Kuroo miał wyjechać. Dodam jeszcze, że niedługo po wyznaniu swoich uczuć. A nasza droga Reader mieć złamane serce.
Ale w ostateczności zrezygnowałam z tego pomysłu, ponieważ uznałam go za zbytnio przereklamowany. I ostatecznie zdecydowałam się na jeszcze bardziej przereklamowany tak-dobrze-znany-happy-end, ale z którym przynajmniej mam jakieś doświadczenie.
I bardzo, ale to bardzo dziękuję tym trzem osobom, jakie upomniały się o wstawienie tutaj czegoś nowego. Naprawdę mi pomogłyście się zmobilizować ~~♡
Standardowo: Miłego czytania!
PS Chyba po raz pierwszy nie wspomniałam o tym, że moja wena ssie lub, że będę w końcu wstawiać regularnie, co za każdym razem jest tylko zwykłym pierdoleniem od rzeczy [nie ma innego słowa, co mogłoby podkreślić to, jak stale postępuje i jak bardzo mnie to drażni]. Możecie być ze mnie dumni czy coś!
✴
Był to ciepły dzień. Dziewięcioletnia dziewczynka o [kolor ] włosach i [kolor] oczach znajdowała się w dzielnicowym placu zabaw. Siedziała właśnie w piaskownicy z swoim ulubionym pluszowym misiem.
Był to nie za duży, aczkolwiek idealnie mieszczący się w jej niewielkiej dłoni, złotooki, czarny kotek, mający głowę większą od ciała.
Dostała go na swoje ostatnie urodziny od mamy jako wymarzony prezent, dlatego też było to coś w rodzaju jej oczka w głowie. Spała z nim, bawiła się nim i tak dalej.
Podczas, gdy ona w pełni była skupiona na swojej zabawce, niespodziewanie przesłonił ją cień.
Nie wiedząc o co chodzi, zdezorientowana podniosła swoją małą główkę. Widząc nad sobą złotookiego chłopczyka o czarnych, stojących, nieuczesanych włosach z nadzwyczaj szerokim uśmiechem na ustach, nieco wystraszona odruchowo szybko się odsunęła.
Na ten ruch, ten zaciekawiony nachylił się w jej stronę. Im bliżej jego twarz była, tym ta coraz bardziej się denerwowała.
– ...C-Co c-chcesz? – zapytała niepewnie. Sam w sobie nie był straszny, wręcz przeciwnie. Wydawał się całkiem sympatyczny, ale ten dziwny uśmiech... przypominał jej o każdym złoczyńcy jakiego widziała w bajkach, wskutek czego naprawdę ją niepokoił.
Nie udzielając jej odpowiedzi, jedynie spojrzał jej prosto w oczy. Nie rozumiejąc dlaczego są rozszerzone, a jej wargi lekko drgają z coraz bardziej nasilającego się strachu, kompletnie lekceważąc, że nadal trzyma maskotkę, wziął ją z jej dłoni.
– Co to takiego? – zastanowił się, podnosząc pluszaka. Oglądając go ze wszystkich stron, co chwilę go obracał.
To było coś co podziało na dziewczynkę natychmiastowo. To był jej miś, a więc nikt nie miał prawa go jej dotykać. Jej obawa natychmiastowo przerodziła się w złość.
Podnosząc się w oka mgnieniu, zaczęła po niego sięgać. Problem był w tym, że należała do tej niskiej części społeczeństwa, w przeciwieństwie do chłopczyka, więc za nic nie potrafiła mu go zabrać.
Zwłaszcza, gdy sam również wstał i podniósł go nad swoją głowę. Oczywiście, nadal nie wiedząc o co jej chodzi.
Nie dając za wygraną, dziewczynka zaczęła podskakiwać na nóżkach, by odzyskać swojego pluszaka.
– Oddaj mi go! – krzyczała, nadal nie rezygnując.
Mimo, że chłopczyk dostrzegł jej zdenerwowanie już jakiś czas temu, nawet przez myśl mu nie przeszło, by z powrotem oddać jej misia.
Ba, widząc jak bardzo jest zmotywowana, nie mógł się oprzeć pokusie, by jeszcze trochę ją pomęczyć.
Rozbawiony jej zachowaniem zaczął zniżać maskotkę na wysokość jej rączek, po czym, centralnie gdy już miała ją złapać, ponownie szybko unosił ją w górę.
Trwało to kilka sekund, dopóki nieopodal nich rozbrzmiał kobiecy głos.
– Testurou! – Kobieta o tej samej barwie oczów i włosów, co chłopak, jednakże w zupełności uporządkowanych, wyszła zza drzewa. – Co ty robisz? Oddaj [imię] misia! I to już! – poleciła, tupiąc z złości nogą.
Chłopczyk słysząc podniesiony głos swojej mamy, natychmiastowo zaprzestał drażnienia dziewczynki i posłusznie oddał jej pluszaka.
Wyrywając go z jego dłoni, z całych sił przytuliła go do swojej klatki piersiowej. Po czym, mając już pewność, że ten mały złośliwiec nie zabierze go jej ponownie, odwróciła się w stronę nowo przybyłej.
Poznała ją od razu. Była to dobra przyjaciółka jej mamy, z jaką już nieraz miała do czynienia. Zdarzało jej się przebywać w jej domu, bawić się z nią i nawet opiekować. Osobiście darzyła ją sporą sympatią, dlatego też tym bardziej nie rozumiała jakim cudem ta dwójka może mieć ze sobą coś wspólnego.
– ...Pani Kuroo? – zapytała cicho, nadal mając wątpliwości.
Delikatny uśmiech goszczący na ustach kobiety, kompletnie kłócił się z krokiem jakim się do nich kierowała. Co zaczynało niepokoić małą [nazwisko].
– Dzień dobry, kochana – przywitała się miło z dziewczynką, kiedy już do nich dotarła. – Czy mój syn jeszcze w jakiś sposób ci się naprzykszał?
Głaskając ją po policzku, zapewniła, że nie ma o co się martwić, ponieważ ona nie jest niczemu winna.
– N-Nie... – odparła, przecząco kiwając głową. Mimo wszystko, wkurzona mama chłopaka była nieco przerażającym widokiem.
Słysząc odpowiedź dziewczynki, [imię mamy Kuroo] oddaliła się od bohatereki i zwróciła się do chłopaka, tym razem nie ukrywając nerwów.
Kuroo od razu, jak wcześniej był pewny, teraz zaczął odczuwać respekt.
– ...Co się mówi, Testurou?! – wrzasnęła, dłużej się nie patyczkując. Po czym raz, ale z wystaraczającą siłą, pociągnęła go za ucho.
– Ajajaj... – zajęczał, krzywiąc się z bólu. – Naprawdę przepraszam, mamo! Ale to nie moja wina, że jest taka urocza!
Jakby nie zdając sobie sprawy z tego, co właśnie wyszło z jego ust, by w jakiś sposób uśmierzyć ból, złapał czerwoną małżowinę.
– U-Urocza? – powtórzyła nieszłyszalnie bohaterka, czując jak jej policzki lekko pieką.
– ...To nie mnie masz przepraszać! – kobieta ponownie podniosła głos, przez wściekłość, również nie zwracając uwagi na to co powiedział. – Tylko [imię]! Miałeś się z nią pobawić, a nie ją dręczyć! Cholero ty jedna!
✴
[Nazwisko] z lekkim żalem patrzała na nieco już poniszczonego, stojącego na komodzie pluszowego, czarnego kota o wiele większej głowie niż całej posturze. Złote oczy, chociaż nieżywe wpatrywały się w nią uważanie, jakby badając jej każdy ruch.
Patrząc na wszystkie detale swojego ukochanego pluszaka sprzed laty, nieco przerażało ją to, jak swoim wyglądem przypominał nikogo innego, jak Tetsurou. W szczególności ta barwa oczu i kolor sierści.
Naprawdę nie rozumiała, jakim cudem nie zdołała dostrzec tego podobieństwa w swoim dzieciństwie.
– Eh, Kuroo... – westchnęła, zdejmując maskotkę i biorąc go w dłoń. Teraz był dokładnie taki sam jak jej ręka.
Nie była w stanie określić, jak dawno temu spędziła z nim chociażby kilka godzin. Co było tak odwrotne, do tego jak kiedyś cudem było, gdy nie wiedzieli się chociażby jeden dzień, bawiąc się wspólnie.
To nie tak, że zerwali ze sobą kontakt. Nadal go mieli, jednakże, szczerze mówiąc, był niczym w porównaniu do tego, co było kiedyś. Za czasów, kiedy [imię] była jeszcze w gimnazjum, a Kuroo w pierwszych dwóch latach liceum, zdarzało im się jeszcze wychodzić.
Ich szkoły były nieopodal siebie, a więc nie za wielkim problemem dla niego było niekiedy odebrać [nazwisko] i razem wrócić do domów, które również znajdowały się blisko siebie. Po drodze, mogąc także wejść do jakieś budki z jedzeniem czy czegoś w tym stylu.
To wszystko poróżniło się, gdy [imię] poszła na pierwszy rok do szkoły średniej. [Nazwisko] koszykówką zaczęła się interesować już dawno, oglądając w telewizji wszystkie tego możliwe turnieje. Aczkolwiek dopiero, gdy wraz z Testurou, przechodząc obok dzielnicowego boiska, kiedyś znalazła piłkę tegoż sportu, zabrała się za niego na poważnie.
Nie widząc nikogo, do kogo mogłaby należeć, zdecydowała się ją wypróbować.
[Imię] bardzo dobrze wiedziała, że chłopak nie za bardzo lubił ten sport, już wtedy skupiając się na siatkówce. Jednakże sęk był w tym, że nie miała pojęcia, dlaczego za nim nie przepadał.
W tym wypadku można było upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. W końcu dowie się, jaki jest jego powód do tej niechęci. Plus wreszcie mogła wykorzystać całą swoją wiedzę zbieraną przez kilka ostatnich lat.
Oczywiście, Kuroo początkowo niezwykle od tego stronił, ale ostatecznie dał się przekonać. Mówiąc mu, że jest tchórzem i, że nie chcę zagrać, ponieważ pewnie boi się przegrać z dziewczyną, niezwykle nacisnęła mu na jego męską dumę. A to było coś czego żaden przedstawiciel płci męskiej nie mógł odpuścić.
Nadal na samo wspomnienie o tym, kąciki ust [imię] unosiły się ku górze.
Powodem, przez który Tetsurou tak bardzo nie lubił koszykówki było to, że kompletnie nie potrafił w nią grać. W efekcie czego kompletnie przegrał z nią rozgrywkę. A ona uświadomiła sobie, że to jest właśnie kierunek w jakim dalej chcę iść.
Podczas gdy ona trzy lata później wstąpiła do Liceum Akuma z oddziałami koszykarskimi, Kuroo był w Nekomie na ostatnim roku, grając w siatkówkę. Licea te były oddalone od siebie o kilka kilometrów, będąc również ustawione w kompletnie do siebie przeciwnych kierunkach.
Nekoma na zachodzie, a Akuma na wschodzie. W takim wypadku mogli spotykać się wyłącznie przed i po zajęciach, oczywiście o ile ich plany oraz rozkład treningów się pokładał.
Co naturalnie, zdarzało się raz na ruski rok, zazwyczaj w święta lub inne wolne dni. Dlatego też ich kontakt był tak nikły.
Szczerze mówiąc, chociaż dziewczyna starała się tego nie okazywać, mówiąc, że jej nie zależy było to w zupełności sprzeczne do jej prawdziwych odczuć. Faktem było, że cholernie za nim tęskniła i naprawdę go jej brakowało.
Pomimo, że ich początki nie zapowiadały się dobrze, z biegiem lat, im więcej poświęcali sobie uwagi, tym coraz bardziej zaczęli się do siebie zbliżać. Przy tym poznając coraz więcej swoich stron, jakie zaakceptowali, bez względu na to czy były to te pozytywne aspekty, czy też nie.
Odkładając misia z powrotem na miejsce, sięgnęła do zdjęcia ustawionego na najwyżej półce. W prostej, zwykłej, drewnianej ramce znajdował się nie kto inny, jak ona wraz z Kuroo.
Było ono robione tego samego dnia, gdy skończyła gimnazjum i zyskała wykształcenie podstawowe, osiągając przy tym świadectwo z paskiem.
Była to jedna z jej najbardziej szczęśliwych chwil w życiu, ale przy tym również jedną z najboleśniejszych.
To właśnie od tego dnia ich kontakt zaczął się urywać, co z każdym kolejnym mijanym tygodniem bolało ją coraz bardziej i za nic nie potrafiła z tym czegoś zrobić.
Odruchowo przejeżdżając palcem po szkle, poczuła jak kącik jednego z jej oczu piecze. Uświadamiając sobie, że po jej policzku zaczyna powoli spływać łza, błyskawicznie podniosła rękę i mocno zaczęła je trzeć.
Dokładnie w tym momencie usłyszała jak drzwi do jej pokoju się otwierają. Nim zdążyła całkowicie wziąć się w garść, próg pomieszczenia przekroczyła kobieta.
– Kochanie... – Urwała nagle, zauważając w jakim stanie jest jej córka. – ...Coś nie tak?
[Nazwisko] słysząc głos swojej rodzicielki natychmiastowo się obudziła. Następnie by zakryć, co było powodem jej smutki, rzuciła ramkę na stronę z zdjęciem.
– Mamo! – Z tą samą szybkością, co wcześniej zabrała dłoń z twarzy i odwróciła się do kobiety. – Tyle razy ci mówiłam! Masz pukać! – okrzyczała ją, starając się ukryć emocje.
I chociaż bardzo dobrze jej to wyszło, [imię matki] naturalnie nie dała się na to nabrać. Wychowywała ją przez szesnaście lat, a więc była jedną z nielicznych osób, które znały ją prawie jak własną kieszeń.
Ignorując jej wyraźną niechęć, zamknęła w ciszy drzwi i podeszła do bohaterki.
– ...Tęsknisz za nim, tak? – zapytała, jedną rękę kładąc na jej ramię, a drugą sięgając do obalonego zdjęcia.
Bardzo dobrze wiedziała o ich przyjaźni i o tym, że obecnie praktycznie w ogóle nie rozmawiali, nie wspominając o wychodzeniu. Pomimo że dzieliło ich wyłącznie kilka metrów.
Przez kilka sekund, dziewczyna walczyła, by się nie złamać. Aczkolwiek w ostateczności, przegryzając wargę, zachowała spokój.
– ...Przestań wygadywać nonsensy– odburknęła obojętnie. Po czym nie zważając na rodzicielkę i jej dłoń, odsunęła się od niej i skierowała się do wyjścia.– Idę pograć w koszykówkę.
Zapinając szybko bluzę oraz biorąc z łóżka pomarańczową piłkę, szybkim krokiem opuściła pokój.
✴
Chociaż powoli zaczynało się ściemniać, a księżyc rozpoczął pojawiać się na niebie, przez myśl [imię] nawet nie przeszło, by opuścić dzielnicowe boisko i wrócić do domu.
Bardzo lubiła tu być. Chodziła tu od lat, czasem częściej, czasem rzadziej, aczkolwiek tak naprawdę nasiliło się to dopiero te dziesięć miesięcy temu. Dokładnie wtedy, gdy jej kontakt z Kuroo zaczął się urywać.
Kiedyś przede wszystkim wykorzystywała to miejsce do ćwiczeń lub by odizolować się od społeczeństwa, którego jako introwertyczka tak często miała dość.
Obecnie służyło jej głównie do wyrzucenia jej wszystkich żalów, smutków i pozostałych negatywnych emocji, jakich przez jakiś okres była zmuszona dusić w sobie.
Dzięki graniu w koszykówkę mogła się wyżyć i zapomnieć o wszystkim, co ją tak męczyło. Marnując swoją energię i siłę, nauczyła się, jak dobrze ukrywać to, czego nie chciała by poznali inni.
W ten sposób nie narażała się na te wszystkie pytania typu: 'wszystko dobrze?', 'coś się stało?', 'w porządku?' i tak dalej, które bez względu na to od kogo pochodziły, czy byli to nauczyciele, znajomi czy też rodzina, tak bardzo ją irytowały.
Czując jak jej złość narasta, ścisk w klatce piersiowej przybiera na sile oraz oczy ponownie zaczynają piec od stale tłumionych łez na samo wspomnienie, powstrzymując piłkę od kozłowania, mocno ją złapała i z całych sił, skacząc w górę, rzuciła ją w stronę kosza.
Przez brak opanowania i totalnie zły kąt wyrzutu, naturalnie nie wpadła. Dodatkowo odbiła się z minimum trzy razy większą siłą o tarczę i z taką samą szybkością poleciała za nią.
– Ajajaj...– bardzo dobrze znany jej głos odezwał się nieopodal niej.
Usłyszawszy go i odczuwając jak jej serce momentalnie zaczyna szybciej bić, z szokiem odwróciła się w stronę, z jakiej pochodził.
– ...Nie mogę zaprzeczyć, że zasłużyłem – wraz z tą wypowiedzią z cienia rozpoczęła wychodzić sylwetka o tak charakterystycznych rozczochranych włosach, masując się po głowie i trzymając w ręce rzecz w kształcie kuli.
– K-Kuroo? – zadała pytanie, kompletnie nie dowierzając swoim narządom zmysłu oraz wzroku. Była w szoku, za nic w świecie nie spodziewała się, że go tu spotka, jeszcze o tej godzinie.
– Witaj, [imię] – przywitał ją, posyłając w jej stronę delikatny, aczkolwiek niezwykle niepewny uśmiech. – Dawno nie rozmawialiśmy, prawda? – dodał, rzucając do niej pomarańczową piłkę, którą z ledwością złapała.
– A-Ale... co ty tu robisz? – Jej [kolor] oczy wpatrywały się w jego figurę uważnie, jakby sprawdzając czy to naprawdę się dzieje i czy to naprawdę ten Kuroo Testurou, z jakim przyjaźniła się przez te wszystkie lata.
– Przechodziłem akurat – odparł krótko, czując lekkie onieśmielenie wywołane tym, jak dokładnie go obserwowała. – ...Może zagramy? – zmienił niespodziewanie temat, nerwowo drapiąc się po głowie.
– ...Przecież jesteś w tym kompletną nogą – przypomniała odruchowo chwilę później, nadal na niego patrząc. Chociaż nie była to najmilsza opcja, przez emocje buzujące w niej w tamtym momencie było to jedyne, co przyszło jej do głowy i zdołało przejść przez jej usta.
Czuła złość, jednocześnie połączy z smutkiem i... niezwykłym szczęściem. Chociaż potrafiła panować nad emocjami, tego razu totalnie nie wiedziała co zrobić ani jak się zachować.
Z jednej strony chciała go uderzyć z całych sił i ochrzanić za to, jak z nią postępował.
Powiedzieć mu, jak śmie, przychodzić do niej od tak sobie, po takim czasie. Po czym rozmawiać z nią jak za dawnych czasów, jakby nic nigdy się nie stało co było tak mocno przeciwne do rzeczywistości.
Ale z drugiej... po raz pierwszy od dziecka, miała tak wielką ochotę uronić tych kilka głupich łez i rzucić mu się w ramiona.
Próbując nad sobą zapanować, mocno ściskała piłę, wbijając w nią paznokcie, które miała wrażenie, że zaraz będą krwawić.
– Ehh, no... muszę się zgodzić – potwierdził, w zupełności speszony. Nie wiedząc, jak wybrnąć z tej sytuacji, nie do końca świadomie dalej w nią brnął, nieco rozbawiając bohaterkę. – Ale przecież nie będziemy grać na poważnie, po prostu tak... dla zabawy. Wiesz, tak by... no...
Widząc jak się kłopocze i jak bardzo jest w tym nieporadny, [imię] śladowo się uspokajała. Pozwalając by jej ściśnięte wargi, powoli się rozluźniały i ustępowały miejsca blademu uśmiechowi.
Ta sytuacja tak bardzo przypominała jej o dawnych latach. Ten chłopak zawsze potrafił ją pocieszyć i rozbawić, bez względu na to w jakim stopniu jej humor był podły.
Kiedy już nie dawała sobie rady, czy to z powodu ocen, ludzi, rodziny i tak dalej, on zawsze był. Tuż przy niej, nawet nie pomyślawszy o tym, by tego nie zrobić.
Zważając na pryzmat mijanego czasu, zrozumiała, że to co jej wyrządził było dużo mniejsze, od tego co dla niej zrobił. Lub może.... Po prostu była zbyt dobrym człowiekiem? Albo zwyczajnie za bardzo jej na nim zależało?
– ...Zgoda.
✴
– ...Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniają, prawda? – zaśmiał się Kuroo, kiedy po raz któryś z rzędu piłka wpadła w jego ręce, a on dla zabawy uniósł ją nad swoją głowę. Zupełnie tak, jak podczas dnia, kiedy się po raz pierwszy spotkali.
Jednakże nie to zajmowało wtedy jej myśli. Szczerze powiedziawszy, nawet nie zwróciła na to uwagi, ponieważ była zbyt zajęta próbą odebrania mu jej. A fakt, że tam samo jak tamtego razu, za nic nie potrafiła jej odzyskać, jeszcze bardziej ją mobilizował. Tak samo, wywoływał w niej złość.
Nie mogła zaprzeczyć, była niska. Jak za dziecka, tak też wieku nastoletnim. Była świadoma swojego wzrostu i to jak mało kto. Zwłaszcza, że to właśnie przez niego tak trudno było jej się dostać do głównego składu koszykówki dziewczyn. Od zawsze musiała pracować dwa razy więcej, co tak często ją irytowało.
Aczkolwiek dzięki temu udało jej się wyjść z tego kompleksu i wreszcie to zaakceptować. Ci, którzy wiedzieli ile poświęciła dla tego sportu, szanowali ją, co było miłą odmianą po tych wszystkich zwątpieniach z jakimi się spotkała. Ale nadal byli też tacy, co wciąż nie pojmowali jakim cudem ktoś tak mały mógł grać w ten 'sport dla wysokich osób'.
Mimo to, nie ruszało jej to. Obecnie najczęściej podchodziła do tego z szczerym śmiechem.
– Nadal jesteś niezwykle malutka, haha! – Nie ukrywał swojego rozbawienia tą sytuacją, zwłaszcza przez to, że była praktycznie taka sama jak w ich dzieciństwie.
– Nie śmiej się! – ochrzaniła go, począwszy nieco podskakiwać, by odzyskać własność. – Tylko oddaj piłkę. I to już! – By jeszcze bardziej podsycić swoją powagę i wiarygodność, że nie żartuje, zaczęła ściskać pięść.
Sęk w tym, że w ten sposób wyglądała kilkukrotniej bardziej uroczo niż zazwyczaj w oczach Tetsurou. Nie wiedząc skąd, nagle schował piłkę za swoje plecy i nachylił się, by być na wysokości jej spojrzenia.
Widząc jak jego twarz zbliża się do niej w zaskakująco szybkim tempie, lekko spanikowała i robiąc niewielki krok w tył, pospiesznie się odchyliła. Mimo to, nadal dzieliły ich jedynie niewielkie centymetry.
Wyraźnie dostrzegając swoje odbicie w jego złotych oczach, tak złudzenie podobne do tych od jej maskotki kota od lat spoczywającej na komodzie, niespodziewanie poczuła jak rytm jej serca przyspiesza.
Nie rozumiała z jakiego to powodu, czy strachu, czy szczęścia, ale będąc zahipnotyzowana tym, jak jego tęczówki błyszczą odbijając światło lamp i gwiazd na nocnym już niebie, nie zmieniła pozycji.
– Zgoda – niezręczną ciszę w końcu przerwał Kuroo. – Jednakże... wyłącznie jeżeli mi wybaczysz.
– ...W-Wybaczyć? – zająknęła się nieświadomie, stale będąc oszołomiona tym, jak w bliskiej odległości od siebie byli i jak dokładnie byli wstanie zobaczyć swoje twarze, na których pojawił się niewielki, aczkolwiek niechciany rumieniec.
– Za to, że przez ostatni rok zachowałem się jak totalny dupek i cię olewałem... naprawdę, naprawdę cię przepraszam! – wypowiadając te słowa, cofnął się i zaczął się kłaniać.
✴
Od ostatniego, niespodziewanego spotkania Kuroo i [imię], ich relacja wracała do starych czasów. Im więcej spędzali ze sobą czasu i rozmawiali, tym bardziej się do siebie zbliżali. Można by nawet powiedzieć, że trochę aż za bardzo.
Od ostatnich kilku tygodniu, coraz częściej o sobie myśleli, czasem też śniąc o sobie wzajemnie. Tymczasem, gdy byli tuż obok siebie, często uderzała ich niespodziewana fala ciepła, ich serca przyspieszały swojego bicia, a przy każdy choćby trochę bliższym kontakcie, zaczynali czuć nieznany uścisk w żołądku.
Obydwoje nie byli głupi, dlatego też śladowo zaczęli rozumieć o co tu tak naprawdę chodzi. Mimo tego, z jakiegoś powodu nie próbowali tego powstrzymać. Być może dlatego, że świetnie wiedzieli, że to nic nie da, a jedynie przysporzy im niemiłych rzeczy, jak ból, łzy czy smutek, czego naturalnie nie chcieli. Zarówno dla siebie, jak i dla tej drugiej osoby.
[Nazwisko] również, odruchowo zaczęła się bardziej starać. Jak w wyglądzie zewnętrznym, tak i w kwestii charakteru czy zachowania, jakie przez jej wybuchową naturę bywało utrapieniem, co wiedziała jak nikt inny.
Mimo to, nie przestała być sobą, tak samo jak chłopak. W końcu znali się od dziecka, prawdopodobnie widzieli się już w prawie wszystkich sytuacjach. Wesołych, smutnych, ale także tych niezwykle żenujących.
Tego dnia mieli się spotkać na zwyczajny wypad przyjaciół, jaki ostatnio stał się codziennością. Ale nawet to, nie powstrzymało bohaterki przed ubraniem się w nieco ładniejsze ubrania, spędzenie kilka minut dłużej niż zazwyczaj nad fryzurą i pomalowaniem się delikatnym błyszczykiem, jaki nie wiedzieć czemu ostatnio zakupiła.
Kuroo czekał na nią przed domem, jak zawsze i wyczekiwał na jej przyjście. Niby cierpliwie, aczkolwiek na samą myśl lekko trzęsły się mu ręce, jakie gdy usłyszał dźwięk zamykanych drzwi, szybko schował do kieszeni spodni. Dopiero później uświadamiając sobie, że w ten sposób nie będzie mógł się przywitać z dziewczyną.
Licząc szybko do dziesięciu, ponownie je wyciągnął i skierował wzrok w stronę [imię], jaka już z lekkim uśmiechem na twarzy szła ku niemu. Naturalnie wyglądała pięknie, znaczy, w jego oczach zawsze była piękna, jednakże dopiero wtedy, zdołał to przyznać. Być może z powodu tego, czemu zdecydował się zorganizować to spotkanie?
– Cześć, Kuroo – przywitała się, jako pierwsza [nazwisko] wychodząc zza furtkę i stając tuż obok niego. W żadnym wypadku nie uszło jej uwadze, że on również nieco bardziej postarał się z wyglądem. Przez co automatycznie poczuła wewnątrz siebie już znane ciepło.
– Hej, [imię]... – odparł, nadal nieco zbity z tropu. – Wyglądasz... wyglądasz pięknie – wydukał niepewnie.
– Dziękuję, Kuroo – podziękowała tonem niczym nie różniącym się od normalnego, ale nie mogła zaprzeczyć tak samo znanemu już jej przyspieszonemu biciu serca oraz powstrzymać jeszcze szerszego uśmiechu wpływającego na jej usta. – Ty też... niczego sobie – wypowiedziała to zdanie, lekko go przedrzeźniając. Na szczęście, on się nie obraził, tylko w odpowiedzi również bardziej uniósł kąciki ust do góry.
– Miło to słyszeć – stwierdził wesoło, odruchowo wyciągając się by złapać ją za rękę. Jednak nim to uczynił, uświadamiając sobie, co chciał zrobić, zatrzymał się kilka milimetrów dalej.
Stał, nie wiedząc co zrobić, dopóki [imię] nie zebrała się na odwagę i samą złączyła z nim swoje palce.
– ...Chodźmy już – poleciła, czując jak na jej policzki wpływa niechciany rumieniec, z którym natychmiastowo przegrała walkę.
Nie odpowiadając, lecz ciesząc się, że nie ma nic przeciwko, Tetsurou bardziej wzmocnił ich uścisk i pociągnął w drogę.
✴
Rozmawiając o wszystkim i niczym, śmiejąc się oraz wspominając wszystko, co dotychczas przeżyli Kuroo i [imię], nim się obejrzeli, wspólnie zawędrowali do samego środka miasta. Będąc w zupełności skupieni na sobie, nie zauważali mijanych ludzi oraz dźwięków silników samochodów, rozmów czy też odgłosów natury.
– ...A pamiętasz, jak raz ukradliśmy kota [nazwisko nielubianej sąsiadki, najlepiej starszej] i bawiliśmy się z nim, przyczepiają do jego futra moje spinki? – zaśmiała się bohaterka, przypominając o jednym z ich najlepszych wybryków w dzieciństwie. – Pamiętasz jej minę, kiedy wreszcie jej go oddaliśmy?! Myśleliśmy, że zaraz zemdleje! Hahhaha!
– Hej, dla mnie to nie było takie zabawne! – podkreślił, niby ze pretensją, lecz tak samo jak dziewczyna, był rozbawiony. – Jako że byłem tym starszym, to ja musiałem przepraszać! Przez to zostałem uziemiony na tydzień z zapachem babcinego kocu, gdy musiałem czyścić go z sierści jej kota!
– Hahhaha! – parsknęła jeszcze głośniejszym śmiechem, ocierając łezkę z kącika jej oka. – Naprawdę się cieszę, że tamtego dnia zdecydowałeś się zabrać mi maskotkę. Gdyby nie to nigdy byśmy się nie poznali... Jestem szczęśliwa! – wykrzyknęła szczerze.
Nim Tetsurou zdążył coś odpowiedzieć, niespodziewanie zawiał silny, aczkolwiek ciepły wiatr. Widząc, jak jej źrenice świecą, jej kąciki ust są u góry, a włosy owiewają jej twarz, nie mógł się powstrzymać.
Niezaprzeczalną prawdą było, że nie ważne czy była smutna, czy z jakiegoś powodu wściekła i wyładowywała na nim złości, w jego oczach była i tak cudowna. Jednakże nic nie mogło zastąpić jej wyglądu, gdy czymś się cieszyła. Nie zważając na to czy były to małe rzeczy, czy też większe.
Stając nagle w miejscu i puszczając dłoń dziewczyny, odruchowo tą samą rękę uniósł do góry. Odgarniając kosmyki jej włosów, jakie wpadały na jej usta oraz, jakie uznał za zbędne, nachylił się nad dziewczyną. Po czym, nim ta nawet zdążyła pojąć co właśnie się dzieje, pocałował ją.
– ...Kocham cię – wyznał szeptem, chwilowo się od niej odrywając. Wyłącznie po to, by zaraz ponownie dotknąć jej warg swoimi. – Naprawdę cię kocham... – przerwał znowu, by moment później jeszcze raz powtórzyć poprzednią czynność.
Ale tym razem była różnica, czując jeszcze większe szczęście niż wcześniej, [imię] oddała pocałunek. Zawieszając ramiona na jego szyję, jeszcze bardziej go do siebie przyciągnęła.
Orientując się co się dzieje, ruchy Tetsurou w końcu stały się pewniejsze. Dokładając do tego drugą rękę, pierwszą zjechał do jej szyi i podobnie do bohaterki, tak samo zacieśnił dzielącą ich bliskość.
Chociaż przez pewien czas przez naukę, liczne treningi i pewne problemy rodzinne był zmuszony odstawić ją na dalszy plan, wyłącznie wysyłając jej krótkie wiadomości lub zamieniając jedynie kilka słów, stale o niej myślał, powtarzając sobie, że gdy to minie wszystko jej wynagrodzi. Chociaż nawet to nie pomogło mu pozbyć się poczucia winy.
Dobrze wiedział, że [nazwisko] podczas tego okresu cierpiała. I to nie z innego powodu, jak jego osoby. Znał ją dobrze, więc wiedział, że pod maską, którą codziennie nosiła, kryła się naprawdę dobra i wrażliwa dziewczyna. Nadal nie znosił się za to, że mimo iż tak bardzo tego nie chciał, mógł doprowadzić ją do płaczu.
Stąd też, nim wreszcie się od siebie oderwali, przysiągł sobie w myślach, że już nigdy nie pozwoli, by jeszcze kiedykolwiek było jej przykro. A jeżeli jednak temu nie podoła... zrobi wszystko, by zobaczyć ten uśmiech z dzisiaj.
– ...Ja czuję to samo, Kuroo.
✴
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro