♡.2 | numer telefonu [RONALD KNOX]
i oto jest, jak obiecałam drugą część, publikowana dzień później niż poprzednia.
szczerze. to nie byłam do końca przekonana czy naprawdę mi się to uda. ale jednak jakoś tego dokonałam! chyba po raz pierwszy od dawna udało mi się zwalczyć lenistwo i zmobilizować się do skończenia czegoś w takim czasie, jak powiedziałam XDDD
skończyłam tego shota jakąś godzinę temu, więc jedyne co zrobiłam to mniej więcej przeleciałam wzrokiem po tekście, nie za wiele poprawiając. stąd też bardzo możliwe, że korekta tutaj również może zawodzić. Linkemon, jak coś mogę na ciebie liczyć w tej kwestii?
pierwsza część miała około 2,5k słów, natomiast w tej wyszło mi gdzieś gdzieś 2,8k, w czym wychodzi, że cały shot ma ok. 5,3k słów, za wiele się nie pomyliłam w swoich założeniach XDD
X_Pqia_X, mam nadzieję, że tym razem również nic nie schrzaniłam i wszystko nadal jest jak być powinno.
wydaje mi się, że to tyle, so
miłego czytania, wszystkim!
PS tylko w anime można wyglądać tak hot będąc umazanym krwią, prawda? taka malutka adnotacja do pierwszego jpg w tym shocie XDD
✴
"Witaj, księżniczko.
Zdaję sobie sprawę, że kurier to nie najlepszy sposób na wyrażenie takich rzeczy. Jednak mimo wszystko wydaję mi się, że jest lepszy niż SMS.
Niestety, przez nawał pracy nie mam czasu by się z tobą spotkać, a nie chciałem dłużej z tym czekać. Być może dlatego, że po części obawiam się, że mógłbym zwyczajnie stchórzyć.
Tego razu, gdy nakryłaś mnie z swoją mamą w kawiarni, przyszedłem by wreszcie dać jej w te obiecane kwiaty w podzięce za twój numer. Jednak poza tym pytałem o coś jeszcze.
Wiem, że twoje ulubione kwiaty to [ulubione kwiaty], aczkolwiek tulipany wydały mi się lepsze na tę okazję. Mam tylko nadzieję, że to nie są twoje znienawidzone lub jedne z tych gorszych.
Ale teraz naprawdę do rzeczy. [Imię], znasz może sekretny język kwiatów? Jeżeli tak, to zapewne wiesz, co mam na myśli. Jeżeli jednak jest przeciwne, to chcę byś wiedziała, że tulipany oznaczają wyznanie miłości.
Już rozumiesz? Nie jesteś mi obojętna i bardzo chciałbym by nasza przyjaźń wskoczyła na o wiele wyższy etap.
Będziesz moją dziewczyną, [imię]? Jak wiesz jeszcze nigdy nie złamałem obietnicy i teraz obiecuję ci, że nie pożałujesz swojej decyzji, będę o ciebie dbać jak najlepiej będę w stanie.
Oczywiście, nie każę ci byś podjęła decyzję w trybie natychmiastowym. Oczywiście, masz na nią czas.
W nadziei na pozytywną odpowiedź, Ronald."
Leżąc w łóżku, [imię] w kółko czytała treść listu przyłączonego do kwiatów i przetrawiała jego znaczenie. Tymczasem same tulipany stały w specjalnym miejscu, jakie zawsze było na widoku. Mianowicie zajmowały znaczną większość przestrzeni jej biurka.
To było wtedy, gdy nagle usłyszała skądś pukanie. To powrotu jej mamy było jeszcze trochę czasu, stąd też wręcz niemożliwym było by to była ona. W efekcie czego natychmiastowo zdenerwowana zaczęła rozglądać się po pokoju, w poszukiwaniu jego źródła.
Kiedy dźwięk nie ustępował, odruchowo mocno ściskając w palcach papier, podniosła się z posłania i z jeszcze większą dokładnością powtórzyła poprzednią czynność. Aż wreszcie jej wzrok zatrzymał się na oknie.
Dostrzegając w nim nikogo innego jak Ronalda, miała wrażenie, że jej serce w jednej chwili podskoczyło do gardła. Pytanie tylko, czy to dlatego, iż się lekko wystraszyła, czy też miało to zupełnie inne podłoże?
Szybko odkładając na biurko list, nie odnaleziona w sytuacji, pospiesznie zawędrowała do wcześniej wspomnianego obiektu. Chociaż nie była pewna czy jest gotowa na tę rozmowę, nie chciała by chłopak dłużej stał na zewnątrz. Chociaż mimo zimy, wtedy temperatury były jeszcze do zaakceptowania, dziwnie czułaby się, gdyby rozmawiali przez taką przeszkodę.
– ...C-Co ty t-tu robisz?! – wypowiedziała nieco podniesionym głosem, zaraz po otworzeniu szyby. Chociaż nie planowała ani tego, ani zająknięcia się z powodu buzującym w niej emocji, nie mogła temu zaradzić.
Zważając na to, że już sama myśl o wysłaniu mu prostego, krótkiego SMS'a wywoływała w niej silny wzrost kaskady uczuć, spojrzeniu mu prosto w oczy było, prawie że, niewykonalne.
– Dostałaś mój prezent? – odpowiedział pytaniem na pytanie z lekkim uśmiechem na ustach, opierając się o parapet i zwinnie wchodząc przez okno.
– T-Tak, ale-- – robiąc mu miejsce, nie zdołała dokończyć tezy.
– Przyszedłem po odpowiedź – wtrącił, zeskakując z obiektu, a następnie szybko, jednak szczelnie je zamykając.
– ...ALE, Ż-ŻE J-JUŻ?! – niemalże krzyknęła, będąc wdzięczna, że nikogo poza nimi nie było w domu. Była pewna, że gdyby jej mama była obecna, od razu by przyleciała, by sprawdzić czy nic jej nie jest.
– Mówisz, że te wszystkie godziny to nie był wystarczający czas do namysłu? – zapytał, obracając się w jej stronę. – A tak szczerze, wiem ze minęło niewiele... – Tego razu opadł z pewności i mimowolnie delikatnie spuścił wzrok. – Ale mam strasznie napięty grafik i obawiam się że jeżeli nie przyszedłbym teraz, nie dowiedziałbym się przez następne trzy tygodnie... – brzmiał nieco gorzko. – A naprawdę chciałbym wiedzieć – zakończył, nerwowo drapiąc się po głowie i ponownie podnosząc na nią wzrok. – Jeżeli naprawdę nie wiesz, to powiedz przynajmniej czy mam chociażby szanse – dodał, jakby przeczuwając jej zmieszanie.
– ...Ronald – zaczęła, decydując się wreszcie przestań unikać jego spojrzenia i spojrzeć mu w oczy. Naturalnie z tym ruchem, błyskawicznie poczuła to ciepło w środku, co przy jego osobie czuła od dawna. Aczkolwiek to co czuła kiedyś było w niczym nie porównywalne do tego, co czuła w tej właśnie chwili. Ponadto, dochodziło do tego jeszcze niezwykle szybkie bicie serca. Im dłużej widziała jego oczy i to jak zdawały się błyszczeć, tym coraz bardziej miała wrażenie, że w przeciągu kilku sekund wyskoczy z jej klatki piersiowej. – Ja... zgadzam się.
Jej ton był cichy, jednak na tyle głośny, że Knox zdołał go usłyszeć i to bez większego problemu. Początkowo z lekka nie dowierzał, ale dosłownie po kilku sekundach szeroko się uśmiechnął.
Będąc naprawdę szczęśliwym z jej odpowiedzi, nie za wiele myśląc zmniejszył dzielący ich dystans i od razu wziął ją w swoje ramiona.
– Nawet nie wiesz jak się cieszę – szepnął, mocno ją obejmując i decydując się schować swoją twarz w jej włosach.
Jego zachowanie na tyle zszokowało [imię], że stanęła jak wryta. Dopiero jego roztaczający się ciepły dotyk wokół jej pleców, jego ciepły oddech muskający kawałek jej policzka i jego delikatność z jaką to wykonywał, podziała na nią uspokajająco.
Powoli przyzwyczajając się do tego gestu, zdecydowała się powoli oddać to przytulenie. Kładąc głowę na jedno z jego ramion, ręce oplotła wokół jego szyi.
I dokładnie w tym momencie, Ronald chwilowo cały zesztywniał. Mocno zdenerwowana tym gestem, [nazwisko] natychmiastowo wycofała się z jego uścisku i zrobiła spory krok w tył.
– ...C-Coś nie t-tak? – zapytała, nie rozumiejąc o co chodzi.
– T-To nic! – chociaż starał się wyglądać pewnie, było widać, że jest to tylko przykrywka. – Po p-prostu... – W ostatnim momencie zdecydował się zerkać na zegarek przypięty do jego nadgarstka. – Strasznie już późno, czas na mnie. – Sięgając do klamki na oknie, jednym ruchem je otworzył. – Do zobaczenia!
Nim jednak wyskoczył przez okno, jakby gdyby nic jeszcze raz zbliżył się do dziewczyny, przy tym szybko całując jeden z jej policzków.
Tymczasem [imię] czując nagłe pieczenie na policzkach, zaskoczona złapała się za dokładnie to samo miejsce, gdzie jeszcze przed momentem spoczywały ciepłe usta Knoxa.
– D-Do p-później...?
✴
Był wówczas wczesny wieczór. [Nazwisko] szła przez poboczne uliczki Londynu, wracając z pracy. Zazwyczaj nie decydowała się na tę drogę, bo o tej porze była z lekka niebezpieczna. Jednakże jak wcześniej było całkiem ciepło, teraz było wyjątkowo zimno. Zwyczajnie chciała być jak najwcześniej w domu.
Chociaż starała się stale stąpać po twardym gruncie, przez ostatnie sytuację miała z tym problem. Nie była raczej typem marzycielki, stąd naturalnie była tym faktem podrażniona.
Osoba Ronalda stale zajmowała jej myśli, na każdym kroku utrudniając jej przy tym życie. Ale mimo wszystko, ten sposób utrudnienia był dla niej jakoś dziwnie miły.
A za każdym razem, gdy przypominała sobie jego ramiona wokół niej i jego usta na jej policzku, czuła dokładnie takie same emocje oraz z taką samą siłą, jak podczas tego wydarzenia. Jednak nie tylko.
Od ostatniego spotkania z blondynem minęły około dwa tygodnie. Od tego czasu, jak można się domyślić, kompletnie nie mieli ze sobą kontaktu. Ani on, ani ona nie wysłali sobie chociażby jednego krótkiego SMS'a.
[Imię] nieraz przechodziło to przez myśl, jednak po tym zaraz przypominała sobie, że Knox przed wyjściem mówił jej, że ma dużo pracy. Nie chcąc mu w tym przeszkadzać, za każdym razem rezygnowała z tego pomysłu. Przy tym przypominając sobie także, jak zareagował, gdy oddała uścisk.
Nie była głupia. Widziała, że za tym musiało kryć się coś więcej. I to coś o wiele większego, tylko cóż to mogło być? Czyżby Ronald odkrył...?
Nie. To nie było możliwe. Niby jak? A może jednak..?
– ...Sutcliff-senpai, czy może się pan pospieszyć? – bardzo dobrze znany jej głos niespodziewanie odezwał się tuż przed tym jak miała skręcić.
W ostatnim momencie zatrzymując się, mocno przycisnęła plecy do mijanej wtedy ściany i zaczęła nasłuchiwać:
– ...Naprawdę mam inne zajęcia na głowie, poza tym nie mam ochoty na kolejne nadgodziny – kontynuował, tymczasem bicie serca [nazwisko] z każdym kolejnym słyszanym słowem coraz bardziej przyśpieszało swojego rytmu.
Im dłużej go słyszała, tym coraz wyraźniej wyłącznie jedna osoba zaczęła pojawiać się w jej myślach. Ale co on mógłby tu robić? Do tego w takiej sytuacji...?
– Przestań być tak naburmuszony, Ronaldzie! – następny usłyszany głos, zaniepokoił ją jeszcze bardziej. – Powinieneś bardzie docenić moją sztukę! Do tego--!
Czując silną chęć uprawnienia się czy to naprawdę on, zaciskając pięści zdecydowała się dyskretnie wyjrzeć za róg.
Idąc za intuicją, od razu natknęła się na obraz dwóch sylwetek. Chociaż były osadzone w ciemnościach, oświetlone tylko jedną latarnią, można było dostrzec kilka ich charakterystycznych cech.
Jedna była ubrana w wyrazistą czerwień z długimi włosami opadającymi na jego ramiona, wyraźnie się złoszcząc. Chociaż na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, iż to kobieta, bo dłuższej chwili było widać, iż jest to mężczyzna.
Z drugą natomiast nie było żadnych wątpliwości. Bez wątpienia była to osoba płci męskiej, z jakiegoś powodu wydając się zirytowana. Widząc tak dobrze jej znany czarny garnitur, rozczochrane blond włosy i te grube okulary na nosie, najgorsze obawy [imię] dokładnie się potwierdziły.
Być może cała ta scena nie byłaby taka zła, gdyby nie to, że stał na kosiarce, która od spodu była lekko umazana czerwienią, natomiast tamten jakby gdyby nic wymachiwał jeszcze bardziej brudną piłą mechaniczną.
– ...Ten zapach? – powiedział nagle już bez wątpienia Ronald, jakby znikąd zaniepokojony marszcząc brwi.
– Huh?! – Niezadowolenie z powodu narzekania chłopaka, drugą postać chwilowo wytrąciło z równowagi. – Jaki zap-- OMG, faktycznie! Taki minimalny, dziwy swąd... Coś w rodzaju...
– Cholera – syknęła. Po czym w końcu rozumiejąc o co tu chodziło, pospiesznie się wycofała i rzucając się w drugą stronę, szybko zniknęła między uliczkami. – Niech to szlag!
Co czuła [imię], kiedy wracała do domu? Pośród tych paru minut drogi, czuła jednocześnie żal, złość, smutek i ulgę. Nie dało się określić, która emocja najbardziej tu przeważała. Gdy jedna uspakajała się chociażby odrobinę, kolejna pojawiała się z taką samą siłą jak ta poprzednia i tak w kółko, i w kółko, i w kółko.
Stąd też, kiedy wreszcie przekroczyła próg swojego celu i zaszła do salonu, gdzie na swoim ulubionym fotelu znajdowała się jej rodzicielka w zupełności wyciszona, trzymając w dłoni kubek z kawą oraz czytając jakąś książkę, nie chciała dłużej trwać w niewiedzy.
– ...Mamo, czy demon i shinigami mogą być razem? – zapytała prosto z mostu, zaciskając pięści w obawie o to, jaką może usłyszeć odpowiedź. Jej mama była przy niej zawsze, bez względu na wszystko, nigdy nie oceniając, tylko rozumiejąc dlatego nie wyobrażała sobie iść do kogoś innego z tą sprawą.
– Huh? – Zaprzestając poprzedniej czynności, odłożyła książkę i podniosła wzrok na swoją córkę. – Cóż, ciężko powiedzieć. Shinigami i demony mają w zwyczaju się nienawidzić. Wiesz, demony połykają duszę, jak wiesz... – Wiedząc, że nie jest to dla niej najdelikatniejszy temat, tutaj urwała wypowiedź.
– M-Mów dalej – poleciała krótko [nazwisko], ten jeden raz odpuszczając i czując jeszcze większy strach. – P-Proszę.
– ...Natomiast shinigami je zbierają – kontynuowała, według jej wypowiedzi. – I obydwoje komplikują swoje powinności, ale... – W tym momencie chwilowo urwała, popadając w krótkie zamyślenie. – Gdyby znalazł się taki przypadek, żeby demon i shinigami się zaakceptowali i nie szerzyli między sobą nienawiści, lecz szczerze by coś wobec siebie czuli, to... nie widzę żadnych przeciwwskazań. W końcu obydwoje są nieśmiertelni i nigdy się nie starzeją – dokończyła, wstając z miejsca i kierując się do [imię]. – A skąd to pytanie, kochanie? Czy coś się stało...?
✴
"Ronald, mógłbyś być u mnie za godzinę? Proszę, to pilne." – stale mając tę krótką wiadomość w myślach, [nazwisko] niecierpliwe siedziałam za swoim łóżku. Co chwilę sprawdzając godzinę, wyczekiwała na Knoxa, lub chociażby jakąś jego odpowiedź.
Od czasu, gdy wysłała wcześniej wspomnianego SMS'a, minęła ponad godzina, a po jakimkolwiek znaku życie z strony chłopaka, nadal nie było ani śladu.
Szczerze. Chociaż potwornie stresowała się czekającą na nią rozmową, nawet to było mniejszego od tego, jak wówczas się o niego martwiła. Fakt faktem, nie zawsze odpisywał jej od razu, jednak ciągnęło się to do maximum piętnastu minut. I ten limit już dawno był przekroczony.
Ściskając z całych sił pięści, niemalże prosiła by wszystko było dobrze. Być może z lekka przesadzała, jednak nie mogła temu zaradzić. To wychodziło samo z siebie i nie chciało odejść.
Puk. Puk – słysząc ten już znany dźwięk, głowa [imię] natychmiastowo powędrowała do okna. Jak liczyła, znajdował się tam nikt inny jak Ronald.
Pierwszym co odczuła była ulga, jednak po chwili przerodziła się ona w ścisk w gardle, przypominając sobie dlaczego zdecydowała się go tu sprowadzić.
Przełykając głośno ślinę i biorąc głęboki oddech, szybkim krokiem zawędrowała do wspomnianego już miejsca. Chcąc mieć to już z głowy, od razu je otworzyła i wpuściła chłopaka do środka.
– ...Witaj, [imię] – przywitał się, tak samo jak poprzedniego razu, zeskakując z parapetu na dwie nogi. – Przepraszam za spóźnienie i za brak jakiegokolwiek wcześniejszego kontaktu, ale nie miałem możliwości wcześniej wyrwać się z pracy, mamy teraz---
– Zabawne, że jeszcze nigdy nie opowiedziałeś mi o swojej pracy, prawda? – przerwała mu nieco cierpko, zamykając dokładnie okno.
– Cóż... – Słysząc jej wypowiedź i sposób w jaki ją wypowiedziała, w pierwszej chwili Knoxa się zmieszał. – Nigdy o tym nie myślałem, ale teraz gdy o tym mówisz... nie sądziłem, że to takie istotne, ale jeżeli chcesz, to---
– Daj spokój, Ronald – ponownie wcięła mu się w zdanie, z powrotem odwracając się w jego stronę. – To już nie ma znaczenia... – Wymijając jego osobę, podeszła do biurka, gdzie stał ten sam bukiet tulipanów co wcześniej, z tą różnicą, że do połowy był już uschnięty. – Jesteś shinigami, p-prawda?
Ronald nie wydawał się zbytnio zaskoczony z jej wypowiedzi. Zupełnie jakby już to przeczuwał i spodziewał się, że prędzej czy później padnie to pytanie.
– Czyli to jednak naprawdę byłaś ty... – powiedział, przejeżdżając ręką po włosach, a następnie dołączając do [imię]. – Wczoraj, około godziny siódmej wieczorem, w okolicach [numer] alejki, tak?
– ...W-Wracałam wtedy z p-pracy – odparła, czując jak nerwy ponownie przybierają na sile. – Jak m-mnie poznałeś?
– ...Ty również nie jesteś śmiertelnikiem, prawda? – odpowiedział pytaniem na pytanie, stojąc tuż za nią.
– N-Nie... – Zaciskając na biurko pięść, wahała się z dalszą częścią odpowiedzi. – J-Ja j-jestem.... p-pół-demonem.
W żadnym stopniu nie była dumna z tego kim była. Było wręcz przeciwnie. A to wszystko wyłącznie z winy jej ojca.
Tego demona jej mama spotkała dawno temu. Jak zapewne można się domyślić, spędzali w swoim towarzystwie tyle czasu, że w końcu się w sobie zakochali. A przynajmniej jej rodzicielka w nim...
Będąc w takiej relacji, była to tylko kwestia czasu aż jej mama zaszła z nią w ciążę. I naturalnie, zaraz po tym jak jej ojciec się o tym dowiedział, porzucił je bez słowa.
O jego prawdziwej naturze kobieta dowiedziała się, podczas ich związku, stąd też miała pewne pojęcie o wszystkich istotach nadprzyrodzonych poruszających się wokół. Jednak nie na tyle wielkie, by od razu po spojrzeniu wiedzieć kto kim jest.
– ...Pół? – powtórzył Knox, nie kryjąc zdziwienia. – Więc to dlatego zdołałem wyczuć twój zapach dopiero, gdy... się zbliżyliśmy---
To, że miał z tym problem było w zasadzie normalne. Z racji tego, że nie była pełnoprawnym demonem, czynniki takie jak czynniki... zapach, temperatura ciała czy sam wygląd zewnętrzny nie były tak łatwo zauważalne.
Szczerze. Jedyne co mogło budzić zainteresowanie cywilów, to jej nieśmiertelność, mniejsza podatność na rany oraz szybka regeneracja. Jednak jeżeli się z tym nie szarżowało, jak mieliby to zauważyć?
Nie musiała również połykać dusz. Co prawda mogła, ale nie było to koniecznie. Jednak to właśnie z tego powodu, to stało się jej tematem tabu.
– ...Powiedz tylko – nie mogąc dłużej z tym czekać, po raz kolejny nie pozwoliła mu dokończyć zdania – co z nami, Ronald? – Wyczekując na odpowiedź, zdenerwowana zerknęła na niego kątem oka.
– Coś czuję że wszyscy moi współpracownicy i przełożeni nie byliby z tego zadowoleni, ale... – W przeciwności do dziewczyny, Knox nie odczuwał tak silnych uczuć. – Szczerze, nie dbam o to. Zależy mi na tobie i chcę z tobą być – wyznał w pełni spokojny, posyłając jej szczery uśmiech. – Kocham cię, księżniczko.
Słysząc jego słowa, rozszerzając oczy i czując takie szczęście jak nigdy, obróciła się w jego stronę. Nigdy nie sądziła, że te dwa krótkie słowa mogą tak bardzo unieść człowieka i w jednym momencie tak bardzo zmienić sposób myślenia.
– Ja... – Jeszcze nie do końca odnajdując się w tej sytuacji, początkowo nie wiedziała co powiedzieć. – Ciebie też – dokończyła wreszcie, czując jak z lekka pieką ją policzki. Uśmiechając się zarazem pod nosem, nie chcąc by ujrzał chociażby jedną z tych rzeczy, spuściła głowę.
– ...Więc to jednak prawda, że demony są słabi w wyrażaniu uczuć – odezwał się prowokująco Ronald, podczas gdy ona ciągle trwała w ciszy.
– ...Huh? – Jakby wybudzając się z snu, [nazwisko] ponownie na niego spojrzała. – S-Słucham?! – Wyraźnie słysząc jego uwagę, od razu się zezłościła. – Co chcesz PRZEZ TO---?!
– Po prostu chodź tutaj – tego razu rolę się odwróciły i to on nie pozwolił jej postawić ostatniej kropki w wypowiedzi.
Jak najbardziej usatysfakcjonowany jej reakcją, złapał za jej dłoń i przyciągnął do siebie. Będąc świadomym jak blisko siebie stoją, dołączył drugą rękę i za jej pomocą objął jeden z jej policzków. A następnie nie czekając ani sekundy dłużej, kompletnie usunął dzielący ich dystans i złączył jej usta z swoimi.
Pierwszym bodźcem jaki odczuła [imię] na ten pocałunek, naturalnie był szok. Jednak im dłużej w nim trwała, wszelkie wątpliwości znikały. Coraz bardziej przyzwyczajając się do ich wielkości oraz kształtu, z każdą kolejną chwilą coraz bardziej skupiła się na ich cieple, miękkości i smaku.
Mocno łącząc ich palce w jednej ręce, tę wolną położyła na zewnętrzną stronę tej, która nadal spoczywała na jej twarzy, przy tym w zupełności oddając się tej czynności.
– ...Nie musisz więcej ukrywać tych rumieńców, wyglądasz w nich doprawdy przeuroczo~~
✴
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro