17.3| zdemaskowanie [LAWLIET L]
Znowu wyciągam „stare brudy" i liczę na spełnienie wymagań osoby dającej mi zupełnie wolną rękę.
_Yuzuki_chan_, mam nadzieję, że tym razem również Cię nie zawiodłam.
Swoją drogą, ta część miała być wcześniej. Jednakże nie wiedziałam, że będzie z nią tyle roboty. Zamierzałam jeszcze złożyć Wam życzenia Wielkanocne, ale oczywiście jak zwykle mi się nie udało. Więc napiszę mój standardowy poświąteczny tekst z kilkoma zmianami:
mam nadzieję, że Wasze święta były udane. A odpoczynek wystarczający.
Poza tym, tylko informuje, ale ten shot posiada bite 2000 słów. Podczas poprawek naprawdę zwiększył ilość swojej treści.
Niestety nie było możliwości jego skrócenia, ponieważ w ten sposób straciłby na jakości. A tego, jak każdy autor, naprawdę bym nie chciała.
Nie chciałam również tworzyć kolejnej części, bo kłóciłoby się to z tym, co napisałam w pierwszej.
Miały być trzy, dlatego też są.
✴
Czas mijał nieubłaganie. Znacie to uczucie, kiedy coś czego się boicie przyspiesza swój bieg, zaś gdy na coś niezwykle się wyczekuje, niemożliwe się ciągnie? A im bardziej zagłębiacie się w tą niechęć, ona jeszcze bardziej zwiększa swoje siły?
[Imię] szczerze tego nienawidziła. Może to ze strachu? Lęku? Ekscytacji? Nie wiedziała.
Tego dnia miało się odbyć tak długo wyczekiwane „zdemaskowanie Kiry". Przez ostatnie kilka miesięcy wszyscy z głównego oddziału japońskiej grupy śledczej wkładali w to wielką pracę.
Nikt nawet nie umiał policzyć, ile razy każdy ryzykował swoje życie dla dobra tej sprawy.
Nieraz. Nie dwa. Nie trzy. Nie pięć. Nie siedem.
...Czy było warto? To miało się okazać.
– Lawliet... – zaczęła dziewczyna. Właśnie wraz z L'em siedziała w pokoju ciemnowłosego.
Razem przeglądali raporty o ostatnich atakach Kiry. Ostatnio często zajmowali się tym po godzinach pracy.
Czy miało to swoje plusy? Oczywiście, dzięki temu [imię] mogła spędzić z nim trochę więcej czasu. Jednakże pod pewnymi względami było to uciążliwe.
Nie sypiała jak powinna. Coraz więcej popadała w nałóg picia kawy. A także, można powiedzieć, iż odczuwała ból.
L cały czas ją odtrącał, pomimo tego, że nieraz powtarzał jej, iż nikogo nie darzy takim zaufaniem jak jej osoby. Na dowód tego, pewnego razu, zdradził jej swoje prawdziwe imię.
Bardzo ją to zdziwiło, zarazem silnie złoszcząc. Ochrzaniła go wtedy za głupotę – w końcu ten sekret był tak samo niebezpieczny jak ważny.
Przecież... gdyby była Kirą, byłby już martwy. Nie chciała tego. Sama myśl o tym ją przerażała.
Na wszystkie kary boskie, nie, wszystko tylko nie to. Załamałaby się.
Aczkolwiek pomimo, że zdawała sobie sprawę jak było to egoistyczne, w głębi duszy bardzo ją to cieszyło. On jej ufał – ta myśl dawała jej siłę na następny dzień. Odczuwany ból, łzy, zmęczenie – nagle to wszystko przestawało mieć swoje znaczenie. Liczył się wyłącznie Lawliet.
Od tamtego momentu, mężczyzna pozwolił jej zwracać się do niego w ten sposób. Pod jednym warunkiem. Musieli być sami.
Godziny. Tygodnie. Miesiące. Wszystko mijało, a ona za każdym razem utwierdzała się w przekonaniu, że zaczyna czuć coś więcej... Początkowo nie mogła w to uwierzyć, ale fakt, zakochała się.
Tego dnia chciała wyznać mu swoje uczucia, bo skoro, w drodze wypadku, miał być to ich ewidentny koniec. Dlaczego miałaby umrzeć, trzymając tak ważną rzecz w sobie?
– Ja... – Zawahała się. Do tego momentu była pewna, że da radę. Przecież wszystko wcześniej wymyśliła. A wtedy, gdy przyszło co do czego, po prostu nie potrafiła.
W życiu nie przeszło jej przez myśl, iż wyznanie tych kilku słów będzie stanowić taki kłopot.
– Jakiś problem? – wtrącił Lawliet, dostrzegając kątem oka jak jej ciało się napina. Jak zwykle kucał, zamiast siedzieć i trzymał w ustach palec. Tymczasem w drugiej ręce, miał część raportów w sprawie Kiry.
Kiedyś dziewczyna kompletnie nie rozumiała wytłumaczenia mężczyzny, że kiedy nie siedzi w pozycji embrionalnej, ma czterdziestoprocentowy spadek umiejętności dedukcji. Szczerze mówiąc, uważała to za trochę nie poważne, lecz kiedy uświadomiła sobie, że czuję do niego nie tylko przyjaźń i podziw fana do idola, zaczęła to akceptować. Natomiast z czasem to pokochała. Zupełnie jak każdą jego odmienność.
– Chciałabym porozmawiać... – Z powodu poczucia winy, zaschło jej w gardle. Jako że nie znała go od dziś, wiedziała, że trwając w tej pozycji silnie się zastanawiał, co ona mu przerwała. Nie czuła się z tym dobrze.
– Przecież rozmawiamy – zauważył ciemnowłosy, odwracając od niej wzrok i ponownie skupiając się na papierach.
Zapewne gdyby był to ktoś inny, [imię] poczułaby irytację, jednakże zdawała sobie sprawę z osobowości jaką posiadał. L miał lekką tendencje do zwracania szczególnej uwagi na szczegóły. Jak na to spojrzeć, było to normalne. W pracy detektywa rzeczy, które mogły wydać się nieistotne, mogły mieć największe znaczenie.
– Chciałabym porozmawiać trochę inaczej... – odpowiedziała, czując jeszcze większe obawy. – Ja... – powtórzyła, zaciskając pięści. – Chodzi o nas.
Słysząc jej słowa, Lawliet zesztywniał i mocno ścisnął dokumenty. Pomimo, że największą uwagę przykuwał do faktów i nauki, rozumiał uczucia innych. Sam również je posiadał... Między innymi, właśnie dlatego też zareagował tak, a nie inaczej. Obawiał się, że może mu się coś stać, wskutek czego [imię] będzie cierpieć. Spotka ją to samo co go, gdy rolę się odwrócą i potwierdzi się najgorszy scenariusz. Dlatego też, pomimo iż stanowiło to dla niego trud, chcąc ją chronić, zdecydował się trzymać ją na dystans.
– Nie wiem, jak to powiedzieć... Postaram się zacząć od początku... wiesz, że od dawna ja bardzo... – Dziewczyna zamknęła się. Nie potrafiła dokończyć tego zdania. Wyznanie mężczyźnie, że był jej idolem, było dla niej zbytnio krępujące. Na samą myśl, gorąc zawstydzenia ogarnął całe jej ciało. Musiała przekazać mu to w inny sposób. – Znaczy ja... My... Znamy się już jakiś czas... pozwalasz mi zwracać się do ciebie twoim prawdziwym imieniem... i ja... – Mając dość robienia z siebie kretynki, spojrzała na jego twarz. Przemyślawszy to jeszcze raz, przymknęła powieki. Po czym biorąc się wreszcie w garść, złapała jego rękę. – Lawilet. Po prostu ja cię...
Nim zdążyła dokończyć, wyrwał dłoń, a następnie odrzucając raporty na stół, pośpiesznie wstał z kanapy.
– Ja.... Muszę iść, wybacz – przeprosił, szybko udając się w stronę wyjścia. Pozostawiając [imię] w szoku, wkrótce wyszedł z pomieszczenia.
Tymczasem ona popadła w rozmyślenia. Zachowanie ciemnowłosego nie było ani przyznaniem się do uczuć, ani odrzuceniem jej. Raczej był to sygnał mówiący, że potrzebuje czasu. Co prawda było to nieco dziwne, ponieważ tak naprawdę jeszcze nic mu nie wyznała. Aczkolwiek problem tkwił w tym, że później mogło być już za późno...
Właśnie to sprawiło, że ostatecznie chwilę odczekała, a później wyciągnęła długopis i sięgając po skrawek kartki, napisała na nim kilka pojedynczych słów.
Zwinęła papierek, po czym wsadziła go do kieszeni. Ruszając z miejsca, opuściła pokój.
✴✴✴
[Imię] nie miała pojęcia, gdzie mogłaby znaleźć L'a. Dlatego też krążyła po korytarzach, szukając tego jedynego. Była tak zabiegana, że nie dostrzegła kiedy ktoś stanął jej na drodze. Wskutek czego upadłaby na ziemię, gdyby nie została gwałtownie złapana za nadgarstki.
– Wybacz... – zaczęła, podnosząc wzrok. Zamierzała podziękować, jednak zrezygnowała z tego pomysłu, widząc osobę, która jej pomogła.
Był to nie kto inny, jak Light Yagami. Jak zawsze wyglądał nienagannie i świetnie się prezentował, patrząc prosto w jej błyszczące oczy.
Będąc z nim sam na sam, dziewczyna uświadomiła sobie, że wprowadzanie go do śledztwa, było jeszcze gorszym pomysłem niż myślała na początku. Jednakże nie zamierzała kłócić się z Lawlietem.
– Dokąd tak pędzisz, [imię]? – zadał pytanie, siląc się na spokojny ton.
Tak bardzo jej nie znosił, pomimo że już dawno stwierdził, iż nie stanowi dla niego kłopotu, sprawiała tyle problemów.
Najbardziej nienawidził jej za to, że gdyby nie ona jego odwieczny wróg byłby już martwy. Nie mógł go zabić, bo wiedział, że będzie trudno wywinąć się z podejrzeń. Przez tą idiotkę i część jej dowodów był obserwowany dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Jednakże był pewny, że jej głupota nie może zaszkodzić mu bardziej. [Imię] zwracała uwagę na konkrety, ale do szczegółów nie miała głowy. Od tego był L, ale Light nie zdawał sobie sprawy z systemu ich pracy.
Podczas ich rozmów wszystkie pluskwy, kamery i tak dalej były odłączane. Wszystkie ich decyzję zostawały wyłącznie w ich głowie, przynajmniej tak mu się wydawało.
Rozważał decyzję oskarżenia ich o bycie Kirą, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Był świadom, że były dowody, które kompletnie obaliłyby jego tezę. Natomiast sam on przykułby jeszcze większe podejrzenia do siebie.
Krótko mówiąc, był w sytuacji bez wyjścia.
– Muszę coś zrobić – odpowiedziała. – Do zobaczenia...
Nim zdążyła dokończyć, Yagami zwiększył siłę uścisku i przycisnął do ściany dziewczynę. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że coś się święci i bardzo chciał wiedzieć co to.
– Mam dość twoich cholernych gierek – warknął pełen złości. Nienawidził być lekceważony. – Mów o co chodzi!
– Puść mnie! – syknęła, próbując się wyrwać. Nigdy tak się nie bała.
Od zawsze wiedziała, że z Lightem jest coś nie tak, ale nie zdawała sobie sprawy, że aż tak.
– Odpowiedz! – Nie pozwolił jej uciec.
– Zostaw ją – niespodziewanie odezwał się głos za nią.
Zdziwiona [imię] spojrzała za plecy brązowowłosego. Kilka metrów za nimi stał L z niewzruszoną miną, trzymając dłonie w kieszeniach spodni.
– Czego nie zrozumiałeś? – zapytał, kiedy Light nadal trzymał dziewczynę. – Zrób to.
– Spokojnie – zareagował, z powrotem skupiając się na [imię].
Czując jak ściskająca ją siła słabnie, dziewczyna wykorzystała sytuacje i lekko popychając go, błyskawicznie od niego uciekła. Następnie zauważając, że jej nadgarstki są zaczerwienione, zaczęła je rozmasowywać.
– ...Tylko rozmawialiśmy – dodał miło Yagami, posyłając w ich stronę sztuczny uśmiech.
Opuszczając korytarz, próbował uspokoić nerwy. Jednakże zachowanie [imię] naprawdę wytrąciło go z równowagi, wskutek czego ledwo się opanował.
Wewnątrz niego aż się gotowało. Poniósł klęskę, nigdy tak bardzo się nie wściekł.
– Chyba nic ci nie jest. – Zauważając jak znika za zakrętem, L spojrzał łagodnie na zszokowaną dziewczynę.
– N-Nie, ale... – W momencie, w którym zerknęła w jego stronę, dostrzegła, że odchodzi.
Szybko zaczęła go gonić.
– Ryuuzaki! – zawołała, kładąc mu dłoń na ramieniu. Wiedziała, że poza pokojem najlepiej używać pseudonimu. W każdej chwili mogła przyjść jakaś nieoczekiwana osoba i kompletnie pokrzyżować ich plany.
Mężczyzna pod wpływem jej dotyku od razu się zatrzymał i odwrócił w jej stronę.
– Chcę, żebyś to wziął – rzekła, wyjmując kartkę. – Jeżeli to będzie mój koniec...
– Nie umrzesz.
– Nigdy nie wiad...
– Nie umrzesz – powtórzył stanowczo, patrząc prosto w jej oczy. – Nie pozwolę na to.
Słysząc jego wypowiedź, delikatnie uśmiechnęła się.
– ...I tak to weź. – Wyciągnęła jedną z jego rąk i wcisnęła mu w nią papierek. – Tylko proszę. Nie otwieraj tego. Nie, dopóki nie wykonany naszego planu. Czy... ty mógłbyś mi to obiecać?
L chwilę milczał.
– Ja... Obiecuję. – Przyjął kartkę, po czym ponownie wsadzając ręce do kieszeni, schował także ją. – Tak jak ty mi obiecałaś.
Ucieszyła się. Przysięga, o której wspomniał nie było niczym innym, niż sekretem dotyczącym jego prawdziwych danych osobowych. Dzięki temu była pewna, że nie ważne co się stanie, nie złamie obietnicy.
– Dziękuję ci.
Nie chciała się żegnać, więc po prostu wróciła do środka. Miała nadzieję, że to jednak nie będzie koniec.
– ...Zlekceważyłeś mnie, Lightcie Yagami – zaczęła [imię], stojąc nad rannym Lightem. Leżał na podłodze, z kulką w dłoni.
Został postrzelony w taki sposób, aby nie mógł nic napisać w pamiętniku śmierci. Oczywiście, nie miał go przy sobie, jednakże po nim można było się wszystkiego spodziewać – nigdy nie należy lekceważyć przeciwnika.
...Ale także w taki, aby przeżył i dożył sprawiedliwego procesu.
– To był twój największy błąd.
Pomimo wszelkich obaw, wszystko się udało. Zgodnie z podejrzeniami L'a, Light dał się podpuścić i sam przyznał się do bycia Kirą.
Plan w większości polegał na zadawaniu podchwytliwych pytań. Yagami się zdradził, ze względu na swoją pychę. Przez jego pewność, wszystko wyszło na jaw.
Poza tym gniew sprzed kilku godzin również robił swoje. Zazwyczaj, gdy się wściekamy, nie panujemy nad swoimi czynami i słowami.
– ...Teraz to twój koniec, Kira – dodała, odchodząc na swoje miejsce.
– ZABIJE WAS WSZYSTKICH! – wrzasnął niespodziewanie Light.
– ZEGAREK! – krzyknął Matsuda.
Usłyszała huk. Dźwięk wystrzelonej kuli. Zdezorientowana obróciła się.
Yagami upadł na podłogę. Z okropnej rany na klatce piersiowej, sączyła mu się krew.
Wokół swojej dłoni poczuła czyjś dotyk. Nie wiedząc co się dzieje, spojrzała za siebie.
Lawliet złapał ją za rękę. Podczas, gdy ona próbowała zrozumieć dlaczego, przyciągnął ją do siebie. Widząc jej zdezorientowanie, mocno objął jej ciało ramionami.
– L... – Otworzyła usta, czując przyjemny gorąc osaczający jej ciało.
Mężczyzna położył dłoń na jej szyi, przerywając w ten sposób jej wypowiedź. Następnie zmuszając ją do spojrzenia w jego oczy, swoimi wargami dotknął jej ust.
Oczy [imię] rozszerzyły się z szoku. Jej policzki zaczerwieniły się, gdy zrozumiała, co się dzieje.
To nie tak, że jeszcze nigdy nie przeżyła pocałunku. Po prostu w życiu nie pomyślała, że ciemnowłosy zdecyduje się na taki ruch.
Pomimo, że pieczenie nadal jej towarzyszyło, ostatecznie przymknęła powieki i też oddała się tej czynności.
Wkrótce Lawliet oddalił się od niej. Nim zdążyła z powrotem rozchylić rzęsy, nachylił się nad jej uchem.
Ponownie ją przytulając, ukrył część twarzy za jej włosami.
– Kocham cię – wyszeptał.
Tęczówki dziewczyny zaszkliły się z szczęścia, słysząc to wyznanie. Ciesząc się, że kartka z tymi samymi słowami napisanymi jej pismem, ciągle leży gdzieś w głębi jego kieszeni, przyłożyła czoło do jego klatki piersiowej.
– ...Także cię kocham.
L wypuścił z dłoni pistolet, który z odgłosem upadł na podłogę.
Ostatni ruch należał do niego.
✴
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro