Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

16| biurko [RONALD KNOX]

Charaktery: Ronald Knox x Reader
Anime: Kuroshitsuji
Pierwowzór: manga
Autor postaci: Yana Toboso

Zamówienie dla X_Pqia_X oraz Jamatano.  

Pamiętam, że wspominałam Wam o schowku, jednakże podczas pisania pewne sprawy uległy zmianie. Po prostu przeniosłam zaplanowaną tam scenę do innego miejsca.  Sądzę, że jednak nie ma to większego znaczenia. 

Poza tym. Przyznam, że odrobinę zmieniłam wymagania, ale chciałam, aby wyszło jak najlepiej. Tylko dlaczego mam wrażenie, że zepsułam charakter Ronalda?

Ecchi. Tak trochę.

TEKST PRZESZEDŁ PEWNĄ KOREKTĘ~!


    [Imię] od jakiegoś czasu była nową sekretarką w bibliotece shinigami. Zawsze przychodziła na czas i dobrze wykonywała swoją pracę, ale od jakiegoś czasu stanowiło to kłopot.
   Mianowicie,  Ronald Knox był jej problemem – w każdej wolnej chwili przychodząc do niej i jej przeszkadzając. 
   Choć faktem było, że jej podświadomość radował fakt, iż w końcu ktoś w jej życiu zwrócił na nią uwagę... Nie dało się ukryć, że jego wizyty za każdym razem mocno opóźniały jej progres. I jakby tego było mało, tego dnia musiało stać się jeszcze coś.

     Zaczęło się od tego, że blondyn w czarnych okularach na nosie, jak zawsze w garniturze, wszedł do jej miejsca pracy i od razu podszedł do jej biurka: – Witam, jak panience mija dzień? 

   – ...Ile razy mam powtarzać, żebyś przestał mnie tak nazywać? – Błyskawicznie czując jak jej serce znowu przyspiesza na same jego towarzystwo, ścisnęła mocno długopis. – To denerwujące!
    – Denerwujące jest to, że ciągle siedzisz z nosem w papierach! – wypowiadając te słowa, zmusił dziewczynę do podniesienia wzroku. – Powiedz, jak wiele pracy masz tym razem?
    Unikając jego spojrzenia, przewróciła oczy na stos kartek leżących obok niej. Na sam tego widok poczuła zawrót w głowie. Aczkolwiek nie mogła dać mu tej satysfakcji.
   – Tylko trochę – dokończyła ostatecznie, mijając się z prawdą.
   Shinigami zacisnął pięści, zdając sobie sprawę, że tym razem także nie ma szans by mieć z nią trochę czasu sam na sam... Jednakże ostatecznie wpadł na pewien pomył i ówcześnie cicho wzdychając, zrobił kilka kroków oraz stanął tuż za nią. Po czym nie zważając na jej zakłopotanie, nachylił się nad nią i kładąc dłonie na meblu, sprawił, że dotykał klatką piersiową jej ciepłych pleców.

    – ...Skoro tak się sprawy mają to, co powiesz na to bym trochę ci pomógł? – Kiedy zawadiacko się uśmiechnął, ta automatycznie poczuła jego oddech w pobliżu swojego ucha. Przez chwilę głos stanął jej w gardle, co oczywiście nie uszło jego uwadze. Jednakże jakby gdyby nic, sięgnął po pierwszy z lepszych arkuszy i zaczął je na spokojnie porządkować.

    [Imię] nie wiedząc co robić, również dołączyła do tej czynności. I w ten sposób czas zaczął powoli mijać... a słońce zaczynało chylić się ku zachodowi. Podczas gdy Knox wyraźnie cieszył się ich pozycją, ta czuła się naprawdę spięta. A cisza jaka im towarzyszyła... jedynie jeszcze bardziej stresowała [nazwisko].
    – ...To jak wyniki? – wypowiedziała, licząc na to, iż rozmowa pozwoli jej choć trochę uspokoić jej skołatane serce oraz niespokojne myśli.  Był to jednak jej pierwszy błąd... A przynajmniej tak może wydawać się na pozór.

  Wykorzystując sytuacje, że w końcu zwróciła na niego uwagę, Ronald odłożył kolejny papier na kupkę. Po czym odrobinę się podniósł i niby przypadkiem dotknął ręką jej odkryty kark... W związku z tym, że jak zawsze w pracy młoda dorosła  miała włosy spięte w wysokiego koka, na skutek kontaktu z jego odzianą w rękawiczkę dłonią, przeszedł przez nią dreszcz.
   – ...Co dokładnie masz na myśli? – wypowiedział cicho lekko zachrypniętym głosem,  nie za szybko, ale sprawnie zaczynając ją spychać do granicy jej wytrzymałości. I choć już wtedy miała problem by mu się oprzeć, po raz ostatni spróbowała odegrać niewzruszoną. 
   – Ależ oczywiście chodzi mi o osądy  – wypowiedziała, po ostatniej sylabie zaciskając usta w wąską linie. Tą taktyką chciała zapobiec ewentualnemu jękowi,  kiedy blondyn zaczął zjeżdżać palcami wzdłuż jej kręgosłupa.  – A co by i-innego...?
    Gorąc automatycznie ogarnął jej ciało, gdy shingami zatrzymał się na jej kości ogonowej i zaraz zajął się wyciąganiem jej bluzki spod spódniczki. Uczucie jego dotyku na jej nagich krzyżach było tym, co ostatecznie zmusiło ją do działania:   – W-Wystarczy tego!  – krzyknęła, gwałtownie zrywając się z miejsca.

    Nie przemyślała jednak dwóch ważnych rzeczy... jak obcisły był jej strój oraz  jak blisko siebie się znajdowali. W efekcie czego niezamierzenie pociągnęła go ze sobą. Wówczas za sprawą jego ciężaru, oparła się o biurko, przy tym sprawiając, że wszystko co dotąd razem przejrzeli, spadło na podłogę.
    I tak narodziła się jedna z najmniej morlanych rzeczy,  jakie kiedykolwiek tej dwójce zdarzyło się zrobić...

     Podczas, gdy on nadal miał dłoń pod jej bluzką, tymczasem drugą podpierał się o mebel, ona uporczywie trzymała się zaokrągleń drewna wokół. Początkowo nie wiedziała co się dzieje, jedyne co ją interesowało były jego usta nieopodal jej. To było nie do pomyślenia, jak bardzo chciała poczuć ich smak... sprawdzić, jak będą do siebie pasować
    Zupełnie jakby czytając w jej myślach, Ronald namiętnie ją pocałował. Złączył ich wargi, nie próbując nawet opanować swojej eksytacji. Natomiast ona, w pełni olewając odradzający jej tego umysł, błyskawicznie dołączyła do tej czynności. W tamtej chwili nie miała już żadnego problemu z jego dotykiem, wręcz się go domagała.
   Siadając na meblu, przełożyła ręce na jego szyję i przyciągnęła do siebie jeszcze bardziej. Blondyn naturalnie nie pozostał jej dłużny... obie dłonie dał na jej biodra, nawet na sekundę nie przerywając. I tak oto, nie zwracając na nic uwagi, razem wylądowali na biurku tak blisko siebie jak nigdy dotąd.
   – ...Co z papierami? 
    – Nie obchodzą mnie.
     Ich gorące oddechy się mieszały. Shinigami ściągnął jej spinkę, w odpowiedzi rozpuszając jej koka i zmuszając jej włosy do opadnięcia... tymczasem młoda dorosła okupywała guziki jego koszuli, z każdym kolejnym stając się coraz bardziej niecierpliwa.
     Tak samo powoli dosiegając swojego limitu, Knox dobrał się do jej spódniczki i pospiesznie zaczął ją podwijać. Wówczas jej dłonie znalazły się na jego klatke piersiowe, a jej palce na ślepo zaczęły odwiązywać jego krawat.
   W jej krtani powstał odgłos... kiedy ten podniósł ją lekko, chcąc usadzić jej osobę w wygodniejszej pozycji.  A jego usta wraz z językiem znalazły się na jej szyi...
    To było wtedy, gdy za sobą usłyszeli czyjeś głośne odchrząknięcie: – ...EKHEM!

    Gorączkowo od siebie odskakując, spojrzeli w stronę jego źródła i obydwoje w jednej chwili poczuli chęć zapadnięcia się pod ziemię. W drzwiach gabinetu stał ich przełożony... nikt inny jak William T. Spears, zażenowany jak cholera. 
   – M-My...!  
   – Ja i [imię] tylko...!
  Desperacko szukając wymówek, pośpiesznie zaczęli doprowadzać się do porządku. 
   – ...NIE CHCĘ WIEDZIEĆ! – podnosząc ton, szybko poprawił okulary. Naprawdę przez wszystkie lata swojej pracy jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś takim. – Po prostu... wracajcie do pracy. Osobno!

 ✴

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro