czwarty łyk
12:03.
Nie mogę spać.
Wskazówki zegara wloką się niemiłosiernie, a ja czuję oddech ciemności na moim karku. Nienawidzę ciemności. Przeraża mnie. Tak samo, jak ta zgniła kanapka pod łóżkiem Petera, która ewoluowała w coś więcej niż drugie śniadanie. Merlinie, dobrze, że moje dormitorium jest oddalone od waszego, bo przysięgam, że przeterminowane jedzenie śniłoby mi się po nocach.
Ostatnio coraz bardziej się boję, co chyba jest skutkiem tych wszystkich ataków. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić momentu, w którym zabraknie kogoś mi bliskiego. W którym zabraknie mi ciebie James. Czuję się trochę skołowana przez to wszystko, ale w końcu mogło być gorzej. Cieszmy cię z tego, co mamy, bo z końcem roku, całe to szczęście i niewinność znikną, a my poznamy dorosły świat.
Nie chcę iść naprzód. Dziękuję. Postoję sobie.
Myślisz, że uda nam się to przeżyć?
Chyba ciąży na nas jakaś klątwa Jim. Na nas wszystkich. Trochę to smutne.
Życie.
Idę obudzić Marlenę, pogadam z nią i może łatwiej mi będzie zasnąć. Ty pewnie już dawno śpisz. Nie masz problemów z zasypianiem. Życzę ci więc kolorowych snów, żadnych koszmarów i wygodnego łóżka.
Dobranoc.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro