czternasty łyk
2.24 p.m.
Okej. Dam radę, dam radę. Zrobię to. Jesteś przygotowany?
2.57 p.m.
Kurwa, no.
Ta ruda siksa się przypałętała i nie chce odejść.
Chyba mi nie powiesz, że znowu z nią kręcisz?
Nie teraz, nie kiedy się w sobie zebrałam.
Zrób rzesz coś.
Odgoń, krzyknij „a sio" czy coś.
3.43 p.m.
Poszła, nareszcie.
Mogę iść.
Bądź naturalna, Ali.
Nie no, następna przylazła.
Dobra, odechciało mi się tego całego wyznawania, idę coś zjeść.
10.03 p.m.
Jestem gotowa. Na wszystko. Lekko wstawiona, najedzona, wyspana i po wypaleniu paczki fajek.
Dajesz, Al, dajesz.
O, jesteś. Sam. Uf, nareszcie.
Podchodzę.
Godryku, ale masz uśmiech.
I te twoje zajebiste oczy.
Kurde, Ali, skup się.
„Chyba cię kocham".
Ja serio to powiedziałam?
Okurde.
0.01 a.m.
Udało się!
I nie poszło tak tragicznie.
Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że czujesz to samo. Nigdy, przenigdy się tak nie uśmiechałam.
Jestem szczęśliwa, autentycznie szczęśliwa.
Mogę umierać!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro