~One shot~
- Dlaczego?! - przepełniony żalem i goryczą krzyk poniósł się echem po szkolnym korytarzu.
Odwróciła się, a jej kasztanowe włosy zafalowały. Potrząsnęła głową, patrząc ironicznie na krzyczącą. Posłała jej uśmiech, piękny i paskudny zarazem.
- Dlaczego? Przecież dobrze wiesz, kochana - powiedziała słodkim do bólu głosem. - Jesteś lesbą. Jak sądzisz, czy ktokolwiek będzie chciał się z tobą zadawać? Pieprzony homosiu.
- Przestań! - krzyki i łamiący się głos jednej z dziewczyn przyciągały uwagę przechodzących korytarzem. - Ja... Zaufałam ci!
- Jesteś lesbą, miziasz się z laskami. To obrzydliwe! Nigdy więcej do mnie nie podchodź. Nie waż się do mnie zbliżać.
Jasnowłosa stała jak wryta, a po policzku potoczyły się łzy.
- Meg... Przestań...
- Zoe, ogarnij się. Nie sądzisz chyba, że po tym dalej będziemy się przyjaźnić, hm? - po tych słowach ciemnowłosa zarzuciła włosami i odeszła.
Zoe jeszcze przez chwilę stała w miejscu, jednak otrząsnęła się po chwili. Odbiegła w przeciwną stronę, gnana szyderczym śmiechem. Po chwili zadzwonił dzwonek, więc uczniowie zaczęli rozchodzić się do klas. Dlaczego pożyczyła Megan swój telefon? Jak głupia wierzyła, że nic się nie stanie, że tamta zaraz odda jej sprzęt. Jednak... Przeceniła uczciwość swojej przyjaciółki. Opuściła ją na chwilę, a gdy wróciła, po minie tamtej wywnioskowała, że coś jest nie tak. Meg z grobową miną pokazała jej wyświetlacz. Zoe zmroziło. To były wiadomości. Od jej dziewczyny. Cóż, od niedawna byłej dziewczyny... Zerwała z nią, kilka dni temu. Victorie nie podała przyczyn, po prostu stwierdziła, że musi zakończyć znajomość. W tamtej chwili Zoe nie sądziła, że sytuacja może być gorsza...
Miała dość. Nie była w stanie wrócić na lekcje, więc po prostu biegła przed siebie. Wpadła do łazienki. Szczęśliwie nie było w niej nikogo. Zrzuciła torbę z ramion, kopiąc ją w bezsilnej rozpaczy. Po podłodze potoczyła się zawartość otwartego piórnika, który wysunął się z niej wraz z książkami. Załamana zaczęła zbierać ołówki i długopisy. Wtem, jej palce natrafiły na gładki, zimny kształt. Cyrkiel. Usiadła na zimnych kafelkach z szybko bijącym sercem. Podwinęła rękaw bluzy i drżącą ręką przyłożyła narzędzie do skóry przedramienia. Przycisnęła. Sycząc cicho z bólu, powoli przejechała ostrzem po skórze. Złapała się ne tym, że wstrzymała oddech. Wzięła głęboki wdech. I jeszcze jeden. I kolejny. Szkarłatna ciecz powoli spływała w dół ręki, przez nadgarstek aż do czubków palców. Siedziała tak w milczeniu, oddychając spokojnie. Otrząsnęła się. Zapragnęła nagle jak najszybciej wyjść ze szkoły. Uciec z tego miejsca, pełnego znienawidzonych ludzi. Pozbierała swoje rzeczy i podeszła do umywalki, oczyścić rękę. Odkręciła kran i popatrzyła w lustro. Z przybrudzonej, szklanej tafli spoglądała na nią zmęczona, szesnastoletnia dziewczyna. Długie, jasne włosy zwisały po obu stronach jej twarzy niczym sople, a cienie pod oczami brutalnie odcinały się na tle bladej skóry. Westchnęła niemal niesłyszalnie. Oczyściwszy dokładnie zarówno rękę jak i cyrkiel oraz schowawszy to drugie do torby, obwiązała wciąż krwawiącą rękę bandaną, znalezioną w kieszeni. Zamknęła dopływ wody i wyszła z łazienki. Przyspieszyła kroku, starając się wyglądać naturalnie. Gniewnym ruchem wcisnęła do uszu słuchawki i wyjęła telefon, szukając najgłośniejszej i najbardziej rytmicznej piosenki, spośród pobranych. Niestety nie było jej dane dokończyć, gdyż jej spokój po raz kolejny został zakłócony. Nagle, ktoś wpadł na nią z impetem.
- Uważaj jak łazisz! - do uszu Zoe dobiegł wesoły, lecz lekko karcący głos.
- Sorry - nie była w nastroju na kłótnie i nie podnosząc wzroku wykonała nagły zwrot, chcąc wyminąć osobę, z którą się zderzyła.
Przeceniła jednak swój organizm. Zmęczona ciągłym stresem i słabością, spotęgowaną zwłaszcza niedawną utratą krwi, zachwiała się i byłaby upadła, gdyby jej niedoszła rozmówczyni nie przytrzymała jej delikatnie w talii.
- Co jest? Dobrze się czujesz? - ton głosu momentalnie przybrał inną barwę, brzmiała jakby martwiła się o szesnastolatkę.
Zoe odsunęła się szybko, przy okazji zauważając jak wygląda osoba, która uratowała ją przed niechybnym spotkaniem z podłogą. Przed sobą miała nieco wyższą od siebie dziewczynę o półdługich purpurowych włosach i orzechowych oczach, które wpatrywały się w nią ze zmartwieniem.
- Tak... - stwierdziła cicho, odruchowo chowając ręce do kieszeni, lecz tamta była szybsza. Chwyciła zdecydowanie za nadgarstek dziewczyny. Krew zdążyła już poplamić bluzę, co najwyraźniej nie uszło uwadze tamtej.
- Chodź - stwierdziła krótko, ciągnąc zdezorientowaną Zoe pod ścianę i sadzając ją na ławce.
- Co tak patrzysz? Podwijaj rękaw, zanim się tu wykrwawisz - fioletowowłosa, ku niemałemu zdumieniu dziewczyny, wyjęła z torby bandaż oraz płyn odkażający.
Nie mając pojecia jak powinna zareagować, po prostu posłusznie podciągnęła rękaw, oraz odwinęła wilgotną od krwi bandanę, a tamta bez zbędnych tłumaczeń zaczęła oczyszczać ranę. Przyglądając się sprawnym ruchom dłoni swojej rozmówczyni, postanowiła zadać pytanie, siląc się na sarkazm.
- Zawsze nosisz takie rzeczy do szkoły? Rękawice narciarskie też masz?
- Nie, akurat zostały pod kompaktową ostrzałką do łyżew. A co do tego... Powiedzmy, że mam pewne doświadczenie w tych kwestiach - odparła spokojnie, nie przerywając swoich działań.
- A można prosić trochę dokładniej?
- Można - chwyciła za brzeg spódniczki, minimalnie odsłaniając szerokie blizny, które, niczym wyblakłe od słońca węże, otaczały jej uda. Jednak, ku zaskoczeniu Zoe, tamta uśmiechnęła się lekko. - Dawno i nieprawda. Nie przejmuj się tym.
Ta dziewczyna coraz bardziej ją zaskakiwała. Nawet nie spostrzegła, gdy tamta skończyła wiązać bandaż.
- Dzięki.
- Nie ma sprawy, nie musisz aż tak wylewnie dziękować - zaśmiała się wesoło. - Plus na przyszłość odradzam takie praktyki. Wiesz, że można się od tego uzależnić?
Zoe otworzyła usta, lecz nie wydostał się z nich żaden dźwięk. W milczeniu przyglądała się swojej dziwnej wybawicielce, pakującej właśnie swoje rzeczy do torby. Z zaskoczeniem zauważyła, że jest ona całkiem ładna. Nawet... Nawet bardzo. Widząc, że zbiera się do odejścia, zebrała się na odwagę.
- Poczekaj! Jestem Zoe, a ty?
Orzechowooka znów się uśmiechnęła. Zoe opuściła wzrok, lekko zawstydzona. Wtem do jej uszu dobiegł rozbawiony głos.
- Ava. Ava Jansson. Do zobaczenia Zoe - posłała jej jeszcze jeden uśmiech, po czym pobiegła korytarzem, a odgłos kroków powoli cichł w oddali. Po chwili na korytarzu pozostała jedynie cisza. Gdyby nie czysty bandaż na jej ręce mogłaby przysiąc, że nikogo tu nie było. Zerknęła na zegarek i uświadomiła sobie, że za kilka minut skończy się lekcja, a korytarze wypełnią się uczniami, z pewnością niezbyt pozytywnie nastawionymi do niej. Wstała z ławki i wciąż nieco chwiejnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Kończyła się właśnie ostatnia lekcja, więc nie powinna mieć problemów z ucieczką. Udało się. Późnowiosenne powietrze delikatnie rozdmuchiwało jej włosy. Ruszyła w kierunku domu. Zdawało się jej, że wśród przechodniów dostrzegła purpurową czuprynę, lecz mogło być to jedynie przywidzenie...
Wróciła do domu i rzuciła się na łóżko. Usilnie próbowała nie myśleć o niczym i po prostu zasnąć, lecz nie potrafiła. Wiedziała, że za sprawą Megan jutro cała szkoła będzie wiedziała kim jest, jednak nie był to jedyny problem trapiący Zoe. Nieważne jak by się starała, nie potrafiła wyrzucić z głowy obrazu pewnych wesołych, orzechowych oczu... W końcu, zmęczona całym dniem, zasnęła.
Późno w nocy obudził ją dźwięk powiadomienia. Sięgnęła po telefon. Druga w nocy. Westchnęła z irytacją. Kto normalny pisze o tej porze? Jednak jej serce momentalnie przyspieszyło, gdy tylko zobaczyła nadawcę wiadomości.
Ava Jansson: Hej piękna <3. Nie tnij się więcej. Proszę.
Jej palce drżały, gdy odpisywała na wiadomość. Ava odpisywała na kolejne wiadomości chwilę po ich wysłaniu. Mijały kolejne minuty, a Zoe w pewnej chwili zdała sobie sprawę, że za oknem powoli robi się widno. Pożegnała się z nową znajomą i z westchnieniem zaczęła przygotowywać się do szkoły.
Coś uderzyło w jej głowę z takim impetem, że zatoczyła się i niemal wpadła na ścianę. Szyderczy śmiech dzwonił w jej uszach. Nie podnoś wzroku, nie podnoś wzroku... - szeptała do siebie niczym mantrę. Ileż można... Modliła się w duchu o dzwonek, aby móc już pójść na lekcje i chociaż na chwilę odpocząć od szyderstw. Przeliczyła się jednak. Nawet wtedy nie miała możliwości uniknąć szykan. Co rusz jakaś papierowa kulka uderzała w jej głowę, a dziewczyna nawet nie próbowała oponować. Wytrzymała zaledwie trzy lekcje. Przy pierwszej okazji złapała torbę i wybiegła ze szkoły. O dziwo nikt nie próbował jej zatrzymać. Zoe sama dokładnie nie wiedziała jak znalazła się w parku. Było ciepło i cicho. Popatrzyła w niebo. Ciemne burzowe chmury powoli zbierały się nad jej głową. Licząc, że się nie rozpada, ruszyła wydeptaną ścieżką między drzewami. Spacerowała nucąc pod nosem sobie tylko znaną melodię, gdy na jej głowę spadła pierwsza kropla. Zaraz za nią druga. Nie trzeba było długo czekać aby deszcz lunął z pełną mocą. Zoe założyła kaptur bluzy, a humor dziewczyny znów stanowczo się pogorszył. Skierowała się w stronę wyjścia z parku, lecz dobrze wiedziała, że czeka ją dość długa droga i zaczynała trząść się z zimna. Wtem, poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Odwróciła się raptownie i dostrzegła jaskrawej barwy pasma włosów. Nim zdążyła zareagować, na jej plecy została narzucona kurtka.
- Ava...
- Bo zaraz tu zamarzniesz. Jak można aż tak przeżywać deszcz? - orzechowooka zaśmiała się.
- Po raz drugi ratujesz mi życie. Lubisz się bawić w anioła stróża, czy co?
- Powiedzmy - Ava rozpięła nad ich głowami parasol. Tęczowy.
Szarość otaczała je ze wszystkich stron. Lecz nad nimi rozpościerał się kalejdoskop barw. Kalejdoskop uczuć i dobroci.
Zoe przysunęła się ostrożnie nieco bliżej Avy, błagając w myślach, aby tamta się nie odsuwała. Jej prośby zostały wysłuchane. Wyższa dziewczyna objęła delikatnie jasnowłosą i nagle pod wpływem chwili jej usta ostrożnie musnęły czoło Zoe. Ava odwróciła wzrok zawstydzona, że dała się ponieść chwili. Pomyślała, że teraz prawdopodobnie Zoe uzna ją za wariatkę i ucieknie, jednak ku zdumieniu purpurowowłosej tak się nie stało. Zoe zaczęła bawić się jej włosami.
- Masz piękne włosy...
- A ty ślicznie wyglądasz w mojej kurtce - uśmiechnęła się Ava i zatopiła usta w ustach dziewczyny.
Całowały się długo, do utraty tchu.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro