V
Patryk
Q: Kuźwa.
Patrzę się przez chwilę na moją KOLEŻANKĘ Z KTÓRĄ WCALE NIE CHCIALEM SPAĆ, NA CO WIDOCZNIE JESTEM SKAZANY, a potem na dwójkę naszych znajomych, po czym wywracam oczami.
W: Haha, Qulita. Za pięć lat nam podziekujecie, a za piętnaście zaprosicie na komunię swoich dzieci!
Byłem wkurzony, co zresztą było widać.
Q: Na pewno nie było by tam was! Znaczy... Na pewno nie będziemy razem! A co dopiero dzieci! Puknij się w ten pusty łeb lafiryndo!
Siedząc dalej na łóżku patrzy się na mnie nieco zdziwiona. Chyba się tym nie przejęła, nie mówiłem tego na serio.
W: Jezu, spokojnie, przecież żartowałam!
J: Nie wyglądało to na żart.
Mówi głośno i zarazem delikatnie. Piękny makijaż, a pod nim jeszcze piękniejsza. Akurat w tym momencie go nie miała. Była śliczna, urocza, i mimo swojego wieku wygląda na jakieś pięć lat do tyłu. Zazdroszczę jej przyszłemu partnerowi.
Q: Nie... Znaczy tak!
Przemek zdecydowanie zauważył, że się na nią zapaliłem.
P: Czy ty... Uuu, Patryk zagapił się na Julitę!
Q: Spierdalaj.
J: Przestańcie, proszę. Możemy zacząć się rozpakowywać i nie wiem... Zacząć zwiedzać?
Q:Zajebiście.
P: Dobry pomysł, chodźmy się rozpakowywać.
***
Miałem wrażenie, że Julita z Wiką na tygodniowy wypad wzięły ze sobą całe swoje życie, w czasie gdy mój jedyny bagaż to mała walizka, a w niej telefon, ładowarka, ubrania i słuchawki (No dobra, jeszcze parę innych rzeczy tam wcisnąłem, ale napewno nie tyle, co one).
Gdy już skończyliśmy rozpakowywanie się, wyszliśmy z pokoju, a potem z hotelu.
Jesteśmy na typowej amerykańskiej ulicy. Taksówki, apartamenty, sklepy, przechodnie.
Szliśmy we czwórkę, gdy nagle Wika powiedziała:
W: Zrobimy sobie zdjęcie na insta?
Zgodziliśmy się, a następnie zatrzymujemy się, a dziewczyna robi nam selfie. Nie wiem jak to się stało ale ja... Objąłem Julitę... Szybko po zrobieniu zdjęcia, wziąłem swoją rękę z jej ramienia okrytego bluzą.
Kurwa mać, dobra, chyba nikt nie zauważył.
Wika chowa telefon po zrobieniu zdjęcia. Przemek mówi:
P: Co wy na to żeby pójść do jakiejś restauracji?
W: Dobry pomysł. Co wy na to?
Kiwam głową, moja koleżanka również
Przechodzimy koło mc. Nie wszyscy, bo Wiktoria zatrzymuje się przy wejściu.
W: Choodźmy do maczkaa.
Wzruszam ramionami i wchodzę za dziewczyną. Podskakuje ze szczęścia.
Q: Kuźwa naprawdę? To tylko wypad do maka.
P: No cóż. Popierdolona i tyle. Co zrobisz?
Tym razem Julita wzrusza ramionami, a Wika na to wszystko jedynie przewraca oczami. Wchodzimy. Nie było tu dużo ludzi, coś koło dziesiątki. Dwie rodziny z dziećmi i jedna para nastolatków. Wika z Przemkiem siadają przy jakimś stoliku dwuosobowym.
J: Hej? Jesteśmy tu razem z wami.
Patrzą się na siebie, a Wika lekko się śmieje.
P: Zaraz obok jest kolejny dwuosobowy stolik.
Zajebiście. "Qulita".
W sumie... Julitka jest całkiem ładna.
ZNACZY CO.
Kurwa, faktycznie mi się podoba...
No ja pierdole, znowu się zamyśliłem.
Biorę Julitę za rękę i mówię:
Q: Chodź.
Na co Wika z Przemkiem jedynie lekko się śmieją. Gdy odchodzimy, słyszę jak szepcą: "Jak oni nie będą razem, to nie wierzę w miłość!" Siadamy z Julitą w stoliku - nie tym obok, a tym jakieś dziesięć metrów dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro