Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

List trzeci: Słońce, które wschodzi

Brian wyglądał dość podejrzanie, kiedy podawał list Tobiasowi. Lecz młodzieniec nie mógł tego zauważyć, przez narastającą ekscytację ściśle związaną z treścią listu. Jego palce drżały, kiedy wyciągnął rękę po starannie złożoną kartkę. Tim był w jego oczach czymś więcej, czymś, czego nie mógł nazwać ani sobie poradzić. Był zupełnie obcy, a jednocześnie tak bliski szatynowi. Ta relacja była dla niego o wiele ważniejsza niż wysyłanie sobie liścików jak zakochana parka. Zupełnie stracił głowę dla Tima, ale dotąd nie doczuwawszy miłości, nie mógł rozpoznać, o jakie uczucie chodzi. Zrozumiał jedynie to, że Wright był dla niego wyjątkowy i sprawiał, że cały popiół w jego sercu, wypuścił małe delikatne pąki. Kiedy przechodził, uciekał na drugą stronę korytarza i ukrywszy się za ścianą, łapał gromki dech. Zaś gdy był blisko, jego serce, jak i umysł stawały się zupełnie bezsilne i oddane mężczyźnie o bladej masce. Traktował te uczucia jak czar, który spadł na niego z niebios. Pielęgnował je i palcami ostrożnie zacierał kółka na nikłych różowych pączkach kwiatu. 

Kiedy czytał list, czuł, jak jego palce zaczynają stawać się mokre ze stresu i podekscytowania. Podobnie zareagowało serce, które huczało w jego piersi z głośnym powtarzającym się stukotem. W pierwszych chwilach jego słodki rechot wypełnił puste pomieszczenie. Użycie Briana jako rozpoczęcie listu uznał za nazbyt wybitne posunięcie, zwłaszcza teraz, kiedy czuł się jak mały kłębuszek nerwów. Przechodząc dalej, zauważył, jak wielki nacisk Masky kładzie na jego tożsamość, która początkowo miała na zawsze pozostać tajemnicą. Coraz bardziej się wahał, ale króliczy strach nie pozwolił mu się ujawnić i dalej pozostawał w cieniu swojej osoby. "Coming out, huh? Czy jemu aż tak na tym zależy? " Wczytując się w następne wersy, dostał klarowną odpowiedź na swoje pytanie. Łzy znalazły się w jego oczach, kiedy doczytał się do przedostatnich zdań i przytulił mocno list do piersi. Wszystkie znajdowały się w jego pokoju, zwinięte w ruloniki, przyozdobione czerwonymi wstążkami. 

– Czuję się zupełnie bezsilny Brian – powiedział Tobias, po odstawieniu tak wielkiej szopki przed najlepszym przyjacielem swojego obiektu westchnień. Czuł się wypompowany z emocji po tak gwałtownym maratonie serca. Jego emocje nadal wirowały, gdy w kółko i w kółko powtarzał sobie wszystko, co napisał mu Masky. " W tak krótkim czasie sprawiłeś, że jesteś moją jedyną myślą, lichą nadzieją, marzeniem... każdy dzień, spędzony z tobą mogę zaliczyć do tych udanych i będę na ciebie czekać. Bo jesteś jedyną osobą, którą widzę, gdy zasypiam. " Gdy przypomniał sobie te słowa z należytą dokładnością, schował rumianą buźkę w dłonie i pisnął z nadmiaru emocji. Brian, który wcześniej stał obok, pochylił się nad korespondencją.

– No, no. Nie wiedziałem, że jest z niego taki Alvaro – mruknął Brian, zabierając list od nadpobudliwego nastolatka. – Chociaż ty też nie pozostajesz mu dłużny, pszczółko ~

– Brian! Oddaj mi to! – powiedział gwałtownie Toby, wyrywając mu list z rąk. Wygładził go przy pomocy wskazującego oraz środkowego palca, a następnie włożył zwitek do kieszeni. Po całym napadzie emocji uczucia zelżały z niego i umocniły się jeszcze bardziej, utwierdzając go w przekonaniu, że nie powinien już dłużej się ukrywać. Jeśli zajdzie to za daleko, to Masky zacznie coś podejrzewać i go w końcu odkryje. Nawet nie chciałby sobie wyobrażać. jakby zareagował, gdyby dowiedział się, że cały ten czas go okłamywał. Znając impulsywny charakter Tima, nie byłoby to zbyt miłe. 

– Już, już. A może powinieneś z nim pogadać mała pszczółko? Co? – spytał Brian, wpadając w pół żartobliwy nastrój.. Toby zacisnął wargi w niesmaku i westchnął, kręcąc głową niczym zawiedziona synem matka. Chwilę zajęło mu uspokojenie siebie i serca, które jeszcze przed chwilą głośno grzmiało.– Zróbmy tak, rzucę monetą. Orzeł - idziesz do niego, a reszka -  zostajesz tutaj i tkwisz w tym gównie.

– Co ja bym bez ciebie zrobił Brian? – spytał z ironią Tobias, podając Brianowi drobną opłatę. Cent wzleciał w powietrze ze świstem i zatrzymał się dopiero w dłoni blondyna. Chłopak z małym wąsikiem uniósł głowę i spojrzał na zdesperowanego przyjaciela, który drżał z podekscytowania, ale i strachu. Wyglądał teraz, jakby ktoś rzucił na niego czar i właśnie miałby usłyszeć proroctwo na swój koniec. Zamieszkiwały w nim ambiwalentne uczucia, które miały się rozpogodzić po ujrzeniu strony monety.

– Idź do niego – powiedział Brian, zakrywając palcami srebrną lekką monetę. Uśmiechnął się lekko i poczochrał wolną dłonią brązowe włosy chłopca. Tamten spojrzał na niego lekko zawiedziony i zgrymaszony. – Czemu tak na mnie patrzysz? Widzę po tobie, że i tak byś to zrobił. Kiedyś usłyszałem, że podjęcie złej decyzji jest o wiele lepsze niż niepodjęcie żadnej. Nie zawsze podejmujemy dobre decyzje i to jest całkowicie w porządku Tobias. Jeśli myślisz, że kawałek metalu pomoże ci w podjęciu decyzji, to masz rację. Ale czy warto? Leć pszczółko!

Tobias pobiegł po schodach prosto do swojego pokoju i odsunął szufladę od biurka. Wyciągnął jedno z nieużywanych dotąd piór i odsunął sobie czarne krzesło na kółkach. Usiadł na nie i przysunął się do biurka na bliskość jednej stopy. Zaczął pisać szybko, chociaż zgrabnie czarnymi grubymi literami. " Drogi Timothy. W chwili, kiedy ciebie ujrzałem pierwszy raz, dostrzegłem w tobie niesamowitą osobę. Nie było nikogo, kto wzbudziłby we mnie równy zachwyt co ty. Nie mogę wytrzymać z wiedzą, że znam cię o wiele lepiej, jeśli nawet nie mam odwagi spojrzeć ci w oczy. Wszystko to zdaje mi się wielkim fatum, które ciągnie się za mną, odkąd ciebie zobaczyłem, odkąd usłyszałem twój wspaniały głos, który przeszył mnie niczym nóż. Ostry, a jednocześnie tak spokojny, pełny i przyjemny. Nigdy wcześniej nie czułem się podobnie, co ostatnimi czasy. Naprawdę cię kocham. Kocham cię Tim"

Długopis z łoskotem wypadł spomiędzy palców nastolatka, a jego twarz zabarwiła się na kolor świeżo urośniętych maków. Napisał to, nim zdążył pomyśleć o tym, co chce przekazać w swoim tekście. Jednak za późno było, aby cokolwiek zmienić w jego wypowiedzi. Sam nigdy nie nazwał tego uczucia miłością, był to dla niego podziw i zwykłe lubienie, aż doszło do niego, jak bardzo te odczucia są skrajne. Uczucie, które nim zawładnęło doszczętnie nie pasowało do zwyczajnej definicji przyjaźni, a raczej do zauroczenia, czy choćby miłości. Jak mógł tego nie dostrzec, skoro cały czas w jego myślach noclegował jedynie Masky i wizja robienia sernika, razem z tą, która zawiera pisanie listów. Złożył liścik niedbale i ruszył pod drzwi swojej miłości, która dziś odkryje ten straszliwy, przerażający sekret, który tak długo przed nim taił. Powtarzał sobie niczym w mantrze, że wszystko będzie dobrze, zaciskając swoje pięści z narastających nerwów. Pot już zrosił jego szyję, a nawet nie wyszedł z pokoju. Zwykle nie miał nad nim kontroli, a składało się na to wiele czynników, uwzględniając jego chorobę. 

– Wszystko będzie dobrze Tobias, wszystko będzie dobrze – powtarzał cały czas, ocierając o siebie smukłe opuszki palców swoich obu dłoni. Był dość nerwowy, jeśli chodziło o kontakt z ludźmi, a zwłaszcza kiedy mu na tym strasznie zależało. Rzecz jasna ta sytuacja wymagała od Tobiasa naprawdę wielkich rezerw pokoju, inaczej wpadał w całą sieć nerwów, z której trudno było mu się potem uwolnić. Ledwo stawiał kroki, zapominając co jakiś czas nabrać powietrza do płuc. Nagle zatrzymał się, rozszerzył oczy i zamarł. List wypadł z jego dłoni i mógłby przysiąc, że nie robi tego specjalnie. Całkowicie skamieniał, choć jego suche wargi poruszały się nieśmiało. – Nie... ale... Jak?

🍰    🍰    🍰

Kiedy Tim otworzył ciemne dębowe drzwi, przed jego oczami ukazała się długowłosa dziewczyna o czarnym pustym spojrzeniu. Jej ciemne długie pasma włosów ciągnęły się aż do jej połowy pleców, a jej twarz była całkowicie biała, pozbawiona kolorytu. Mimo wszystko na spalonych wargach posiadała delikatny uśmiech, w chwili otworzenia drzwi przez właściciela pokoju. Jej skóra goiła się po wypadku, ale nigdy więcej nie była tak miękka i puszysta jak przed wypadkiem z Jeffem. W dłoni trzymała liścik, prawdopodobnie ten, który miała mu przekazać.

Wright był naprawdę zdziwiony obecnością dorosłej kobiety, która wydaje się nie interesować takimi bzdurami. Przyznał przed sobą, jak bardzo mylił się nie tylko co do siebie, ale i do niej. Wygląda na to, że tak musiało być, choć początkowo nie krył się ze swoim zachowaniem. Przysunął się do dziewczyny, która w jednej dłoni trzymała list, a w drugiej średniej wielkości książkę o fioletowo-niebieskiej okładce. Chwycił za jej szorstki policzek i odsunął miękkie włosy na bok. Kiedy patrzył jej w oczy, nie czuł zupełnie nic. Pustka. Jednak postanowił się nie poddawać. Być może musi przyzwyczaić się do obecności nowej osoby. Pochylił się nad dziewczyną i zatopił swoje usta w jej poranionych, choć słodkich wargach. Dziewczyna położyła dłonie na jego ramiona, pogłębiając słodką pieszczotę. I właśnie taki widok widzieli ci, którzy przechodzili po korytarzu rezydencji. 

Na pewno taki obrót spraw, zaskoczył czarnowłosą dziewczynę, która przybyła w zupełnie innych celach do współpracownika. Nie zamierzała jednak histeryzować i wykrzykiwać tego na pół korytarza, oklejonego czekoladową boazerią. Planowała porozmawiać z Timem, dopiero kiedy zdecyduje się odejść. Nieco speszona oddała nagłą czułość, która doprowadziła ją do galopady nagłych myśli i podjęcia nagłych decyzji. Nie minęła chwila, zanim Wright odsunął swoje usta od słodkich warg Jane, która wydawała się równie zaskoczona co sam Tobias, który oddalił się w cień.

– Masky? – spytała Jane, opierając dłoń o policzek. Zabarwił się na ciemną czerwień, a ona nie mogła nic na to poradzić. Zupełnie denerwowała ją jej skóra, która ukazywała każdy defekt i uczucia, które zaczęły się zmieniać pod wpływem bodźców zewnętrznych. Tim odsunął pasmo włosów Jane i włożył za jej ucho. Wpadł w pewnego rodzaju trans, zaskoczony i szczęśliwy takim obrotem spraw. Znalazł ją? Czy to czas, w którym nie będzie się przejmował, że ta osoba okaże się dla niego nieodpowiednia.? W tyle jego włosy świeciła się czerwona lampka, która oznaczała, że coś jest nie tak. Zignorował swoje odczucie i uśmiechnął się do dorosłej kobiety. 

– Kocham cię Jane – powiedział Tim, łapiąc jej dłoń. Toby usłyszał huk, który zapewne był jedynie wyobrażeniem jego figlarnego mózgu. Ten trzask był jego sercem, które rozbiły się na miliard niełączących się do siebie okruchów. Desperacko próbował ostatkiem sił złączyć elementy organu pompującego krew, ale na marne. Jego nadzieja zupełnie minęła jak sernik, który został zjedzony i zapomniany. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro