Psychoza nie gryzie [6]
Jak pisać o osobie z zaburzeniami lękowymi?
"Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie."
Antoni Kępiński
Zaburzenia lękowe [nazywane nerwicami] to jedne z częściej diagnozowanych chorób psychicznych. Około 30% ludzi [więcej kobiet niż mężczyzn] będzie miało dostatecznie poważne objawy lęku, żeby zakwalifikować je jako zaburzenie.
Zaburzenia lękowe dzielą się na uogólnione zaburzenia lękowe, zespół paniki, fobie i zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne. Różnią się one od siebie głównie czasem trwania lęku.
Uogólnionymi zaburzeniami lękowymi nazywa się uporczywe i ciągłe doznania lęku bez żadnej wewnętrznej przyczyny. Mogą objawiać się zawrotami i bólami głowy, zimnymi potami, lękiem niezwiązanym i uporczywym i trwałym poczuciem lęku. Osoby z uogólnionymi zaburzeniami lękowymi czują lęk przez większość czasu nie wiedząc dlaczego. Nie niepokoją się one niczym konkretnym, a mimo to odczuwają lęk. To zaburzenie dotyka dwa razy więcej kobiet niż mężczyzn.
Mianem zespołu paniki określa się powtarzające się okresowo doznania lęku, występujące nieoczekiwanie i bez związku z bieżącymi wydarzeniami. Napady te trwają kilka minut, a podczas nich chory może odczuwać fale gorąca, przyspieszone bicie serca, trzesięnie się, zawroty głowy. Osoba cierpiąca na zespół paniki może podczas napadów bać się, że zaraz umrze, a jej ręce mogą robić się wilgotne i spocone. Pomiędzy napadami nie odczuwa lęku, chociaż z czasem trwania choroby może wykształcić w sobie lęk antycypacyjny - czyli strach przed kolejnym napadem paniki. Zespół paniki występuję u 4% ludności i częściej dotyka kobiet niż mężczyzn.
Fobia charakteryzuje się uporczywym i nieracjonalnym lękiem przed konkretnym przedmiotem, aktywnością lub sytuacją. Jest on nieuzasadniony i przesadny w stosunku do wielkości rzeczywistego zagrożenia. Za fobię uznaje się lęk, który powoduje istotne zakłócenia w życiu.
Fobia dzieli się na fobie społeczne i specyficzne. Fobie społeczne to uporczywy i nieracjonalny lęk pojawiający się w związku z oczekiwaniem sytuacji publicznej, w której chory może być obserwowany i krytycznie oceniany przez innych. Natomiast fobia specyficzna pojawia się w reakcji na specyficzne przedmioty czy sytuacje.
Na fobię społeczną cierpi VSowachowski, która napisała artykuł poświęcony tej chorobie.
"Lęk społeczny nie niszczy Ci życia. Sprawia raczej, że się całkowicie z niego wycofujesz."
Kat Napiorkowska
"Choruję do czterech lat na fobię społeczną. W czerwcu pyknie mi piąta rocznica, więc szykuje się romantyczną kolacja przy świecach, z moją lojalną towarzyszką. Chcę na początku zaznaczyć, że nie jestem lekarzem, psychiatrą, psychoterapeutką, znachorem: jestem taka jak Wy. Jestem waszą rówieśniczką, może kiedyś minęliśmy się na ulicy, może nawet chodzimy do tej samej szkoły. Dlatego, cała moja wiedza, którą przedstawię wynika głównie z artykułów, książek, gazet, a przede wszystkim z doświadczenia - tego czteroletniego, a za chwilę pięcioletniego.
Więc co to jest fobia społeczna od strony naukowego bełkotu?
Jest to odczuwanie cholernie wielkiego lęku w kontaktach społecznych, jak przykładowo rozmowa, wyjście ze znajomymi. Jest to paraliżujący lęk, przed ośmieszeniem, upokorzeniem w sytuacjach społecznych (i tego, że ludzie to zapamiętają i będą się śmiać wiecznie). Dany lęk może objawiać się przyśpieszonym biciem serca, płytkim oddechem, drżeniem rąk, jąkaniem się, zdezorientowaniem, biegunką. Istnieje wiele objawów, które występują różnie u różnych ludzi (każdy jest inny i każdy odczuwa lęk inaczej). Warto zaznaczyć, że lęk społeczny może objawiać się na różnych płaszczyznach społecznych i nie musi dotyczyć każdego rodzaju kontaktu. Mam znajomych 'fobików', których paraliżuje rozmowa telefoniczna, ale nie mają większych problemów z rozmową w cztery oczy. Fobia społeczna nie musi atakować każdego rodzaju kontaktu, ale może atakować poszczególne jego rodzaje. Dlatego między innymi fobia społeczną jest jedną z najtrudniej rozpoznawalnych chorób psychicznych.
Szacuje się, że choruje na tę chorobę aż 7-9% społeczeństwa, co klasyfikuje ją w chorobach cywilizacyjnych. Jest ona niemalże powszechna jak katar z nosa. Tylko, że nikt nie boi się kataru. Śmieszne, ponieważ to katarem można się zarazić, a nie fobią.
Kolejną śmieszną rzeczą jest to, że fobia społeczna pomimo tak ogromnego rozpowszechnienia, jest mylona z antropofobią, nieśmiałością, albo introwertyzmem (śmiecham zawsze jak słyszę, że introwertycy chorują na wstępną chorobę społeczną, pozdrawiam gorąco). Ale no offence jesteśmy ludźmi, w naturze mamy popełnianie błędów. Więc czym się różni fobia społeczna od wymienionych wyżej pojęć?
Antropofobia jest faktycznie specjalnym przypadkiem fobii społecznej, ale jest niepoprawna z samym pojęciem. Antropofobia oznacza strach przed ludźmi w ogóle. Nie oznacza natomiast strachu przed kontaktem z drugim człowiekiem. Jako ciekawostkę dodam, że motyw antropofobii występuje w każdej fikcyjnej powieści na polskim Wattpadzie o tematyce fobii społecznej. Osobiście jeszcze nie znalazłam książki na Wattpadzie, która poruszała by poprawnie temat lęku społecznego. Uważam, że jest to najczęściej mylone pojęcie w tematykach chorób psychicznych, które naprawdę obraża chore na fobię społeczną osoby i to nie tylko w fikcyjnej, amatorskiej literaturze, ale również w życiu.
Mylenie lęku społecznego z introwertyzmem jest również popularne, ale ponownie niepoprawne. Z introwertyzmem człowiek się rodzi, jest to część charakteru. Fobię społeczną nabywa się poprzez traumy społeczne, wyśmiewanie - ogólnie, delikatnie mówiąc, poprzez nieprzyjemne doświadczenia społeczne, które na tyle mocno wpłynęły na psychikę człowieka, że wywołują już lęk wobec kontaktów z drugim człowiekiem.
Zostaje na koniec nieśmiałość. Idę o zakład, że każda osoba chora na fobię społeczną usłyszała choć raz od rodziny i oczywiście, ekspertów znajomych: "Jesteś tylko nieśmiały/nieśmiała. Wyrośniesz z tego." Takiego wała, nie wyrosłam. W specjalistycznej diagnozie, główną różnicą pomiędzy nieśmiałością, a fobią jest właśnie ten przerażający lęk. Odwołując się do cytatu Napiorkowskiej fobia społeczna odbiera Ci życie, nieśmiałość tego nie zrobi, a raczej utrudni.
Jak się leczy fobię społeczną?
Ponownie podkreślam - nie jestem znachorem i nie zapewnię, że wypicie ziółek i zabicie koguta w mistyczny obrządku zapewni zdrowie. Nie. Do wyleczenia fobii społecznej wymagana jest dyscyplina, cierpliwość i cholerna odwaga pójścia do psychoterapeuty i chodzenia na sesje, a czasami nawet wymaga użycia leków. Jednak sądzę, że najważniejsze jest samopoznanie siebie i tego, że coś jest nie tak. Myślę, że najtrudniejszy jest pierwszy krok i poproszenie o pomoc. Czasami wystarczy krzyknąć, czasami coś szepnąć.
"Skoro masz fobię społeczną, to po co wychodzisz do ludzi? Chyba się ich boisz, to jak niby rozmawiasz z nimi? Jak ty w ogóle funkcjonujesz? Skoro się boisz ludzi, to już jesteś tak naprawdę skazana na porażkę w tym społeczeństwie."
osoba, która zna inną rzeczywistość niż jest
Nie boję się ludzi. Powiem więcej - ja uwielbiam ludzi, ponieważ przyciągam niesamowicie interesujące osoby: zaczynając od buddystów, przez metalowców, po życiowych napaleńców. Natomiast boję się rozmowy i tego, że kiedy się stresuję nową sytuacją to zaczynam się jąkać. Nie ma gorszego uczucia, niż myśl, o byciu ocenianym przez drugą osobę. To mnie tak cholernie przeraża, że potrafię wypominać sobie taką rozmowę/sytuację przez lata (!), a konkretnie swoje własne wyobrażenie tej sytuacji - które często jest mniej poważne, niż przekształciła je moja paniczna wyobraźnia. Dlatego wszystko co robię MUSI być perfekcyjne, ponieważ każdy mały błąd zostanie mi wypomniany, wyśmiany i zapamiętany. W moim życiu nie może być miejsca na potyczkę, na mały błąd. Każda niedoskonałość może sprowadzić mnie do bezsennych nocy, natrętnych, raniących myśli, albo ataku paniki. Wszystko co robię dedykuję mojej lojanlej towarzyszce - fobii społecznej.
Żyję paradoksem: rezygnuję z dotyku, uśmiechów innych, ponieważ mnie to przeraża, ale jednocześnie tego pożądam. Potrzebuję, pragnę ludzkiej atencji, ponieważ jestem cholernie samotna. Jednak niemożliwym jest wyjście na kawę, ponieważ mnie to przeraża. Przeraża mnie rozmowa i ocena, ale jeszcze bardziej przeraża mnie to, że takie spotkanie mogłoby się udać.
Prawdą jest, że lęk społeczny odbiera Ci życie. Ponieważ ja bytuję, ja nie żyję. Prowadzę marną egzystencję opartą na rutynie i schematach, ponieważ każdy mały błąd, odstępstwo od mojego planu, może skończyć się tragicznie. Ja tylko istnieję, nie korzystam z życia, uroków młodości i pełnego, nastoletnie życia - zostało mi ono odebrane.
Jednak fobia społeczna daje jedną ważną rzecz: cholernie ogromną siłę walki. Osoby chorujące na lęk społeczny są jednymi z najsilniejszych osób chodzących po ziemi. Tylko one wiedzą, co oznacza życie pośród lęku i strachu przed każdym wypowiedzianym słowem i każdym spojrzeniem posłanym komuś. Nie poddajemy się, nie. Wychodzimy z domu i idziemy. Bytujemy pośród Was - często niczego nieświadomymi."
VSowachowski opisała też negatywne, pozytywne i naturalne cechy fobii społecznej.
"Część I: Moje negatywne aspekty fobii społecznej
1. Omija mnie większość spotkań towarzyskich.
Nie jest to zaskakujące odkrycie, kiedy choruje się na fobię społeczną, mam nadzieję, że nikogo z szoku nie zatkało. Nie ważne, czy spotkanie proponuje nowo spotkana osoba, czy osoba, którą znam od kilku lat. Nieważne czy proponuje to osoba, której za specjalnie nie lubię, czy osoba, którą uwielbiam. Ja odmawiam niemalże zawsze. Nie umiem przyjąć bez paniki zaproszenia na domówkę, czy zwyczajnego spotkania na colę w McDonaldzie, po prostu nie umiem. Rezultat ten jest beznadziejnie prosty do przewidzenia: nie tylko zostaję zapomniana przez osoby, które kiedyś wiele dla mnie znaczyły, ale również nie proponują mi następnych spotkań przy najbliższych okazjach, ponieważ takie osoby wiedzą, że najzwyczajniej odmówię. Czy jestem zła, na takie osoby? Zależy. Wiadomo, że czuję się inaczej kiedy nie zostaję poinformowana o tym przez osobę, którą ledwo znałam, a osobę z którą niegdyś dzielił mnie bliski kontakt. Mimo to, nigdy nie czuję złości, raczej przeraźliwy smutek i osamotnienie, w przypadku bliższych mi osób. Nie potrafię być zła, kiedy wiem, że sama jestem sobie winna.
Przerażające jest dla mnie to, że mamy rok 2018. To jest rok osiemnastek z mojego otoczenia, mnóstwo imprez, mnóstwo domówek, mnóstwo poprawin, mnóstwo alkoholu, tego będzie za dużo i boję się, że sobie nie poradzę. Zobaczę jak to będzie.
2. Łatwo tracę znajomości. Kolejne niesamowite zaskoczenie, które ściśle jest powiązane z punktem pierwszym. Pewna osoba, kiedyś powiedziała mi: „Nie ma znajomości bez spotkania". Wierzę w to, tak samo jak tego wyjątki (moja internetowa znajomość z Marcinem, Michałem i Patrykiem). Nie wierzę utrzymanie znajomości przez komunikator, jeśli znajomość rozpoczęła się w rzeczywistości. Być może udałoby się to, gdyby był utrzymywany minimalny stosunek spotkań, do rozmów przez internet, ale dla osoby z fobią społeczną, dla mnie, jest to niewykonalne.
Istnieją pewne tematy, których nie wypada poruszać przez internet (i nie dlatego, że jesteśmy obserwowani przez tajemniczą siatkę Reptilian i Wielkiego Brata), a po prostu dlatego, że są zbyt ważne na internetowe cyferki.
Zbyt wiele utraciłam znajomości, które miały być na zasadzie internetowej korespondencji, że nie wierzę, że to mogłoby się udać u takiej osoby, jak ja. Bardzo łatwo poznaję ludzi (jestem zbyt charakterystyczną osobą i przyciągam ludzi jak magnes), ale również z tą samą łatwością tracę te znajomości.
3. Ssę w załatwianiu większości rzeczy. Nie umiem bezproblemowo wyjść do sklepu spożywczego, aby kupić ziemniaki na obiad (jestem pewna, że wyglądam wtedy jakbym chciała ten sklep okraść: rozglądam się, mam przyśpieszony oddech, nie umiem się skupić). Nie umiem zadzwonić do nikogo przez telefon, nieważne czy to dzwonię do babci, ponieważ chcę złożyć życzenia, czy dzwonię do biskupa. Po prostu ssę w wykonywaniu przyziemnych rzeczy, które dotyczą komunikacji.
Nie kreuję się na życiową łamagę, ponieważ później załatwiam powyższe rzeczy. Jednak wykonanie ich zajmuję mi znacznie więcej czasu niż normalnie zajmują, zdrowemu człowiekowi. Podchodzę do tych spraw cholernie przygotowana: mam wymyślone pytania i przykładowe moje odpowiedzi, przećwiczoną gestykulację i ton głosu, sprawdzam czy na pewno ubranie jest odpowiednie i jeszcze kilkanaście innych rzeczy, które w ogóle nie mają dla większości znaczenia.
Zawsze jestem przygotowana a nigdy na taką nie wychodzę.
Ps: Uważam, że osoba, która wymyśliła samo obsługę w McDonaldzie jest pieprzonym geniuszem i powinna dostać medal.
4. Nie umiem poprowadzić rozmowy z nowo poznaną osobą. Nie przypominam sobie sytuacji, abym kiedykolwiek podeszła do osoby i zaczęła z nią rozmawiać. To ja jestem raczej osobą, która jest zagadywana. Osobiście wychodzę z założenia, że jeśli ktoś rozpoczął rozmowę, sam powinien zadbać o poprowadzenie jej. Ja tego nie zrobię, ponieważ nie mam pojęcia jak. Nie wiem czy mam zadać pytanie, czy może opowiedzieć anegdotę, a może żart. Naprawdę nie mam cholernego pojęcia co powinnam zrobić, ponieważ nie byłam przygotowana na taką sytuację.
Z drugiej strony, uwielbiam poznawać nowe osoby, bo często trafiam na niesamowicie ciekawe, z szalony pasjami i zainteresowaniami (z takim osobami, o wiele łatwiej jest mi rozmawiać, ponieważ zadaję wtedy mnóstwo pytań). Jednak jeśli podejdzie do mnie chłopak i po prostu się przywita, to już ta rozmowa jest skazana na klęskę.
5. Trudno utrzymać mi stałą sylwetkę. Nie umiem jeść i pić w miejscach publicznych. Przeraża mnie ocena innych i tego co sobie pomyślą o tym, że jem (jakby nikt na tym świecie nie jadł). Przez to, że dużo czasu spędzam w szkole i wracam późno do domu, potrafię nie jeść nic od siódmej do osiemnastej, do tego często dochodzi stres. Potrafię zjeść jedynie w ciągu dnia płatki z mlekiem i jajecznicę. W roku szkolnym bardzo chudnę i w krytycznych momentach moja waga sięgała 48kg/165cm. Bardzo, bardzo mało. Wyglądałam jak trup: chude ciało z wystającymi kośćmi, podkrążone oczy z sińcami, blada cera, zapadnięte policzki. Wyglądałam koszmarnie.
Z drugiej strony kiedy nadchodzą wakacje bardzo szybko tyję. Nie wychodzę wtedy za często z domu, mój ruch jest minimalny i spożywam ogromne ilości jedzenia. Bardzo często rodzice odsyłają mnie do domu letniskowego mojej babci (kto nikt nie przytył u babci, niech pierwszy rzuci kamieniem). W tym momencie waga potrafi mi skoczyć do 56kg/165cm.
Takie gwałtowne zmiany wagi, są strasznie dla mnie męczące. Zwłaszcza, że zauważają to osoby z mojego otoczenia. Nie raz słyszałam w gimnazjum, czy nawet teraz w liceum: „ Wyglądasz jak anorektyczka"/„Przytyło się w wakacje, co?"/„Co zrobiłaś, że tak schudłaś?"No właśnie, nie zrobiłam nic. Ja po prostu choruję na fobię społeczną, za co przepraszam.
6. Nie umiem powiedzieć, że mam problem, dopóki nie będzie naprawdę źle. Nie lubię obarczać ludzi moimi problemami, ponieważ to są moje problemy. Wychodzę z założenia, że ludzi to nie powinno obchodzić i wtrącać się do mojego życia, dając 'złote' rady, które nie mają żadnego odzwierciedlenia w rzeczywistości. Jednak kiedy już powiem o swoim problemie, to oznacza, że jest już naprawdę źle i urósł on do tego stopnia, że sama sobie z nim nie poradzę (historia mojego stalkera).
Boję się mówić o swoich problemach, ponieważ w mojej głowie wszystko wrzeszczy, że nikogo to nie obchodzi i robię z siebie kozła ofiarnego. Powinnam dać innym spokój, najlepiej zamknąć się i przytakiwać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Nie okłamujmy się, nie jest.
Nie jestem w stanie policzyć ile razy płakałam, ponieważ nie umiałam powiedzieć, że mam problem. Co smutne, w większości przypadków wystarczyła jedna prosta rzecz, aby już nic mnie nie dręczyło.
7. Chodzę niewyspana. Kojarzycie może memy, które pokazują myśli człowieka przed snem? Główną atrakcją tego są myśli o szukaniu sensu życia i tego typu rzeczy. Moją wieczorną rutyną jest myślenie o wszystkich rozmowach, które się odbyły i o tych, które się odbędą. Analizuję co tego dnia powiedziałam, jak się zachowałam i przypominam jak zareagowali moi rozmówcy. Kiedy znajdę (lub wmówię sobie) choćby mały grymas na czyjejś twarzy, z powodu czegoś co powiedziałam, nie umiem zasnąć. Nie umiem, ponieważ przeżywam to co najmniej jakbym uderzyła tę osobę.
Te myśli potrafią trwać tak do momentu, aż będę cholernie wykończona. Nie tylko sobą, ale i chorobą.
Część II: Moje pozytywne aspekty fobii społecznej
1. Jestem świetnym obserwatorem i słuchaczem. Jestem osobą małomówną, o wiele bardziej cenię sobie słuchanie rozmówcy, niż przegadywanie go. Myślę, że dzięki temu więcej korzystam z tej rozmowy, niż bym paplała o swojej osobie. Wolę zadawać pytania i tym samym nakręcać osobę, do prowadzenia dalszego monologu. Taki układ często pasuje nie tylko mi, ale również rozmówcy. :) Przez to, że mało mówię, moja uwaga jest skupiona na szczegóły, których przeciętna osoba po prostu nie widzi. Często zauważam drobne detale nie tylko w wyglądzie innych (blizny na rękach, przebarwienia na kostce), ale również w środowisku, które mnie otacza (zdezorientowane dziecko, starsza pani, która nie potrafi zejść po schodach). Jestem przez to ostrożniejsza i choć jest mi trudno (pod tym względem, że muszę przemóc swój lęk) to zawsze, podejdę i się spytam, czy na pewno wszystko jest w porządku i czy mam pomóc.
Zawsze również cieszę, gdy moja pomoc nie zostanie odrzucona, ponieważ w pewnym stopniu, czuję się doceniona, zauważona i potrzebna, co skutecznie fobia społeczna próbuje mi wmówić, że tak niejest. Więc na przekór jej. :D
2. Nigdy się nie spóźniam. Często słyszę, że jestem najbardziej punktualną osobą, jaką znają moi znajomi. Potrafię przyjść nawet godzinę wcześniej (!) do szkoły, czy też na miejsce spotkania. Jest to spowodowane tym, że jestem zbyt przerażona myślą, o tym co pomyślą inne osoby o mnie: „Co za idiotka, nawet do szkoły, na czas nie umie przyjść.". Cenię u siebie tę cechę, ponieważ to ona zapewnia mi, lepszy wizerunek u innych, ale jednocześnie ta cecha mnie przeraża, a niekiedy męczy. Mimo wszystko uważam że jest większą zaletą niż samą wadą.
3. Przyciągam do siebie przedziwne i przekomiczne sytuacje. Wierzę, że im mniej na coś liczysz i bardziej starasz się tego unikać tym nieuniknionym jest, że to Cię spotka. Chorując na fobię społeczną, wolę omijać sytuacje społeczne i jak najbardziej wycofywać się z życia publicznego. Jednak w moim przypadku los jest przekorny i często wpadam w sytuacje, których mogłaby mi pozazdrościć niejedna bohaterka klasycznej książki dla nastolatków. :) Mimo, że te sytuacje często mnie stresują, lub później przypominam je sobie z rumieńcem na twarzy, albo pięknym facepalme'em, to wiem, że to było piękne doświadczenie życiowe, którego nigdy nie zapomnę. Uwielbiam, też później opowiadać je jako anegdoty, które rozsmieszają moich słuchaczy, albo po prostu pisać o tym tweety.
4. Mam ogromny dystans do siebie. Mam sarkastyczne poczucie humoru, uwielbiam się śmiać z mojej choroby, bo naprawdę czasami bywa ona tak idiotyczna, że pozostaje wyłącznie śmiech. Lubię żartować o tym z moimi kumplami, albo z obcymi osobami. Dla mnie są to chwile upragnionej normalności, ponieważ czuję, że przeciwstawiam się tej chorobie, żartując o niej. Staram się też przez to pokazać, że osoby chorujące na choroby psychiczne nie są menelami spod dworca, wyglądające na szaleńców. Fobia to nie katar, nie da się nią zarazić.
Lubię żartować o fobii, ale wyłącznie kiedy utrzymuje się to w kontekście dobrej zabawy, która nikomu krzywdy nie wyrządzi.
5. Jestem bardzo tolerancyjną i wyrozumiałą osobą. Kiedy chorujesz, pragniesz tak samo jak inne osoby, które są 'inne' zrozumienia i tolerancji. Nie jest to zaskoczeniem, tak powinien zachowywać się każdy człowiek niezależnie od tego w jakiej sytuacji się znajduje. Nie jestem rasistką, ani homofobem, lubię metalowców, tak samojak każdego innego człowieka na świecie. Zawsze wolałam żyć w utopii i w zgodzie wraz z jednorożcami, niż szerzyć nienawiść. Z drugiej strony jestem wyrozumiała, dla każdego kto nie szanuje tych osób, tak samo jak ja. Uważam, że każdy ma prawo do wyrażania swojej opinii i każdy zasługuje na szacunek, niezależnie jaką osobą jest. Jednak u mnie szacunek kończy się zawsze kiedy zamiast wyrażania swojego zdania, przechodzi się do czystej nienawiści, przechodzącej w przemoc.
Swoją drogą, to trzeba być naprawdę nieszczęśliwym człowiekiem, który nie lubi wszystkich i wszystkiego...
6. Swój wolny czas poświęcam na samorozwój. Nie wychodzę z domu, poza nielicznymi wyjątkami. Przez tyle lat chodzenia do szkoły, zawsze kończyłam z najlepszymi wynikami nie tylko w województwie, ale również w kraju. Po prostu nudziło mi się na tyle, że czytałam trzy razy pod rząd jedną książkę, a że mam podobną nadzwyczajną pamięć, zostawała ta wiedza ze mną na długo. Umiem wyrecytować z pamięci wszystkie filmy, moich ulubionych reżyserów, albo filmy, w których grali moi ukochani aktorzy. Potrafię wymieniać piosenki, z albumów wykonawców, których kiedyś słuchałam. Nauczyłam się podstaw przedsiębiorstwa i napisałam własny biznesplan, który teraz gdzieś jest wciśnięty pomiędzy stosy kartek. Umiem podstawowe zwroty z japońskiego i słowackiego (nie wspominając o angielskim), przy tym znając perfekcyjnie kultury tych krajów. Uczyłam się masowo, różnych rzeczy.
Będąc zamkniętą przez tyle lat w czterech ścianach pokoju, po prostu wykorzystywałam ten czas najlepiej jak potrafiłam. Czasami z nudów, czasami z chęci nauki czegoś nowego.
7. Świetnie dogaduję się z małymi dziećmi. Jak wspominałam jestem małomówną osobą i zawsze wolę, aby druga osoba mnie przegadywała. Pracując od czasu, do czasu jako wolontariuszka w szkolnej świetlicy, poświęcam masę uwagi dzieciom, które właśnie tego potrzebują. Przez to, że pozwalam im mówić i wypowiadać się, zyskuję ich zaufanie i również rozumiem ich potrzeby, oraz to jak się czują. Często są to dzieci, które potrzebują zwykłego wygadania się lub wyżalenia, ponieważ czują się samotne (rodzice zostawią je na całe dnie w szkole, ponieważ pracują, albo chcą mieć czas dla siebie). Jestem cierpliwa w stosunkach do dzieci, nigdy ich nie pośpieszam w swojej wypowiedzi, przez co one czują się docenione, zauważone, a ja czuję się wspaniale po zobaczeniu uśmiechu na ich twarzy. :)
8. Łatwo odczytuję ludzkie emocje i umiem dobrze doradzać. Jestem osobą obiektywną, która umie wczuć się w sytuacje obu osób, które się ze sobą kłócą. Często umiem lepiej opisać emocje, które szargają drugą osoba, niż ona sama. Może to przez skrawek mojej romantycznej natury. :) Sama jestem raczej spokojna, nie działają na mnie żadne triki perswazyjne, ponieważ ja sama uwielbiam je wykorzystywać i doskonale wiem jak sobie z nimi radzić, dlatego świetnie godzę ludzi. Zawsze jestem obiektywna w ocenie sytuacji, co uważam u siebie za ogromną zaletę.
9. Świetnie wskazuję drogę. :D Taka pierdoła, a cieszy mnie bardzo, ponieważ znam wszystkie skróty w trzech dzielnicach, w których najczęściej przebywam. Spytana o drogę, umiem bez problemu wskazać, tą najładniejszą, najkrótszą i najbezpieczniejszą. Bardzo dobrze radzę sobie w komunikacji miejskiej, umiem przewidzieć, który autobus szybciej dojedzie na miejsce, a który się spóźni, oraz gdzie najlepiej się przesiąść. Taki mały bonus życiowy, od fobii społecznej. :D
Część III: Neutralne aspekty fobii społecznej
1. Inaczej postrzegam świat niż inne osoby. Przez to, że choruję jestem bardziej wrażliwa na niektóre sytuacje. Potrafię rozpamiętywać miesiącami osobę, która poprosiła mnie o pomoc (Przykładowo kobieta, która poprosiła o pa rę złotych na jedzenie, a ja nie mogłam dać, ponieważ nie miałam tych pieniędzy.). Bardzo przeżywam takie sytuacje i czuję się jak ostatni śmieć, który jest bezużyteczny i właśnie wyrządził komuś ogromną krzywdę. W mojej głowie pojawiają się wtedy paskudne myśli, które mnie rujną, niszczą od środka. Większość osób, podchodzi do tego na zasadzie, wybaczenia sobie. Ja tego nie potrafię. Po prostu czuję się okropnie, za nieudzieloną pomoc i nie umiem tego zostawić i przestać o tym myśleć, jak większość osób.
Przez to że ja sama cierpię przez chorobę, czuję również cierpienie innych. Odczuwam takie ogromne współczucie i żal, do osób, które również cierpią, że nie potrafię wybaczyć sobie, odmówienia pomocy, chociaż wiem, że i tak nie umiałabym jej udzielić. Jestem jak pieprzony Konrad, który chce wziąć cierpienie innych, na siebie i pomóc wszystkim na świecie, ponieważ wiem, co to prawdziwe cierpienie. Wolę sama cierpieć za wszystkich ludzi, niż patrzeć jak pojedyncze osoby, zwijają się w bólu.
Z drugiej strony, jest to u mnie po części zaletą.
Przez ten ból, który odczuwam, wiem, że jestem dobrym człowiekiem, który na pewno kiedyś pomoże wielu ludziom. Nie wyrządzę nikomu nigdy celowo krzywdy, bo ja sama bym tego nie zniosła. Cenię u ludzi dobroć. Dobro, jest cechą teraz niezwykle rzadko spotykaną.
2. Nie doceniam swojego wyglądu. Jestem podobno przepiękną dziewczyną, a przynajmniej wyróżniam się od innych swoim wyglądem. Nie umiem zliczyć, ile razy słyszałam komplementy dotyczące mojej urody od kompletnie obcych mi osób (chociaż starałam się zapisać większość takich sytuacji w 2017 roku). Nie umiem za cholerę tego docenić. Wiem, że mój wygląd wzbudza zaufanie u innych, oraz to, że mam znaczne powodzenie u płci przeciwnej. Może kiedyś do docenię, może nigdy.
Nie znoszę swojego wyglądu. Nie cierpiałam swoich długich, rudych włosów, do tego stopnia, że je przefarbowalam na mocny brąz w zeszłe wakacje. Nie umiem szanować w swoim wyglądzie rzeczy, które w jakikolwiek stopniu przykuwają uwagę osób na ulic .Nie lubię swoich wielkich, błękitnych oczu, ani piegów na nosie i policzkach, oraz jak wspomniałam włosów. Dlatego moja szafa, składa się głównie z czarnych spodni, stonowanych koloru koszulek i zbyt dużych szarych bluz z kapturem. Jestem wyszkolonym ludzkim kameleonem.
Z drugiej strony, mam pewność, że nigdy mój wygląd nie będzie w moich wartościach na pierwszym miejscu i będę mogła się skupiać na ważniejszych wartościach.
3. Mam opanowane do perfekcji umiejętności perswazyjne. Jestem dobrym obserwatorem, idealnie umiem ocenić emocje obcych mi osób i tego jak się czują i wykorzystuje to :D (nie mylić z manipulacją!). Doskonale wiem co powiedzieć, aby zmienić nastrój osoby, na tyle, aby była mi przychylna i skłonna do wykonywania moich poleceń. Dzięki temu, wykorzystuję tę umiejętność, do załatwiania pewnych spraw. Wolę przekonać osobę, aby to ona poszła do sekretariatu i załatwiła sprawy, które załatwia się w sekretariacie. Wykorzystuję te umiejętności, aby ułatwiać swoje aspołeczne życie. O wiele łatwiej jest mi nakłonić osobę, do wykonania pewnych czynności, które dla niej są pestką, a dla mnie nie.
Z drugiej strony, czuję się podle, ponieważ moja 'ofiara' pewnie nawet nie zdaje sobie sprawy z sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. :D Nie powinnam tak wykorzystywać swoich rówieśników, ale tojest silniejsze ode mnie. Poza tym, powinnam raczej wykorzystywać tę umiejętność do pomagania innym, zamiast do egoistycznego zaspokajania swoich potrzeb."
Zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne charakteryzują się występowaniem uporczywych, niechcianych myśli i zachowań. Przez obsesje rozumie się myśli, obrazy lub impulsy, które ciągle powtarzają lub utrzymują się pomimo prób stłumienia ich. Natomiast kompulsjami są powtarzające się czynności wykonywane według prywatnych reguł [na przykład dotykanie przedmiotów w określonej kolejności, parokrotne sprawdzanie czy zamknęło się drzwi, ustawianie przedmiotów w odpowiedniej kolejności czy częste mycie rąk nawet wtedy, kiedy nie są brudne].
"Na ogół udawało mi się ukrywać niepokój, jaki wywoływał we mnie ów barwny obsesyjno - kompulsywny świat, jednak to wszystko zżerało mnie od środka. Jednocześnie dośwadczałem samorzutnych napadów lęku i poczucia zbliżającego się nieszczęścia, które trwało nawet pół godziny."
Osoby cierpiące na to zaburzenie zdają sobie sprawę z bezsensu rytuałów i obsesyjnych myśli, jednak nie są w stanie ich powstrzymać.
"Oprócz poświęcania nadmiernej uwagi symetrii odczuwałem też przymus częstego mycia rąk [...] zdawałem sobie sprawę z nienormalności tego zachowania, ale nie potrafiłem mówić o tym innym, bo mówili, że to jakiś obłęd."
Chorzy cierpiący na zaburzenia obsesyjno - kompulsyjne mogą cierpieć także na tiki, czyli ruchy niekontrolowane, jak, na przykład częste mruganie oczami. Mogą miewać także halucynacje czy depresonalizację. Zaburzenie to ma wiele cech wspólnych do schizofrenii.
Jednym z zaburzeń lękowych jest też nerwica neurasteniczna [neurastenia]. Jest najczęściej występującą postacią nerwicy.
Dzieli się na neuratsenię hiposteniczną [w której dominują objawy zmęczenia, obniżenia sprawności i niepokoju], hipersteniczną [w której dominuje rozdrażnienie, wybuchy złości i nadwrażliwość na bodźce] i asteniczną [w której dominuje szybkie uczucie zmęczenia po nawet krótko trwających czynnościach].
Objawia się zwiększoną pobudliwością, szybkim wyczerpywaniem się układu nerwowego, niepokojem, problemami z koncentracją, drażliwością, bólami w okolicy serca, kołataniem serca, bólami głowy, zaburzeniami jelitowymi i anhedonią.
Jedną z osób zmagających się z nerwicą neurasteniczną jest elanani. Zdecydowała się podzielić swoim doświadczeniem z tym zaburzeniem.
Nerwicę zdiagnozowano u niej, kiedy była w ostatniej klasie podstawówki, czyli kiedy skończyła dwanaście lat. elanani przyznaje, że choruje na lżejszy typ choroby, mówi o niej "to taka typowa nerwica, najbardziej znana, ta o której myślimy pytając "co ty taka znerwicowana?". W cięższym typie nerwicy neurasteniczej mogą występować drgawki, którym nie można zapobiec. Można tylko czekać na przyjazd pogotowia.
elanani nie musi uczestniczyć w terapiach ani brać leków psychotropowych. Jedynymi lekami, które przyjmują są tabletki zawierające wyciąg z melisy i różnych ziół. Pije też herbaty ziołowe.
W jej przypadku nerwica objawia się przez napady lękowe, którym towarzyszy kołatanie serca i mroczki przed oczami. Oprócz tego szybko się męczy i łatwo wpada w złość. Ponadto w sytuacjach stresowych dostaje nerwobóli. Wówczas nie może chodzić do szkoły i przyjmuje wtedy dodatkowo leki na uspokojenie i tabletki przeciwbólowe. Kiedy miała cięższe napady chodziła do psychologa, obecnie nie zdarzają się jej już tak często, więc wizyty u niego nie są już konieczne. O swojej obecnej sytuacji mówi "Już trochę to wytrzymuję, [...] ale dla kogoś" "świeżego w temacie" to faktycznie mogłoby być straszne.". Ponadto dodaje, że "Ta przypadłość jest ogólnie dziwna. Potrafię siedzieć na ulubionej lekcji, gadać z koleżanką, śmiać się... A tu nagle bęc. Wszystko robi się głośne, wszyscy się że mnie naśmiewają, czuję się jakbym miała zacząć płakać i krzyczeć jednocześnie, ręce zaczynają się trzęść.". "Czasami napady są też wywołane stresującą sytuacją, np. pojawiają się w czasie kłótni albo po niej.".
elanani swój typowy dzień opisuje tak "[...] napady zazwyczaj są o tak sobie, pojawiają się znikąd i równie szybko znikają. [...] to jest strasznie dziwne, bo w jednej sekundzie mogę oglądać "Trudne sprawy", a w drugiej czuje się, jakbym uciekała przed mordercą. Strasznie nieprzyjemne uczucie, bardzo porównywalne ze strachem... Bo to jest strach... O! To takie uczucie, jak wstyd, poczucie winy. Kiedy rodzice przyłapią cię na robieniu czegoś bardzo złego i dostajesz opieprz.".
elanani zdecydowała się opowiedzieć o tym, jak wygląda życie z nerwicą, ponieważ "chce przełamać tabu i pokazać, że nerwica nie jest niczym, czego trzeba się wstydzić".
Materiały
"Psychologia i życie" Philip G. Zimbardo
"Psychologia. Kluczowe koncepcje. Tom 4" Philip Zimbardo, Robert L. Johnson, Vivian McCann
"Psychopatie" Antoni Kępiński
Charakternik
Wzrokowiec, słuchowiec, kinesteta
Zapewne nie raz zetknęliście się z pojęciami takimi, jak słuchowiec, wzrokowiec czy kinesteta. Są to charakterystyczne sposoby, w jaki ludzie rozpoznają świat. Szczególnie przekłada się to na sposoby nauki, chociaż wiele osób preferuje więcej niż jeden ze styli uczenia się.
Wzrokowiec [dominacja wzrokowa]
Lubi porządek, a w czasie nauki preferuje ciszę. Ucząc się czyta, podkreśla i robi staranne i kolorowe notatki. Ma ładne pismo. Mówi dość szybko, zazwyczaj wysokim głosem. Utrzymuje kontakt wzrokowy z rozmówcą, a opowiadając ma przed oczami obraz sytuacji, o której mówi. Woli pisać, niż mówić.
Słuchowiec [dominacja słuchowa]
Jest wrażliwy na dźwięk. Woli słuchać i rozmawiać niż pisać lub czytać. Uczy się słuchając wykładów, a czytając mówi na głos lub porusza ustami. Ma dobry słuch, dzięki czemu łatwo odtwarza sekwencje muzyczne i wypowiedzi innych. Ma zazwyczaj przyjemny, melodyjny głos. Lubi otaczać się muzyką.
Kinesteta [dominacja kinestetyczna - ruchowa]
Uczy się wykonując eksperymenty, a podczas słuchania wykładów lubi rysować lub huśtać się na krześle. Może mieć nieczytelne lub specyficzne pismo. Często ma wokół siebie bałagan. Zazwyczaj wybiera wygodne i luźne ubrania. Lubi bliski kontakt z innymi ludźmi. Mówi wolno i ma zazwyczaj niski głos. Mówiąc żywiołowo gestykuluje. Z filmu najwyraźniej zapamięta wartką akcję.
Kinesteta [dominacja kinestetyczna - czuciowa]
Zazwyczaj jest nieśmiały, wrażliwy i silnie wszystko przeżywa. Mówi cicho, wolno i spokojnie. Słucha często z zamkniętymi oczami. Lubi analizować i zastanawiać się. W stresie nie reaguje, sprawia wrażenie osoby pozbawionej kontaktu z rzeczywistością.
A jaki sposób nauki wy preferujecie? Jesteście wzrokowcami, słuchowcami, kinestetami czy może należycie do więcej niż jednego z tych typów? Ja jestem kinestetą z dominacją kinestetyczno - ruchową. Na każdej lekcji, żeby móc skupić się na słowach nauczyciela obracam w rękach zatyczki od długopisów, uderzam palcami o ławkę, wciskam przypadkowe klawisze na kalkulatorze albo obracam długopisy w palcach. A stwierdzenie, że kinestetycy brzydko piszą jest jak najbardziej prawdziwe w moim przypadku, co możecie zobaczyć na poniższym zdjęciu.
Materiały
https://edunews.pl/badania-i-debaty/badania/1232-wzrokowcy-sluchowcy-kinestetycy-i-nie-tylko
Mitologia
Czy efekt Mozarta naprawdę działa?
Efektem Mozarta nazywa się poprawę zdolności przestrzennych i inteligencji ogólnej wywołaną słuchaniem utworów muzyki barokowej i klasycznej [szczególnie Mozarta]. Dzieje się tak, ponieważ muzyka klasyczna może powodować obniżenie tętna i wejście w stan relaksacji, w którym poprawiają się niektóre możliwości pamięci. Niestety efekt ten jest znikomy - poprawia współczynnik inteligencji o maksymalnie dwa punkty IQ i utrzymuje się przez krótki okres czasu, dlatego stwierdzenie, że słuchanie muzyki klasycznej trwale podniesie poziom inteligencji jest błędne.
Materiały
http://neuroskoki.pl/psychologiczne-mity/
https://pl.m.wikipedia.org/wiki/Efekt_Mozarta
Niekonwencjonalnie
Błędy w leczeniu psychiatrycznym
Według Antoniego Kępińskiego do błędów w leczeniu psychiatrycznym należą: błąd "naukowej obiektywności" - czyli traktowanie chorego jak przedmiotu, błąd "maski" - czyli sztuczna sympatia do pacjenta i błąd "moralnej oceny" - czyli ocena działań pacjenta.
Materiały
"Poznanie chorego" Antoni Kępiński
a/n
Ostatnio Psychoza była na szóstym miejscu w rankingu. A rozdział znowu wyszedł mi krótszy, ale tym razem postaram się dodać kolejny szybciej. I jeśli chcecie przeczytać tutaj o czymś konkretnym możecie pisać w komentarzach albo na pw.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro