{07}Nie podoba mi się twój głupi uśmiech
[18 wrzesień 2018r. wtorek. Sypialnia Nialla Horana. Godzina 7:25]
"W naszej rodzinie zawsze tak było. Nie martw tatusia. Nie martw mamusi. Nie mów nikomu nic nieprzyjemnego. Udawaj, że wszystko jest w porządku."
Niall's POV
Padam na jej spocone ciało, oddychając płytko. Nia krzywi się lekko, czując na sobie cały mój ciężar, więc przesuwam się nieco niżej, opierając głowę na jej klatce piersiowej.
Oboje jesteśmy wyczerpani, żadne z nas nie mówi słowa. Mogę poczuć pod głową jej pośpiesznie bijące serce. Mam wrażenie że pracuje za szybko, jakby miała w sobie dwa serca zamiast jednego. Być może nawet mogłaby zabrać tam też moje.
Jak by to było mieć trzy serca? Jakie to byłoby uczucie pompować krew trzy razy szybciej? Jakie to uczucie kiedy twoje serce nie bije wcale?
Po chwili Nia wytacza się spode mnie i rusza do łazienki. Włącza prysznic i dźwięk wody lekko mnie uspokaja. Leżę na plecach i bezmyślnie wpatruję się w sufit. Mam wrażenie, że niedługo wypalę w nim dziurę samym spojrzeniem.
- Idziesz na pierwszą lekcję? - Pyta dziewczyna wychodząc z łazienki. Nie ma na sobie nic, a krople wody spadają z jej krótkich włosów na moją podłogę. Zostawia za sobą odciski mokrych stóp, ale nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Ostatnio nic mi nie przeszkadza.
- Nie wolisz najpierw zjeść śniadanie? - Pytam obserwując jak sięga po ręcznik leżący na krześle. Ma trzy malinki na biuście, a ja nie przypominam sobie bym zostawił tam którąkolwiek z nich.
- Mam matmę. Muszę na nią iść. - Odpowiada, na co wzruszam ramionami. Najwyraźniej jednak wybiorę się na pierwszą lekcję.
Dziesięć minut później jesteśmy pod szkołą. Nia wychodzi z mojego samochodu nawet się ze mną nie żegnając. To nawet mnie nie zaskakuje. Zawsze zachowuje się jakby mnie nie znała i już zdążyłem się do tego przyzwyczaić. Tak jest nawet lepiej.
Wysiadam równo z dzwonkiem. Zaraz przy wejściu wita mnie Payne. Uśmiecham się na jego widok.
- Horan! - wita mnie, a ja kiwam mu głową na przywitanie. - Nia Lovelis? Znowu? - Pyta rozbawiony, na co wzruszam ramionami.
- Nie jestem zbyt wybredny ostatnimi czasy. - Żartuję, czym zasługuję sobie na jego głupi uśmieszek.
Liam rusza ze mną do klasy, przy okazji opowiadając o przygotowaniach do zbliżającego się meczu. Niezbyt mnie to interesuje, więc całkiem się wyłączam. Wiem że nawet tego nie zauważy, więc się nie przejmuję. Chcę tylko szybko mieć to za sobą.
°°°°°
Bawi mnie spojrzenie jakim mnie obdarowuje.
- Jesteś totalnym kretynem, Niall - mówi biorąc ode mnie zeszyt. - Naprawdę nie wiem jakim cudem jesteśmy rodziną.
- To nie moja wina, że ja dostałem cały urok, a dla ciebie została tylko inteligencja. - Odpowiadam, na co Bridgit się uśmiecha, a ja czuję się nieco lepiej.
Jesteśmy bliźniętami, więc pomyślałby ktoś, że będziemy się rozumieć bez słowa. Niestety przez większość czasu dotarcie do mojej siostry jest dla mnie sporym wyzwaniem. Dlatego tak małe momenty jak ten, cieszą mnie bardziej niż powinny. W zasadzie to jedyne co mnie naprawdę cieszy, więc dziękuję Bogu za jej istnienie.
- Planujesz zacząć kiedyś odrabiać swoje własne zadania? - Pyta, nie przerywając zapełniania strony swoim równym pismem.
- Jeśli kiedyś do tego dojdzie, dam ci znać odpowiednio wcześnie. Musisz mieć czas na oswojenie się z tą informacją, wiem że to mogłoby rozerwać twoje serce na szczęście.
Siedzimy na schodach prowadzących do sali od przyswojenia obronnego. Jest tam w miarę cicho, biorąc pod uwagę fakt, że we wtorki nikt nie ma tam zajęć.
Wiem że to ulubione miejsce Bridgit w całej szkole. Nikt poza nami nie przebywa tu zbyt często, przez co mamy wrażenie jakbyśmy byli jego jedynymi prawowitymi władcami. Co prawda od czasu do czasu przybywają tu zabłąkani pierwszoklasiści szukając spokojniejszej przestrzeni, ale od razu ich przepędzam. Moja siostra lubi to miejsce, więc nikt nie ma prawda jej go zabierać.
Przerwa się kończy, więc pomagam jej wstać z dziwnej pozycji w jakiej siedziała i biorę jej plecak na ramiona. Odprowadzając Bri do sali staram się rozbawić ją, opowiadając głupie historie. Zataczam się, udając pijanego, przez co twarz blondynki staje się czerwona od śmiechu.
- Przysięgam, że tak było. Nie okłamałbym cię - wołam dramatycznie, chociaż oboje wiemy że moja historia nie jest ani trochę prawdziwa.
Nagle na pustym korytarzu poza nami pojawia się też ktoś jeszcze. Nieco wyższy ode mnie chłopak z blond lokami, biegnie do sali pośpiesznie. Wygląda nawet zabawnie, do momentu kiedy nie przystaje pod klasą mojej siostry i wpatruje w nią z uśmiechem.
- Wy też idziecie na angielski? - Pyta z ogromnym uśmiechem na twarzy i mam wrażenie że jego pytanie w ogóle nie jest skierowane do mnie.
- Ja tak, Niall nie. - Odpowiada Bridgit swoim nieśmiałym głosem. Przestała się już śmiać i mam ochotę kopnąć tego palanta za zakończenie tego momentu radości.
- Świetnie się składa. Właśnie przepisałem się na te zajęcia i nie mam z kim siedzieć. - Mówi chłopak otwierając drzwi i wpuszczając moją siostrę przed sobą.
Patrzę na to z pełną świadomością mojej średnio zadowolonej miny. Kiedy Bridgit znika w sali i słyszę jej przeprosiny do profesora, chwytam chłopaka za ramię i zamykam mu drzwi przed twarzą.
Widzę że jest zaskoczony i chociaż wygląda znajomo, nie mogę sobie przypomnieć jego imienia.
Ściskam jego durną koszulkę w pięści i zbliżam moją twarz tak, żeby patrzył mi prosto w oczy. Nie chcę żeby przegapił któregokolwiek słowo z moich ust.
- Nie podoba mi się twój głupi uśmiech. - Mówię i wiem że przesądzam, ale mam to w dupie. Bri jest w sali, więc nie widzi nic co się dzieje. - Nie podoba mi się też to jak się na nią gapisz. Jeśli chcesz zachować ten głupi uśmiech i moc jeszcze kiedykolwiek się na kogokolwiek pogapić, radzę ci nie robić żadnej z tych rzeczy a kierunku mojej siostry.
Twarz chłopaka opuszcza uśmiech. Wywraca oczami i kiwa głową, więc puszczam go.
- Niall Horan - przedstawiam się mu, chociaż wiem że na pewno wie kim jestem.
- Ashton Irwin. - Odpowiada i wchodzi do sali, zostawiając mnie samego na korytarzu.
Ashton Irwin. Czy tak nie nazywał się przypadkiem ten frajer...?
Czuję złość rosnącą w moim ciele i mam ochotę w coś uderzyć. Mam wrażenie że świat sobie ze mnie kpi. Czy naprawdę nie mogę mieć chociaż jednego normalnego, dobrego dnia?
Zamiast jednak zrobić coś głupiego, zaciskam pięści i liczę do dziesięciu.
Wracam tym samym korytarzem, którym jeszcze przed chwilą tu przyszedłem. Teraz jednak z mojej twarzy zniknął jakikolwiek ślad uśmiechu.
Wchodzę do gabinetu szkolnego psychologa, a mężczyzna wydaje się całkiem zaskoczony moim przybyciem.
- Niall? Nie spodziewałem się że przyjedziesz. - Wita się ze mną i wyciąga spod biurka butelkę wody mineralnej.
Z wdzięcznością sięgam po nią i siadam na przeciwko mężczyzny. Upijam łyk wody i odchylam się na siedzeniu. Ignoruję plakaty na ścianach i zdjęcia tych pieprzonych kotów. Wbijam spojrzenie w sufit i bezwiednie zaczynam opowiadać.
- Kiedy byliśmy mali, lubiliśmy udawać że pochodzimy z innej planety... - zaczynam i chociaż opowiadam tą historię po raz tysięczny, wiem że Styles słucha. Nigdy nie traci cierpliwości i nie przerywa. Pozwala mi zatapiać się w tych wspomnieniach raz po raz, dając mi przestrzeń której potrzebuję.
°°°°°
O kurde, półtorej roku... Woah, to chyba najdłuższa 'przerwa' jaką kiedykolwiek sobie zrobiłam. Tak czy inaczej, hej - witam ponowanie :)
Jeśli jest tu jeszcze ktokolwiek, dajcie proszę znać w komentarzach, żebym wiedziała że jest dla kogo kontynuować.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro