{05} Może moglibyście wybrać sobie inny moment na spóźnianie się?
[17 wrzesień 2018, poniedziałek. Gabinet szkolnego psychologa. Godzina 9:47]
"Ludzie myślą, że ból zależy od siły kopniaka. Ale sekret nie w tym, jak mocno kopniesz, lecz gdzie."
Nia's POV
- Cieszę się, że w końcu udało ci się znaleźć dla mnie odrobinkę czasu, panno Lovelis. - Mówi Styles, uśmiechając się do mnie, jakbyśmy byli starymi przyjaciółmi.
Siedzę w jego gabinecie przepełnionym głupimi plakatami z motywującymi hasłami i czuję jak tracę wszelkie chęci do życia. Depresyjna Nia nadchodzi, a to ci niespodzianka.
- Mógł sobie pan darować sprawę z wzywaniem mnie przez radiowęzeł. - Rzucam niezbyt przyjemnym tonem, ale mężczyzna zdaje się ignorować moje słowa.
Otwiera leżącą na jego biurku teczkę i wyciąga z niej kartkę. Mogę zobaczyć moje nazwisko napisane w jej górnym rogu. Kręcę głową rozczarowana, ponieważ już wiem, czego będzie dotyczyła tego rozmowa.
- W zeszłym roku dość często zdarzało ci się opuszczać zajęcia - stwierdza. - Czy mogę poznać powód twoich nieobecności? - Pyta, chociaż oboje znamy odpowiedz. - Dużo chorowałaś? Zapominałaś drogi do szkoły? Nie potrafiłaś przezwyciężyć grawitacji przyciągającej cię do łóżka?
Wywracam oczami, a na jego pytające spojrzenie wzruszam ramionami. Mężczyzna odkłada kartkę przed siebie, a wolne dłonie zaplata na wysokości ust. Patrzy się na mnie uważnie, a w jego spojrzeniu dostrzegam cień rozbawienia.
- Zostałem poproszony o to, by przeprowadzić z tobą tą rozmowę. - Przyznaje brunet. - I szczerze mówiąc, wolałbym nie zawieść osoby, która powierzyła mi to zadanie. Więc jeśli byłabyś łaskawa współpracować, byłbym wdzięczny.
Wzruszam ramionami z obojętną miną, dobrze wiedząc, że i tak mu nie zależy. Nie jestem na tyle naiwna, żeby w to uwierzyć.
- Po prostu wagarowałam. - Mówię chcąc go zbyć, ale on tylko wywraca oczami. Niezły przykład, panie psychologu.
Brunet wzdycha, odkłada teczkę na biurko i pochyla się w moim kierunku. Przybiera zmartwiony wyraz twarzy.
- Słyszałem... pewne rzeczy, Nia. - Mówi lekko ściszając głos. - Rzeczy na temat twojej sytuacji rodzinnej. Słyszałem też o tym, że w zeszłym miesiącu odszedł twój ojciec. Na pewno musi ci być teraz ciężko. Tobie i twojej mamie.
Słowa wylatują z jego ust i uderzają we mnie z podwójną siłą. Czuję jak robię się różowa ze złości i ściskam dłonie w pięści.
- To nie był mój ojciec. - Poprawiam go, a mój głos brzmi tak ostro, że pedagog odsuwa się lekko. Zapewne zaskakuje go moja reakcja i pewnie słusznie, ponieważ z jego punktu widzenie pewnie nie mam powodu do takiego wybuchu. - I nie jest ciężko. Jest cudownie. - Warczę na niego, starając się zachować w miarę przyzwoicie. - Świetnie sobie radzę.
Jego brwi unoszą się ponad zielonymi tęczówkami, nadając mu zaskoczony wyraz twarzy. Widzę że stara się mnie przejrzeć, zrozumieć moje dziwne zachowanie, ale to wkurza mnie jeszcze bardziej.
- Nie chodziłam do szkoły ponieważ często chorowałam. - Mówię, chociaż oboje wiemy, że to kłamstwo. - Richard nie był moim ojcem i wolę nie rozmawiać na jego temat. Nigdy.
Wstaję, głośno szurając krzesłem, na którym jeszcze moment siedziałam. Z ziemi podnoszę czarną torbę i zarzucam ją sobie na ramię.
- A teraz, jeśli nie ma pan nic przeciwko, wolałabym wrócić na lekcje. Nie chciałabym narobić sobie zaległości. - Rzucam zabijając go spojrzeniem, jednak on nie wydaje się tym przejmować. Mężczyzna również wstaje ze swojego miejsca i razem ze mną rusza do wyjścia. Otwiera drzwi i przytrzymuje je dla mnie. Staram się nie patrzeć mu w twarz, co nie jest takie ciężkie biorąc pod uwagę to, że jest ode mnie dużo wyższy.
- Nie musimy o nim rozmawiać, jeśli nie chcesz, Nia. - Mówi delikatnym tonem, a ja czekam aż skończy, wciąż wbijając spojrzenie w moje buty. - Po prostu chciałbym, żebyś nie bała się tu przyjść, jeśli będziesz miała jakikolwiek problem. Lub jeśli będziesz chciała po prostu porozmawiać. O czymkolwiek.
Robi mi się go trochę szkoda. Zaczynam żałować, że tak na niego naskoczyłam. Oczywiście jest tylko kretyńskim psychologiem, który myśli, że ma prawo wpieprzać się w moje życie , jednak mimo wszystko...
- Dobrze wiem, jak to jest zostać porzuconym przez osobę, którą się kocha. Emocje w takiej sytuacji są całkowicie... - Mówi, ale ja już nie słucham.
- Richard nie był mi bliski. - Warczę niemal wypluwając z siebie każde słowo. Następnie przepycham się obok niego, mając dość. Głupi Styles.
- Będę na ciebie czekać, Nia. Drzwi tego gabinetu są dla ciebie otwarte! - Woła za mną, nie przejmując się jakąś pierwszoroczniaczką siedzącą w poczekalni i wbijającą w nas swoje ciekawskie spojrzenie.
Świetnie.
°°°°°
Wchodzę do sali spóźniona i ignorując spojrzenia ludzi, przeciskam się w stronę mojej ławki. Wiem, że wciąż jestem zarumieniona po rozmowie ze Stylesem, a moje włosy prawdopodobnie wyglądają jak bałagan przez ciągłe przeczesywanie ich palcami podczas drogi z gabinetu, spowodowane frustracją.
Nauczyciel jedynie kiwa w moim kierunku głową, dając znak, że zauważył moją obecność.
Sala od matematyki jest jednym z moich ulubionych miejsc w całej szkole, głównie z powodu ciszy. Profesor Schulz wymaga od uczniów bezwzględnego podporządkowania i spokoju. To sprawia, że czterdzieści pięć minut dziennie mam okazję nacieszyć się tym rzadkim zjawiskiem. Trzy kwadranse rozwiązywania działań, bez tych okropnych szeptów za plecami. Dwa tysiące siedemset minut bez głupich śmiechów i bezsensownych oskarżeń. Sto sześćdziesiąt dwa tysiące sekund nie przejmowania się niczym poza liczbami.
Uśmiecham się sama do siebie.
W momencie kiedy siadam na swoim miejscu, drzwi sali ponownie się otwierają. Wchodzi Niall Horan z zarumienionymi policzkami i głupim uśmieszkiem na twarzy. Jego spóźnienie wywołuje jeszcze więcej zamieszania niż moje, pewnie z powodu wielkiej malinki na jego szyi.
Nagle spojrzenia połowy klasy przenoszą się na mnie, a ja jestem zdezorientowana, póki nie uświadamiam sobie jak to wygląda.
Dziewczyna siedząca po mojej prawej parska śmiechem, patrząc na mnie z pogardą.
- Siadaj Horan. - Mówi profesor Schulz nie brzmiąc na zachwyconego tym zamieszaniem. - Może ty i panna Lovelis moglibyście wybrać sobie inny moment na spóźnianie się?
Przymykam powieki wkurzona, na twarzy zostawiając swoją maskę obojętności.
Niall wygląda na rozbawionego, kiedy siada na miejscu obok mnie, a ja nawet nie mam siły powiedzieć mu, żeby spierdalał.
Wal się, świecie.
°°°°°
Okay, więc nie dodawałam rozdziałów przez miesiąc i nawet nie jestem pewna, czy ktokolwiek to jeszcze czyta, ale co tam. Ostatnio byłam tak cholernie przytłoczona szkołą, że dziwię się sobie, iż udało mi się w ogóle znaleźć czas na oddychanie.
Tak czy inaczej przewiduję, że na następny rozdział nie będziecie zmuszeni czekać tak długo (chociaż oczywiście nic nie obiecuję).
Btw, właśnie uświadomiłam sobie, że podczas pisania Expensive (mojego poprzedniego ff) też zrobiłam sobie miesięczną przerwę i to chyba też po 4 lub 5 rozdziale. To chyba taka tradycja xD
Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. Miłych mikołajek :)
Wiktoria xx
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro