9
Środa mija mi jak na razie bardzo dobrze. Wczoraj nie było śladu po Harrym w biurze i bardzo się z tego cieszę. Wygląda na to, że szef przeniósł go do kogoś innego.
Przeglądam kolejne papiery w sprawie klientów i przypominam sobie o Gregu. Mieliśmy się spotkać dzisiaj popołudniu i nie mogę o tym zapomnieć. Upijam łyk kawy i zajadam się czekoladowym ciastkiem. Dawno nie miałam tak spokojnego dnia w pracy. Wszystko wydaje się być takie łatwe.
Włączam laptopa i rozsiadam się wygodnie w fotelu, gdy nagle drzwi od gabinetu się otwierają, a do środka wchodzi Harry.
Zauważam na jego twarzy kilka małych blizn i zadrapań, ale nie interesuje mnie to. Co on tutaj w ogóle robi?
- Dzień dobry — szczerzy się i siada na krześle, bezczelnie się we mnie wpatrując.
- Harry, powiedziałam Ci coś.. — mierzę go wzrokiem, ale on mi przerywa.
- Nie — mówi i zakrywa mi palcem usta, co bardzo mnie denerwuje — Ojciec zapisał mnie do Ciebie. Jesteś moją psycholog i nie możesz ode mnie uciekać. Potrzebuję pomocy.
Unoszę brew w górę i zastanawiam się nad tym co powiedział.
- Jesteś całkiem normalnym człowiekiem i według mnie nie potrzebujesz pomocy.
- Odpowiem Ci na wszystkie pytania, możemy porozmawiać o wszystkim — uśmiecha się i bierze z mojego biurka kubek z kawą, a następnie upija łyk.
No tego to za wiele.
- Jesteś bezczelny — warczę i zabieram mu z ręki moją własność — Ile Ty masz do cholery lat? Zachowujesz się jak dziecko.
- Odpowiem Ci na wszystkie pytania — powtarza i porusza znacząco brwiami.
Wzdycham z irytacją i opieram się o oparcie krzesła.
- Dobrze. Zgoda — mówię, a on uśmiecha się.
Przeglądam jego papiery i analizuję wszystko co kiedykolwiek mi powiedział. Coś o swojej mamie.
- Co jest z Twoją mamą? — pytam, a on zaczyna się denerwować, chociaż próbuje to ukryć.
Na marne, bo ja zauważę wszystko.
- Nie żyje, mówiłem już — wywraca oczami.
- Masz z tym jakiś problem, Harry? Nie możesz się z tym pogodzić? Jest Ci ciężko?
- A komu by nie było? — mamrocze i spogląda na mnie — Oczywiste jest to, że jeśli odchodzi bliska nam osoba to czujemy się.. dziwnie. Czujemy jakąś pustkę gdzieś w środku i nie możemy do końca przyjąć do wiadomości, że już jej nie zobaczymy.
Patrzę na niego z otwartą buzią i nie mogę się nadziwić. Ten chłopak wydaje się być naprawdę bardzo mądry.
- Rozumiem. A jak myślisz, dlaczego twój tata Cię tu przysłał? Miał z Tobą jakieś problemy?
- Po śmierci mamy trochę się we mnie zmieniło w stosunku do ojca — wzrusza ramionami — Byłem załamany psychicznie, ale już tak nie jest.
- Więc chyba powinieneś zrezygnować z terapii — mówię.
- Ale ja chcę tu przychodzić.
- Możesz przychodzić do Giny — wzdycham i biorę do ręki kubek z kawą, ale gdy przypominam sobie, że przed chwilą pił z niego Harry, od razu odstawiam go na miejsce.
Harry nie odpowiada nic tylko patrzy się na mnie.
- Jesteś urocza, gdy się rumienisz — mówi i oblizuje usta, a mi dosłownie szczęka opada.
Nie wiem już co mam powiedzieć. Nigdy w życiu nie miałam klienta, który zachowywałby się... tak. Harry jest bezczelny i nie mam zamiaru z nim pracować.
- Wyjdź — mówię i wskazuję dłonią na drzwi — Natychmiast.
- Wygląda na to, że Pani Psycholog nie przyjmuje komplementów — chichocze i wstaje z miejsca — Jeszcze się zobaczymy, Elizabeth.
Puszcza mi oczko i wychodzi z pokoju, zostawiając mnie zdezorientowaną.
*
Zbliża się 15, więc spokojnie mogę opuścić biuro. Żegnam się z Carrie i Giną i wychodzę na dwór. Pogoda jest zadziwiająco ładna. Niebo jest lekko zachmurzone, ale świeci słońce i jest w miarę ciepło. Rozpinam do połowy moją kurtkę i mierzwię włosy. Spoglądam na zegarek i uświadamiam sobie, że jestem spóźniona.
Na autobus nie zdążę, a biec nie ma co. Piszę sms do Grega, że spóźnię się 10 minut i będzie musiał na mnie czekać. Greg oczywiście przyjął to ze śmiechem i zapewnił, że nie ma sprawy.
Idę wzdłuż ulic Londynu i zatrzymuję się przed Starbucks'em. Wzdycham głęboko i wchodzę do środka.
Już z daleka widzę jasnobrązową czuprynę Grega, który siedzi w kącie i pije kawę.
- Cześć! — krzyczę i zachodzę go od tyłu.
- Hej Lily — uśmiecha się i przytula mnie — Co u Ciebie?
- Wszystko w porządku, ale lepiej mów co u Denise — odpowiadam i wyjmuję z torebki portfel.
- Denise czuje się świetnie. Za dwa miesiące poród — szczerzy się od ucha do ucha, a ja wraz z nim.
Jestem szczęśliwa, że tak dobrze mu się wiedzie. Jeszcze do niedawna był smutnym facetem, a teraz tryska radością.
- Idę po zamówienie — wstaję z miejsca i ruszam do kasy.
Spoglądam na wybór napojów, gdy nagle słyszę czyjś znajomy głos. O Boże, Harry tu jest.
- Poproszę frapuccino — mówię cicho, tak aby Harry mnie nie usłyszał.
Kasjerka kiwa głową i znika gdzieś z tyłu. Staję trochę dalej i czekam na moją kawę.
- Elizabeth — głośny pomruk Harrego sprawił, że na plecach pojawiły mi się ciarki.
Wzdycham i odwracam się do tyłu. Zastaję Harrego wraz z jakąś dziewczyną i chłopakiem, stojących w drzwiach.
- Harry — syczę i mierzę go wzrokiem.
Chłopak podchodzi do mnie bliżej i łapie w palce mój podbródek, unosząc go do góry.
- Jak to jest, że zawsze tam gdzie ja to i Ty? — pyta i uśmiecha się szeroko.
- Zbieg okoliczności, którego nienawidzę — prycham i odwracam się w stronę kasy.
Odbieram swoje zamówienie i ruszam w stronę stolika, przy którym siedzi Greg.
- Tak długo? — pyta i odkłada telefon na stolik.
- Przepraszam — mamroczę.
- Chyba mu się spodobałaś — chichocze Greg i kiwa głową w prawą stronę.
Odwracam głowę i widzę Harrego, który bezczelnie się na mnie gapi.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro