8
Słyszę stukot kropel deszczu o szybę. Otwieram oczy i rozglądam się po pomieszczeniu. Chwila, gdzie ja jestem?
Marszczę czoło i zdenerwowana wstaję z łóżka, które na pewno nie jest moim. Na podłodze przy ścianie leży moja torebka i kurtka. Przerażona otwieram drzwi i wychodzę na korytarz.
Czuję zapach smażonych naleśników, więc kieruję się w stronę, jak sądzę— kuchni.
Wychylam się zza rogu i ogarnia mnie złość.
- Co ja tutaj robię?! — krzyczę widząc Harrego, który krząta się po kuchni.
- Oh, wstałaś — mówi i uśmiecha się — Robię naleśniki.
- Nie obchodzi mnie co robisz! — wrzeszczę i wzrokiem szukam wyjścia z tego domu — Jakim prawem zaciągnąłeś mnie do siebie?!
- Elizabeth, uspokój się — odkłada patelnię na gaz i podchodzi coraz bliżej.
- Nie! — krzyczę i zabraniam mu stawiać kolejnych kroków — Jestem Twoją pieprzoną psycholog i nie jesteśmy na Ty!
Zakładam buty, które stoją spokojnie w przedpokoju i z hukiem wybiegam z domu. Co on w ogóle sobie myślał? O mój Boże, a co jeśli mi coś zrobił? Nigdy bym mu tego nie wybaczyła.
Natychmiast muszę zadzwonić do szefa i poprosić, aby przenieśli go do kogoś innego.
*
Po kilkunastu minutach jestem w domu. Wszystko dzięki autobusowi, który dojechał prawie pod samo mieszkanie.
Wściekła zamykam drzwi na klucz i wręcz rzucam się na kanapę z płaczem. Jak mógł przynieść mnie do swojego domu? Jest moim klientem i nic tego nie zmieni. Nigdy.
Poniedziałek. Dzień, w którym w końcu uwolnię się od Harrego. Podbieram kubek kawy z jadalni i ruszam na górę do gabinetu.
Po drodze moją uwagę przykuwa Gina, która rozmawia z chłopakiem, którego bardzo dobrze kojarzę.
Harry.
Podchodzę bliżej i mierzę go wzrokiem.
- Cześć, Lizzie — uśmiecha się Gina i przytula mnie.
- Cześć — mówię i marszczę czoło — Co do cholery z nim robisz?
Harry szczerzy się szeroko i wkłada dłonie do kieszeni.
- Rozmawialiśmy — odpowiada spokojnie, a mnie szlag trafia.
- Nie chcę Cię widzieć, rozumiesz? — syczę i spoglądam na Ginę — Możesz go sobie wziąć pod opiekę.
Nie czekając na reakcję z ich strony ruszam do gabinetu. Głośno trzaskam drzwiami i zdenerwowana siadam na krześle.
Odpalam laptopa i czekam na klienta, z którym byłam umówiona na 14. Nie wiem do końca kto ma przyjść, ale nie to jest najważniejsze. Wpisuję w wyszukiwarkę „Styles Management" i czekam, aż wyskoczą jakieś porządne informacje.
Styles Management przynosi wielkie sukcesy brytyjskiej muzyce. Szacuje się, że dochody SM przekraczają rocznie 3mln funtów i dzięki temu firma ta zyskała największą popularność w UK.
Styles Management wzbogaca się o kolejne miliony. Liczba gwiazd, z którą SM zawarło kontrakt przekracza nasze oczekiwania. „Zyski są ogromne i nie można tu narzekać na słabe zarobki. Styles Management jest solidną firmą i ma ogromną reputację w świecie biznesu, dlatego nie możemy pozwalać sobie na błędy" — mówi Caterine Valey, jedna z sekretarek SM.
- Przepraszam — słyszę czyjś głos i odrywam się od czytania.
Zerkam w stronę drzwi i zauważam Harrego. Po jaką cholerę on tu przyszedł?
- Wyjdź — mówię ostro i zamykam laptop — Nie zrozumiałeś?
- Nie — wzrusza ramionami i siada na krześle — Wytłumacz mi.
Szczerze mówiąc sama nie wiem, co mam mu odpowiedzieć. Zastanawiam się dłuższą chwilę, jednak robię to, co wydaje mi się najbardziej odpowiedzialne.
- Po prostu stąd wyjdź, albo zawiadomię ochronę. Odwołuję nasze wszystkie spotkania i pogadam z szefem, żeby przeniósł Cię do Giny.
Harry wzdycha i zaczyna się śmiać.
- Oh Elizabeth — mamrocze i oblizuje górną wargę — Dobrze, w takim razie do zobaczenia.
Uśmiecha się cwaniacko i wychodzi z gabinetu zostawiając mnie zdezorientowaną. Dlaczego tak szybko odpuścił?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro