Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

24

-Lizzie-


Wstaję rano i kompletnie nie wiem co się dzieje. Nie powinnam tu być i nie powinnam leżeć z Harrym w jednym łóżku.

Próbuję ruszyć ręką, ale jest to niemożliwe, gdyż Harry napiera na mnie całym swoim ciałem. Mój Boże, on jest prawie nagi.

Szybko wyślizguję się z jego uścisku i wstaję z łóżka.

- Lizz.. - słyszę jego szept, ale olewam to.

Udaję, że nie słyszę i wychodzę z pokoju. Mam zamiar wziąć swoje ubrania, przebrać się i uciekać z tego domu. Wchodzę cicho do salonu i zamieram.

- Oh, dzień dobry - mówi jakiś facet, który wygodnie leży sobie na kanapie i ogląda TV.

W co ja się wpakowałam..

- Ja.. dzień dobry. Przyszłam tylko po ubrania - czerwienię się i podchodzę do kanapy, na której leży.

Mężczyzna trzyma w dłoni moje ciuchy i posyła mi groźny wzrok.

- Proszę - mówi i rzuca je w moją stronę.

Wszystko spadło na podłogę, a ja wydaję z siebie jęk niezadowolenia.

- Ta, dzięki - mruczę i nagle czuję za sobą czyjąś obecność.

Harry odchrząkuje i zbiera z podłogi moje ubrania, a następnie wciska mi je w dłoń.

- Co Ty robisz? - syczy w stronę mężczyzny, który jak przypuszczam jest jego ojcem - Mógłbyś chociaż raz normalnie się zachowywać!

- Harry, nie podnoś na mnie głosu - warczy ten drugi i wstaje z miejsca - Co to ma znaczyć? Wracam po pracy i co widzę? Kolejną dziewczynę, która została w MOIM domu na noc?

- Co Ty pierdolisz?! - syczy Harry, a ja dotykam jego ramienia i zaczynam je masować, by trochę go uspokoić - To moja znajoma! Nic nie było, po prostu nie miała gdzie spać!

- Już nie wierzę w Twoje kłamstwa, Hazz - odzywa się, ale przerywa mu dłoń Harrego, która spotyka się z jego policzkiem.

- Nawet tak do mnie nie mów - warczy i mierzy go wzrokiem - Tylko mama mogła tak na mnie mówić.

Harry łapie mnie za dłoń i prowadzi do sypialni, z której wyszłam dziś rano.

Siada na łóżku i chowa twarz w dłonie.

- Przepraszam - szepcze.

Siadam obok niego i przytulam się do jego ramienia.

- Nie przepraszaj, Haz..khm, Harry - poprawiam się szybko, by go nie urazić.

Bardzo spodobało mi się to zdrobnienie, jednak nie będę go używać po tym, co przed chwilą się wydarzyło.

- Spokojnie, Lizzie. Możesz tak na mnie mówić. Z Twoich ust brzmi to całkiem okay - uśmiecha się i obejmuje mnie ramionami.

Jego usta stykają się z moim czołem. Czuję jego cholernie gorący oddech na twarzy i nie będę kłamać - mam ochotę rzucić się na jego usta.

Trwamy tak kilka minut, dopóki Harry nie wstaje.

- Przebierz się, a potem.. nie wiem, zawiozę Cię do domu - mamrocze i wychodzi z sypialni.

Wzdycham i biorę się za ubieranie.

Nakładam na siebie wczorajsze ciuchy i przy okazji przysłuchuję się rozmowie Harrego i jego ojca, ale nic nie rozumiem. Słyszę jedynie, że krzyczą i kłócą się, ale nie wiem o co.

Gdy kończę się przygotowywać biorę do ręki telefon i wszystkie moje inne rzeczy i wychodzę z sypialni.

- Hazz.. - odzywam się, zwracając uwagę obu facetów.

Problem w tym, że jeden na mój widok się uśmiecha, a drugi jest wściekły.

- Idziemy - warczy Harry w stronę swojego ojca i prowadzi mnie do garażu.


Harry zgasza silnik i głęboko wzdycha.

- Jak się czujesz? - pytam i zerkam na niego.

Oparty jest o kierownicę i ciężko oddycha. Tak bardzo jest mi go szkoda..

- Tak bardzo nie chcę tam wracać. Cholera, nienawidzę go - syczy i uderza pięścią w kierownicę.

- Harry, uspokój się, dobrze? Wszystko będzie okay. Wiem, że zawsze się tak mówi, ale ja mówię prawdę. Obiecuję.

- Nie wiesz jak to jest. Traktuje mnie jak śmiecia! Ciebie też potraktował nie tak jak powinien. Zachowuje się jak sukinsyn i w sumie nim jest..

- Nie musisz tam wracać - mruczę, a on natychmiast na mnie spogląda.

- Oczywiście, że muszę.

- Nie, Harry. Śpij dziś u mnie.

Sama nie wiem czemu to powiedziałam, ale nie żałuję, bo uśmiech, który zobaczyłam wtedy na jego twarzy wynagrodził mi to wszystko.

- Naprawdę?

- Tak - wzruszam ramionami - Ja spałam u Ciebie, Ty możesz spać u mnie. Ale najpierw pojedziemy na miasto, okay?

- Jezu, Lizz. Tak bardzo Ci dziękuję - wzdycha i przybliża się do mnie - Ratujesz mój seksowny tyłek.

Chichoczę cicho i spoglądam w jego oczy, które są piękne! Nic nie może się z nimi równać.

- Mogę Cię pocałować? - pyta nieśmiało, a ja bez wahania kiwam głową.

Po chwili czuję jego usta na swoich i ugh.. mogłabym oddać wszystko, by tylko czuć się tak cały czas. Czuję niedosyt, bo złożył tylko mały pocałunek i od razu się odsunął. Ale cóż. Tylko przyjaciele.


___________________________________

40 votes = next

Co sądzicie? :)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro