20
-Harry-
Wracam do naszego stolika z kubkami gorącej kawy i nigdzie nie widzę Lizz. Po prostu jej nie ma.
Kurwa! Wiedziałem, że tak będzie. Ta suka po prostu musiała uciec, bo tak bardzo mnie nienawidzi, a ja kompletnie nie mam pojęcia dlaczego!
Staram się. Tak bardzo się staram. Lizz jest pierwszą dziewczyną, na której choć trochę mi zależy i dla której chcę robić te wszystkie randki i inne pierdoły.
Ona chyba naprawdę musi być ślepa!
Dobra, dość tego. Po prostu kurwa dość!
Rzucam kubkami o stolik, powodując głośny huk i ruszam w stronę wyjścia.
- Może Pan posprząta? - słyszę głośne warknięcie za sobą i odwracam się.
Staję twarzą w twarz z czarnowłosym facetem i mierzę go wzrokiem.
- Ty to posprzątasz - spluwam mu w twarz i wychodzę ze Starbucks'a.
Nikt mnie jeszcze tak nie wkurwił i przysięgam, że jeszcze mi za to zapłaci.
-Lizzie-
Piątek. Piąteczek. Piątunio! Śmieję się pod nosem i zbieram z biurka swoje teczki i wszystkie papiery. W końcu wolne i najlepsze jest to, że od wtorku nie widziałam Harrego.
- Zapraszam Cię na randkę - zaczepia mnie Austin w korytarzu i nie przestaje się na mnie gapić.
Zakładam na siebie moją kurtkę i wzdycham.
- Muszę odmówić - mówię, a on zaczyna się szczerzyć.
- Nie przyjmuję odmowy.
- Nie mam czasu, naprawdę.
- Dobrze wiem, że masz. Ostatnia randka w kinie bardzo mi się podobała - porusza brwiami i obejmuje mnie ramieniem, a ja mam odruchy wymiotne.
- Nie mam czasu, rozumiesz?
- A co takiego robi Elizabeth Foster? - prycha.
- Umówiłam się już.
- Woah, z kim? - pyta i udaje zdziwienie, bo dobrze wie, że z nikim się nie umówiłam.
Spuszczam wzrok na swoje buty i drapię się po karku.
- Ze mną - słyszę głos Harrego i wzdycham z ulgą.
Naprawdę cieszę się, że tu jest, chociaż powinnam być zła, że wtrąca się w nie swoje sprawy.
- Ty.. Wy naprawdę? - Austin odsuwa się ode mnie, by Harry mógł spokojnie obok mnie stanąć i objąć mnie w talii.
- Tak. My naprawdę - mówi poważnie, chociaż oboje mamy ochotę wybuchnąć śmiechem - Masz z tym problem?
- Nie.. Nie wiedziałem - broni się i rusza w stronę drzwi - Do poniedziałku, Lizzie.
Zbywam go dłonią i ku mojemu zdziwieniu przytulam się do Harrego.
- Wielkie dzięki - mamroczę, a on masuje mnie po plecach i składa pocałunek na mojej głowie.
Wooah. Czy to oby na pewno jest Harry Styles?
- Nie ma za co, ale mówiłem prawdę. Zabieram Cię na randkę - szczerzy się, a ja wywracam oczami.
- Powinnam być na Ciebie zła - mierzę go wzrokiem i wychodzę z biura, a on tuż za mną.
Zauważam na parkingu najlepszy samochód w tym mieście i już wiem do kogo należy. Bez zbędnych komentarzy siadam po stronie pasażera i zamykam za sobą drzwi. Jakoś chcę z nim jechać, chociaż wiem, że nie powinnam.
- Nie powinnaś - odgryza się - Ja powinienem.
- Za co? - prycham, a on uśmiecha się.
- Że we wtorek uciekłaś z naszej randki. Byłem wkurwiony jak nigdy.
- Bo zobaczyłam Twoją tapetę - mówię ostro, ale zdaję sobie sprawę jak głupio musiało to brzmieć - To znaczy.. Sprawdzałam godzinę i.. i zobaczyłam.
- I co w związku z tym? - marszczy brwi i włącza się do ruchu, a ja wywracam oczami.
Czy on naprawdę jest aż tak głupi?
- Myślałam, że lecisz na dwa fronty - mówię prosto z mostu, a on rozszerza oczy i wybucha śmiechem.
Mimo, że jest to dla mnie niekomfortowe to tego dźwięku mogłabym słuchać cały czas. Jest przepiękny.
- Chryste, Lizz - mówi i ociera łzy - To moja siostra.
___________________________
35 votes - next
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro