Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Odwracam się w stronę ringu i czuję jak odpływa ze mnie krew.
- Niezły jest! - krzyczy mi do ucha Simon, ale nie przejmuję się tym.
Po prostu patrzę jak Harry wymierza kolejne ciosy swojemu przeciwnikowi. Jest silny i to bardzo, aż boję się o faceta, z którym walczy.
- Styles to dobry bokser - mówi James, a ja chcąc nie chcąc spoglądam na niego - Walczyłem z nim kiedyś.
- I co?
- To - śmieje się i wskazuje na fioletową bliznę na jego szczęce.
Dopiero to zauważyłam.
- Ma dużo siły i przyznam się bez bicia, że poległem. Zresztą każdy poległ. Styles nigdy nie przegrał.
Patrzę na niego z wytrzeszczonymi oczami i nie mogę uwierzyć w to co mówi. Ten wkurzający, odrobinę przystojny, inteligentny chłopak jest.. Bokserem? I to na dodatek niepokonanym Bokserem.
Szef największej na świecie firmy wytwórczej jest pieprzonym bokserem i rozdaje ciosy w twarz na prawo i lewo.
Nie, on nie może przychodzić do mojego biura. Jest zbyt niebezpieczny.
- Widziałaś?! - wrzeszczy mi do ucha Simon, a ja znów zerkam na ring.
Przeciwnik Harrego ledwo trzyma się na nogach, gdy ten zadaje mu potwornie mocne ciosy w twarz.
Jedno oko ma napuchnięte, z ust leci mu krew, a o złamanym nosie nie wspomnę.
Ile w takim młodym człowieku może znajdować się siły?
- Dawaj! - krzyczą tłumy, a ja zasłaniam dłońmi oczy.
Nie chcę na to patrzeć. Zrobi mu ogromną krzywdę.
Myśląc, że walka się skończyła, znów patrzę na ring i czuję napływające do oczu łzy.
Harry nawet na chwilę nie przestał uderzać przeciwnika. Okłada go pięściami z każdej strony, a na dodatek powala go na ziemię.
Facet w niebieskich spodenkach leży nieprzytomny i ledwo oddycha. Z ust wylewa mu się niebezpieczna ilość krwi, a klatka przestaje się unosić. Czy on w ogóle oddycha?
- Raz.... - odlicza sędzia, a ja wybucham.
Czy oni nie widzą, że on nie daje rady normalnie oddychać?! Co dopiero wstać!
- Zabierzcie go stąd! - krzyczę i zwracam uwagę kilku osób, w tym Harrego.
Wszyscy patrzą w moją stronę,  a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.
- Elizabeth - mówi bezgłośnie Harry, a ja znów zaczynam płakać.
Przecież ten człowiek zaraz udusi się własną krwią..
Wzdycham z ulgą, gdy do magazynu wbiega kilku ratowników medycznych i zabierają z ringu rannego.
- Mój Boże - łkam i ukrywam twarz w dłoniach.
Nagle czuję jak ktoś oplata swoje ramiona wokół mojego ciała i spoglądam w górę. James.
- Hej, spokojnie. To tylko walka - mówi i głaszcze mnie po plecach.
Przytulam się do niego z bezsilności. Nigdy nie byłam świadkiem tak brutalnej sceny i juz nigdy nie chcę tego powtarzać.
- Pierdole, wychodzę stąd - słysząc ten głos ożywam.
Odsuwam się od Jamesa i szybko się z nim żegnam.
Ostatni raz zerkam na ring, z którego Harry próbuje wyjść i biegnę w stronę wyjścia.
Nie, on nie może mnie znaleźć.

-Harry-

Gdzie ona kurwa jest? Przed chwilą miziała się z McVey'em, a teraz zniknęła.
- Kurwa - mamroczę i rozglądam się wkoło.
Widzę tylko Simona, którego znam z widzenia, ale nigdzie nie ma Lizz.
Wybiegam z magazynu i nawołuje jej imię. Na pewno się przestraszyła. Zobaczyła czym się zajmuje i juz nie będzie chciała mnie znać.
- Zabierz mnie stąd - słyszę cichy szept i odwracam się do tyłu.
Lizz.
- Elizabeth! - krzyczę i idę w jej stronę.
Nagle zza rogu wyłania się niejaki James i kryje ją w swoich ramionach.
No ja mu kurwa pokażę gdzie jego miejsce. Raz rozjebałem mu ryj, to mogę zrobić to poraz kolejny.
- Przysięgam, że jeśli nie pójdziesz stąd w ciągu 10 sekund to dostaniesz w ryj - syczę w jego stronę.
- Lepiej odejdź.
- Kurwa mać! - Wrzeszczę.
Czuje taki przypływ złości, że już nad tym nie panuje. Pilnowałem się przez pieprzony miesiąc. Udawałem miłego i szczęśliwego, by nie wystraszyć Lizzie, ale już kurwa nie wytrzymam.
Muszę komuś rozwalić jego pieprzony łeb.

______________________
30 votes=next
Przepraszam za wszystkie błędy, ale pisane na telefonie :c

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro