12
Piątek. Normalnie to bym się cieszyła, ale przypomniał mi się Harry. Dzisiaj jest nasza 'randka' i tak naprawdę to zastanawiam się, czy go nie wystawić. To on ją ustalił i nawet nie pytał mnie o zdanie.
- Hej, Lizzie – Austin zatrzymuje mnie w holu i nie olałam go tylko dlatego, że przyniósł mi kawę – Masz ochotę jutro gdzieś wyjść?
Czy ten dzieciak nigdy nie da mi spokoju?
- Wyjść? – pytam i marszczę brwi – To znaczy?
- O 10 puszczają fajny film w kinie i pomyślałem, że ze mną pójdziesz.
Szczerzy się od ucha do ucha i znacząco porusza brwiami. Jest zbyt pewny siebie.
- No nie wiem – wzruszam ramionami i idę w stronę windy, a on za mną – 10 to bardzo wcześnie.
- Daj spokój, Lizz – macha dłonią, a ja powoli tracę cierpliwość – Będę czekać pod centrum równo o 9:30.
Gdyby nie to, że jestem już w windzie, to pobiegłabym do niego i kopnęła w twarz. Dlaczego faceci traktują tak kobiety? Wszystko planują i nawet nie ma mowy, żebyś podjęła decyzję, bo on podjął ją za Ciebie.
Wzdycham i wychodzę z windy. Po drodze natykam się na Carrie i Margaret, które witają mnie ciepłym uśmiechem.
Otwieram drzwi od gabinetu i zauważam, że sprzątaczki nie zamknęły okna, przez co jest bardzo zimno. Czy one powariowały? Jest zima, a ja właśnie zamarzam we własnym gabinecie.
Nie zdejmując z siebie kurtki, podchodzę do okna i zamykam je. Siadam na krześle i rozkoszuję się pyszną, gorącą kawą.
Sprawdzam papiery, które przygotowała mi Gina i uświadamiam sobie, że mam dziś jednego klienta.
Dopijam kawę i mruczę ciche 'proszę', gdy ktoś puka do drzwi.
- Dzień dobry – słyszę i gwałtownie podskakuję na krześle.
- Znowu Ty – wywracam oczami i spoglądam na Harrego, który wiesza swoją kurtkę na wieszaku.
- Znowu ja – uśmiecha się i siada naprzeciwko mnie – Pamiętasz?
- Mhm – mamroczę i włączam laptopa, nie przejmując się natarczywym chłopakiem.
Harry wyciąga z kieszeni telefon i zaczyna coś przeglądać, a ja cały czas na niego patrzę.
- Przychodzisz do mnie tylko po to, żeby posiedzieć i pobawić się telefonem? – wywracam oczami, a on prycha.
- Z pewnością – wzrusza ramionami i mierzy mnie wzrokiem – Dobrze dziś wyglądasz, Elizabeth.
Widzę jak oblizuje usta i mam odruch wymiotny, naprawdę.
- Dzięki – mruczę i wchodzę na wiadomości w laptopie.
Przeglądam strony i pierwsze co rzuca mi się w oczy to Styles Management.
Styles Management rozpowszechnia się na całym świecie. Biuro SM możecie znaleźć teraz także w Nowym Jorku, Manchesterze oraz Oslo.
- Przeprowadzasz się? – pytam i widzę jego zmieszanie.
- Czemu?
- Nie wiem – wzruszam ramionami – W internecie pisze, że Styles Management ma swoje biura w innych miastach i może przeprowadzasz się.. czy coś.
- Nie, Elizabeth – śmieje się – Zostanę tu z Tobą. Nie musisz się martwić.
*
Dochodzi 16, więc mogę wyjść z biura. Do randki z Harrym zostały mi cztery godziny, więc chyba powinnam zacząć się przygotowywać.
Po drodze zajeżdżam do centrum, w celu kupienia sobie nowych ubrań. Nie chcę nakładać na siebie sukienki lub spódnicy, więc decyduję się na czarne rurki.
Podchodzę do kasy i płacę za spodnie, przy okazji wydając swoje ostatnie pieniądze. Nie narzekam na moje zarobki, ale w tym miesiącu było ciężko.
Wychodzę ze sklepu i siadam na ławce. Rozglądam się wkoło i wśród tych wszystkich ludzi zauważam czapkę, którą kiedyś już widziałam. Ciemnozielona beanie, która należy do Harrego.
Matko, dlaczego zawsze on musi być tam gdzie ja?
Ukrywam się za torbą i zauważam, że nie jest sam. Tuż obok niego idzie złotowłosa piękność o długich nogach.
Stoją obok H&M i rozmawiają ze sobą, gdy nagle czuję na sobie jego wzrok. O nie, błagam.
Harry przestaje mówić i marszczy brwi, jakby sprawdzał czy to na pewno ja.
- Czekaj – słyszę głos Harrego wśród szumu i widzę jak podchodzi bliżej.
Biorę torbę w dłoń i ruszam gdzieś w przód, oby jak najdalej od niego. Mijam dużo ludzi, których taranuję i popycham, ale nie obchodzi mnie to.
- Elizabeth, czekaj! – krzyczy, a ja nie mogąc złapać tchu staję w miejscu.
Harry podchodzi do mnie i staje naprzeciwko.
- Dlaczego uciekasz? – marszczy czoło i ściąga z głowy czapkę, by zmierzwić włosy.
Gapię się na niego jak idiotka, ale co poradzić? Jest naprawdę przystojny. Sposób w jaki zarzuca swoje włosy do tyłu, jest ciekawszy niż to, co mówi.
- O 20 jestem u Ciebie, a teraz muszę lecieć – mówi, gdy pojawia się przy nim dziewczyna, z którą wcześniej go widziałam.
- Harry, chodź już – mówi słodko i zarzuca mu ręce na szyję.
- Idę – odpowiada i macha mi na pożegnanie, odchodząc.
Już nawet tego nie skomentuję.
*
Dochodzi 20, a ja nawet nie zamierzam się przygotowywać. Makijażu nie zmieniałam, włosy mam dalej rozpuszczone. Jedyne co zrobiłam to wciągnęłam na siebie czarne rurki i białą koszulkę z napisem 'Yours'.
O 20 do mojego domu zapukał Harry i szczerze mówiąc nawet nie wiem skąd ma adres. Trochę mnie to przeraża.
- Cześć, Elizabeth – uśmiecha się, a ja odwzajemniam gest.
Ubrany jest w to co zwykle – czarne spodnie i biała koszulka – czyli on też nie bardzo przygotowywał się do tej randki.
Zamykam drzwi na klucz i schodzę na dół. Przed moim blokiem stoi auto, które jest pewnie więcej warte niż moje całe mieszkanie. Wzdycham z zażenowaniem i wsiadam do środka.
- Gdzie mnie zabierasz? – pytam i zerkam na jego profil, który jest dziwnie perfekcyjny.
Czy Bóg w ogóle myślał o jakiś wadach w jego wyglądzie, gdy go tworzył? Bo ja żadnej nie widzę.
- Klub – odpowiada i włącza się do ruchu, a ja wywracam oczami.
Jak mogłam się nie domyślić, że zabierze mnie w miejsce, które tylko mu się spodoba?
Jechaliśmy 5 minut i w sumie nie wiem dlaczego przyjechał po mnie samochodem, skoro mogliśmy pójść na piechotę.
Wysiadam z auta i czekam na Harrego, który grzebie w bagażniku. Wyciąga jakąś wódkę, a ja kompletnie nie wiem co powiedzieć.
Jeśli chce się upić na naszej 'randce' to obiecuję, że go uduszę.
Nie mam sił czepiać się wszystkich głupot, więc po prostu zamykam buzię i wchodzę za Harrym do klubu. Nie było to trudne, bo wystarczyło, że Harry przedstawi się imieniem i nazwiskiem, a już mogliśmy przejść na początek kolejki.
- Trzymaj się blisko – mówi i idzie w stronę złotej strefy.
Z tego co wiem z opowiadań Simona, to złota strefa to coś w stylu strefy VIP.
Harry otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka. Na kanapach siedzi kilka osób, a w tym Niall.
- Lizzie! – krzyczy, a ja rzucam mu się w ramiona.
- Cześć, Niall – uśmiecham się.
Blondyn całuje mnie w policzek. Siadam obok niego, nie zważając na Harrego i zaczynam opowiadać co u mnie w pracy.
- Przyszłaś tu z Harrym? – pyta, a ja kiwam głową.
- W coś Ty się wpakowała.. – kręci głową, a ja nie bardzo rozumiem o czym mówi.
- Elizabeth, wychodzimy – warczy w moją stronę Harry.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro