Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12

Piątek. Normalnie to bym się cieszyła, ale przypomniał mi się Harry. Dzisiaj jest nasza 'randka' i tak naprawdę to zastanawiam się, czy go nie wystawić. To on ją ustalił i nawet nie pytał mnie o zdanie.

- Hej, Lizzie – Austin zatrzymuje mnie w holu i nie olałam go tylko dlatego, że przyniósł mi kawę – Masz ochotę jutro gdzieś wyjść?

Czy ten dzieciak nigdy nie da mi spokoju?

- Wyjść? – pytam i marszczę brwi – To znaczy?

- O 10 puszczają fajny film w kinie i pomyślałem, że ze mną pójdziesz.

Szczerzy się od ucha do ucha i znacząco porusza brwiami. Jest zbyt pewny siebie.

- No nie wiem – wzruszam ramionami i idę w stronę windy, a on za mną – 10 to bardzo wcześnie.

- Daj spokój, Lizz – macha dłonią, a ja powoli tracę cierpliwość – Będę czekać pod centrum równo o 9:30.


Gdyby nie to, że jestem już w windzie, to pobiegłabym do niego i kopnęła w twarz. Dlaczego faceci traktują tak kobiety? Wszystko planują i nawet nie ma mowy, żebyś podjęła decyzję, bo on podjął ją za Ciebie.

Wzdycham i wychodzę z windy. Po drodze natykam się na Carrie i Margaret, które witają mnie ciepłym uśmiechem.

Otwieram drzwi od gabinetu i zauważam, że sprzątaczki nie zamknęły okna, przez co jest bardzo zimno. Czy one powariowały? Jest zima, a ja właśnie zamarzam we własnym gabinecie.


Nie zdejmując z siebie kurtki, podchodzę do okna i zamykam je. Siadam na krześle i rozkoszuję się pyszną, gorącą kawą.

Sprawdzam papiery, które przygotowała mi Gina i uświadamiam sobie, że mam dziś jednego klienta.



Dopijam kawę i mruczę ciche 'proszę', gdy ktoś puka do drzwi.

- Dzień dobry – słyszę i gwałtownie podskakuję na krześle.

- Znowu Ty – wywracam oczami i spoglądam na Harrego, który wiesza swoją kurtkę na wieszaku.

- Znowu ja – uśmiecha się i siada naprzeciwko mnie – Pamiętasz?

- Mhm – mamroczę i włączam laptopa, nie przejmując się natarczywym chłopakiem.

Harry wyciąga z kieszeni telefon i zaczyna coś przeglądać, a ja cały czas na niego patrzę.

- Przychodzisz do mnie tylko po to, żeby posiedzieć i pobawić się telefonem? – wywracam oczami, a on prycha.

- Z pewnością – wzrusza ramionami i mierzy mnie wzrokiem – Dobrze dziś wyglądasz, Elizabeth.

Widzę jak oblizuje usta i mam odruch wymiotny, naprawdę.

- Dzięki – mruczę i wchodzę na wiadomości w laptopie.

Przeglądam strony i pierwsze co rzuca mi się w oczy to Styles Management.


Styles Management rozpowszechnia się na całym świecie. Biuro SM możecie znaleźć teraz także w Nowym Jorku, Manchesterze oraz Oslo.


- Przeprowadzasz się? – pytam i widzę jego zmieszanie.

- Czemu?

- Nie wiem – wzruszam ramionami – W internecie pisze, że Styles Management ma swoje biura w innych miastach i może przeprowadzasz się.. czy coś.

- Nie, Elizabeth – śmieje się – Zostanę tu z Tobą. Nie musisz się martwić.

 *

Dochodzi 16, więc mogę wyjść z biura. Do randki z Harrym zostały mi cztery godziny, więc chyba powinnam zacząć się przygotowywać.

Po drodze zajeżdżam do centrum, w celu kupienia sobie nowych ubrań. Nie chcę nakładać na siebie sukienki lub spódnicy, więc decyduję się na czarne rurki.

Podchodzę do kasy i płacę za spodnie, przy okazji wydając swoje ostatnie pieniądze. Nie narzekam na moje zarobki, ale w tym miesiącu było ciężko.

Wychodzę ze sklepu i siadam na ławce. Rozglądam się wkoło i wśród tych wszystkich ludzi zauważam czapkę, którą kiedyś już widziałam. Ciemnozielona beanie, która należy do Harrego.

Matko, dlaczego zawsze on musi być tam gdzie ja?

Ukrywam się za torbą i zauważam, że nie jest sam. Tuż obok niego idzie złotowłosa piękność o długich nogach.

Stoją obok H&M i rozmawiają ze sobą, gdy nagle czuję na sobie jego wzrok. O nie, błagam.

Harry przestaje mówić i marszczy brwi, jakby sprawdzał czy to na pewno ja.

- Czekaj – słyszę głos Harrego wśród szumu i widzę jak podchodzi bliżej.

Biorę torbę w dłoń i ruszam gdzieś w przód, oby jak najdalej od niego. Mijam dużo ludzi, których taranuję i popycham, ale nie obchodzi mnie to.

- Elizabeth, czekaj! – krzyczy, a ja nie mogąc złapać tchu staję w miejscu.

Harry podchodzi do mnie i staje naprzeciwko.

- Dlaczego uciekasz? – marszczy czoło i ściąga z głowy czapkę, by zmierzwić włosy.

Gapię się na niego jak idiotka, ale co poradzić? Jest naprawdę przystojny. Sposób w jaki zarzuca swoje włosy do tyłu, jest ciekawszy niż to, co mówi.

- O 20 jestem u Ciebie, a teraz muszę lecieć – mówi, gdy pojawia się przy nim dziewczyna, z którą wcześniej go widziałam.

- Harry, chodź już – mówi słodko i zarzuca mu ręce na szyję.

- Idę – odpowiada i macha mi na pożegnanie, odchodząc.

Już nawet tego nie skomentuję.

*

Dochodzi 20, a ja nawet nie zamierzam się przygotowywać. Makijażu nie zmieniałam, włosy mam dalej rozpuszczone. Jedyne co zrobiłam to wciągnęłam na siebie czarne rurki i białą koszulkę z napisem 'Yours'.

O 20 do mojego domu zapukał Harry i szczerze mówiąc nawet nie wiem skąd ma adres. Trochę mnie to przeraża.

- Cześć, Elizabeth – uśmiecha się, a ja odwzajemniam gest.

Ubrany jest w to co zwykle – czarne spodnie i biała koszulka – czyli on też nie bardzo przygotowywał się do tej randki.

Zamykam drzwi na klucz i schodzę na dół. Przed moim blokiem stoi auto, które jest pewnie więcej warte niż moje całe mieszkanie. Wzdycham z zażenowaniem i wsiadam do środka.

- Gdzie mnie zabierasz? – pytam i zerkam na jego profil, który jest dziwnie perfekcyjny.

Czy Bóg w ogóle myślał o jakiś wadach w jego wyglądzie, gdy go tworzył? Bo ja żadnej nie widzę.

- Klub – odpowiada i włącza się do ruchu, a ja wywracam oczami.

Jak mogłam się nie domyślić, że zabierze mnie w miejsce, które tylko mu się spodoba?


Jechaliśmy 5 minut i w sumie nie wiem dlaczego przyjechał po mnie samochodem, skoro mogliśmy pójść na piechotę.

Wysiadam z auta i czekam na Harrego, który grzebie w bagażniku. Wyciąga jakąś wódkę, a ja kompletnie nie wiem co powiedzieć.

Jeśli chce się upić na naszej 'randce' to obiecuję, że go uduszę.

Nie mam sił czepiać się wszystkich głupot, więc po prostu zamykam buzię i wchodzę za Harrym do klubu. Nie było to trudne, bo wystarczyło, że Harry przedstawi się imieniem i nazwiskiem, a już mogliśmy przejść na początek kolejki.


- Trzymaj się blisko – mówi i idzie w stronę złotej strefy.

Z tego co wiem z opowiadań Simona, to złota strefa to coś w stylu strefy VIP.

Harry otwiera drzwi i wpuszcza mnie do środka. Na kanapach siedzi kilka osób, a w tym Niall.

- Lizzie! – krzyczy, a ja rzucam mu się w ramiona.

- Cześć, Niall – uśmiecham się.

Blondyn całuje mnie w policzek. Siadam obok niego, nie zważając na Harrego i zaczynam opowiadać co u mnie w pracy.

- Przyszłaś tu z Harrym? – pyta, a ja kiwam głową.

- W coś Ty się wpakowała.. – kręci głową, a ja nie bardzo rozumiem o czym mówi.

- Elizabeth, wychodzimy – warczy w moją stronę Harry. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro