Tamten dzień [6]
Obudziłeś się około godziny 9, szybko się ogarnąłeś, zjadłeś śniadanie i wyszedłeś. Chciałeś jak najszybciej dogadać się z Eksperymentami. Nawet miałeś już jakiś pomysł jak to zrobić. Doszedłeś do krzaków, przy których zawsze się spotykaliście i poszedłeś już dobrze znaną Ci drogą na polanę, na której były dzieci.
- Alex! - zawołała April - Nie spodziewaliśmy się Ciebie o tak wczesnej porze.
- Gdzie jest Floris? - zapytałeś dość szorstko
- Poszedł do laboratorium. Coś go rano ugryzło i cały w nerwach tam poszedł. Nawet nie powiedział kiedy wróci ani po co tam idzie.
- W sumie nawet dobrze, ze go nie ma - wyszeptałeś - Mam coś ważnego do przekazania - powiedziałeś już normalnie.
Dzieci szybko zebrały się wokół Ciebie.
- Usiądźcie. - powiedziałeś sam siadając. Dzieci zrobiły to samo.
Sięgnąłeś do plecaka i wyjąłeś z niego wszystkie dokumenty, po czym zacząłeś im wszystko tłumaczyć. Nie było to łatwym zadaniem, ale dobrze wiedziałeś co chcesz osiągnąć. Przeciągnąć ich bardziej na swoją stronę, by razem z Tobą przyparli Florisa do muru. Tłumaczenie wszystkiego i wyjaśnianie im Twoich teorii zajęło Ci około półtorej godziny. Po Florisie nadal śladu nie było. Zaczęło to Cię lekko niepokoić. W końcu według tego co powiedziała April wyszedł rano. A mówiąc rano, miała na myśli około 6 rano. Sprawdziłeś godzinę na telefonie. 10:48. Nie ma go 4 godziny. Stwierdziłeś, że czas go poszukać. Wyruszyłeś na poszukiwania sam. Oczywiście poszedłeś do laboratorium. Szukanie lisa nie zajęło Ci dużo czasu. Znalazłeś go siedzącego w swoim pokoju na podłodze, przeglądając jakieś zdjęcia. Jednak nie jest on normalnie lisem. Jest człowiekiem ale z lisimi uszami i ogonem. Po jego lewej stronie leżała siekiera, którą zawsze ma przy sobie. Chłopak co chwilę odkładał kolejne zdjęcie obok siebie. Co jakiś czas pociągał nosem. Po pewnym czasie westchnął i odłożył zdjęcia do pudełka, które następnie schował pod łóżkiem. Obrócił się na pięcie i zauważył Ciebie. Widać, że czyjaś obecność go wystraszyła, bo napuszył ogon i momentalnie stanął gotów do walki jednak gdy zauważył, że tym kimś kto go obserwował jesteś ty, uspokoił się.
- Co tutaj robisz? - zapytał szorstko
- Cóż... Przyszedłem na polanę z analizą wszystkich papierów i Cię nie było... Na początku myślałem, że za niedługo wrócisz, ale... Nie wracałeś przez kilka godzin, wiec postanowiłem Cię poszukać... - odpowiedziałeś spokojnie.
Lis nic nie powiedział. Odwrócił od Ciebie wzrok.
- Więc... Um... Dlaczego... - zacząłeś.
- Dlaczego jestem tutaj w dodatku w takiej formie? Chciałem zobaczyć parę rzeczy. A w takiej formie jestem... Cóż, nie wiem. Wychodzi na to, że zmienili mnie i innych w zmiennokształtnych.
Floris wydawał się zupełnie nieruszony tym faktem. Zupełnie jakby już od dawna o tym wiedział.
Usiedliście na łóżku. Po krótkiej rozmowie wyciągnąłeś pudełko spod łóżka i zacząłeś przeglądać zdjęcia. Przedstawiały one bardzo szczęśliwą rodzinę, na większości trzy-osobową. Na kilku pojawiła się czwarta osoba. Dziecko. Drugie. Na kilku niemowlę, na innych małe dziecko. Jedno z nich przedstawiało dwójkę dzieci, starsze i młodsze. Najprawdopodobniej kilka dni po narodzinach młodszego. Starsze trzymało swojego brata, jak to sugeruje podpis po drugiej stronie fotografii, na rękach, widocznie zdziwione czym tak na prawdę jest to małe czerwone coś, co trzyma w rękach. Jednak w oczach starszego malowała się radość. Cieszył się, że trzyma swoje rodzeństwo, cieszył się, że w ogóle rodzeństwo posiada. Widocznie bardzo chciał być starszym bratem.
W ciszy przeglądałeś zdjęcia. Floris nawet na ciebie w tym czasie nie spojrzał. Po dość długiej chwili, poczułeś na swojej głowie, twarzy oraz rękach krople deszczu. Usłyszałeś grzmot. Burza. Jesteście w środku lasu, w trakcie burzy. To się nie może skończyć dobrze. Szybko schowałeś zdjęcia do pudełka, które następnie wsunąłeś pod łóżko. Wstałeś i pociągnąłeś Florisa za sobą.
- G-gdzie mnie zabierasz?! - wrzasnął zszokowany. Widocznie przerwałeś mu przemyślenia egzystencjonalne. Ale to nie czas na takie rzeczy. Musicie się gdzieś ukryć.
Wybiegliście z ruiny i uderzył w was porywisty wiatr. Burza rozhulała się w najlepsze. "Niech to". Pobiegłeś, dalej ciągnąc Florisa za nadgarstek, w stronę polany by zebrać dzieci w bezpieczniejsze miejsce. Po dotarciu tam, szybko zawołałeś by dzieci się zebrały i poszły za wami, po czym udaliście się w stronę domu twojej babci i dziadka. Dziadek wyjechał na kilka dni więc nie ma opcji by się wydało.
Dotarliście. Babcia chętnie pomogła grupce. Deszcz walił w okna, wiatr wręcz wyrywał drzewa z ziemi.
Dzieci siedziały w miarę blisko siebie w salonie, na kanapie, na przysuniętych krzesłach, czy też na podłodze. Szybko przeliczyłeś dzieci, by upewnić się, że nikogo nie zgubiliście. Jedyne kogo brakowało, to Florisa, siedzącego na schodach. Podszedłeś do niego i usiadłeś obok. Wydawał się lekko przybity.
- Na pewno na tych zdjęciach widziałeś ostatni raz jak widziałem się z moją matką. - zaczął. Spojrzał na ciebie oczekując na odpowiedź. Kiwnąłeś tylko głową na potwierdzenie. - To był taki dzień jak dzisiaj. Okropna burza. Tak jak już chyba mówiłem, miałem wtedy 4 lata. W sensie, miałem 4 lata jak przeniesiono mnie do laboratorium. I to był też ostatni raz jak widziałem się z matką. Rodziny nie mogły nas odwiedzać. Chociaż ja miałem ten "zaszczyt" bycia dzieckiem głównego naukowca... - na wspomnienie o ojcu trochę się skrzywił - Ojciec tamtego dnia przyszedł do domu, cały przemoczony. Jak zawsze ja, mama i... - przerwał na chwilę - ...przywitaliśmy go, po czym zasiedliśmy po ludzku do obiadu. Wtedy też ojciec dumnie to ogłosił. "Floris. Zostaniesz obiektem eksperymentów w moim laboratorium. Będą to nic nie znaczące badania, w których będziemy testować jak działa mózg człowieka.", czy jakoś tak. Mama powiedziała, że nie ma nawet takiej opcji, w końcu mam dopiero 4 lata. I się zaczęli kłócić. Pokłócili się do takiego stopnia, że ojciec bez dłuższej dyskusji spakował kilka moich i... - znowu przerwał - ...rzeczy, zabrał mnie i... - ponownie przerwał - ... i poszedł mówiąc matce, że nie będzie mogła się z nami widywać. Na początku nie rozumiałem co się stało. Potem przez manipulacje mojego ojca myślałem, że mama mnie po prostu nie kocha, dlatego nie wysyła mi nawet głupich listów, ale... Potem okazało się, że jednak wysyłała...
- Floris... - zacząłeś, jednak ten nie dał Ci kontynuować.
- Nie musisz mi współczuć czy mnie pocieszać. - powiedział i się uśmiechnął ciepło. Wygląda naprawdę słodko, gdy się uśmiecha...
//////
JA WAS BARDZO PRZEPRASZAM KOCHANI
PRZEPRASZAM ZA TAK KUREWSKĄ PRZERWĘ
MAM PO PROSTU KRYZYS EGZYSTENCJONALNY, PRZEPRASZAAAAAAAAAAAAAAAAM
mam nadzieję, że mi wybaczycie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro