Rozdział 3
Trochę późno, ale jest. Miłego czytania
🤭
& & &
Piękne ciało w rowie leży... - wypowiedział to z uczuciem, tak jak Sommelier, który niegdyś smakował bukiet wytrawnego wina. Jak poeta, który miał zamiar napisać piękny poemat...
Powinien był oddać mu należyty hołd, ale on tylko owinął ciało w białe płótno i wrzucił do zarośniętego kanału. Dokonał wyboru, wybrał jedną z nich... Jednej się udało, a tej drugiej nie. Pierwsza położyła się pewnie do posłania ze strachem i obawą, że być może jutro niepostrzeżenie po nią przyjdzie... Nie, nie przyjdzie, ponieważ wybrał już ofiarę, która teraz spoczywała na dnie wyściółki z gałęzi i zbutwiałych liści. Zostawił tylko w materiale bilecik... ,,PS Trafiło na ciebie". Tamta dziewczyna mogła spać już spokojnie, bo nazajutrz rano w skrzynce na listy odnajdzie liścik, który okaże się dla niej namiastką bezpieczeństwa. Spojrzał w ciemne niebo, a blask srebrnego księżyca oświetlał to nieszczęsne miejsce pochówku. Czy ciało niebieskie zapłacze zamiast niego? A może spojrzy obojętnie i uda, że nic wielkiego się nie stało?
Mężczyzna rozluźnił ramiona i ruszył powolnym krokiem w stronę swojego auta. Nie obejrzawszy się nawet za siebie, wsiadł za kierownicę, po czym odjechał z piskiem opon.
***
Noc ciemna i bezchmurna, podczas gdy tarcza księżyca, była tak jasna, że bez problemu oświetlała wnętrze pomieszczenia, a w niej młodą policjantkę, która wierciła się na swoim posłaniu. Oczy miała zamknięte, lecz napięty wyraz twarzy sugerował, że to nie był spokojny sen. Dwa owczarki niemieckie spoczywały na swoich legowiskach umieszczonych przed łóżkiem. Młoda Shy uniosła swoje powieki i zerknęła na elektroniczny zegarek, na którym widniała północ. Coś zapiekło ją w środku... Dusiło, jakby ktoś przygniatał jej klatkę piersiową cegłami. Chciała ten pierwszy raz położyć się bez środków nasennych, które dotąd pozwalały jej na spoczynek. Chciała być silna i chociaż raz zasnąć bez nich.
Mrzonka, nic istotnego... lecz kogo mogła oszukiwać? W momencie, gdy tylko przykładała głowę do poduszki, senne wspomnienia przekształcały się w straszliwe mary i czyhały na nią, by starannie owinąć się wokół niej swoim płaszczem utkanym z nici rozpaczy oraz cierpienia, by zmusić ją na powrót do przebywania w tym starym, zniszczonym i opuszczonym magazynie przy kościele. Płacz matek oraz jęki starszych ludzi huczały jej w głowie niczym dudniąca heavy metalowa muzyka. Przeszłość nie dała o sobie zapomnieć, a tak bardzo w tej chwili o tym marzyła. Pragnęła odgonić demony tam, gdzie było ich miejsce i zrobić utęskniony krok naprzód. Może wtedy, gdyby miała władzę nad swoim ciałem, byłaby w stanie zdziałać coś więcej... jednakże nie miała i w tej rozgrywce poniosła tylko nieodwracalne straty. Odsunęła z ciała kołdrę, po czym zapaliła lampkę przymocowaną nad zagłówkiem łóżka. Przetarła ręką przemęczoną twarz zanim skierowała swoje kroki do łazienki przylegającej do pokoju.
W małym i skromnie urządzonym pomieszczeniu znajdowało się podstawowe wyposażenie w postaci prysznicu, toalety, lustra oraz szafki z umywalką. Shy zapaliła włącznik światła. Pomimo że była ciepło ubrana, chłód powietrza przenikał w najskrytsze zakamarki jej ciała, powodując mimowolne drgawki. Sięgnęła do półki i wyciągnęła z niej pojemniczek z środkami nasennymi. Odmierzyła jedną pigułkę, wsadziła ją mechanicznie do ust, po czym z dłoni zrobiła koszyczek i napełniła wodą, by wraz z jednym łykiem biała tabletka bez problemu mogła przedostać się do organizmu. Zerknęła na swoje blade oblicze. Głębokie sińce pod oczami nadawały jej wygląd kobiety zombie. Wszystkie mankamenty za dnia szczelnie skrywała fluidem i korektorem, a jej cera przy pomocy małych buteleczek z beżową mazią wyglądała na promienną i wypoczętą. Dzięki takim zabiegom unikała kłopotliwych pytań ze strony rodziny i znajomych: Czy wszystko z tobą jest dobrze? lub: Czy wszystko w porządku? Nie jest i nie było, ale już inni nie musieli o tym wiedzieć. Sama nie wiedziała, czy kiedykolwiek będzie dobrze. Nawet jeśli zamknęła te przeżycia w metalowej puszcze, a następnie rzuciła na dno zakamarków swojego umysłu, czuła, że ktoś próbował i wciąż próbuje ją niepostrzeżenie otworzyć.
Obmyła twarz chłodną wodą. Nie mogła się już łamać, teraz miała przed sobą inne zadanie, które miało przyćmić to, czego nie była w stanie naprawić kiedyś. Usłyszała szuranie psich pazurów o kafelki, po czym poczuła otarcie na nodze. Spojrzała w tęskne ślepia Bonda i uśmiechnęła się z czułością, ale także z lekką podejrzliwością, bo wiedziała, że pies chciał od niej coś, na co nie zawsze mu pozwalała. Bondo wiedział i czasami dobrze wykorzystywał różne sytuacje - które później uchodziły mu na sucho - na swoją korzyść.
Qq
- Wyjątkowo pozwolę ci dzisiaj spać na łóżku, ale nie przyzwyczajaj się za bardzo, okej? Powiedzmy, że dzisiaj.. zrobiłeś coś zabawnego. - Violett pomyślała przez chwile o sytuacji z nogawką Dereka i parsknęła śmiechem. - Ale to tylko na dzisiaj, zapamiętaj! - Pogroziła psu palcem, zgasiła światło, a następnie zanurkowała pod kołdrę, poprawiwszy uprzednio poduszkę pod głową.
Bondo, nie czekając na zaproszenie, w trymiga wskoczył na łóżko i ułożył swój pysk na drugiej połowie poduszki. Rozłożył się na całej długości posłania, by po chwili westchnąć zadowolony ze swojego pieskiego życia. Violett popatrzyła z przymrożonymi oczami na czworonoga... W tym czasie Sasza, zauważywszy zniknięcie swojego brata, w akcie zazdrości wsparła się przednimi łapami o łóżko. Violett spojrzała na ślepia suczki, w których odbijało się światło księżyca, po czym zrobiła zachęcający gest ręką w kierunku kołdry na nogach. Sasza wskoczyła na materac i ułożyła się wygodnie na narzucie, przy okazji grzejąc stopy młodej policjantce. Dziewczyna czasami dochodziła do wniosku, że za bardzo rozpuściła swoich podopiecznych i, pomimo że były zdyscyplinowane, zdarzało im się zachowywać się jak małe pieski, którymi były jeszcze trzy lata temu.
Violett dostała owczarki niemieckie od Samuela na swoje dwudzieste czwarte urodziny, gdy były jeszcze trzymiesięcznymi szczeniakami. Shy na początku nie była zachwycona podarkiem. Uwielbiała wszystkie puchate czworonożne stworzenia, ale nie wiedziała, czy w przypadku, gdy sama była osobą potrzebującą wsparcia oraz równowagi, dałaby radę z młodymi psami, które wymagały jej uwagi i całodobowej opieki. Jednak kiedy tylko spojrzała w te cztery pary ciepłych i beztroskich ślepi, poczuła, jak coś w jej wnętrzu pękło... Jakaś ciepła struna, która rozlała się po jej ciele. Wesołe powarkiwania i psie gesty zapraszające do wspólnej zabawy sprawiły, że od razu zdobyły jej serce. Samuel Shy dobrze wiedział, co robił. Podarował Violett prezent, który całkowicie wypełnił dotąd pełne smutku dni i myśli jego biednej wnuczki.
Dziewczyna ułożyła się wygodnie. Nie mogła narzekać na zimno, ponieważ była teraz ogrzewana ciepłem swoich psów. Dzięki pastylce jej umysł zostanie uwolniony od tych koszmarnych retrospekcji, a ona przejdzie w stan zbawiennego snu. Czekała, aż jej powieki zrobią się ociężałe i za parę godzin będzie mogła przywitać poranek.
***
- Kogóż tu moje stare oczy widzą? Dziecko, jak ja za tobą tęskniłam! - Słowa powitania rozbrzmiały w spokojnym wnętrzu, kiedy tylko Violett zeszła ze schodów. Starsza pani krzątała się przy stole i szykowała śniadanie, z uśmiechem obserwując młodą policjantkę. Shy weszła razem z psami do pomieszczenia kuchennego i od razu została porwana w objęcia gosposi . Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem i przyjęła uścisk, który emanował spokojem ducha, a różany zapach staruszki przyjemnie drażnił nos. Woń perfum była kojącym okładem na rozbiegane myśli młodej kobiety. Aromat przywodził obraz różanych ogrodów jej nieżyjącej babci Brendy, kiedy jeszcze bawiła się w nich, będąc dziesięcioletnim szkrabem.
- Witam panią, pani Moris. Ja też za panią tęskniłam - odpowiedziała z półuśmiechem, uwalniając się z objęć siwiejącej już kobiety.
Violett mówiła szczerze. Od kiedy ostatni raz widziała się z panią Moris, minęło trochę czasu. Tęskniła za starszą panią, która dzielnie przejęła rolę przybranej babci młodej policjantki i z radością dawała jej babciną miłość, której tak czasami potrzebowała.
Psy, zaciekawione nowo spotkaną osobą, zaczęły trącać ją nosami, by poznać zapach. Starsza kobiecina, była rozbawiona zachowaniem owczarków, które namiętnie próbowały się jej dobrać do kieszeni fartucha. Rozpromieniona pogroziła im palcem z udawaną gniewną miną, na co zawstydzona Violett szybko ujarzmiła tę niesforną dwójkę komendą: siad. Pupile dziewczyny usłuchały polecenia, usiadłszy grzecznie naprzeciwko staruszki.
- No, no! Wy, nicponie, już wywąchaliście ciasteczka, co? - zaśmiała się pani Moris. - Niegrzeczne pieski ich nie dostaną, tylko wychowane i ułożone psiny na takie coś mogą zasłużyć.
Psy tylko pokręciły głowami, zaciekawione bardziej tym, co starsza pani wyciągnęła z kieszeni niż jej słowami. Dwa maślane ciastka pojawiły się w dłoniach kobiety. Nawet Violett napłynęła ślinka do ust, kiedy zobaczyła te złociste krążki o zapachu masła. Bondo i Sasza zamachały ogonami, odganiając drobinki niewidzialnego kurzu z posadzki, po czym, jako wyraz skruchy za swoje zachowanie, zaczęły popiskiwać, czekając na smakowity kąsek.
Miranda Moris może i nie była już młódką, ale4, mimo ciężkich przeżyć z przeszłości, wigoru jej nie brakowało. Kobieta straciła męża i kilkuletniego synka w wyniku strzelaniny zwykłej szajki przestępczej. Zostali zastrzeleni za to, że znaleźli się w złym czasie i nieodpowiednim pomieszczeniu, tak jak i inni przypadkowi uczestnicy zdarzenia. Było to dla ówcześnie młodej żony i matki katastrofalną tragedią. Miranda miała wówczas tylko trzydzieści trzy lata. W tamtej chwili praktycznie poczuła, że jej serce również zostało rozerwane na drobne kawałki i rzucone na wzburzone wody oceanu. By nie myśleć o zdarzeniu, które trawiło jej ciało i duszę, rzuciła się w wir pracy. Na szczęście miała obok siebie swoich rodziców i przyjaciół, którzy dali jej siłę, popychając na przód. Dzięki takiemu wsparciu od bliskich przetrwała ten trudny dla niej okres żałoby. Ciężko było, ale praca w biurze rachunkowym dawała jej możliwość zapomnienia o swojej bolączce i utonąć w plikach rachunkowych. Nosiła obrazy bliskich głęboko ukryte pod sercem. Pamiętała o uroczym uśmiechu swojego synka oraz o dobrodusznym spojrzeniu jej męża. Teraz zawsze pielęgnowała te dobre chwile z nimi w roli głównej, bo to właśnie o miłych wspomnieniach należało zawsze myśleć. Reina i Colin, a także Violett, sprawili, że w jej smutnym sercu znowu zapanowała radość.
Można byłoby rzec, że gdy Miranda pojawiła się w domu rodziny Otrago w sprawie ogłoszenia o pracę na stanowisku pomocy domowej, stała się wybawieniem dla wówczas dwudziestoletniej Reiny. Młoda Otrago poczuła ulgę, bo ktoś odpowiedział na jej komunikat zamieszczony w Internecie. Wiedziała, że w innym wypadku nie dałaby sobie sama rady na dłuższą metę ze studiami i opieką nad trzynastoletnim nastolatkiem.
Miranda, nie drażniąc więcej psów, rzuciła im po ciastku, które złapały w powietrzu. Następnie podeszła do Violett i podprowadziła dziewczynę do zastawionego stołu. Policjantka uśmiechnęła się i, zachęcona smakowitymi zapachami, usiadła na krześle w towarzystwie aromatu świeżo zaparzonej kawy oraz jajecznicy na boczku. Nałożyła na talerz trochę jajek, a następnie posmarowała dwie grzanki masłem ziołowym sporządzonym według przepisu pani Moris. Zerknęła pośpiesznie w stronę psich misek, sprawdzając zawartość pojemników. Zanim poszła spać, nasypała im dość sporo, więc pupile mogły się cieszyć swoim pełnowartościowym posiłkiem.
- Jak się czujesz? Wyspana? - zapytała pani Moris, obserwując uważnie jedzącą dziewczynę.
Violett pomyślała przez sekundę. Nie chciała wyjawić do końca prawdy, ale też nie chciała kłamać, więc wybrała coś na granicy prawdy i kłamstwa:
- Wszystko w porządku, a czy jestem wyspana? Nie, nie bardzo, ponieważ Derek dzwonił dopóki nie odebrałam. Zazdroszczę Reinie, że jeszcze wyleguję się w łóżku. - Roześmiała się serdecznie. - A do tego nie wyciągnęłam z niej, o czym rozmawiała wczoraj z Derekiem... - mruknęła do siebie, na co starsza kobieta tylko się zaśmiała z markotnej miny policjantki.
- Za twoim bratem i Reiną nigdy nie można nadążyć. Raz się kochają, a raz każą sobie iść w diabły, więc nie martw się tym na zapas - skwitowała Miranda z uśmiechem. - Prędzej, czy później, ta dwójka kochających się osób zejdzie się na nowo. - Westchnęła. - Nawet jeśli to już trwa sporo czasu - dodała i po chwili przysiadła na krześle obok dziewczyny ze ścierką do wycierania naczyń w dłoniach.
Violett przyznała kobiecie rację. Niejeden raz już była świadkiem ich sporów, które krążyły wokół błahych spraw. W tych mało istotnych docinkach to młodej Shy najbardziej się obrywało, ponieważ zostawała mediatorem tych sprzeczek. Najgorszy jednak był moment, w którym musiała się opowiedzieć po którejś ze stron. Starała się wtedy grzecznie wymigiwać od ich kłótni.
Zamyślona młodsza kobieta poczuła ciepły dotyk chropowatej dłoni na policzku, a gdy uniosła wzrok, dojrzała łagodne zielone oczy, które wyglądały, jakby chciały odebrać wszystkie troski i problemy gnieżdżące się w jej ciele. Gosposia objęła z całych sił sylwetkę Violett. Wiedziała, z czym borykała się policjantka, choć Shy próbowała to wszystko starannie ukryć. Ona jednak wiedziała. Widziała wszystko w tych melancholijnych, brązowych tęczówkach z drobinkami zieleni. Staruszka chciała wchłonąć te wszystkie wstrętne emocje w siebie, aby tylko uwolnić młodą Shy od cienia i sprawić, żeby i dla niej w końcu zaświeciło słońce.
- Płacz, dziewczyno. Zapłacz dla mnie. Płaczmy razem i wyrzućmy nasze smutki. - W oczach starszej kobiety pojawiły się łzy. Violett wtuliła się w pomarszczone ciało gospodyni. Nie wiedziała, czy to pomoże, ale chciała spróbować. Jak na zawołanie w kącikach oczu zalśniły małe kropelki, by następnie zmienić się w rwący wodospad smutku.
***
Ułożyłem krzyżówkę, o tak, aby się zrelaksować. Nic specjalnego.
Proste pytania i nietrudne odpowiedzi. Hasło, układające się w jeden wyraz:
,,Zaliczone". Nieskomplikowane słowo, jednakże dla mnie mające szczególne znaczenie.
Czas, by po raz kolejny wysłać list, lecz muszę jeszcze znaleźć odpowiednią adresatkę...
################################
Rozdział przed majowką, czemu nie 😎życzę wam miłego wypoczynku❣️❣️
Po majówce spodziewajcie się nowego rozdziału Singielki, co do PS też zawita już po weekendzie majowym i po rozdziale Singielki:D
Buziaczki 😘😘😘
Dziękuję jak zwykle mojej znajomej, która dzielnie znosi moje marudzenie💞💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro