Rozdział 1
1 Września
Całe San Francisco zasypiał. Ciemne ulice oświetlały jedynie słabe światło latarń. W dzień oblegane, teraz opustoszałe, żadnej żywej duszy, oprócz jednej. Wysoka brunetka zmęczona po całym dniu zmierzała do swojego małego mieszkania, które dzieliła ze swoją przyjaciółką, w centrum miasta. Nie bała się. Chodziła tą ulicą codziennie. Znała ją na pamięć, nawet po ciemku wiedziała za ile metrów czeka ją zakręt, czy jakiś pachołek.
Zmrużyła powieki, kiedy małe światło pochodzące z małej lampki, przyczepionej do jednej z ścian budynku, oślepiło ją. Ręką zasłoniła oczy i ruszyła dalej, uważając aby się wywalić. W myślach liczyła ile zostało jej drogi, aby w końcu przekroczyć próg swojego pokoju i rzucić na łóżko, zakopując w ciepłej pościeli. Już czuła, jak całe jedzenie, które dzisiaj zjadła za chwilę jej zwróci na myśl o jutrzejszym dniu. Bowiem jutro miała po raz pierwszy w swoim życiu uczestniczyć jako studentka na jeden z najlepszych uczelni w mieście. Stresowała się. Bała się, że nie podoła zadania. Sądziła, że poprzeczka jest za wysoko.
Ale nie żałowała wybrania kierunku. Już od małego uwielbiała pomagać swojej mamie w pielęgnowaniu ogrodu, który zawsze dzięki tej dwójce na Wiosenne piękne rozkwitał. Rodzicielka dziewczyny zaraziła ją miłością do roślinności i uczyła różnych przydatnych informacji, jak na przykład podział roślin ze względu na temperaturę albo które kwiaty będą rosnąć w danym środowisku. Chłonęła tą wiedzą jak gąbka. Uczyła się również nazw łacińskich, gdyż jest to jedna z najważniejszych rzeczy do nauczenia dla przyszłego zawodu brunetki. Jej miłość do roślin jednoznacznie mówiło jaki kierunek wybrała. Architektura krajobrazu to jest to w czym chcę się spełniać. I nie ważne ile osób powie, że jej się nie uda. Ona będzie spełniać marzenia.
Zacisnęła zęby, kiedy powiew wiatru owiał jej gołe ramiona. Wreszcie doszła do przytulnej kamienicy. Weszła do środka i zaczęła się wspinać po schodach. W takich chwilach żałowała, że nie ma tu windy. W końcu, nie jest przyjemnie wchodzenie na ostatnie piętro. Kiedy stanęła już przed drzwiami, z małej torebki wyjęła klucz i przekręciła go w zamku, tym samym wchodząc do środka. Zdjęła niewygodne baleriny, które była zmuszona założyć i pomknęła do kuchni.
Musiała być cicho, gdyż zapewne jej współlokatorka i zarazem najlepsza przyjaciółka, Alison już spała. Dziewczyny znały się od czwartego roku życia, gdy brunetka wraz z rodzicami przeprowadziła się z zatłoczonego Nowego Jorku, do bardziej przytulnego San Francisco. Szybko znalazły wspólny język. Rok od ich pierwszego spotkania zostały przyjaciółkami, a krótko po tym również najlepszymi. Były dla siebie jak siostry. Chodziły do tego samego przedszkola, podstawówki i Liceum. Nic dziwnego, że wybrały tą samą uczelnie, ale inny kierunek. Ali zaczynała studiować hotelarstwo, a w przyszłości chciałaby założyć swoją sieć hoteli do którego przyjeżdżali by gwiazdy albo inne ważne osobowości.
Brunetka na ślepo wyszukała dłonią włącznika i oświeciła pomieszczenie. Podeszła do blatu i sięgnęła do górnej szafki, aby wyjąć ulubiony kubek z napisem najlepsza córka na świecie, który dostała od swojej mamy na zeszłoroczne święta. Wsypała o niego ziarenka rozpuszczalnej kawy i wstawiła wodę w elektrycznym czajniku.
— Viviane — podskoczyła przestraszona, kiedy usłyszała zdziwiony głos swojej przyjaciółki, która właśnie weszła do kuchni. Miała na sobie tylko czarną, za dużą koszulkę i satynowy szlafrok, zaś włosy spięte miała w kucyka. — Jeszcze nie śpisz? Nie mów, że dopiero teraz wróciłaś. Jest prawie północ.
— Spokojnie — machnęła lekceważąco ręką. - Żyję, tak? Poza tym miałam dzień próbny w mojej nowej pracy — dodała podekscytowana, wlewając wodę do kubka.
— Wow, i co spodobało Ci się? — spytała równie podekscytowana co Vivi i usiadła przy stole z jasnego drewna.
— Jest okej. Nie jest to moja wymarzona praca, ale trzeba się chwytać wszystkiego — wzruszyła ramionami.
Viviane mimo, że ze spokojem mogła liczyć na pomoc mamy, która ma dobrze prosperującą firmę, postanowiła wreszcie stanąć na własnych nogach i być samodzielna. A studia oraz praca miały być początkiem jej dorosłego życia. A bycie barmanką w jednym z najpopularniejszych klubów nie brzmiało źle, prawda?
— Czyli mam rozumieć, że będziesz wracać o tej godzinie, co dzisiaj? — zadała kolejne pytanie Alison, martwiąc się o przyjaciółkę. Nie chciała, aby ta zarywała noce dla przejściowej pracy.
— Nie. Będę pracować w weekend — odparła, a dziewczyna wyraźnie odetchnęła.
Alison Taylor była dziewczyną z platynowymi włosami i szmaragdowymi oczami a których nie jeden się zakochał. Była dosyć niska w porównaniu do swojej współlokatorki, bo miała zaledwie metr pięćdziesiąt pięć, co uznawała jednocześnie za kompleks oraz zaletę. Jej figury mogła pozazdrościć nie jedna modelka z wybiegu najsławniejszych projektantów, choć sama panna Taylor uznawała to za wielką wadę. Nie znosiła swoje ciała z czym się nie kryła. Dla niej samej była za chuda, a co najgorsze nie potrafiła przytyć. Ale nie pozostawiało jej nic, jak zaakceptowanie swojego wyglądu.
Natomiast Viviane Bree była jej przeciwieństwem. Czarne jak smoła włosy, opadały falami na plecy, a tęczówki wyglądały jakby całe złoto świata została w nich zamknięta. Miała ona sto siedemdziesiąt pięć metrów wzrostu, co uznawała za zaletę. W porównaniu do blondynki ona nie miała problemu z przytyciem. Sama żartowała, że ona powinna się odżywiać samym powietrzem, bo nawet woda była zbyt kaloryczna jak na jej ciało. Dlatego często ćwiczyła albo biegała. Ale co najważniejsze. Miała swoje wady i kompleksy, ale pokochała je. Bo przecież nie zmieni się, więc trzeba żyć z tym co obdarowała nam matka natura.
— Dobra, lecę spać. Tylko nie siedź za długo — powiedziała ostrzegawczo, kierując się do swojego pokoju.
— Jasne, mamo — odpowiedziała ironicznie, chichotając pod nosem.
Wypiła szybko swoją kawę i sprzątając po sobie, zgasiła światło. Weszła do swojego małego królestwa. Sama go urządzała od góry do dołu i była z niego dumna w stu procentach. Beżowe ściany, białe panele i wielkie okno z parapetem, na którym uwielbiała siedzieć, czytając książki lub ucząc się, to dopiero podstawa. Dwuosobowe łóżko stało na przeciw wejścia, a po jego bokach były stoliki nocne. Miękki, puchowy dywan znajdujący się przed nim dodawał uroku. Białe biurko znajdowało się po lewej stronie od drzwi przy oknie, a obok niego wygodna pufa. Zaś po prawej była szafa oraz komoda z ciemnego drewna i regał na książki. Może nie wyglądało nie wiadomo jak i prawdopodobnie ma tak co druga nastolatka, ale Vivi ten pokój był wyjątkowy.
Zgarnęła swoją piżamę i poszła do łazienki. Umyła się, zmyła makijaż i ogarnęła włosy. Ubrała czarną koszulkę na ramiączkach oraz dresowe spodenki. Odświeżona wróciła do sypialni i od razu weszła pod kołdrę. Okryła się ją pod samą szyję, zamykając oczy. Jutro czekał na nią trudny i bardzo ważny dzień, który nie mierzył się z dzisiejszym rozpoczęciem roku. Nie poznała praktycznie nikogo i to przerażało ją chyba najbardziej. Ale myśl, że będzie jej towarzyszyć najlepsza przyjaciółka pocieszała ją. Wreszcie odpłynęła, zasypiając jak małe dziecko.
***
Pamiętam ten dzień jak by było wczoraj. Pierwsze wykłady jako studentka pierwszego roku architektury krajobrazu. Czy to brzmi pięknie? Ale wtedy nie spodziewałam się, że zwykły z pozoru dzień zacznie najbardziej zwariowaną i pokręconą przygodę mojego życia. Ale na czym skończyłam?
***
2 Września
Następnego dnia Viviane obudziła się równo z budzikiem o szóstej rano. Wygramoliła się z łóżka pełna energii i z wielkim uśmiechem na twarzy. Sama nie wiedziała, co tak napawa ją radością. Przecież powinna czuć stres i strach przed pierwszym dniem na uczelni, ale tak nie jest.
Otworzyła drzwi od szafy i bez wahania wyciągnęła wybrany wcześniej komplet. Ubrania położyła na jeszcze niepościelonym łóżku i poszła do łazienki. Chciała się ogarnąć jeszcze przed Alison, która miała zwyczaju spędzać rano dużo czasu, a Vivi w tej chwili nie miała ochoty czekać. Weszła do pomieszczenia i praktyczne od razu się rozebrała. Wzięła gorący prysznic, który rozluźnił choć trochę spięte mięśnie. Wyszła z kabiny i wytarła się ręcznikiem, którym po chwili się okryła.
Podeszła do łazienki i zaczeła myć zęby. Potem nałożyła swój codzienny makijaż, a włosy wysuszyła i wyprostowała, przez co były kilka centymetrów dłuższe. Przejrzała się w lustrze i wróciła do pokoju, mijając blondynkę, która dopiero przecierała oczy. W sypialni zrzuciła swoje okrycie i ubrała czarną, spódniczkę z wyższym stanem, do połowy ud oraz tego samego koloru koszulkę z krótkim rękawem, którą włożyła do środka spódniczki. Popsikała się swoimi ulubionymi perfumami, po czym zeszła na dół.
W kuchni uszykowała sobie naleśniki z musem jabłkowym oraz szklankę krystalicznej wody. Usiadła przy stole i szybko zjadła swoje śniadanie. W międzyczasie zeszła również Alison ubrana w zwykłe, jasne jeansy z obtarciami na kolanach i białą bluzkę, a włosy upięte miała w wysokiego kucyka. Viviane uśmiechnęła się do niej i włożyła brudne naczynia do zmywarki, którą włączyła.
— Jak tam przed pierwszym dniem? — spytała Vivi, wycierając brudny blat.
— Mogło być gorzej — przyznała, biorąc gryza gruszki.
— Na pewno — stwierdziła, wzdychając i wróciła ponownie do swojego pokoju.
Spakowała kupione w Sierpniu książki i całkiem nowe zeszyty do kremowej torebki, którą zawiesiła na ramieniu. Telefon odłączyła od ładowarki i wrzuciła wraz ze słuchawkami do torby. Rozejrzała się ponownie i zbiegła do przedpokoju, gdzie czekała na nią już gotowa Alison. Założyła na nogi czarne Air Force i jeansową kurtkę. Przejrzała się jeszcze w wiszącym lustrze i kiwając głową w stronę swojej przyjaciółki, wyszły z mieszkania.
Zeszły na dół i wsiadły do zamówionej taksówki. W samochodzie zaczęły rozmawiać na temat zbliżających się zajęć. Zastanawiały się, jak będzie wyglądać ten rok szkolny, jacy są profesorzy i przede wszystkim, jacy są inni uczniowie. Miały nadzieję, że są lepsi od tych z poprzedniej szkoły, których całym sercem nienawidziły.
***
To był początek czegoś dobrego, a zarazem zakazanego. To nie powinno się zdarzyć, a jednak. Ale nasze pierwsze spotkanie jeszcze przed nami. Musisz wiedzieć, że to był przypadek, ale najlepszy w moim krótkim życiu.
***
Dam, dam. I mamy pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że się miarę podoba, ninja sama jestem z niego zadowolona. Napiszcie, czy podobają się wam fragmenty z listu Viviane. Dzięki temu poznacie jej "świeże" i na "chłodno" emocje.
Również musicie wiedzieć, że są podobieństwa między mną, a Vivi i Ali. A dokładnie, to że uczę się na Architektura krajobrazu, jestem na pierwszym roku w Technikum. Zaś u Alison jest z wagą. Jeszcze nie wiem, czy pojawią się podobieństwa do mnie, ale prawdopodobnie.
Do zobaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro