Rozdział 8
Laura
Powoli otwieram oczy, a słońce delikatne zagląda do sypialni przez niedociągnięte zasłony, przyjemnie łaskocząc mnie po twarzy. Nie czuje Bruna koło siebie. Nie czuje, ani jego oddechu na karku, ani dotyku, który czułam, kiedy zasypiałam. Ostrożnie odwracam się na drugą stronę, aby w razie, gdyby spał koło mnie, nie obudzić go. Druga połowa łóżka jest pusta, jedynie widnieje na nim wygniecione przez niego prześcieradło i wklęśnięta poduszka. Sięgam dłonią na szafkę nocną po telefon, widniejąca na wyświetlaczu 10 godzina mnie zadziwia. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatnio tak długo spałam, jak teraz. Wstaję niechętnie z łóżka, przeciągając ramiona. Zakładam na siebie satynowy szlafrok, który jedynie do połowy zakrywa moja uda. Rozsuwam zasłony i otwieram okno w sypialni, od razu zaciągając się świeżym powietrzem, które miesza się z wonią szumiących dookoła domu drzew. Wychodzę z sypialni i czuje jak po domu niesie się, zapach smażonych naleśników, na który mój żołądek natychmiastowo reaguje. Podążam za tym zapachem jak za mantrą. Czyżby Bruno umiał gotować?
– Dzień dobry Pani Lauro. – Zaraz u wejścia kuchni, wita mnie starsza kobieta emanująca niezwykłym ciepłem i uśmiechem na twarzy. Ubrana jest w ołówkową spódnicę do kolan, granatową koszulę i beżowy fartuszek kuchenny. Od razu na moje przyjście odkłada na bok deskę, na której kroi banany i wyciera dłonie w ściereczkę kuchenną. Zakłada delikatnie za ucho opadające na twarz blond loki i poprawia swój fartuszek.
– Dzień dobry. – odpowiadam nie pewnie. Kim jest tak kobieta? Ktoś z rodziny? Służąca?
– Pan Bruno pewnie Pani nie powiedział o mnie. Zawsze ma tyle spraw na głowie, że czasami zdarza mu się o czymś zapomnieć. – Uśmiecha się przyjaźnie. – Jestem Eva. Przychodzę tu dwa razy w tygodniu zająć się domem Pana Bruna. – Wyciąga do mnie dłoń, którą od razu uścisk uje.
– Cieszę się, że mogę cię poznać. – Kąciki moich ust od razu wyginają się w szeroki łuk.
– Mi również Pani Lauro.
– Evo proszę mi mówić po imieniu!
– To chyba nie wypada, Pan Bruno nie byłby zadowolony. – A co ma do tego Bruno? To nie wypada, żeby starsza kobieta zwracała się do mnie na Pani. Od razu ta kobieta wzbudza we mnie pozytywne emocje. Przypomina mi moją Merry, za którą tak strasznie tęsknie. Merry była ze mną od zawsze, więc teraz trudno jest mi się przyzwyczaić do braku jej obecności w moim życiu, pomimo, iż to starsza kobieta.
– Evo, proszę mi mówić po imieniu, bo się obrażę. A Brunem proszę się nie przejmować. – promiennie się do niej uśmiecham, dotykając jej dłoni.
– Dobrze Lauro. Już podaję ci śniadanie. Lubisz naleśniki? – pyta, choć nie czekając na moją odpowiedź zaczyna nakładać mi te pyszności na talerz.
– Uwielbiam, zapach tych naleśników rozchodzi się po całym domu. – siadam przy blacie, wyczekując na nie jak małe dziewczynka na cukierka.
– Zapraszam zatem do jadali, wszytko już jest nakryte.
– Evo zjem tutaj przy blacie. Przynajmniej będę miała z kim porozmawiać. – Przed moim nosem lodują naleśniki z owocami, a ja niemalże od razu zabieram się za ich jedzenie.
– Smakują?
– Są pyszne. Bruno jest w domu? – pytam, nie odrywając się od naleśników.
– Pan Bruno wyszedł godzinę temu do pracy. – mówi krzątając się po kuchni. – Zaraz wybieram się na zakupy. Potrzebujesz czegoś? – zdejmuje z siebie fartuszek i starannie w kosteczkę go składając, chowa do jednej z szuflad.
– Mogłabym pójść z tobą? – Nie chce cały czas siedzieć w tym domu, muszę gdzieś wyjść nawet na zwykłe zakupy. Czuje, że dzięki Evie będzie mi tu choć odrobinę lepiej. Przynajmniej będę miała czasami z kim normalnie porozmawiać. Oprócz Bruna i jego rodziny i teraz Evy nie znam tu nikogo. Chociaż z rodziną Bruna, nie mam ochoty się widzieć, ekscytacja jego mamy naszym ślubem pomimo mojej sympatii do niej, niezwykle mnie irytuje. Czyżby ona nie wiedziała, że zostałam żoną jej syna, wcale nie z powodu miłości?
– Jeśli tylko masz ochotę. – Mam nadzieje, że zakupy z Evą choć trochę, odciągną mnie od tych ciągle kłębiących się myśli w mojej głowie. Nie mogę odpędzić się od myślenia o tym jak bym teraz spędzała czas, gdybym nie była żoną szanownego Pana Watsona... Może właśnie teraz siedziałabym z Sofii w naszej ulubionej kawiarni na kawie plotkując na wszystkie możliwe tematy. A może właśnie teraz poznawała bym miłość swojego życia... Nie Lauro nie zadręczaj się już!
Na zakupy udajemy się z Jasperem, który już nie do końca wzbudza we mnie tak pozytywne emocje, jak Eva. Jasper to około 40-letni mężczyzna. Zawsze poważny i profesjonalny, a okulary przeciwsłoneczne i czarny garnitur wydają się być jego, nieodłącznym elementem codziennej garderoby. Eva na zakupach z niezwykłą dokładnością wybiera wszystkie spożywcze produkty, cały czas pytając mnie przy tym, na co miałabym ochotę. Jest niemal tak samo troskliwa, jak moja Merry. Powoli zaczyna mnie zastanawiać, jak ona może wytrzymać z Brunem i z jego charakterem? A jeszcze bardziej dziwi mnie to, w jakich superlatywach o nim mówi. Czyżby Bruno posiadał jakieś dobre strony, o których nie miałam jeszcze okazji się przekonać? Nie w jego przypadku to przecież niemożliwe. Praktycznie cały dzień spędzam z Evą. Najpierw robiąc zakupy, a potem pomagając jej w codziennych obowiązkach i przygotowując obiad. Chociaż Eva uważa, iż jak to mówi Pan Bruno nie byłby zadowolony, upieram się, aby pomóc jej w sprzątaniu i przygotowaniu obiadu na dzisiaj i kolejny dzień. Swoją drogą to absurdalne, aby Eva zwracała się do niego Pan Bruno...
– Lauro, może uznasz moje zachowanie za niestosowne, ale muszę ci coś powiedzieć. – zaczyna nieco nieśmiało.
– Tak?
– Naprawdę cieszę się, że Pan Bruno w końcu się ustatkował. I uważam, że lepszej żony nie mógł sobie wybrać.
– Nie przesadzaj Evo. – Blado się uśmiecham na jej słowa.
– Nie przesadzam. Znam się na ludziach, uwierz mi. Pan Bruno powinien cię nosić na rękach. – Jej cała twarz promienieje, a ja ledwo, co jestem wstanie wysilić się na ponowny uśmiech. Sama nie wiem, co mam jej odpowiedzieć...
– Dziękuje. – To jedyne, na co mnie stać. Ona pewnie też nie wie, że ja wcale nie chciałam zostać panią Watson.
– Jesteś niezwykle inteligentną, kulturalną i piękną kobietą. Widzę, że jeszcze jesteś młodziutka, ale uwierz mi, że te nie które przyjaciółki Pana Bruna, które czasem widziałam, nie dorastają ci kochanie nawet do pięt. Zero kultury... wyfiokowane raszple, które myślą, że tyłkiem cuda zdziałają. – mówi to takim tonem głosu i przy tym robiąc taką minę, że mimowolnie wybucham śmiechem. Ona jest nie sam owita, znając ją tak krótko, nigdy nie pomyślałabym, że mogłabym z jej ust usłyszeć takie słowa. Czuje, że z każdą chwilą zaczynam lubić Evę coraz bardziej.
– Oj Evo, zawstydzasz mnie. – dotykam jej dłoni i uścisk uje.
– Jeszcze ta twoja skromność Lauro. Pan Bruno musi cię pilnować jak oka w głowie. – Wzdycham ciężko... nie mam sumienia powiedzieć jej, jaka jest prawda... Co by to zmieniło? Kompletnie nic. Nie ma większego sensu wtajemniczania innych w nasze prawdziwe relacje, choć po pewnym czasie Eva pewnie sama się zorientuje, iż nie pałam miłością do Bruna...
– Witaj Lauro. Poznałaś już Evę. Polubiłaś ją? – Bruno wchodzi do sypialni i składa pocałunek na moich włosach, i ku mojemu zdziwieniu ten gest już tak bardzo mnie nie irytuje, jak wcześniej. Uznaje to po prostu za nieprzyjemną konieczność.
– Oczywiście, to świetna kobieta, tylko szkoda, że sam mi o niej wcześniej nie powiedziałeś. – mówię nawet nie podnosząc wzroku znad książki.
– Wyleciało mi z głowy. Miło spędziłyście południe na mieście?
– Skąd wiesz, że byłyśmy na mieście? – lustruje go podejrzliwym wzrokiem, odrywając się od książki.
– Skarbie, wiem o tobie wszystko. – odpowiada z uśmiechem adekwatnym do tego, co powiedział. Ohh czasami mam ochotę zmyć ten jego uśmieszek z gęby!
– Kontrolujesz mnie? – pytam, znacząco unosząc brew w górę.
– Oczywiście. – spogląda prosto w moje oczy z niezwykłą powagą w głosie. Pewność siebie to zdecydowanie dominująca cecha jego charakteru. Czy on zamierza kontrolować wszystko, co robię? Zdecydowanie to nie jest normalne! Nie jestem małą dziewczynką, którą trzeba kontrolować. Pewnie ten sztywniak Jasper o wszystkim mu donosi, albo ten drugi sztywniak w garniturze, który cały czas kręci się wkoło domu.
– Twoi goryle ci na mnie donoszą? Nie jestem małym dzieckiem, którego trzeba pilnować!
- Muszę cię pilnować, żebyś mi nie uciekła. – Jego nonszalancki ton głosu jest nie do zniesienia. Znów obdarza mnie tym swoim skurwysyńskim uśmiechem. Jego zachowanie sprawia, że mimowolnie zaciskam piąstki na pościeli. Doskonale wie, że nie ucieknę, mówi to specjalnie. Chce pokazać mi, jak bardzo jestem od niego zależna... Postanawiam nie brnąc dalej w rozmowę, w której i tak będę stała na przegranej pozycji. Postanawiam nie zwracać na niego uwagi i znów zanurzyć się w angielskim romansie, którego czytając, tak naprawdę tylko pogarszam swoje samopoczucie. Opowieść o wielkiej miłości dwojga ludzi uświadamia mi jedynie, że ja nigdy takiej nie doświadczę. Ohh nie mogę nawet przez niego skupić się na czytaniu! Jego obecność w sypialni kompletnie mi to uniemożliwia. Delikatnie podnoszę wzrok znad książki tak, aby nie zauważył. Bruno rozpina mankiety swojej śnieżnobiałej koszuli, która niesamowicie dobrze podkreśla jego wyrzeźbione ciało. Nie powinnam tak go lustrować wzrokiem, gdy ściąga koszule... wiem o tym, ale nie potrafię nad tym zapanować. Cały czas ukradkiem spoglądam na niego, gdy pozbywa się kolejnych części garderoby. Widok pół nagiego mężczyzny przyprawia mnie o nie lada zawstydzenie. Zagryzam wargi, gdy stoi na środku sypialni w samych czarnych bokserkach. Moja twarz momentalnie oblewa się rumieńcem, który staram się ukryć, jak mogę za okładką książki.
– Lauro nie wstydź się patrzeć, gdy się rozbieram. – Jak on zauważył, że go obserwuje? Czuje, jak moje policzki jeszcze bardziej zaczynają się czerwienić. Nie nawiedzę się za uczucie zawstydzenia, jakie czuje przy nim.
– Bruno nie schlebiaj sobie. – staram się wyjść z twarzą z tej sytuacji. Bruno uśmiecha się nieco lekceważąco na moje słowa, tak, gdyby doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie mówię prawdy.
– Podoba mi się, gdy tak się zawstydzasz. – podchodzi do łóżka i nachyla się nade mną. Moje policzki już nie są czerwone... one płoną, gdy tylko przejeżdża po nich palcem. Jeszcze bardziej nachyla się nade mną, wplatając rękę w moje włosy. Jego usta szybciej niż myślę przywierają do moich, delikatnie językiem rozchylając moje wargi. Jego dłoń mocniej zaciska się na moich włosach, a ruchy jego języka stają się z każdą sekundą coraz bardziej intensywne. Jego pocałunek sprawia, że nie mogę się ruszyć... jego pocałunek sprawia, że nie potrafię myśleć racjonalnie.
– Obiecałeś. – po chwili jednak, odzyskuje zdolność racjonalnego myślenia i kładę dłonie na jego klatce piersiowej, odpychając go od siebie.
– Nie obiecywałem ci, że nie będę cię całował. – ignoruje mój protest i jego usta znów lądują na moich. Nie myśląc wiele, również dotykam jego ust swoimi, oplatam nimi jego dolną wargę i mocno zagryzam, wbijając w jego wargę zęby. Bruno od razy odrywa się ode mnie, sycząc jak jadowity wąż i palcami dotykając swojej zranionej wargi.
– A ja nie obiecywałam, że będę się na to godzić.– uśmiecham się z równie wielkim cynizmem, jak on. Ohh Lauro 1:0 dla ciebie w tej rudzie. Bije sobie wewnętrzne brawo. Jednak moja satysfakcja nie trwa zbyt długo. Jego chłodny wzrok, dopada mnie szybciej niż myślę.
– W końcu się doigrasz. – cedzi w moją stronę.
– Jeżeli odczuwasz tak wielką potrzebę zaspokojenia swoich potrzeb seksualnych, zadzwoń do którejś ze swoich panienek, na pewno z chęcią zaspokoją twoje żądze. – mówię, kąśliwie znów cynicznie się uśmiechając. Spoglądam w jego oczy, po czym z mojej twarzy uśmiech znika mi w mgnieniu oka. Jego wzrok już nie jest chłodny, on jest lodowaty. Jego pięści zaciskają się na pościeli, a klatka piersiowa znacznie szybciej się porusza. Nie potrafię już dłużej patrzeć w jego lodowate spojrzenie, spuszczam wzrok na książkę. Jednak nie długo jest mi dane zatopić w niej wzrok. Bardzo szybko mój wzrok znów ląduje na jego twarzy. Łapie mnie gwałtownie za twarz, wyrywa z rąk książkę, a dłonie unieruchamia w stalowym uścisku nad głową. Niemalże boleśnie przy tym wpija się w moje usta, brutalnie językiem rozchylając wargi. Całuję mnie zaborczo, nie pozwalając na żaden protest. Piszczę w jego usta, starając się wyswobodzić z uścisku. Moje starania są na nic. Jego uścisk jest tak mocny, że ani drgnę. Co znów w niego wstąpiło? Przecież obiecał...
– Od tego mam żonę, żeby zaspokajała moje potrzeby. Nie prowokuj mnie, bo następnym razem po prostu cię przelecę, nie zważając na twój protest tak jak teraz. Powinnaś się cieszyć, że nie odbieram sobie od ciebie tego, co mi się należy, choć doskonale wiesz, że bez najmniejszego wysiłku mógłbym to zrobić. – odrywa się od moich ust i zatapia we mnie swój rozwścieczony wzrok. Na jego słowa, krew zastyga w moich żyłach... Przełknięcie śliny staję się dla mnie niesamowitym wyczynem, a jego wściekła twarz wpatrująca się we mnie ani trochę mi tego nie ułatwia. Po raz kolejny udowodnił mi, że to on posiada władzę i jeżeli będzie chciał, zrobi ze mną co zechce... – Zarezerwowałem stolik w restauracji. Chciałem cię zabrać dziś wieczorem na kolacje i pokazać parę miejsc w Bostonie, ale jednak nie będę zadawał sobie tyle trudu. Myślę, że kolejny wieczór w samotności dobrze ci zrobi. – warczy i w sekundzie jego postać znika za drzwiami garderoby. Zanim udaje mi się uspokoić i przyswoić to, co przed chwilą powiedział przebrany w jeansy i błękitny podkoszulek wychodzi z sypialni, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
Bruno
Siedzę w gabinecie przed laptopem i chodź chce spokojnie przejrzeć e-maile, to nie mogę tego zrobić. Ta dziewczyna tak cholernie wyprowadza mnie z równowagi, że wszystko aż we mnie wrze. Naprawdę, czy ona nie może choć trochę zmienić do mnie stosunku? Jak ja mam do cholery przekonać ją do tego, że nie chce być jej wrogiem? Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że dobrocią nic tu nie wskóram. Cały czas, choć może nie świadomie uporczywie dąży do tego, żebym pokazywał jej swoją złą stronę... Jedynie mój podniesiony głos i zachowywanie się jak skończony drań sprawiają, że kuli się nawet pod moim wzrokiem. Staram się panować nad sobą, naprawdę się staram, ale w jej obecności to do cholery nie jest możliwe!
- Skoro zarezerwowałeś już stolik, to może jednak pójdźmy na tę kolacje? – Laura niepewnym korkiem wchodzi do mojego gabinetu i pyta nieśmiałym głosem. Czyżby odrobinę skruszała? To zadziwiające... Moja droga, jeżeli myślisz, że tą niewinną miną coś wskórasz, to jesteś w ogromnym błędzie. Mówiłem już, ja nigdy nie zmieniam zdania!
– Nie. Nigdzie nie pójdziemy. – odpowiadam stanowczo, nie spuszczając wzroku z ekranu laptopa.
– Bruno... – zaczyna mówić, ale od razu jej przerywam.
– Lauro, powiedziałem już coś i nie będę dwa razy powtarzał. – traktuje ją beznamiętnym i oficjalnym tonem. Zaciska usta i mruży oczy, jak mniemam próbując wykreować w swojej głowie jakąś odpowiedź... jednakże nic nie odpowiada. Ze spuszczonym wzrokiem wychodzi z gabinetu, delikatnie zamykając za sobą drzwi. Kurwa mać! Z całej siły uderzam dłonią w biurko, gdy tylko wychodzi z gabinetu, co nie przynosi mi upragnionej ulgi. Wychodzę na taras w nadziei, że zapalenie papierosa choć trochę uśmierzy moją złość, ale jego wypalenie również jej nie uśmierza. Muszę wyładować jakoś nadmiar złości i rozładować to cholerne napięcie, które buzuje w moim ciele, bo inaczej nie wytrzymam. Brak seksu jest dla mnie niezwykle frustrujący. Nie wiem, jak długo jeszcze będę w stanie wytrzymać w tym pieprzonym celibacie! Odkąd Laura zjawiła się w Bostonie, jestem jej wierny i trzymam się z daleka od innych kobiet. Chce mimo wszystko w dalszym ciągu pozostać jej wierny, ale potrzeba seksu i rozładowania w końcu tego pieprzonego napięcia zaczyna robić się silniejsza ode mnie. Ile ja bym dał, aby Laura oddała mi swoje ciało... Tak cholernie pragnę tej kobiety! Żadnej innej kobiety, nie pragnąłem tak bardzo jak jej... Widok jej ponętnego ciała i oliwkowej skóry sprawiają, że wariuje... Zamykam laptopa i wychodzę z gabinetu. Muszę iść pobiegać! Przebieram się w szorty, podkoszulek i wkładam sportowe buty. Łapę w biegu jeszcze telefon z słuchawkami. Laury nie ma ani w sypialni, ani w salonie... Moja mania kontroli od razu się we mnie odzywa. Czyżby gdzieś wyszła beze mnie? Na samą myśl o tym, że znikła gdzieś bez mojej wiedzy, uczucie złości jeszcze bardziej się zwiększa.
– Gdzie idziesz? – słyszę jej głos, przechodząc przez hol kierujący do drzwi frontowych. Laura siedzi przy kuchennym blacie ze szklanką soku w rękach, a jej widok w domu odrobinę mnie uspokaja.
– Pobiegać.
– Mogę z tobą? – Czy ona znów mnie o cos pyta? Chce dobrowolnie spędzić ze mną czas? Jej postawa jest dla mnie niemalże zdumiewająca. Mimo to nie zamierzam się na to godzić, nie może myśleć, iż tak szybko jej zachowanie puszczę w niepamięć.
– Nie. – odpowiadam rzeczowo i nawet na nią nie spoglądając, wychodzę z domu. Jej obecność przy mnie, nie pozwoliłaby mi wyładować moich emocji. Jedynie mogłaby zwiększyć ich poziom. Muszę zafundować sobie porządny trening, inaczej się nie uspokoję. Biegnę tą samą trasą co zawsze, jednakże tym razem o wiele szybciej niż zazwyczaj. Muszę się jak najszybciej zmęczyć... to jedyny sposób!
Po ponad godzinnym treningu wracam do domu, ale widząc jej postać w salonie, moje napięcie znów powraca. Cholera jasna, co ona ze mną robi!!! Biorę butelkę wody z lodówki i staram się jak mogę, aby nie patrzeć na nią. Choć wiem, że ona właśnie teraz wlepia we mnie swój wzrok. Schodzę piętro niżej do mojej siłowni. Najlepszym rozwiązaniem na wyładowanie się wydaj się mi być worek treningowy... Zakładam rękawice i raz za razem zadaje w niego najsilniejsze ciosy, jakie umiem.
Jestem cały mokry, ale w końcu zmęczony i to mnie satysfakcjonuje. Czuje się gotowy na ponowne starcie z Laurą. Doskonale wiem, iż nie da mi zasnąć w spokoju bez swoich komentarzy, ale teraz już nie zrobi to na mnie wrażenia. Nie dam się jej po raz kolejny wyprowadzić z równowagi. Gdy wchodzę do sypialni, jej tam nie ma. Kieruję się od razu do łazienki, aby wziąć gorący prysznic. Jutro czekam mnie znów cholernie dużo pracy. Choć wszystko jest na mojej głowie, sto razy bardziej wolę mieć całą firmę na swoich barkach, niż konsultować swoje decyzje z ojcem. Nie zamierzam prowadzić jej tak jak on. Mamy XXI wiek i nie będę prowadził interesów według tradycyjnego podejścia ojca... Będę je prowadził po swojemu... Kładę się do łóżka i mimowolnie wącham poduszkę, na której śpi Laura. Ustawiam budzik w telefonie i gaszę lampkę... Chciałbym od razu zasnąć, ale doskonale wiem, że nie uda mi się to dopóki Laura nie będzie leżała obok. Każda minuta oczekiwania na nią niesamowicie się dłuży. Słysząc w końcu kroki na schodach, a po chwili dźwięk otwieranych drzwi, na mojej twarzy od razy pojawia się uśmiech, a powieki w końcu się zamykają. Wchodzi do pokoju i mam wrażenie, że porusza się na placach. Czyżby nie chciała mnie obudzić? Skąd w niej tyle dobroci dla mnie? Dokładnie wsłuchuje się we wszystko, co robi. Czuje jak druga połowa łóżka, lekko ugina się pod jej delikatnym ciałem. Patrzę na nią, ale przez ciemność panująca w sypialni ona nie zauważa mojego wzroku na sobie. Odkłada szlafrok na poręcz łóżka i kładzie się do mnie plecami, na samym brzegu łóżka. Przybliżam się do niej i oplatam jej brzuch dłonią, przyciągając ją do siebie. Chce czuć jej zapach, gdy będę zasypiał...muszę go czuć.
– Już skończyła się moja kara za złe zachowanie? – pyta z lekką nutą złości i irytacji w głosie i ma racje. Tak moje wcześniejsze zachowanie było dla niej karą.
– Dobranoc. – mówię przy jej uchu i składam pocałunek na jej karku...
Kochani!
Jeżeli widzicie jakieś błędy oczywiście wskażcie mi je, a ja je od razu będę poprawiać:)
Mam nadzieje, że kolejnym rozdziałem nie zawiodłam waszych oczekiwań!
Liczę na gwiazdki i komentarze :)
Buziaki :*
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro