Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 60!


Jest! Długo oczekiwani! Myślę że będą jeszcze 2 max 3 rozdziały :) 

Zapraszam do czytania! 

Pozdrawiam was wszystkich :) 


Laura 

  Nie wiem na ile straciłam przytomność ale teść najwidoczniej skutecznie i szybko mnie ocucił. Przez moment nie mogę dojść do siebie. To co usłyszałam przed chwilą kompletnie ścięło mnie z nóg i poczułam się tak jak by ktoś odciął mi tlen. Później już wszystko dzieje się bardzo szybko. Tak jak stoję tak wsiadam do auta teścia a każda sekunda drogi do szpitala trwa dla mnie jak godzina. Cały czas słyszę w głowie głos, który mówi, że to moja wina. Gdyby był w domu ze mną nie wsiadł by na ten pieprzony motor! Przecież jeśli on... jeśli jemu coś się stanie to ja sobie nigdy tego nie wybaczę! Ja go nie mogę stracić. Tak bardzo bym chciała, żeby to wszystko nie było prawdą, żeby to było po prostu sen z którego zaraz się obudzę. Gdybym mogła cofnąć czas poszłabym z Brunem na tą terpię i nie zachowywałabym się rozwydrzona gówniara. Strasznie się boję, że dopiero teraz doceniłam coś, co mogę zaraz stracić i to jest najgorsze uczucie jakie można czuć...

Podjeżdżamy pod szpital a ja pędem rzucam się do drzwi, chociaż tak naprawdę nawet nie wiem w którą stronę mam biec. Zachowuje się jak bym była w amoku. Teść krzyczy za mną ale nie zwracam na niego uwagi. Dopiero po chwili udaje mu się dobiec do mnie.

– Laura do cholery uspokój się! – trzyma mnie za ramiona i mocno potrząsa. Czeka aż chodź na moment się uspokoję i prowadzi mnie długim białym korytarzem pod sale nad którą widnieje napis SALA OPERACYJNA. Gdy tylko to czytam żołądek wywraca mi się do góry nogami a nogi robią się jak z waty.

– Laura. – podbiega do mnie zapłakana Clara. Przytula mnie do siebie a ja stoję bez ruchu.– Zobaczysz mojemu synowi nic się nie stanie. – przekonuje mnie kurczowo gładząc moje włosy. Mam wrażenie że sama w to nie wierzy ale pocieszając mnie, sama chce się uspokoić i uwierzyć w swoje słowa.– Lauro dlaczego on wsiadł na ten pieprzony motor. Przecież ostatnio tak rzadko na nim jeździł?

– Przeze mnie Claro, to moja wina. – opowiadam tępo wpatrując się w napis nad salą operacyjną. Taka jest prawda a ja muszę się jej do tego przyznać.

– O czym Ty mówisz dziecko? – przykłada z przejęciem sobie dłonie do ust.

– Rozstaliśmy się z Brunem z mojej winy. Po prostu nie wytrzymał już ze mną. Straszliwie się pokłóciliśmy i Bruno potem się wyprowadził. Pewnie dlatego wsiadł na motor, gdybyśmy byli razem nic by się nie stało. – pojedyncze łzy spływają mi po policzkach i nie jestem w stanie spojrzeć Clarze w oczy.

– Co wyście narobili dzieci! – Clara wybucha płaczem popadając w ramiona męża, który teraz obdarowuje mnie morderczym spojrzeniem. Stara się uspokoić żonę ale to na nic. Clara przez cały czas płaczę w ramie męża. Właściwie ma racje. Co myśmy wszyscy najlepszego narobili. To wszystko od początku nie było tak jak być powinno, ale teraz to już wszystko nie jest ważne. Czasu nie cofniemy. Bruno i tak długo ze mną wytrzymał, chociaż byłam dla niego taka okropna. Od samego początku uprzykrzałam mu życie jak tylko mogłam. On za to zawsze był dla mnie dobry i pomijając to, że mnie okłamał i nie powiedział o testamencie, nigdy mnie nie skrzywdził. Starał się dla mnie i o mnie. Ja nie umiałam być taka dla niego. A teraz mogę go stracić już na zawsze...

Nie wiem ile czasu spędzamy przed salą operacyjną. Z pośpiechu jak wybiegałam z domu nawet nie zabrałam ze sobą telefonu. Czekamy cierpliwie na jakiekolwiek wiadomości z sali operacyjnej ale z nikt z niej nie wychodzi a czas cholernie się dłuży. Kiedy w końcu zza drzwi pojawia się lekarz, wszyscy podbiegamy do niego, czekając na jego słowa niemalże jak na wyrok.

– Co z moim synem? – Clara pyta lekarza a mi serce tak mocno mi bije, że zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej. Nie wybaczę sobie tego jeśli coś mu się stanie.

– Spokojnie proszę Państwa. Operacja się udała, stan Pana Watsona jest stabilny. – czuje jak cholernie ciężki kamień spada mi z serce a adrenalina zaczyna ze mnie uchodzić. Robi mi się słabo i muszę usiąść na krześle nie mogąc dłużej utrzymać się na nogach. – Pan Bruno ma wstrząśnienie mózgu, krwiak w jego wyniku jest niewielki i zakładamy, że z czasem się wchłonie, złamany bark, kilka złamanych żeber i liczne obrażenia zewnętrzne. Z dobrych wiadomości narządy wewnętrzne są całe a uraz kręgosłupa szyjnego nie okazał się tak groźny jak zakładaliśmy. Pan Watson właśnie jest wybudzany po operacji. Poinformuje Państwa kiedy będzie można do niego wejść.

– Dziękujemy doktorze. To nasze jedyne dziecko. – słowa teścia jakie kieruje do lekarza odbijają się w mojej głowie niemalże echem. Ciągle słyszę „jedyne dziecko". Przez moje pieprzone fochy i obwinianie Bruna za całe zło tego świata prawie doprowadziłam do tego, że rodzice stracili by swoje jedyne dziecko. Czuje jak robi mi się nie dobrze i pędem rzucam się do łazienki żeby nie zwymiotować na podłogę. Klęczę nad sedesem w łazience i wymiotuje wszystko co mam tylko w żołądku aż w końcu już nie mam czym. Z ledwością podnoszę się z kolan i opłukuje buzie zimną wodą. Nie wiem co mi się stało, to chyba ten nadmiar emocji zaczął ze mnie schodzić. Czas jaki spędziłam przed salą operacyjną w oczekiwaniu na informacje co z Brunem był jednym z najgorszych czasów jakie dotąd mnie spotkały. Ostatni raz czułam się tak jak teraz kiedy mama umierała... Jeśli Brunowi coś by się stało właśnie straciłabym druga i ostaniom osobę, która mnie kocha. Chociaż teraz powinnam użyć czasu przeszłego. Osobę która mnie kochała...

Płukam usta wodą i spoglądam w lustro. Jestem strasznie blada i dopiero teraz czuje zmęczenie jakie mnie ogarnia. Ale nic teraz nie jest ważniejsze od tego, że z Brunem wszystko dobrze. Wracam do teściów na korytarz. Mama Bruna siedzi w tulona w męża a ja widzę na ich twarzach ulgę jakiej jeszcze nie widziałam kiedy Bruno był operowany.

– Lauro wszystko w porządku? – Clara podchodzi do mnie, czule na mnie spoglądając i dotykając policzka. Nie zasługuje na jej troskę.

– Claro przeze mnie mogliście stracić swojego syna... – wargi mi drżą i znów nie jestem w stanie im jej spojrzeć w oczy. – To wszystko moja wina. Przepraszam was. – zasłaniam dłonią usta bo inaczej wybuchła bym płaczem na cały szpital.

– Nawet jeżeli się  rozstaliście i nawet jeżeli z Twojej winy, jestem pewna że to nie ty kazałaś mu wsiąść na motor i jechać 200 na godzinę! Bruno zawsze nikogo nie słucha, robi co chce i jest bardzo porywczy. Znam go to mój syn.

– Lauro, Clara ma racje. Bruno jest dorosły z pewnością wiedział co robił. Ale mój syn jest bardzo dobrym kierowcą więc nie wiem jak doszło do tego wypadku. Przecież on umiał wyprowadzić maszynę z poślizgu.– Dzisiaj po raz pierwszy widzę tak przejętego teścia. Nigdy nie widziałam go w takim stanie. Mimo, że nie mają dosyć dobrych relacji z Brunem to jego syn i to tak jak powiedział jedyne dziecko.

– Proszę Państwa Pan Watson już jest przytomny niestety na razie może wejść do niego tylko jedna osoba i na krótko. Pacjent potrzebuje teraz spokoju i odpoczynku. – lekarz przychodzi do nas a ja patrząc na minę Clary wymieniam z nią porozumiewawcze spojrzenie i robię krok w tył.

– Lauro ja wejdę... dobrze? – posyła mi spojrzenie z zapłakanych oczu i nie musi nic więcej mówić. Zarówno jej spojrzenie jak i teścia daje mi jasny przekaz.

– Oczywiście Claro. Nic tu po mnie. Bruno pewnie i tak nie-miałby ochoty mnie widzieć. Po za tym my już nie jesteśmy razem... – ledwo te słowa przechodzą mi przez gardło ale przecież taka jest właśnie prawda. Ulga jaką czuję, że z Brunem wszystko w porządku jest nie dopisania ale to nic nie zmienia. Bruno ode mnie odszedł a ja nie będę mu się naprzykrzać...

– Lauro nie zrozum mnie źle, ale lekarz powiedział, że Bruno potrzebuje spokoju a skoro między wami jest tak źle, lepiej żeby się nie denerwował. – mówi zakłopotana.

– Jasne. Pójdę już sobie i jeszcze raz przepraszam. – odchodzę od nich i spokojnym równomiernym krokiem kieruje się do wyjścia. Teraz już nie mam nic do stracenia. Muszę postawić wszystko na jedną kartę i w końcu zmienić to życie tylko tym razem zrobię to jak dorosła kobieta a nie jak gówniara uciekając bez słowa.

Bruno

– Mama, co się stało? – otwieram bolące powieki a suchość w gardle sprawia, że ledwo co udaje mi się wypowiedzieć te parę słów. Wszystko mnie boli a w szczególności głowa i szyja. Chce sobie przypomnieć co się stało ale przez ból głowy nie mogę skupić myśli.

– Bruno synku. Nawet nie wiem jak się cieszę, że jesteś cały. Tak strasznie się o ciebie baliśmy z tatą. Miałeś wypadek na motorze, wpadłeś w poślizg i uderzyłeś w drzewo. – matka delikatnie głaszczę moją dłoń i jak przez mgłę widzę jak ociera policzki z łez. Nawet wzroku nie mogę dobrze wytężyć, przez ten cholerny ból.

– Laura. – z trudem przełykam ślinę przez bolące gardło gardło, żeby móc mówić dalej. – Laura wie? Jest tu? – nawet teraz jedne o czym myślę to tylko Laura.

– Wie synku, ale nie ma jej tu teraz. – puls od razu mi skaczę a aparatura zaczyna piszczeć. Nawet w takim momencie moja żona ma mnie w dupie. Nic dla niej nie znaczę.

– Pan Watson musi odpoczywać, nie może się denerwować. Przeszedł kilkugodzinną operacje, naprawdę potrzebuje spokoju. Proszę na razie opuścić salę. – pielęgniarka podchodzi do nas i uprzejmie prosi matkę.

– Dobrze. Synku odpoczywaj potem przyjdziemy z Tatą i Laura na pewno też... – całuje mnie w czoło i odprowadzona przez pielęgniarkę wychodzi z sali. Skoro mojej żony nie ma tu teraz później też jej nie będzie. Po raz kolejny tylko przekonuje się o tym, że ona nie chce mieć ze mną nic wspólnego i nawet mój wypadek nie jest w stanie jej ruszyć. Rozumiem może Laura mnie już nie kocha, nie chce ze mną być ale nawet jej nie obchodzi jak się czuje? Czy żyje? Bardzo szybko o mnie zapomniała a ja się muszę się z tym pogodzić.

Próbuje sobie przypomnieć wypadek i widzę jak przez mgłę ja wpadam w poślizg a ostanie co pojawia mi się przed oczyma przed uderzeniem w drzewo to oczywiście Laura... Puls znowu mi przyspiesza a pielęgniarka pojawia się przy mnie w mgnieniu oka. Każe mi być spokojnym i odpoczywać. Odpuszczam i zamykam oczy. Chce zasnąć i nie budzić się zbyt prędko a przynajmniej dopiero wtedy jak minie już ten cholerny ból głowy.

Zaśniecie wcale nie było takie trudne, naprawdę czuje się słabo. Kiedy się budzę po raz kolejny nie mam pojęcia która jest godzina ani nawet jaki jest dzień. Kompletnie straciłem rachubę czasu. Głowa dalej mnie boli ale przynajmniej już nie tak strasznie jak w momencie kiedy obudziłem się po operacji.

– Dzień dobry, Czy wie Pan co się stało? – lekarz staje nade mną i świeci latarką po oczach.

– Tak miałem wypadek na motorze i byłem operowany. Co mi jest? Strasznie boli mnie głowa i kark. – mówienie tez już nie sprawia mi tak wielkiego bólu jak wcześniej. Obrzęk na gardle wyraźnie zmalał. Lekarz tłumaczy mi krok po kroku jakie poniosłem obrażenia w wypadku i teraz już rozumiem skąd ból głowy i szyi. Jak na prędkość z jaką jechałem to naprawdę cud, że tak wszystko się to skończyło. To była chwila nie uwagi. Zbyt gwałtownie wszedłem w zakręt na mokrej nawierzchnia, myślałem że jakoś uda mi się wyprowadzić motor na prosto ale z naprzeciwka jechał samochód miałem do wyboru wjechać w auto albo drzewo, instynktownie wybrałem drzewo, bo wtedy mogłem ucierpieć tylko ja w przeciwnym razie mogli by też inni ludzie. Co oczywiście nie zmienia faktu że jechałem za szybko.

Rozmawiam chwilę z lekarzem ale mam coraz bardziej sucho w gardle, pielęgniarka pozwala mi jedynie na mały łyk wody, który musi mi sama podać nie wolno mi się jeszcze podnosić. Pragnienie jakie czuje jest ogromne a mały łyk wody tego nie zaspokaja. Teraz już nie boli mnie tylko głowa z szyją ale też złamany bark. Chociaż jestem słaby i wciąż zmęczony nie mogę zasnąć a to bym najchętniej właśnie teraz zrobił. Tylko kiedy spie nie myślę o Laurze. Ojciec zawsze uczył mnie, żeby być twardzielem ale to kurewsko boli jak mało interesuje Laurę, nawet teraz gdy mało co nie zabiłem się na motorze. Przecież od tak nie przestaje się kochać nawet jeśli nie umie się już być ze sobą. Dla nas naprawdę już nie ma żadnej nadziei.

Zresztą to już nie ważne. Muszę się wziąć w garść... ten wypadek potraktuje jak początek mojego nowego etapu w życiu. Jak tylko dojdę do siebie, zacznę wszystko od nowa, dam Laurze rozwód, odpowiednio ją zabezpieczę finansowo i dom tez jej zostawię. Nie chce już tam mieszkać, bo wszystko by mi ją w nim przypomniało. Nie wiem co dalej, ale jakoś w końcu nauczę się żyć bez Laury. Skupię się teraz tylko na interesach, bo one jak na razie wychodzą mi najlepiej. A testament to nie problem załatwię papiery, że jestem całkowicie bezpłodny. Wtedy nikt nie będzie w stanie odebrać mi spadku.

Laura

Spokojnie pakuje swoje walizki. Tym razem to co do nich pakuje jest znacznie bardziej przemyślane niż kiedy uciekałam do Kanady. Teraz nie robię tego w pośpiechu i w nerwach, teraz robię to na chłodno. Nie zabieram też wszystkich rzeczy bo to bez sensu, każe potem Evie je mi spakować i wysłać a resztę po prostu wyrzucić. Mam sporo pieniędzy na koncie a poza tym kiedyś Bruno wyrobił mi kartę do jego konta... Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko jak na razie będę korzystać z jego pieniędzy. Dopóki jakoś sama się nie ustawie będę korzystać z jego pieniędzy.

Pakowanie zajmuje mi dużo czasu, nie jest mi łatwo spakować to życie w kilka walizek, ale taką decyzję podjęłam i już jej nie zmienię. Tak będzie najlepiej. Będąc przez cały czas w Bostonie nikt z nas nie będzie sobie w stanie ułożyć sobie życia. Będziemy tylko się męczyć i niszczyć nawzajem.

Wyjeżdżam na stałe. Zawsze chciałam poznać ten kraj... więc dlaczego w nim nie zamieszkać? Mam nadzieję, że będzie tam uczelnia gdzie będę mogła studiować architekturę w języku angielskim. Z czasem jakoś wszystko się ułoży. Rozwód nie wiem kiedy weźmiemy, wtedy kiedy Bruno będzie tego chciał, ja się już dostosuje. Wiem, że pewnie nie będzie chciał mnie widzieć ale ja pojadę do niego do szpitala. Muszę się z nim pożegnać przed wyjazdem... Nie chce uciekać. Chce po prostu wyjechać ale nie bez pożegnania. Jestem winna Brunowi jakiekolwiek wyjaśnienia. Dziś wieczorem mam samolot akurat były jeszcze dwa wolne miejsca do w samolocie. Szkoda, że razem z Brunem nie zdążyliśmy tam pojechać. Może kiedyś Bruno przyleci mnie odwiedzić... jeśli oczywiście będzie miał na to ochotę.

Wzywam Jaspera i każe mu wziąć walizki do auta. Bierze je i patrzy na mnie podejrzliwie. Widzę, co mu się ciśnienie na usta. Swoja drogą mimo wszystko polubiłam go, nawet pomimo że jest konfidentem Bruna.

– Spokojnie Jasper tym razem nie uciekam, zanim mnie zawieziesz na lotnisko pojedziemy do szpitala. Muszę się pożegnać z Brunem.

– Pani już naprawdę się będzie z szefem? – pyta z przejęciem.

– Jasper przestań z tą Panią, tyle razy Ci mówiłam mówi mi po imieniu. A z Brunem nie będziemy już razem, tego się już nie da uratować.

– Szef Panią bardzo kocha, znam go nie od dzisiaj. Naprawdę Lauro może się jeszcze zastanowisz?

– Nie Jasper. Jedziemy bo za 3 godziny mam samolot. – odpowiadam nie ugięta. Bruno zawsze powtarzał, żeby konsekwentnie trzymać się podejmowanych przez siebie decyzji. Jedziemy do szpitala i wyobrażam sobie co powiem Brunowi. Łzy mi się cisną do oczu ale robię wszystko, żeby je powstrzymać. Nie chce by widział, że płacze. Kiedy już podjeżdżamy pod szpital zaczynam się coraz bardziej stresować. Żołądek mi się skręca na samą myśl tej rozmowy, ale muszę zachować spokój. Biorę kilka głębokich oddechów i wchodzę do szpitala. Szukam najpierw lekarza, żeby z nim porozmawiać o stanie Bruna. On jeśli było by źle, by mi o tym nie powiedział. A ja przed wyjazdem muszę wiedzieć w jakim jest stanie. Na całe szczęście dowiaduje się od lekarza, że z Brunem jest coraz lepiej i jak dobrze pójdzie to za tydzień wypiszą go ze szpitala. Czuje ulgę jak to słyszę. Jak na prędkość z jaką jechał miał cholernie dużo szczęścia.

Lekarz odprowadza mnie przed salę Bruna a ja staję jak słup przed drzwiami i nie jestem w stanie zrobić kroku... Oddycham głęboko starając się chociaż trochę uspokoić ale nie umiem. Stres mnie wręcz zżera od środka. No dobra biorę się w garść, będę mieć to już za sobą... Wchodzę do sali i najwolniej jak się da naciskajm klamkę.

Bruno śpi. Kiedy widzę jaki jest cały poobijany, ma zabandażowaną głową, kołnierzem na szyi, wielki opatrunek na barku, aż ciężko mi na niego patrzeć. Podchodzę bliżej na paluszkach i dopiero teraz dostrzegam jak strasznie jest blady a pod oczyma ma siniaki. Chce delikatnie dotknąć jego ręki ale ma całe pozdzierane knykcie. Nawet nie wiem jak mam go dotknąć a tak bardzo chce to zrobić. Szybko ocieram spływające mi po policzkach łzy i w końcu zbieram się na odwagę i dotykam delikatnie jego buzi. Bruno od razu się budzi, otwiera oczy a ja jak oparzona zabieram dłoń z jego policzka.

– Przepraszam. – mówię speszona. Bruno wpatruje się we mnie i zaczyna szybciej oddychać.

– Laura...

– Jak się czujesz?

– W porządku, jest coraz lepiej. Jeśli się martwisz, to nie potrzebnie. – odpowiada oschle.

– Bruno, ja zawsze będę się o ciebie martwić, niezależnie czy tego chce czy nie.

– Jakoś nie zauważyłem cię od dwóch dni przy moim łóżku, więc nie sądzę, żebyś się tak o mnie martwiła, zresztą już nie musisz. – myślałam, że nie będzie chciał mnie widzieć i po prostu brakowało mi odwagi wcześniej, żeby do niego przyjść.

– Bruno możesz mi nie wierzyć ale ja naprawę myślałam, że umrę tu ze strachu kiedy cię operowali a my nie widzieliśmy w jakim jesteś w stanie. – samo wspomnienie tego przyprawia mnie o skurcz żołądka.

– Byłaś w szpitalu do dlaczego cię przy mnie nie było po operacji? – pyta z wyrzutem.

– Bo nie można było cię denerwować... uznaliśmy, że lepiej żebym ja nie wchodziła bo potrzebujesz spokoju. Dlatego weszła Twoja mama a ja pojechałam do domu. – jak to mówię wargi mi niemal drżą. – nawet nie wiesz jaką czuje ulgę, że jesteś cały. – nie mogę się powstrzymać i dotykam jego reki, ale bardzo szybko ją zabieram z powrotem.

– Potrzebowałem po operacji spokoju, a dać mi go mogła tylko Twoja obecność przy mnie. Przysięgałaś, że będziesz ze mną w zdrowi i w chorobie... jeszcze się nie rozwiedliśmy dalej jesteś moją żoną.

– Bruno to nie tak... ja po prostu nie miałam nawet odwagi tu przyjść do ciebie.

– Dobrze Laura nie tłumacz się. Wiem, że nic dla ciebie nie znaczę, nie musisz tu przychodzić ani martwić się o mnie. Nie wpędzaj się w poczucie winy, nie potrzebuje tego. – to co mówi Bruno strasznie boli, ale zasłużyłam sobie na takie słowa.

– Jak mam się nie wpędzać w poczucie winy? Gdyby nie to, że się rozstaliśmy i wyprowadziłeś się z domu to nie wsiadł byś na motor. To moja wina, wszystko jest moją winą.

–Laura gadasz głupoty. Nie ty kazałaś mi wsiadać na motor i zapieprzać 200 na godzinę. Jestem dorosły i wiedziałem co robię. Motor zawsze mnie odstresowywał, a ten wypadek to po prostu chwila nie uwagi.

– Właśnie musiałeś się odstresować prze ze mnie. Przepraszam Bruno, wiem że to ja jestem winna rozpadowi naszego małżeństwa. Ty byłeś zawsze dla mnie dobry, zawsze się o mnie starałeś, opiekowałeś się mną, dawałeś bezpieczeństwom ja dla ciebie taka nigdy nie byłam. Miałeś rację, zachowywałam się jak gówniara i ciebie obwiniłam za całe zło tego świata a przecież tak nie było. Swoją drogą dziwie ci się że tak długo ze mną wytrzymałeś, byłam okropna.

– Nie obwiniaj się o ten wypadek do cholery! To nie jest twoja wina i skończmy już ten wywód. Jestem zmęczony... – Bruno chyba daje mi do zrozumienia, że już nie ma dłużej ochoty znosić mojej obecności i już nie będzie musiał.

– Dobrze już ci daje spokój. Przyszłam się tak właściwie pożegnać... nie chce już zachowywać się jak gówniara tylko dorosła kobieta. Nie mogę wyjechać bez słowa i nie chce tego robić. Jestem ci winna jakieś wyjaśnienia, bo jak sam powiedziałeś jestem jeszcze Twoją żoną.

– O czym Ty mówisz? Znowu chcesz odstawiać jakiś cyrk z wyprowadzką? Laura nie bój nie zabiorę Ci domu, przepiszę go na ciebie, finansowo też cię zabezpiecze. – jak ja mogłaby mieszkać w tym domu? Wszystko by mi dookoła przypominało o Brunie a to jest nie do wytrzymania.

– Bruno wyjeżdżam na stałe do Europy. Za 2 godziny mam samolot. Zamieszkam we Włoszech na początek Rzym a potem zobaczymy. Wiesz, że zawsze chciałam tam pojechać, szkoda tylko że razem tak nie pojechaliśmy. Ale no nie ważne już. Chce tam studiować dalej i pracować... Mam nadzieje że nie masz nic przeciwko, żebym przez jakiś czas na początek utrzymywała się z twoich pieniędzy. Jak tylko coś wynajmę dam Ci znać, gdzie mieszkam i czy wszystko jest w poządku. Tym razem chce to zrobić otwarcie bez ukrywania czegokolwiek. Rozwód możemy wziąć kiedy będzie Ci pasowało... ja się dostosuje. Mam nadzieje, że szybko dojdziesz do siebie. Zawsze byłeś silny.

–Myślałem, że przyszłaś bo ci na mnie zależy ale cóż... doceniam, że przyszłaś mi powiedzieć o wyjeździe...  


****

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro