Rozdział 55!
Cześć kochani!
Znów spora przerwa ale za to jaki mega długi rozdział! Takiego już dawno nie było;p
Jeszcze trochę do końca opowiadania :) Jednak jesteśmy już grubo za połową :)
Jak wrażenia?
Warto było czekać? :)
Pozdrawiam i dziękuje za te wszystkie komentarze i opinie <3
Laura
Nie zdawałam sobie sprawy, że narobiłam sobie pod moją nieobecność aż tak dużo zaległości na uczelni. Będę musiała mocno przyłożyć się do nauki, aby wszystko nadrobić. Ale to dobrze. Będę mieć zajęcie na najbliższy czas i nie będę mieć czasu na rozpamiętywanie niepotrzebnych rzeczy. Mam zamiar tak sobie starać wypełnić czas, żeby ani przez chwilę nie mieć wolnego czasu.
Z pierwszego dnia na uczelni po moim powrocie, wracam do domu dosyć późno, ale zostałam na wszystkich zajęciach jakie miałam, a jeszcze skserowanie notatek od dziewczyn zajęło mi dodatkowo trochę czasu. Kiedy parkuje w podziemnym garażu widzę, że Suv mojego męża już w nim stoi. Miałam cichą nadzieje, że go jeszcze nie będzie w domu i będę mieć trochę wytchnienia... Wzdycham ciężko na samą myśl tego co mnie czeka w domu. Zabieram z samochodu torebkę i masę skserowanych notatek. Jeszcze nie zdążyłam dobrze otworzyć drzwi a Bruno już na mnie czeka.
– Cześć Kochanie. Tak długo trzymali was na uczelni? – pyta mnie od razu na wejściu i całuje mnie w policzek. Nie protestuję ale odruchowo kiedy zbliża swoje usta do mojego policzka odchylam głowę i unoszę ramię, by nie trwało to zbyt długo.
– Zazwyczaj bardzo późno wracałeś z pracy do domu, a ja zawsze we wtorki zajęcia miałam do 18. Dziś zeszło mi jeszcze dłużej, bo kserowałam notatki. Od koleżanek oczywiście, przecież nie od kolegów. – odpowiadam zgodnie z prawdą, szczególnie akcentując drugą część zdania. Zawsze chciał żebym mu się tłumaczyła ze wszystkiego więc tłumacze. Widzę, że Bruno walczy ze sobą i z tym co mu się właśnie ciśnie na usta. Wkurza go moje zachowanie doskonale to po nim widać, w efekcie końcowym jednakże tylko wznosi oczy ku górze, po czym po chwili odpowiada spokojnie.
– Będę wiedzieć na przyszłość, że we wtorki kończysz o 18. Jesteś głodna? Eva przygotowała zapiekankę zjemy razem?
–Jadłam na uczelni, zjedz sam. – mijam go i kieruje się na górę do sypialni. Bruno robi mi przejście w holu i mówi nieme ''ok''. Mój mąż jest tak wyrozumiały i tak opanowany, że aż do niego to nie pasuje.
Chyba się stara... Szkoda, że dopiero teraz i po tym wszystkim.
Wchodzę do sypialni i odrzucam na fotel torbę z notatkami. Kładę się na łóżko i już po niespełna kilku minutach to leżenie i wgapianie się w sufit zaczynają mnie irytować. Nie chciane myśli i tak przypływają do mojej głowy.
Zrywam się więc z łóżka i idę do garderoby, wieczór jest jeszcze długi, a ja nie zamierzam siedzieć bezczynnie i myśleć o tym o czym chce zapomnieć.
Dlatego przebieram się w legginsy sportowe, stanik i idę do siłowni Bruna. Swoją drogą nie wiem czemu nigdy z niej nie korzystałam wcześniej. Teraz to się z pewnością zmieni. Wysiłek fizyczny na pewno dobrze mi zrobi. Bruno często jak jest zły wyładowuje się na siłowni, więc i ja teraz tak będę robić.
Schodzę na dół w stroju sportowym zabieram z lodówki butelkę wody i kieruje się prosto do siłowni. Wbiegam do niej jak gdyby nigdy nic i niemalże odskakuje od drzwi kiedy widzę, że siłowania już jest zajęta przez Bruna.
Chyba Bruno jest zły...
Kiedy wchodzę do siłowni mój mąż w samych sportowych spodenkach wali z całej siły raz za razem w worek treningowy. Chyba nawet nie zauważył, że weszłam do środka, jest zbyt skupionym na walnie w worek.
Przez chwilę zamierzam się po cichu wycofać, tak aby mnie nawet nie zauważył, ale zmieniam zdanie.
Nie zamierzam stąd wychodzić, skoro już tu przyszłam i nastawiłam się na ćwiczenia. Dopiero gdy wchodzę na stojąca naprzeciw worka treningowego bieżnię, Bruno mnie zauważa. Przestaje walić w worek i opierając dłonie o kolana, ciężko oddycha patrząc na mnie. Przełykam mocniej ślinę kiedy patrzę jak po jego ciele spływają krople poty, a żyły na szyi i brakach są jeszcze bardziej uwydatnione.
– Przeszkadzam ci moja obecność tu? – pytam po kilku sekundach, kiedy wciąż się we mnie wpatruje. Nie czekając na odpowiedź włączam niezbyt wysoki poziom na bieżni i zaczynam powoli biegnąć. Moja kondycja nie jest w dobrym wstanie, więc nie zamierzam się od razu wylewać siódmych potów.
– Nigdy mi nie przeszkadzasz. – odpowiada dopiero po chwili i wraca do katowania worka treningowego.
Bruno
Nie może tak dłużej być jak teraz. Wziąłem po treningu szybki prysznic i czekam na Laurę w sypialni aż ona skończy swój prysznic. To jaka teraz panuje między nami atmosfera jest do cholery gorsza niż na początku naszego małżeństwa.
Martwię się o Laura a najbardziej o to, że nie przeżywa tego co się wydarzyło. Tylko udaje, że nic się nie stało. Tak nie można bo ją to do cholery wykończy od środka. Powinna wyrzucić to wszystko siebie, wylać cały żal z ostatnich przeżyć i ten który ma do mnie. Inaczej się od tego nie uwolni, a my nie będziemy mogli zacząć wszystkiego od nowa.
Kiedy wychodzi w końcu z łazienki w swojej satynowej koszulce mi od razu ciśnienie się podnosi. Zawsze na jej ciało reaguje tak samo... Zawszę odczuwam tą samą chęć złapania Laury i kochania się z nią. Ale o tym z pewnością mogę w najbliższym czasie zapomnieć... więc na pewno będę teraz musiał dużo czasu spędzać na siłowni.
– Siadaj. – wskazuje mocnym tonem Laurze miejsce obok siebie na łóżku.
– Dlaczego? – pyta obojętnie zakładając na siebie szlafrok.
– Siadaj do cholery! – nerwy mi puszczają i zanim pomyśle wydzieram się na nią. Karcę po chwili sam siebie w myślach, ale po prostu nie umiem nad sobą zapanować. Ta sytuacja między nami jest dla mnie za bardzo frustrująca.
Moja żona zawiązuje szlafrok w tali i posłusznie siada naprzeciw mnie zakładając ręce na piersi.
– Przepraszam, nie potrzebnie się uniosłem. Chce porozmawiać. – mówię znacznie łagodniejszym tonem niż przed chwilą.
– O czym? – choć pyta spokojnym głosem, jej dłonie nerwowo ocierają się o siebie. Sam nie wiem od czego mam zacząć i co jej powiedzieć, nie chce, żeby nasza rozmowa skończyła się szybciej niż zaczęła.
– O nas. O tym co się wydarzyło w Kandzie i o tym czego się dowiedziałaś o sobie. – mówię po chwili ciszy jaka pomiędzy nami zapanowała.
– Nie ma o czym rozmawiać, było co było. – w sumie spodziewałem się tego, że nie będzie chciała rozmawiać, ale ja tak łatwo nie odpuszczę.
–Jest o czym rozmawiać, nie możesz udawać, że nic się nie stało. Wiem, że masz do mnie wielki żal, że ukrywałem przed Tobą prawdę, ale ja chciałem cię tylko chronić. Po prosto wydawało mi się, że tak będzie lepiej.
– Bruno mam do Ciebie prośbę, zapomnijmy o tym raz na zawsze. Ja nie chce o tym więcej słyszeć. – Laura mówi beznamiętnym głosem i chce odejść. Kurwa ale tak się nie da. Nie da się zamknąć jakiegoś etapu w życiu jeśli nie uporasz się z tym co się wydarzyło. Łapie ją więc za dłoń i sadzam ponownie na łóżku.
– Laura, ale tak się nie da. Nie zapomnisz o tym od tak, choćbyś nie wiem jak chciała. Musisz zamknąć jeden etap życia, żeby rozpocząć drugi, a ja chce ci w tym pomóc. Z kim masz o tym rozmawiać jak nie ze mną? Nie chcesz wiedzieć skąd ja o tym wiedziałem?
– Nie. – odpowiada i a jaj kolana równomiernie podskakują do góry. Nie zwracam uwagi na to, że Laura nie chce tego słuchać tylko mówię dalej.
– Nasze mamy bardzo się przyjaźniły, dobrze o tym wiesz. Kiedyś chciałem coś szybko sprawdzić w na jej komputerze kiedy byłem u rodziców w domu i przeczytałem przypadkiem wiadomości na skrzynce pocztowej od twojej mam. Stąd się dowiedziałem się o wszystkim. Twoja mama w tej wiadomości napisała...
– Nie chce tego słuchać. –Laura nerwowo zatyka dłońmi uszy. Łapie ją za dłonie i delikatnie staram się opuścić jej drżące dłonie ponownie na kolana. Jej reakcja jeszcze bardziej mnie martwi...
Może, nie powinienem jej tak męczyć? Może to dla niej za wcześnie? Ja już sam nie wiem kurwa co mam robić.
– Laura nie denerwuj się. Powiedz mi jak mam z Tobą rozmawiać? – gładzę delikatnie jej dłonie, które spoczywają na kolanach.
– Nie chce o tym rozmawiać, czy ty możesz to zrozumieć? – mimo, że ja mówię spokojnie ona znów wybucha.
– Nie mogę, bo nie mogę patrzeć na to co się z tobą dzieje.
– To nie patrz na mnie! – mówi nerwowo po czym bierze głęboki oddech. – Nic się nie dzieje, dajcie mi wszyscy po prostu święty spokój. – Laura zaczyna płakać, a mnie od razu serce się kraje. Ręce mi już po prosu opadają. Nie będę w stanie jej pomóc jeśli ona sama nie da sobie pomóc.
– Dobrze nie będę cie na razie męczył, skoro nie jesteś jeszcze gotowa, żeby się z tym wszystkim uporać. – postanawiam odpuścić. Robienie czegoś na siłę przynosi tylko jak na razie odwrotny efekt. – Ale zapomnienie o problemie go nie rozwiązuje. Jak będziesz już gotowa, żeby stawić temu czoła to proszę cię powiedz mi o tym. Razem się z tym jakoś uporamy, pomogę Ci skarbie i zawsze przy Tobie będę. A jeśli będziesz chciała się dowiedzieć czegoś więcej o twojej rodzinie, moja mama na pewno wie na ten temat znacznie więcej ode mnie. – w sumie nigdy nie dopytywałem mamy o szczegóły tego wszystkiego. W zupełności wystarczyła mi ta wiedza jaką posiadałem.
– O jakiej rodzinie? Twoja mama ma powiedzieć mi coś na temat ciebie i mnie? – patrzę na nią zdziwiony i nie wiem kompletnie o czym ona mówi.
– Laura co Ty mówisz? Na temat Twojej rodziny z Kanady.
– Posłuchaj mnie Bruno i zapamiętaj sobie to. Moją jedyną rodziną jesteś Ty i nie mam żadnej innej! A teraz jeśli mogę chciałabym pójść nadrobić trochę zaległości na studiach, jutro od rana mam zajęcia. – Po tym co powiedziała kompletnie mnie wbija w podłogę. Po prostu na jej słowa mnie zamurowało. Podchodzę do Laury, kładę jej dłonie na ramionach i delikatnie przyciągam ją do siebie, tak aby przypadkiem jej nie wystraszyć. Składam powolny pocałunek na jej czole i zmuszając ją, żeby na mnie popatrzyła mówię czulę.
–Kocham cię. – patrzę jej prosto w oczy.
– Mogę już iść? – pyta odwracając wzrok w drugą stronę, tak jak by bałaś się spojrzeć mi w oczy, aby się nie rozsypać.
– Tak możesz, tylko przestań mnie w kółko pytać o pozwolenie. – puszczam ją i daje jej wolną drogę do wyjścia, co od razu też robi. W mgnieniu oka znika z naszej sypialni, a ja nie wiem czy mam się cieszyć z tego co powiedziała, czy nie. Z jednej strony powinienem się cieszyć, że tylko mnie uważa za swoją rodzinę, ale z drugiej...
Chociaż czym ja się przejmuje? Przecież zawsze chciałem, żeby Laura była tylko i włącznie moja, była ode mnie zależna i nie widziała świata poza mną i prawie tak jest.
Tylko kurwa teraz to chyba ja się zmieniłem...
To nie czas na rozmyślanie. Skoro ze mną nie jest gotowa uporać się z ostatnimi przeżyciami, może jej przyjaciółce uda się coś wskórać.
Nie jest jeszcze tak późno, więc postanawiam zadzwonić do Sofii. Poproszę, żeby ona jakoś wpłynęła na nią. Bo mi jak na razie kompletnie się to nie udaje. Przecież ona na pewno równie bardzo jak ja martwi się o Laurę i musiała przed wylotem zauważyć, że coś jest nie tak.
Laura
– Laura, Laura. – słyszę jak przez mgłę i czuje zaciskające się na barkach dłonie.
– Co? – wybudzam się ze snu wystraszona. Nade mną stoi Bruna a ja przez pierwsze sekundy nie wiem co się dzieje. Przecieram zaspane oczy i próbuje skupić myśli. Na cholerę mnie budzi?
– Laura miałaś rano jechać na uczelnię a jest już wpół do 8.
– Cholera jasna zaspałam. – wybiegam z łóżka niemalże z prędkością światła potykając się prawie o własne nogi w drodze do łazienki. Siedziałam wczoraj do późna nad projektem, położyłam się dopiero koło 2 i najwidoczniej zapomniałam ustawić budzika.
Dobrze, że Bruno mnie obudził. Przynajmniej czasem się do czegoś przydaje.
Z samego rana mam zajęcia z profesorem, który za moje ostatnie nieobecności jest już na mnie wystarczająco wrogo nastawiony. Jeszcze jak się teraz spóźnię na jego zajęcia nie daruje mi tego.
Myję zęby i robię szybki delikatny makijaż, który zajmuję mi chyba nie więcej niż 5 minut. Włosy związuje w niedbałego koka i spryskuje szyję ulubionymi perfumami. W garderobie ubieram się w to co akurat mam pod ręką. Wciągam na tyłek jeansową spódniczkę i zwykły biały top. Na nogi zakładam białe conversy i łapię jeszcze w biegu ulubioną pudrową bluzę.
Wrzucam wszystkie potrzebne materiały do torebki i zbiegam na dół.
– Chodź zawiozę cię będzie szybciej, zanim pojedziesz sama. – Bruno już stoi gotowy przy drzwiach i czeka na mnie. No cóż ma racje. On zawiezie mnie na uczelnię szybciej niż sama kiedy pojadę samochodem, a do godziny 8 zostało nam już tylko 15 minut.
– Okej. Tylko szybko. – przystaje na to co mówię i po chwili już siedzimy w środku SUV-a. Mój mąż jak zwykle z wielką precyzją porusza się po Bostońskich drogach, a ja korzystając z tego, że mam chwilę czasu, zanim dojdziemy na miejsce wyciągam z torebki jasno różową pomadkę i maluje usta, co przy prędkości z jaką jedzie Bruno wcale nie jest łatwym zadaniem. Na szczęście nie utknęliśmy nigdzie w korku i po niespełna 10 minutach jesteśmy pod wejściem uczelni.
– Dzięki. – mówię krótko i łapię za klamkę aby jak najszybciej wyjść.
– Zaczekaj. Zrobiłem Ci kawę i zapakowałem maślane rogaliki, żebyś nie była bez śniadania. – Bruno podaje mi z tylniego siedzenia kubek termiczny z kawą i zapakowane w pojemniku rogaliki. Robię wielkie oczy i tak przyznaje, że jestem zaskoczona. Skąd on w ogóle wiedział, że mamy w domu kubek termiczny na kawę?
To było bardzo miłe z jego strony... i takie nie w jego stylu.
– Dzięki... – odpowiadam dopiero po kilku sekundach i nie pewnie biorę od niego śniadanie.
– O której przyjechać po ciebie?– pyta poprawiając mankiety przy błękitnej koszuli.
– Nie musisz się fatygować. – dam sobie radę. Nie musi się nade mną tak trząść.
–Wiem, że nie muszę ale chce.
– Powinnam skończyć koło 16. – skoro chce niech przyjdzie. W sumie wolę wrócić z nim niżeli wysłałby po mnie któregoś ze swoich goryli.
–Będę czekał tu gdzie teraz. Fajnie dziś wyglądasz, tak dziewczęco w tym stroju. – Na jego słowa jedynie kiwam głową i wychodzę z auta. Dziwi mnie jego zachowanie, on nigdy taki nie był i jeszcze to spakowane śniadanie...
Zresztą nie ważne.
Wkładam pudełko z rogalikami i termos do torebki i spoglądam na zegarek. Rzucam się pędem na drugie piętro bo zostały mi trzy minuty a naprawdę nie zamierzam jeszcze użerać się z profesorem. Wystarczy mi problemów...
Bruno
Dzień w pracy minął mi dziś zadziwiająco szybko. Miałem masę dokumentów do przejrzenia, kilka zaległych spotkań i nawet się nie obejrzałem a już było przed 16. Obiecałem Laurze, że ją odbiorę i choć mam jeszcze trochę pracy pakuje dokumenty razem z laptopem i wychodzę z biura. Po drodze do windy rzucam jeszcze szybko sekretarce, że dziś już jestem nie dostępy. Trudno najwyżej trochę po pracuje wieczorem albo w nocy. Muszę tera z Laurą spędzać jak najwięcej czasu.
Zjeżdżam windą na podziemny parking i odbijając kartę wyjeżdżam z niego. Na mieście zaczynają robić się coraz większe korki, więc ciężko mi się szybko przebić pod uczelnie Laury. Staram się trochę ominąć korki ale i tak nie udaje mi się dojechać na czas. Jestem na miejscu 10 minut później a moja żona grzecznie już na mnie czeka. Kiedy tylko zatrzymuje się w umówionym przed uczelnią miejscem, Laura łapię za klamkę i wchodzi do wnętrza auta, mocno zatrzaskując za sobą drzwi.
– Przepraszam nie miałem jak ominąć korków, żeby zdążyć na czas. – mówię chcąc się zbliżyć do niej i dać buziaka w policzek, ale kiedy widzę jej skupienie na zapinaniu pasów rezygnuje.
– W porządku. – odpowiada krótko.
– Długo czekałaś?
– Nie może 5 minut. – odpowiada a grupa studentów mijająca nasz samochód macha do Laury. W grupie jest dwóch chłopaków i kilka dziewczyn, które charakterystycznym gestem wołają Laurę do siebie na co ona delikatnie się uśmiecha, przecząco kiwa głowa i odwraca się w moją stronę. Pewnie idą gdzieś na piwo a Laura wie, że i tak nie mogłaby z nimi iść więc od razu kiwa przecząco głową.
– Studiują z Tobą? – pytam po chwili namysłu.
– Tak, jedźmy już.
– Gdzie idą?
– Będą robić grilla koło akademików bo jutro mamy odwołane zajęcia. – odpowiada widocznie zirytowana moimi pytaniami i zaczyna nerwowo stukać swoimi różowymi paznokciami o telefon.
– Nie chcesz iść z nimi? – pytam starając się uśmiechnąć jak najbardziej naturalnie.
– Nie. – odpowiada wrogim tonem. Wciągam powietrze do ust, po chwili swobodnie je wypuszczając i rozluźniając tym samym spięte mięsnie.
– Możesz iść z nimi jeśli chcesz. – obiecałem, że się zmienię... więc powinienem teraz dotrzymywać słowa, chociaż wcale mi się to nie podoba. Nie chce żeby szła na studencką imprezę i pewnie szlak będzie chciał mnie trafić, podczas gdy tam będzie. Ale nie mogę jej znów tak ograniczać. Muszę jej ufać.
– Ale nie chce! – odpowiada z jeszcze bardziej złowrogim nastawieniem niż przed chwilą.
– Laura ale ja naprawdę nie mam nic przeciwko, żebyś szła. Naprawdę możesz iść z nimi, rozerwiesz się trochę... – mówię spokojnie kładąc dłoń na jej kolanie na co Laura niespodziewanie wybucha.
– Kurwa mać czy Ty rozumiesz co ja do Ciebie mówię? Nie chce z nimi iść! – krzyczy po czym odwraca się do szyby i zatyka dłonią usta. Normalnie już bym ją opieprzył, za takie odzywki ale nie zrobię tego teraz, chociaż żyła na szyi coraz mocniej mi pulsuje. Odczekuje chwilę, mocno zaciskając szczękę, żeby również nie wybuchnąć.
– Dlaczego nie chcesz iść z nimi? Coś się stało? – pytam ostrożnie dotykając jej policzka.
– Tak i po co mam z nimi iść? Pogadać sobie jak to jest zajebiście? Oni opowiedzą mi jakie to mieli szalone imprezy ostatnio? Jak fajnie się mieszka w akademiku? Jak to świetnie jest mieszkać bez rodziców i być wolnym? A kiedy po proszą, żebym opowiedziała w końcu coś o sobie to powiem im, tak. Hmmm no słuchajcie jestem tu bo generalnie mój obecny mąż zmusił mnie do ślubu chociaż wcale go nie chciałam. Jednak jestem na tyle głupia, że mimo tego że zniszczył mi życie swoim widzi mi się ja się w nim zakochałam i byłam z nim cholernie szczęśliwa. Ale żeby nie było za pięknie, po kilku miesiącach małżeństwa dowiedziałam się, że wziął ze mną ślub i chciał zrobić mi dziecko tylko po aby dostać rodzinny spadek. Tak warunkiem spadku jaki zapisał mu dziadek był ślub i dziecko. Kiedy się o tym dowiedziałam uciekłam do Kanady, do ojca ale tam znowu się dowiedziałam, ze mój ojciec to tak naprawdę nie jest mój ojciec i nie chce mieć ze mną nic wspólnego a kto jest moim prawdziwym ojcem to nie wiadomo. Wszyscy dookoła o tym wiedzieli łącznie z moim mężem tylko nie ja. A teraz słuchajcie jestem tu z powrotem bo mój mąż przyleciał po mnie do Kanady i powiedział, że albo wracam z nim po dobroci do Bostonu albo siłą mnie wsadzi do prywatnego samolotu bo jest cholernie bogaty a ja nie mam nic do gadania. Ale nie martwicie się okazało się, że on też mnie kocha nie jest ze mną tylko dla spadku. To mam im kurwa powiedzieć? – wykrzykuje na końcu a łzy spływają po jej policzkach próbuje zatrzymać drżącymi dłońmi. Zaciskam usta w wąską linię i odruchowo mocniej zaciskam dłonie na skórzanej kierownicy. Tak zdaje sobie doskonale sprawę z tego jak to wszystko brzmi i słysząc rozpacz w głosie mojej żony, wszystko rozrywa mnie od środka. Może dlatego, że tak właściwie teraz dotarło do mnie co ja jej zrobiłem...
Kurwa jakim ja byłem pierdolonym egoistą.
– Laura Przepraszam... Wiem, że spieprzyłem Ci życie, ale teraz czasu nie cofnę. Pozwól mi tylko teraz to wszystko naprawić.– zdobywam się na szczerość i mówię to co powinienem powiedzieć już dawno.
– Bruno zabierz mnie do domu. – ignoruje to co powiedziałem. Zakłada ręce na piersiach i odwraca głowę do szyby. Co ja jej mogę teraz więcej powiedzieć? Nic. Zapinam ponownie pas i odpalam silnik. Cała 15 minutowa droga do domu przebiega w gęstej atmosferze, tak gęstej, że spokojnie między nami można by było siekierę zawiesić.
Teraz wrócimy do domu i pewnie każde z nas pójdzie w swoją stronę. Ja będę siedzieć w gabinecie a później na siłowni. Laura za to będzie siedzieć w książkach i się uczyć albo udawać, że to robi, byle tylko ze mną nie rozmawiać a wieczorem bez słowa położymy się do łóżka spać...
I tak nam minie kolejny dzień.
Laura
Siedzę w salonie przy stole a w koło siebie mam stertę rozrzuconych notatek, kilka projektów, otwartego laptopa i kieliszek wina. Idąc wcześniej z kuchni do salonu z wypełnionym po brzegi kieliszkiem białego wina spotykam się niezadowolonym wzrokiem Bruna, który zaciśniętymi ustami kręci głową na to co widzi. Jednak po tym co powiedziałam mu dzisiaj w samochodzie, najwidoczniej brakło mu odwagi, żeby mi zwrócić teraz uwagę.
Widzę jak strasznie mu przeszkadza, mój widok z alkoholem. Ale mam to gdzieś. A to co powiedziałam mu w samochodzie widocznie bardzo go to dotknęło, ale przynajmniej na razie przez to nie będzie się czepiał.
Szkicuje sobie amatorski projekt naszego ogrodu, który miałam zrobić już dawno, ale jakoś nigdy nie mogłam się za to zabrać, po za tym myślę, że spokojnie będę mogła ten projekt wykorzystać jako pracę na zaliczenie. W między czasie dzwoni do mnie Sofii z która wychodzę porozmawiać na taras. Nie chce żeby przypadkiem Bruno słyszał naszą rozmowę. Siadam wygodnie w fotelu opierając nogi na balustradzie i sącząc resztkę wina rozmawiam z przyjaciółką. Wiem, że się o mnie martwi. Czuje to a tak właściwie słyszę po tym jak ze mną rozmawia. Nie wiem czy oni teraz wszyscy się tak nade mną trzęsą bo boją się, że cos sobie zrobię? Spokojnie mam trochę inne plany...
– Laura? – słyszę za sobą dobrze mi znany głos. Spoglądam na zegarek i zdaje sobie sprawę, że rozmawiamy już z Sofii ponad trzydzieści minut. Kończę z nią rozmowę jednocześnie obiegając, że odezwę się do niej jeszcze w tym tygodniu. Wiem, że inaczej nie dała by mi spokoju.
– Tak? – wypijam resztkę wina z kieliszka i odwracam się do niego. Nie boje się już patrzeć mu w oczy i stawiać czoła jak to nie raz bywało wcześniej.
– Jesteś głodna? Jest ciepła kolacja. – teraz zamierza mnie urobić na jedzenie? Najpierw śniadanko teraz kolacja? Nie poznaje go.
– Zrobiłeś mi kolacje na ciepło? – pytam zdziwiona unosząc brew ku górze.
– Aż tak się nie porwałem. – uśmiecha się chłopięco a ja uświadamiam sobie, że nawet teraz widok jego chłopięcego uśmiechu wciąż mnie rozczula. – Odgrzałem zapiekankę z bakłażanem, którą Eva przygotowała. Odgrzać jedzenie akurat umiem, bo wiesz, że z gotowaniem u mnie znacznie gorzej. – znów obdarowuje mnie tym chłopięcym uroczym uśmiechem a ja tym razem uświadamiam sobie, że nie tylko ten widok wciąż mnie rozczula ale chyba nawet za nim tęskniłam.
– Może później zjem. – odpowiadam po chwili namysłu, chociaż czuje jak mój żołądek reaguje na zapiekankę z bakłażanem, nie ma ochoty na kolejne rozmowy, które będą prowadziły znów do tego samego.
–Laura proszę, chce tylko żebyśmy razem usiedli przy stole i zjedli kolacje... – zupełnie go nie poznaje.
– Dobrze, zjedzmy teraz. – zgadzam się na jego propozycje i sama nie wiem co robi na mnie wrażenie, coraz bardziej odczuwalny głód czy jego spokojny czuły głos. Zabieram ze sobą pusty kieliszek, wymijam go w drzwiach na taras i prosto kieruje się do jadalni, gdzie kolacja już czeka na stole. Do zapiekanki nie ma wina... przy talerzach stoją wypełnione po brzegi szklanki wody z cytryną i miętą. Choć Bruno tego nie mówi ja widzę jak przeszkadza mu to, ile pije ostatnio wina. Może ma racje... Może, rzeczywiście przesadzam. Siadamy w jednym momencie przy stole a kiedy patrzę na to jak Bruno niezdarnie nakłada zapiekankę na talerz, biorę od niego łyżkę i robię to za niego.
Jemy wspólną kolacje bez słowa, ale ukradkiem cały czas zerkam podczas jedzenia na Bruna, którego widać, że cholernie męczy ta cisza między nami.
– Smakuje ci zapiekanka Evy? – pyta, a ja mam ochotę wywrócić oczyma do góry.
– Tak.
– Emili i Nick zapraszają nas weekend na kolacje. Może byśmy poszli? – upija łyk wody i pociera palcem wskazującym usta.
– Nie mam ochoty. – odpowiadam zgodnie z prawdą. Jeśli już, wolałabym się spotkać po prostu z samą Emili. Spotkanie naszej czwórki było by dla mnie dosyć męczące. Musiałabym przez cały wieczór udawać, jak to się świetnie bawię. Swoją drogą ciekawe czy Nick wiedział o wszystkim, może Emili również? Przecież oni wszyscy dookoła wiedzieli! Pewnie mieli ze mnie niezły ubaw... – Nick z Emili pewnie wiedzieli dlaczego wziąłeś ze mną ślub? Pewnie mają mnie za niezłą idiotkę co?
– Laura nikt nie ma cię za idiotkę po pierwsze! A po drugie Nick wiedział o wszystkim ale Emilli nie.
– O ojcu też wiedział?
– Nie tego nie wiedział.
– Świetnie... – mówię z udawaną aprobatą i opierając policzek na dłoni grzebie bezmyślnie widelcem w jedzeniu.
– Laura proszę cię. Powiedz mi jak ja mam do ciebie dotrzeć? Podpowiedz mi? Staram się naprawdę się staram, ale ja nie wiem jak ja mam to naprawić między nami, skoro ty mi na to nie pozwalasz. – odkłada z hukiem sztućce na talerz i opierając łokcie na stole splata ze sobą dłonie.
– Daj mi spokój. – rzucam dalej uporczywie grzebiąc widelcem w jedzeniu.
– Nie dam ci spokoju, przecież tak się nie da żyć. Wróciłaś ze mną do Bostonu, jesteś tu ze mną... – mówi ale wtrącam mu się w zdanie.
– A jakie miałam inne wyjście? Wolałam wrócić po dobroci i zaoszczędzić sobie tego całego cyrku z przywiezieniem mnie tu siłę. – spędzając te kilka dni w pensjonacie zrozumiałam, że nie ma dla mnie lepszego wyjścia niż wrócenie tu, ale o moich wnioskach wcale nie zamierzam informować Bruna.
– Dobrze zagrajmy w otwarte karty. – spoglądam na niego i kompletnie nie wiem co ma przez to na myśli. – Kochasz mnie i chcesz być ze mną? Odpowiedz najpierw na to pytanie. Ja wiem, że to ja jestem winny wszystkiemu co się ostatnio wydarzyło i to ja muszę się starać i to naprawić, ale jeśli Ty też nie dasz czegoś od siebie to nic z tego nie wyjdzie...
Odkładam widelec na talerz i myślę nad odpowiedzią... Waham się co mam mu odpowiedzieć ale skoro otwarte karty to otwarte.
– Nie przestałam Cię kochać Bruno i sam dobrze o tym wiesz, ale nie wskoczę Ci od razu w ramiona.
– Więc powiedz mi co mam robić byś to zrobiła. – kładzie swoją dłoń na mojej i czulę ją gładzi.
– Daj mi po prostu na razie spokój i nie męcz mnie. – zabieram dłoń z jego uścisku i nie sprzątając nawet po sobie talerza odchodzę od stołu. Chyba coś do niego dotarło nic nie mówi ani nie wstaje za mną... Chce wrócić do salony, ale kiedy po drodze słyszę dzwonek do drzwi bez namysłu, po prostu odruchowo idę je otworzyć.
I bardzo szybko tego żałuje.
– Lauro skarbie jak bardzo się cieszę, że znów jesteś z nami. – matka Bruna wchodzi do środka i od razu zamyka mnie w szczelnym uścisku. Zaraz za nią wchodzi ojciec Bruna jednak on ograniczana się jedynie do krótkiego '' Witaj Lauro" Nie reaguje kompletnie na jej uścisk a nad emocjami jakie mnie właśnie ogarniają nie mam zamiaru zapanować.
– Co wy tu robicie? – Bruno wchodzi do holu, pytając niezbyt przyjemnym tonem, z pewnością on ich tu nie zapraszał. Klara czując mój brak reakcji w końcu puszcza mnie z mocnego uścisku i odsuwa się na krok.
– Chcieliśmy się przywitać z Laurą, tak strasznie się martwiliśmy. Nawet nie wiesz jak cieszymy się że wróciłaś. – mówi przesączonym słodkością głosem a ja mam wrażenie, że zaraz eksploduje.
– Tak dokładnie. – przytakuje ojciec Bruna, a ja nie wytrzymuje.
– Szczególnie Pan cieszysz się z mojego powrotu, bo teraz Bruno będzie mógł mi zrobić dziecko siłą tak jak Pan mu kazał. Spadek przecież jest najważniejszy a beze mnie go nie dostaniecie. Nie interesuje was, że ja tego nie chce, ja mam tylko odegrać w tej rodzinie rolę żony i matki po za tym się nie sprzeciwiać, siedzieć cicho i w nic się nie wtrącać. Czyż nie? Aaaa i ja doskonale wiem, że Pan mnie nie lubi, więc proszę nie robić takich zdziwionych oczu. Co już nie jestem rozwydrzoną gówniarą, która nie nadaje się dla Bruna? Przecież ciągle odradzał Pan Brunowi ślub ze mną a potem ciągle utwierdzał go w tym, że źle zrobił o tym też wiem. A i może Pan być dumny z syna. To on rządzi w naszym małżeństwie, on rozkazuje a ja się dostosowuje. Nawet nie mogę uciec od niego, bo i tak wszędzie mnie znalazł. Postawił mi ultimatum w Kanadzie, albo wracam z nim po dobroci albo wsadza mnie siłą do prywatnego samolotu, więc traktuje mnie tak jak Pan mu doradzał. Jak rozwydrzoną gówniarę, którą trzeba wychować. – wszyscy stoją jak wbici w ziemię słysząc co mówię, a szczególności mój teść. Bardzo się cieszę, że to powiedziałam. Tak czuje ulgę a na ich sympatii kompletnie mi nie zależy w szczególności jego.
– Posłuchaj... – zaczyna niemalże przez zaciśnięte zęby.
– Dość! –Bruno próbuje przerwać, ale nie reaguje.
– Nie zamierzam słuchać. Wszystkiego co myśli Pan na mój temat dowiedziałam się dwa tygodnie temu pod gabinetem. A czy Pan tego chce czy nie jestem i będę żoną Bruna i nic tego nie zmieni. – momentami sama siebie nie poznaje.
– Dzieci, siądźmy na spokojnie i porozmawiajmy wszyscy. Pora sobie wszystko wyjaśnić. – zaczyna delikatnie mama Bruna łapiąc mojego teścia za dłoń, aby już nic nie mówił.
– Tutaj nie ma co wyjaśniać. Przykro mi, że macie tak nie złą synową... Do Pani mam chyba jeszcze większy żal, że będąc przyjaciółką mojej mamy pozwoliła Pani na to wszystko... – zaczyna mi się łamać głos – Na to, żeby pozwolić synowi zrobić ze mnie marionetkę w swoich rękach. – w jej oczach stają łzy tak samo jak w moich.
– Zapominasz się Lauro... – zwraca groźnym tonem uwagę senior.
– Ani słowa więcej Tato. Mamo myślę, że powinniście już wyjść. – Bruno wskazuje chłodnym tonem na drzwi. – Wystarczy na dziś.
– Przepraszam Lauro... mam nadzieje, że będziesz chciała ze mną jeszcze o tym wszystkim porozmawiać. Ja nie myślałam... ja nie wiedziałam, że... – mówi ocierając pojedyncze łzy z policzków.
– Mamo proszę Cię. – zwraca jej uwagę. Nie wiem jak szybko opuszczają dom, bo szybko się odwracam i chodź wszystko we mnie dygocze powoli wchodzę schodami na górę. Nie mogę już powstrzymać cisnących się do oczu łez, a nie chce, żeby mój teść widział jak płaczę i to jaka tak naprawdę jestem słaba... Mimowolnie parę łez wypływa spod moich powiek, kiedy jestem już w sypialni, a mocne kroki jakie słyszę na schodach od razu jakby mnie otrzeźwiają.
Miałam byś silna... Nie łamać się.
Ocieram szybko łzy i wchodzę do garderoby, żeby się przebrać w coś sportowego. Bruno zaraz tu wpadnie i znów będzie mnie męczył, ale opieprzy za to co powiedziałam.
– Laura, przysięgam, że moja matka nie miała z tym nic wspólnego. Ona naprawdę chciała dla ciebie dobrze po za tym ona myśli, że spotykaliśmy się ze sobą długo przed ślubem... A cała akcja z testamentem przyspieszyła wszystko... A że nie miała wglądu w moje prywatne życie nie miała podstaw by mi w to nie uwierzyć. Musiałem ją okłamać razem z ojcem, bo ona nie dałaby Ci zrobić krzywdy. Wiedziała o testamencie ale nie o całej reszcie związanej z nami. Nie zwróciło nigdy Twojej uwagi kiedy matka mówiła do Ciebie jak się cieszy, że pomimo takiej odległości byliśmy razem przed ślubem i czemu to ukrywaliśmy? Zresztą to pewnie moja zasługa bo to ja umiejętnie wtedy odwracałem Twoją uwagę, żebyś się nie zorientowała. – wchodzi za mną do garderoby i ze spokojem tłumaczy, ale do mnie to jakoś nie trafia nie dociera. Skupiam się na tym, żeby się nie rozpłakać a nie na słuchaniu tego co ma mi do powiedzenia. Zdejmuje jeansową spódniczkę i zakładam sportowe legginsy. Jedyne co mi teraz przychodzi do głowy to pójście na siłownie do piwnicy. Zachowuje się tak jak by w ogóle Bruna nie było w garderobie i przebierając spódniczkę na legginsy, szukam teraz bluzki do ćwiczeń.
– Laura cholery jasnej mówię do Ciebie! – Bruno nie wytrzymuje i wyrwa mnie z dłoni bluzkę którą chce ubrać.
– Co wy wszyscy ode mnie chcecie? Daj mi spokój proszę Cię. – mówię drżącymi wargami.
– Słyszałaś co powiedziałem?
– Słyszałam, oddaj mi bluzkę chce iść poćwiczyć. – skupienie się na tym, żeby się nie rozpłakać przy nim sprawia, że wewnątrz wszystko się we mnie trzęsie, a wargi nie ustanie drżą.
– Kiedy ty kurwa w końcu przestaniesz udawać, że nic się nie wydarzyło i zaczniesz ze mną rozmawiać? Przed chwilą miałaś jeszcze tyle do powiedzenia na dole teraz już do mnie nic nie powiesz?
– Powiedziałam to co chciałam powiedzieć.
– Ale ja nie mam o to do ciebie pretensji. Miałaś prawo nawrzucać ojcu, ale mama w tym nie uczestniczyła. Ona nie do końca ze wszystkiego zdaje sobie sprawę, nie o wszystkim wie. Rozumiesz?
– Taką tendencje macie w rodzinie, że manipulujecie kobietami i uważacie, że nie muszą wszystkiego wiedzieć, a to oczywiście dla ich dobra. – tak wszystko dla naszego dobra...
– Po prostu matka gdyby wiedziała o wszystkim, że zmusiliśmy Cię do ślubu nie pozwoliła by na to. Myślała, że coś nas łączyło wcześniej bo tak jej wmówiłem a to nie było trudne. Ona bardzo chciała naszego ślubu. W duchu się cieszyła, że wyjdziesz za mnie nie tylko dlatego, że jesteś córką jej przyjaciółki ale dlatego również, że doskonale wiedziała co cię czeka po dwudziestych urodzinach... Spodziewała, się że ojciec zostawi cię z niczym i wyrzuci z życia. Myślała po prostu, że to taki szczęśliwy zbieg okoliczności.... Ja i tylko ja jestem wszystkiemu winien. – nie dam rady już dłużej. Wyrywam z rąk Bruna koszulkę i wybiegam z garderoby nie zwracając uwagi na jego krzyk za mną. Zatrzymuje się dopiero na dole schodów i zaczynam mocno głęboko oddychać.
Wdech i wydech. Wdech i wydech.
Nie będę więcej płakać. – powtarzając w głowie jak mantrę.
Bruno
Nie zatrzymuje Laury, kiedy wychodzi z garderoby, a raczej z niej wybiega.
Kurwa – syczę przez zaciśnięte zęby i uderzam dłonią w szafę. To co powiedziałam jej teraz pewnie było dla niej kolejnym ciosem i zamknie się w sobie teraz jeszcze bardziej. Teraz już pewnie w ogóle nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
Ale ojcu dobrze, że tak nawtykała. Należało mu się. I swoją drogą jestem w podziwie, że umiała mu tak nagadać. Chyba wszyscy byliśmy w szoku, że powiedziała mu co o nim myśli, a mój ojciec był w największym. Wcale mi nie zależy na tym, żeby Laura z ojcem pałali do siebie sympatią, tym bardziej że ja sam mam z ojcem nie najlepsze stosunki. Zresztą nie będę go szanował dopóki on nie zmieni zdania o mojej żonie! Jest nią i należy jej się szacunek od niego!
Gorzej z matką teraz będzie przeżywać i lamentować o to co jej Laura powiedziała, będzie mi i ojcu suszyć głowę. W końcu pewnie ktoś z nas będzie musiał jej powiedzieć, całą prawdę. Wie dlaczego Laura uciekła do Kanady, ale początku tej historii nie zna...
Uspokajam się po chwili po serii kilku wdechów i postanawiam iść z Laurą. Celowo jej nie zatrzymywałem, żebyśmy oboje ochłonęli. Nerwy nam w niczym nie pomogą. Może ja po prostu też powinienem udawać, że nic się nie dzieje i przestać próbować do niej dotrzeć, tylko żyć jak gdyby nigdy nic... Nie będę jej męczył.
Przebieram się szybko w spodnie dresowe, biały podkoszulek i zakładam sportowe buty. Pojdę tak samo na siłownie jak Laura, jak gdyby nigdy nic. Przynajmniej wyżyje się na worku treningowym. To ostatnio mój jedyny sposób na wyzbycie się emocji i tej pieprzonej złości na wszystko.
Wchodzę do siłowni a mój worek jest zajęty. Moja żona stoi naprzeciw niego jedną ręką trzymając na worku a drugą nie poradnie w niego uderzając. Tak jak by nie miała na to ani siły ani ochoty. Kiedy dostrzega mnie w siłowni od razu zaczyna bardziej energicznie uderzać w worek.
Przechodzę za jej plecami i zabieram wiszące na ścianie jedne z moich rękawic bokserskich, będą za duże na Laurę, ale jak jej mocno ściągnę na rękach powinna dać radę.
– Daj ręce. – Staje naprzeciw niej z rękawicami. Laura przestaje nie poradnie uderzać w worek i przygląda mi się nie równomiernie oddychając. Po chwili odgarnia kosmyki włosów za ucho i wyciąga do mnie obie dłonie. Łapię jej prawą dłoń w nadgarstku i zakładam rękawicę bokserską mocno ściągając na przegubie ręki, po czym po chwili tak samo zakładam jej drugą rękawice na lewą rękę. – Stań teraz w rozkroku na szerokość barków, prawa noga w tył. – kiedy upewniam się, że rękawice są dobrze zapięte, wydaje jej pierwsze polecenie, które bez namysłu wykonuje. – Zaciśnij dłonie w pięści i unieś na wysokość brody, lekko się zgarb i wciągnij brzuch. – mówię Laurze jak ma się ustawić i przechodzę za tył jej pleców. Łapie jej dłonie stając za jej plecami i wykonuje razem z nią cios najpierw prawą a po chwili lewą ręka. Staje znów do niej przodem i chwytam mocno w obie dłonie worek. – To teraz wal. Wal i krzycz ile masz tylko siły. – rozkazuje jej mocno zapierając się na nogach, by stabilnie trzymać jej worek. Laura początkowo lekko uderza w worek, ale każde kolejne uderzenie jest coraz silniejsze. Po chwili wali w worek ile ma tylko sił. Uderza raz za razem i z każdym ciosem wydaje z siebie okrzyk. W pewnym momencie wręcz wali worek jak oszalała krzycząc na całą siłownie. Wściekła w końcu ściąga z rąk rękawice i rzuca nimi we mnie. Teraz mnie bije po klatce piersiowej swoimi drobnymi piąstkami.
– Dlaczego to wszystko. Dlaczego to wszystko mnie spotyka? – krzyczy raz za razem uderzając w moje barki aż w końcu dzieje się to na co czekałam. Na co miałem nadzieje, ze się wydarzy. Laura wybucha głośnym szlochem i przytulając się do mnie upada na kolana a ja razem z nią.
– Już maleńka... Już. Jestem z Tobą i już zawsze będę. – trzymam ją w ramionach i czule głaszcze po włosach kiedy ona szlocha w głos przytulona w moje ramiona. Tego chciałam.
Tego, żeby w końcu pękała, wyrzuciła to wszystko z siebie... Wyżyła się i dała upust tym buzującym w środku siebie emocją. Wyrzuciła z siebie to wszytko co ją tak strasznie boli i męczy. Musiała to w końcu wszystko z siebie wykrzyczeć i mam nadzieje że to jej pomoże. Musi...
Przynajmniej teraz może nam będzie łatwiej się dogadać i uda nam się zamknąć stary etap naszego życia. A rozpocząć nowy...
Zadowoleni :) ?
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro