Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 48


Kochani udało się! 

W końcu jest ten nowy rozdział!

Przepraszam was wszystkich bardzo. Wiem, że wiele osób ma mi za złe, tak długą nie obecność, ale ja naprawdę nie mam tak dużo wolnego czasu. Staram się jak mogę ale nie zawsze wychodzi.  Postarajcie się mnie zrozumieć :(

Dziękuje wam wszystkim za cierpliwość!

 Nie chciałam dodawać byle czego byle by było, bo to by zepsuło całe opowiadanie:( Z tego rozdziału jestem nawet zadowolona, ciekawe czy wy też będziecie. Zaskoczeni taki obrotem spraw? Ciekawi co będzie dalej? 

<3

Laura

Nie wierzę, że to zrobiłam. Ja naprawdę to zrobiłam, odeszłam od niego. Zostawiłam Bruna... Odeszłam od swojego męża, teraz już naprawdę to zrobiłam.

Jezu...

Czy ja naprawdę tego chciałam? Czuje się jakbym zrobiła to wbrew sobie. To nie serce dyktowało mi tą decyzje tylko rozum. Serce wręcz wydzierało mi się z piersi, kiedy wypowiadałam do niego te słowa.

Wchodzę na górę do mieszkania Sofii, drżącymi dłońmi otwieram drzwi i kiedy tylko je zamykam za sobą, plecami osuwam się po nich. Siadam na podłodze z podkurczonymi nogami i załamuje twarz w dłoniach. Staram się oddychać spokojnie ale nie umiem, czuje, że zaczyna brakować mi tchu...

Dobrze zrobiłaś, dobrze zrobiłaś

Cały czas powtarzam sobie w myślach, tak jak bym próbowała to sobie wmówić.

Wszystko co przed chwilą zrobiłam, dopiero zaczyna do mnie dochodzić ze zdwojoną siłą. Zakrywam dłonią usta, bo tak naprawdę mam ochotę teraz krzyczeć. Pojedyncze łzy spływają mi po policzkach, a serce wali w klatce piersiowej jak młot.

Zostałam sama, dopiero teraz to do mnie dociera. Nie mam już męża. Straciłam właśnie najbliższą mi osobę... najważniejszą osobę.

– Jezu Laura co się stało? Co on ci znowu zrobił? Wiedziałam, żeby nie puszczać go samego po ciebie! – podbiega do mnie Sofii i kiedy podnoszę na nią wzrok widzę, od razu zauważam jak jest bardzo elegancko ubrana. Ma pięknie ułożone swoje pofalowane włosy, obcisłą czarną sukienkę i swoją ulubioną czerwoną szminkę na ustach.

– Nic mi nie zrobił, to ja. – mówię drżącymi ustami, nerwowo przebierając palcami.

– Ale co ty? – pyta z przejęciem.

– Zostawiłam go... rozumiesz? Teraz naprawdę od niego odeszłam. Powiedziałam, że chce rozwodu. Oddałam mu obrączkę i pierścionek. – pokazuje Sofii swoja dłoń na której już nie widnieje ani pierścionek zaręczynowy ani obrączka i naprawdę ledwo co wypowiadam ostanie słowa, bo po prostu wybucham płaczem.

– Luara. – Sofii od razu mocno mnie do siebie przytula, ale to mi nie pomaga, tylko powoduje, że jeszcze bardziej wybucham płaczem. Czule głaszcze mnie po głowie i całuje w czoło, a ja po prostu płaczę w głos i nawet nie staram się tego płaczu zahamować.

– Sofii czy ja dobrze zrobiłam? – odrywam się od niej i ocieram dłońmi mokrą od łez twarz.

– Nie wiem, obie dobrze wiemy, że wciąż go kochasz i mimo wszystko wygląda na to, że on też cię bardzo kocha. – jej słowa wcale mi nie pomagają, wcale nie utwierdzają mnie w tym, że dobrze zrobiłam.

– Kocham go najbardziej na świecie, ale po tym wszystkim ja nie umiem już chyba z nim być, gdybym do niego wróciła, wszystko będzie wyglądać tak samo jak wcześniej, ale bez niego też nie wiem czy będę umiała żyć. Nie planowałam takiego posunięcia, to był po prostu impuls, poczułam, że muszę to zrobić, muszę się uwolnić. – tak czuje, ale ja w dalszym ciągu czuje, że to wszystko podpowiada mi rozum a nie serce.

– A skąd się wziął ten impuls? Jak to się wszystko stało?

– On mi wszystko wytłumaczył, wszystko od początku do końca tak jak było. Czemu wziął ze mną ślub, dlaczego chciał dziecka...

– Ale przecież to już wiedziałaś wcześniej.

– Ale mówił o tym jak się we mnie zakochał... jak jestem dla niego ważna. Przyznał, że na początku cos go do mnie ciągnęło i sam nie wiedział co i dopiero z czasem poczuł, że się we mnie zakochał.

– Ja jestem skłonna w to uwierzyć, ale ja go nie znam tak dobrze jak ty... A co z je majątkiem? Straci go jeśli nie dasz mu dziecka?

– Nie... Powiedział mi, ze w końcu się pogodził z tym, że ja nie chce dziecka i nie chce mnie do niczego zmuszać, bo nie chce mnie krzywdzić. Dlatego sfałszował bardzo wiarygodnie swoje wyniki badań, które zaświadczają o tym, że ma problemy z płodnością i podejmuje leczenie, a to nie wiadomo ile będzie trwać, a ze to jest z przyczyn nie zależnych od niego...

– To wszystko się odwleka w czasie... a majątek pozostaje w jego rękach. – Soffi domyśla się reszty i kończy za mnie zdanie.

– Dokładnie tak.

– Laura... nie zrobił by tego, gdyby cię naprawdę nie kochał. Nie ma się co dziwić, że mimo wszytko nie chce stracić majątku, ale nie robi tego twoim kosztem, przynajmniej już tego nie robi. – ma racje. Do dziecka mnie nie chce zmuszać, ale mimo wszystko do ślubu mnie zmusił, tylko po to, żeby zdobyć ten pieprzony spadek.

– Soffi ja kochałam się z nim w samochodzie. – mówię niemalże na wdechu. – a później oddałam mu pod blokiem ten pierścionek i obrączkę i powiedziałam, że to koniec i chce rozwodu. – chowam twarz w dłoniach, jakbym się wstydziła tego co zrobiłam. Tak i zaczynam już teraz czuć wyrzuty sumienia.

– Ty go nie zostawiłaś dlatego że chciałaś. Ty chciałaś zrobić mu na złość, chciałaś się odegrać, sprawić by go zabolało. Dlatego się z nim przespałaś i zaraz potem zostawiłaś. – Sofii ma racje... stu procentową racje, a moje ciągłe wmawianie sobie, że dobrze zrobiłam przestaje mieć sens.

– Sofii ja już sama nie wiem czego ja chce. – szeptam nerwowo pocierając po dłonią po placach na których jeszcze niedawno widniała obrączka i pierścionek zaręczynowy.

– Poczekaj chwilę, zadzwonię do Paula i odwołam nasze spotkanie, zostanę z tobą i wymyślimy jakieś rozwiązanie.

– Nie, Soffi. To jakaś okazja? Jesteś bardzo elegancka. – przecieram zamglone oczy i odgarniam kosmyki włosów za uszy.

– Mamy rocznicę... ale to nic Paul zrozumie. Zostanę z Tobą. – bierze do ręki lezący na szafce przy wyjściu telefon i chce wybrać do niego numer.

– Nie! Wykluczone. – zrywam się na równe nogi. – Sofii ty i tak mi bardzo pomagasz. Nie musisz ze mną zostawać, masz iść z Paulem na waszą rocznicę, jeszcze tego brakuje, żebyś przeze mnie zaniedbywała swój związek. Poradzę sobie. – wymuszam na swojej twarzy uśmiech. Naprawdę nie chce jeszcze bardziej utrudniać jej życia niż już utrudniam. Kocha Paula i nie może go zaniedbywać z mojego powodu. Po za tym lepiej będzie jeśli zostanę sama... położę się spać. Inaczej rozszarpie mnie od środka. Muszę po prostu odpocząć i dopiero potem zastanowić się co dalej.

– Laura nie mogę cię zostawić w takim stanie.

– Sofii ale w jakim stanie? Ja jestem w takim stanie odkąd przyleciałam z Bostonu. Chce po tym wszystkim zostać sama, a ty idź do Paula i bez dyskusji. – protestuje.

– Na pewno?

– Tak na pewno. – znów zdobywam się na wymuszony uśmiech, choć nie wiem czy jest on wiarygodny. Sofii przez chwilę się wacha, ale kiedy spogląda na wyświetlacz dzwoniącego telefonu na którym widnieje zdjęcie jej chłopaka, przytakuje mi głową i po chwili wychodzi z mieszkania.

Zamykam za nią zamek przy drzwiach i zaczynam czuć pustkę... cholernie wielką pustkę.

Bruno

Wypijam już czwartą kolejkę wódki przy barze. Wypijam każdy kieliszek raz za razem, nawet się przy tym nie krzywiąc. Nie odeszłem daleko od bloku pod którym moja żona mnie zostawiła... zaraz po drugiej stronie ulicy jest pub, chociaż nazwałbym to bardziej speluną patrząc na wystrój i towarzystwo, ale mam to w dupie. Chce się uchlać i zapomnieć o tym wszystkim.

Wypijam kolejną kolejkę i nieustannie obracam w palcach obrączkę i pierścionek zaręczynowy mojej żony.

Mojej żony? Przecież moja żona już nie chce ze mną być... Ona chce rozwodu i nie chce być moją żoną.

Chryste co ja mam zrobić? Mam teraz wrócić do hotelu zabrać swoje rzeczy i wrócić do Bostonu i cierpliwie czekać na papiery rozwodowe?

Ja pierdole. Słowo rozwód nawet nie może mi przejść przez gardło, a jednak to pieprzone słowo cały czas odbija się echem w mojej głowie i zaraz od tego zwariuje.

Co ja sobie myślałam do jasnej cholery! Że przyjadę, dam jej kwiaty , ładnie przeproszę a ona mi się rzuci na szyję? Albo, że każe jej do siebie wrócić a ona wróci do mnie spod kulonym ogonem i może jeszcze zacznie mnie przepraszać, że wyjechała.

Jestem skończonym debilem.

Taka kobieta pokochała mnie... a ja tego w ogóle nie doceniałem. Zakodowałem sobie w swoim pustym łubie że ona ma być moją żoną i ma mnie kochać, a ja wcale nie powinienem być jej za to wdzięczny, tylko ona powinna mi być wdzięczna, za to że wziąłem ją sobie za żonę i zapewniłem lepsze życie, niż to które by ją czekało w Kanadzie.

A właśnie kurwa to ja powinienem być jej wdzięczny! To ja powinienem jej dziękować na kolanach, że mnie pokochała, że chciała ze mną być, że została moją żoną... Powinienem jej na kolanach dziękować, za każdy uśmiech jakim mnie obdarowywała, za każdy dotyk i każde słowo. A już najbardziej powinienem być jej wdzięczny, za to, że po prostu ze mną wytrzymała... z takim skurwysynem jakim jestem. Byłem tak pewny siebie i tak zaślepiony to swoją arogancją, że tego nie zauważałem.

Mogłem się spodziewać naprawdę wszystkiego, ale nie tego, że ona naprawdę mnie zostawi. Przecież ja do jasnej cholery nie umiem bez niej żyć!

Przeiceż przyznałem się jej do wszystkiego. Powiedziałem jej całą prawdę jak to wszystko było. Przed nikim, nigdy się tak nie otworzyłem jak teraz przed nią. Wszystko powiedziałem jak na spowiedzi!

A teraz to ona potraktowała mnie jak zabawkę, ona zbawiła się mną. Dała mi nadzieje a potem zostawiła. Zrobiła to specjalnie? Zaplanowała sobie to? Przecież takie zachowanie kompletnie do niej nie pasuje. Nie do mojej Laury. Ona nie jest taka wyrachowana i egoistyczna jak ja... ale jednak to zrobiła. Może to miała być zemsta? Chciała, żeby mnie też zabolało. Jeśli tak, to bez wątpienie jej się to udało.

Zabolało mnie to jak cholera i ona zrobiła to z pełną premedytacją! Tylko nie wiem czy ona w ogóle zdaje sobie sprawę z tego jak bardzo mnie to zabolało. Bo tak naprawdę moja żona chyba nie do końca wierzy w to jak ja bardzo ją kocham...

Wypijam kolejne kolejkę i mimowolnie moje nastawienie do tego wszystkiego się zmienia. Zaczynam być coraz bardziej wściekły. Wściekły na Laurę i jej zachowanie wobec mnie. Jak ona miała czelność się tak mną zbawiać i zostawić?

Dałem jej przecież wszystko co miałem, nawet na te pieprzone studia się zgodziłem. Szczerze się w niej zakochałem i chciałam naprawdę stworzyć z nią prawdziwy dom i rodzinę...

Nie kurwa! Nie!

To nie jest żaden koniec naszego małżeństwa! Nigdy na to nie pozwolę!

Wyciągam portfel i rzucam na blat tej speluny kilka banknotów i wychodzę z bojowym nastawieniem, kierując się do bloku po przeciwnej stronie ulicy. Odpalam papierosa przechodząc przez ulice i wypalam go w rekordowym tempie bo przy drzwiach to klatki schodowej w dłoniach zostaje mi sam filter. Wbiegam na górę po schodach, nie jestem w tym momencie na tyle cierpliwy, żeby czekać na windę.

Początkowo normalnie pukam do drzwi. Raz, drug, trzeci... Dzwonię dzwonkiem, znów raz, drugi, trzeci.

Przecież cholera wiem, że tam jest. Zaczynam całkowicie tracić cierpliwość i zaczynam wręcz walić jak oszalały w drzwi.

– Laura otwieraj! Wiem, że tam jesteś. – walę w drzwi raz za razem, ale znów nie doczekuje się żadnej odpowiedzi.

– Albo kurwa otworzysz te drzwi albo je zaraz rozpierdole! – przestaje się już kontrolować.

– Co Pan wyprawia! Mam wezwać policję? – z mieszkania obok wychodzi starsza Pani z wałkami zakręconymi na włosach.

– Proszę bardzo, niech Pani dzwoni. – rzucam jej obojętnie i dalej dobija się do drzwi, nie zwracając na nią uwagi. – Laura! – krzyczę i uderzam pięścią w drzwi.

– Bruno co ty wyprawiasz? Przestań! – drzwi się otwierają a w nich staje skulona postać mojej żony. Nie czekając na zaproszenie, niemalże siłą wchodzę do środka, zatrzaskując za sobą drzwi. Alkohol nie działa na mnie zbyt dobrze, ale emocje które mną targają są tak silne, że zupełnie nie panuje nad sobą. To wszystko mnie przerosło.

Łapię Laurę za nadgarstki które unoszę nad jej głowę i przyciskam ją do ściany nie dając jej możliwości jakiegokolwiek ruchu.

– Co ty sobie myślisz gów... – nie dokańczam jednak ostatniego słowa. Od razu przypomina mi się sytuacja, kiedy Laura mnie spoliczkowała, za to, że mówiłem do niej gówniaro i tu miała racje, bo nie powinienem tak do niej mówić. To moja żona nie gówniara, tego już się nauczyłem, ale w przypływie emocji i alkoholu, to słowo po prostu samo mi się ciśnie na usta.

– No dokończ! – mówi z kamiennym wyrazem twarzy. Nie zamierzam tego kończyć.

– Chciałaś, że mnie zabolało? Chciałaś, się mną zabawić? Zrobić nadzieje i zostawić? – pytam lodowatym głosem i świdruje ją wściekłym wzrokiem. Jednak moja żona jedyne co robi to zaciska drżące wargi. – No pytam się kurwa o coś! Chciałaś!? – powtarzam jednak tym razem znacznie głośniej.

– Tak chciałam, żeby się poczuł tak jak ja, żebyś cierpiał i mam nadzieje, ze mi się to udało. – takie cyniczne słowa, wręcz nie pasują mi do mojej żony, ale właśnie taka jest prawda.

– Gratuluje, udało ci się. Jesteś z siebie dumna?! – niemalże nieświadomie dociskam jej drobne ciało mocniej do ściany. Wiem, że z pewnością teraz się mnie boi, a może nawet sprawiam jej ból...

– Puść. – wypowiada słabym głosem, odwracają ode mnie wzrok. Przekładam sobie jej nadgarstki w jedną dłoń i tym samym wolną dłonią zmuszą ją, aby na mnie spojrzała.

– Nie pamiętasz co ci kiedyś powiedziałem? Nigdy kurwa nie pozwolę ci odejść! Czego nie zrozumiałaś z moich słów? – na siłę biorę jej dłoń i siła wpycham z powrotem na palce pierścionek zaręczynowy i obrączkę, aby uwodnić jej prawdziwość moich słów.

– I nigdy więcej nie waż się zdejmować obrączki z palca. Nigdy! – Znów przyciskam jej nadgarstki do ściany i zanurzam twarz w zgłębieniu jej szyi, głęboko oddychając. Chce powdychać jej kojącego dla mnie zapachu, po chwili jednak znów na nią spoglądam, czując jak cała drży.

– Puść. – Laura szepta łagodnie ze łzami w oczach. Moja żona doskonale zdążyła mnie poznać i dobrze wie, w jaki sytuacjach może na mnie wpłynąć krzykiem a w jakich błagalnym tonem. Teraz właśnie mogła wpłynąć na mnie tylko i wyłącznie błagalnym tonem. Jej krzyk i złość mogłaby mnie tylko jeszcze bardziej rozzłościć. Jednak, co by nie zrobiła jak by nie postąpiła, nigdy nie był bym jej w stanie zrobić krzywdy, przynajmniej fizycznej.

Wpatruje się w nią przez dłuższy moment i staram się uspokoić... przecież ja nie chce być wobec niej taki, ale sama myśl o tym, że jej może nie być przy mnie odbiera mi rozum. Przez moment moje dłonie jeszcze bardziej zaciskają się na jej nadgarstkach... nie wiem co chce przez to osiągnąć. Cholera jasna mi naprawdę zaczyna odbierać rozum.

– Bruno, proszę cię. To boli... Kochanie uspokój się. – wiem, że mówi słowo kochanie tylko i wyłącznie po to, abym się uspokoił i ją puścił. Boi się mnie.

–Co boisz się mnie?

– Tak Bruno boje... uspokój się proszę.

– Nie powinnaś się mnie bać. Jeszcze tak mało mnie znasz, żeby myśleć, że byłbym w stanie zrobić ci krzywdę? No powiedz, wierzysz w to?

– Nie wierzę. – odpowiada po chwili drżącym głosem, zatapiając wzrok w moja klatkę piersiową. Puszczam jej nadgarstki odsuwam się na kilka kroków.

– Błagam Cię Laura nie zostawiaj mnie... Mam cię błagać na kolanach? Będę błagać.– klękam przed nią i po prostu ją błagam...– Błagam Laura wróć do mnie. – mówię rozpaczliwym tonem. Nigdy nie czułem się chyba tak bezradny jak teraz i przed żadną kobieta nie ukorzyłem się tak bardzo jak teraz przed nią, ale ja po prostu dla niej zrobię wszystko.

– Bruno idź sobie. Podjęłam już decyzje. – mówi w wzrokiem utkwionym w ścianę i nie patrząc na mnie ściąga ponownie ze swoich palców pierścionek i obrączkę. Łzy jedna za druga lecą po jej policzkach, czego nawet nie próbuje zatrzymać. To świadczy tylko o jednym. Ona wcale nie chce tego robić.

Szybko zrywam się na równe nogi z pozycji klęczącej i zatrzymuje jej dłoń, by nie ściągnęła ponownie pierścionka wraz z obrączką.

– Nie rób tego. – tym razem mówię łagodniej i kładę swoją dłoń na jej, świdrując wzrokiem jej zamglone oczy. – Kochanie. – obejmuję wolną dłonią jej blady policzek, a ona mimowolnie wtula się w niego twarzą. Drugą dłoń wplatam delikatnie w jej włosy i przyciągam ją do swojej piersi, na co moja żona nie protestuj. Po prostu poddaje się temu co robię. Przez jakiś czas nic nie mówimy, tylko tak trwamy w tym uścisku... Dopiero po jakimś czasie Laura delikatnie odrywa się ode mnie i spogląda mi w oczy.

– Przychodzisz tu pijany, robisz awantury... i ty tak naprawdę nie prosisz mnie o wybaczenie ty mi rozkazujesz do siebie wrócić. Jak zawsze mi rozkujesz i to jest twój podstawy problem. – znów w kółko zaczyna się wypominanie i mówienie ciągle tego samego, to naprawdę do niczego nie prowadzi.

– Przestań, proszę cię przestań! To twoje ciągłe wypominanie mi jaki jestem w niczym nam nie pomoże. Zostawmy to co było i skupy się na tym co jest.

– Bruno ale nie da się od tak o wszystkim zapomnieć, oddzielić wszystko grubą kreską, udawać, że nic się nie stało. – cofa się ode mnie o kilka kroków.

– Można! Oczywiście, że można. Zacznijmy wszystko od nowa. Zapomnijmy o tym co było a ja.... A ja się postaram zmienić. Może nie będę idealny i taki jak byś tego chciała ale będę lepszy, chce być lepszy dla Ciebie. – mówię szczerze, jeśli nie ma innego wyjście, postaram się dla niej być lepszy niż byłem do tej pory. Na pewno bardziej wyrozumiały i mniej zaborczy.

– Nie zmienisz się, tacy jak ty się nie zmieniają. – i dalej to samo...

– Laura do jasnej cholery nie rób ze mnie potwora! Zawiniłem wiem! Nie byłem szczery wiem! Ale wytłumaczyłem ci się ze wszystkiego, powiedziałem Ci wszystko. Kochamy się i oboje nie umiemy bez siebie żyć. Więc już skończmy tą szarpaninę.

– Nie rozumiesz, że ja się boje? Boje się, że znów się rozczaruje? Boje się, że znów będę jak to dziecko we mgle a ty będziesz sobie mną manipulował jak do tej pory. Chce byś w końcu samodzielna a nie ciągle od kogoś zależna. – przez moment mam wrażenie, że słowa, które chce teraz powiedzieć nie przejdą mi przez gardło, ale wiem, że musze je powiedzieć. Będę musiał zmienić podejście. Co ta kobieta ze mną zrobiła?

– Przysięgam, że nie będę tobą manipulował i dam ci teraz więcej swobody... nie będę już taki zaborczy jak wcześniej. Postaram się cię nie kontrolować na każdym kroku... Nawet na te pieprzone imprezki studenckie czasem pozwolę ci pójść. – przy których przy okazji szlag jasny mnie trafi. Ale czy mam inne wyjście jak choć trochę nie ustąpić? Nie mam.

– Teraz tak mówisz, a może to tak naprawdę kolejne twoje kłamstwo i manipulacja. – zaraz żywcem rozszarpie mnie od środka! Jednak biorę głęboki wdech i staram się kontynuować nasza rozmowę spokojnie. Dopiero teraz zdaje sobie sprawę, że te emocje i to wszystko sprawiają, że niemalże cały alkohol momentalnie ze mnie wyparował.

–Nie mogę ci obiecać, że będę święty, że będę ci mówił o wszystkim, bo o niektórych sprawa po prostu nie musisz wiedzieć i są to sprawy które w ogóle cie nie dotyczą. Ale na pewno nie będę cie okłamywać...

– Skąd mogę mieć tą pewność. – mam ochotę przez chwilę wybuchnąć, ale ostatkiem sił powstrzymuje się i zaciskam pieści. Do niej nic nie trafia, ja jedno ona drugie!

– Na przykład stąd, że gdybym miał w zamiarze się nie zmieniać, to od razu bym ci powiedział że będę cudownie idealny, byle byś tylko do mnie wróciła. A ja nie chce tego robić, bo nie będę cię okłamywał.

– Chciałabym ci uwierzyć i znów zaufać, ale się po prostu boję. Rozumiesz!? – Laura zdecydowanie spuszcza z tonu a barwa jej głosu zaczyna się coraz bardziej zmieniać.

– Wróćmy na początek razem do Bostonu, na pewno nie pozwolę ci tu zostać. Wracasz ze mną i teraz tylko od ciebie zależy czy zrobisz to dobrowolnie, czy będę musiał cię zmusić. – akurat w tej sytuacji nie widzę innego wyjścia. Wiem, że wspólny powrót wyjdzie nam na dobre. Tego akurat jestem pewien.

– No właśnie zmusisz.

– Tak. Bo wiem, że jeśli będziemy razem, znów razem w naszym domu to z czasem między nami wszystko się ułoży. Kiedy powiedziałaś mi, że to koniec i oddałaś mi obrączkę.... Dosłownie nie umiałem wykrztusić z siebie ani jednego słowa, serce podeszło mi niemalże do gardła a łzy stanęły w oczach. Dlatego za tobą nie pobiegłem wiesz? – Laura odwraca się do mnie tyłem i opiera dłoń o futrynę drzwi. Podchodzę do niej i delikatnie kładę dłonie na tali Laury i czekam na jej reakcje. Kiedy nie wyczuwam z jej strony żadnej reakcji przyciągam ją do siebie i zaplatam dłonie na jej brzuchu. – Najlepiej na umocnienie związku działa dziecko wiesz?... ale ja tak jak ci obiecałem. Poczekam ile będzie trzeba, aż będziesz chciała mieć ze mną tego małego ślicznego bobasa. – wtulam twarz w jej szyje i subtelnie dotykam ustami jej szyi.

– A Twój ojciec? Jesteś pewny, że będzie zadowolony, że wciąż jestem twoją żoną i nie zamierzam mieć z tobą dziecka? – odwraca się do mnie i zakłada dłonie na piersiach, a ja słysząc to co ona wygaduje, po prostu ręce mi opadają.

– Laura naprawdę najbardziej interesuje cię to co, to mój ojciec? To jest powód dla którego nie chcesz do mnie wrócić? Bo mój ojciec nie będzie zadowolony? W dupie mam to co na to mój ojciec a ty powinnaś mieć to jeszcze bardziej gdzieś! Czy ty jeszcze nie zauważyłaś, że średnio liczę się z jego zdaniem? Gdyby tak było już dawno zrobił bym ci dziecko siłą! – ja robię co w mojej mocy, żeby do mnie wróciła a ona wyskakuje z moim ojcem. Ta kobieta jest po prostu nie możliwa. Niech naprawdę nie szuka problemu tam gdzie go nie ma.

– Nie wiem... Bruno ja już sama nie wiem.

– Oboje mamy już dość na dziś. Chodź... zabierz rzeczy i pojedziemy do hotelu w którym się zatrzymałem i po prostu pójdziemy spać. Przytulę cię do siebie tak jak zawsze to robiłem wieczorem, kiedy kładliśmy. Obudzimy się rano i porozmawiamy. – myślę, że obecnie będzie to dla nas najlepsze rozwiązanie.

– Nie pojadę z tobą do twojego hotelu...– już mi się ciśnie na usta, żeby jej powiedzieć, że pojedzie, ale się powstrzymuje.

– Nie mów, że się mnie boisz?

– Nie... Po prostu nie chce. – jakoś mało przekonują mnie jej słowa.

– Spójrz mi w oczy i powiedz, że nie brakuje ci mnie kiedy zasypiasz? Nie tęsknisz za moim dotykiem? – zmuszam Laurę aby spojrzała mi teraz prosto w oczy. Patrzy na mnie swoimi brązowymi oczętami i nie może wydusić z siebie ani słowa. Chciałaby pewnie po prostu powiedzieć, że to nie prawda, ale najzwyczajniej w świecie nie umie. Mimo wszystko cholernie za mną tęskni i teraz jestem pewny w stu procentach, że nie marzy o niczym innym, niżeli zasnąć w moich ramionach. Ja po prostu to po niej widzę.

– Sofii dziś nie wróci na noc. Możesz zostać tu ze mną... ale do hotelu z tobą nie pojadę.

– Dobrze kochanie. – odpowiadam, skoro tak chce, niech tak zostanie. Zdejmuje kurtkę i buty, chowam telefon do kieszeni spodni i idę za Laura do jednego z pokoi. Wchodzimy do środka a ja od razu gaszę za sobą światło i zamykam drzwi.

– Co ty robisz?

– Nie bój się. Mieliśmy iść spać, więc chodźmy.

– Ale. – zaczyna ale szybko jej przerywam

– Bez żadnego ale. – rozbieram się do bokserek i kładę się na łóżku czekając aż moja żona zrobi to samo. Laura podchodzi do łóżka ale nie zaczyna się rozbierać tylko bierze leżąca na oparciu koszulkę i wychodzi jak mniema się przebrać.

– Laura czyś ty zwariowała? Nie mogłaś się przy mnie przebrać? – mówię kiedy wraca przebrana do pokoju. Od kiedy się mnie wstydzi? Widziałem każdy milimetr jej ciała wielokrotnie i na każdym złożyłem pocałunek, a ona teraz wstydzi się przy mnie przebrać do spania.

– Nie. – odpowiada ze złością, więc już nic nie mówię... Unoszę ręce w geście spotkania i posuwam się do oparcia łóżka kanapy robiąc jej obok siebie miejsca.

– Pozwoliłam ci tu zostać, ale nie powiedziałam, że będę z tobą spać. Ja będę spać na tej kanapie. – Laura kładzie się na drugiej kanapie, która w dodatku jest o połowę mniejsza, niż ta na której sam teraz leżę.

Cholera jasna! Naprawdę niech Laura przestanie się wygłupiać! Śpi ze mną i na ten temat nie będę z nią dyskutować. Jak będziemy spać na odległość, to raczej nie zbliżymy się do siebie na nowo. Wstaje z łóżka i w gole tego nie komentując biorę Laurę na ręce i za nim w ogóle zdąży zaprotestować, kładę ją na drugiej kanapie od oparcia i sam kładę się za nią. Laura chce coś powiedzieć, jakoś zaprotestować, ale od razu jej przerywam.

– Ani słowa! Spij. – przytulam ją mocno do siebie, twarz kładę w zgłębieniu jej szyi i zamykam oczy. Mam nadzieje, że moja żona po prostu zrobi to samo. To obojgu dobrze nam zrobi.

Laura

Otwieram rano oczy i czuje za sobą znajom zapach... ten znajomy zapach, który poznałabym wszędzie. Mój oddech od razu przyśpiesza, kiedy sobie wszystko przypominam, a dokładnie to, że po raz kolejny dałam się złamać Brunowi. Znów mu uległam... Jak zawsze zrobił, ze mną co chciał, a ja nie umiałam nawet za protestować. Chciał spać razem zemną? To oczywiście tak było.

Mam teraz takie dziwne wrażenie, że ja od samego początku wiedziałam, że ja dam się mu złamać. Gdzieś tam w głębi duszy czułam, że to wszystko tak się skończy. Walczyłam z tym uczuciem jak mogłam, ale to wszystko jest silniejsze ode mnie. Ja jestem po prostu skończoną idiotką, ale nic na to nie poradzę. Nie umiem wygrać walki z moim sercem.

I teraz znowu przypominam sobie wszystkie chwilę między nami, zarówno te dobre jak i te złe. Kiedy Bruno jeszcze śpi analizuje te wszystkie sytuacje jakie pomiędzy nami się wydarzyły, te wszystkie romantyczne i czułe chwile... ale tez te wszystkie awantury, to wieczne stawianie Bruna na swoim. Zaczynam jednak dochodzić do wniosku, że znaczniej więcej było tych złych.

I co to ma być już? Tak od razu mam o wszystkim zapomnieć i wybaczyć? I co teraz wstaniemy z łóżka jak gdyby nigdy nic? Zaczniemy się całować, szeptać miłe słówka a ja potem posłusznie jak zawszę pójdę się spakować i wrócimy sobie do Bostonu jak szczęśliwe małżeństwo? Oczywiście tak jak Bruno tego ode mnie żąda? Tak żąda, bo przecież on nie prosi.

Nie!

Wyskakuje jak oparzona z kanapy a Bruno od razu się budzi.

– Hej skarbie co się stało? – mówi zaspany, przecierając oczy.

– Wstawaj Bruno i idź już sobie. – mówię stanowczo i zakładam na siebie leżący na suszarce szlafrok Sofii. Nerwowo przebieram nogi, chodząc po pokoju w tą i z powrotem, czekając na jakąś reakcje Bruna.

– Laura o co ci chodzi? – mówi ze spokojem a na jego twarzy maluje się widoczny grymas. Usta zaciskają się w wąską linie, a czoło marszczy w charakterystyczny sposób. Siada na łóżku i sięga po swoje spodnie, które od razu na siebie zakłada.

– Chce żebyś już szedł. – odpowiadam uciekając wzrokiem. Bruno zakłada na siebie koszulę i w mgnieniu oka staje przy mnie, kładąc dłonie na moich ramionach.

– Myślałem, że wczoraj już doszliśmy do porozumienia. Kochanie nie zaczynaj znowu... Prędzej czy później i tak do siebie wrócimy, po co to przedłużać?

– Żebyś się nie zdziwił! Wyjdź stąd! – i on mi chce wmówić, że się postara zmienić? Zawsze musi pokazać swoją wyższość... On mnie informuje, że i tak będziemy ze sobą, bo to on podjął taką decyzje, mi nie pozostawia wyboru. Obrzucam go morderczym spojrzeniem, na co Bruno załamuje twarz w dłoniach i widzę, że bierze głęboki oddech.

– Dobrze, spokojnie. Na początek powiedz co się zmieniło od naszej rozmowy w nocy? – mówi po chwili, wkładając nonszalancko dłonie do kieszeni jeansów.

– A czy ja wczoraj zgodziłam się do ciebie wrócić i polecieć z tobą do Bostonu? Powiedziałam, że rano wstaniemy i wszystko będzie tak jak dawniej? Jakoś sobie nie przypominam sobie!

– Cholera jasna, skończmy w końcu już te przepychanki! – znacząco podnosi głos, co jest jasną oznaką, że zaczyna tracić cierpliwość, ale ja mam to zupełnie gdzieś.

– Bruno ale ty myślisz, że to już? Że już po wszystkim? Że teraz wrócimy sobie do Bostonu jak gdyby nigdy ja o wszystkim zapomnę i będziemy znowu szczęśliwym małżeństwem? Nie tak nie będzie. – Nie da się od razu wszystkiego naprawić. Po prostu się nie da, ja potrzebuje czasu.

– To wróćmy jako nie szczęśliwe ale wróćmy. – odpowiada zirytowany a ja mam ochotę mu za te słowa po prostu strzelić przez ten jego pusty łeb.

– Ty nic nie rozumiesz. Nie odpuszczę ci tak łatwo tego co mi zrobiłeś. Naucz się w końcu, że nie wszystko idzie tak gładko jak byś tego chciał. Nie wszystko od razu będzie tak jak dawniej i tak jak tego chcesz! Ja mimo tego, że chce ci wybaczyć nie umiem, o wszystkim zapomnieć i udawać, że wszystko jest cudownie! – Na pewno nie umiem od razu tego zrobić i zresztą nie chce od razu tego robić.

– To ile zamierzasz w takim razie tu zostać? I co tu będziesz robić?

– Nie twoja sprawa.

– Wszystko co dotyczy ciebie jest moją sprawą! – teraz jeszcze bardziej podnosi ton głosu.

– Dobrze powiem teraz ci szczerze i spokojnie co ja o tym myślę. Ja nie mówię, że nie będzie tak jak mówisz... że prędzej czy później i tak do siebie wrócimy. Coraz bardziej wydaje mi się, że właśnie tak będzie. Kocham cię i mimo wszystko chce z tobą być, ale jeszcze nie teraz. Nie tak łatwo Bruno. Musimy sobie dać jeszcze trochę czasu, a ty musisz się trochę bardziej postarać i naucz się o mnie walczyć a nie nakazywać mi do siebie wrócić. – nie wiem czy dobrze zrobiłam, że mu to powiedziała, ale ja właśnie tak czuje.

– Dobrze, rozumiem. Ale nie możemy dać sobie trochę tego czasu w Bostonie? Nie widzę sensu w tym, żebyś tu zostawała. No powiedz mi co tu będziesz robić? – oczywiście musiał to powiedzieć. Musiał sprawić, bym poczuła się jeszcze bardziej beznadziejnie.

– Od razu powiedz mi z czego będę tu żyć, bo tu ci się ciśnie na usta tak? Już raz mi zablokowałeś karty, kiedy uciekłam. Oczywiście możesz to zrobić ponownie, to są twoje pieniądze, poradzę sobie bez nich. – Jeszcze nie wiem jak, ale trudno. Ostatnią rzeczą jaką będę robić to prosić się go o pieniądze.

– Zrobiłem to, bo bałem się, że uciekniesz gdzieś dalej... dlatego odciąłem cię od gotówki. Nie obawiaj się, nie zrobię tego więcej. Nawet jeśli uprzesz się, żeby na razie tu zostać nie odetnę cię od pieniędzy. Tak samo moje pieniądze jak i Twoje.

– Odpocznijmy od siebie i potem zobaczymy. Na razie nie zmieniłam zdania. – mówię mocniej zawiązując na tali pasek od szlafroka, który mam na sobie. Zachowuje przy tych słowach kamienny wyraz twarzy, przez co nawet sama jestem w szoku, że udaje mi się taką minę zachować przy nim.

– Nie! – Bruno wali pięścią w stół na co aż się wzdrygam.

– Chociaż raz uszanuj moją decyzje.

– Laura jeśli teraz nie chcesz dla mnie wrócić to chociaż wróć ze względu na studia. Dopiero co je zaczęłaś a już narobiłaś sobie zalęgłości. Chcesz je od nowa zaczynać? Tak bardzo ci na nich zależało. Pomyśl racjonalnie. – niestety Bruno ma trochę racji, ale nie. Nie zmienię zdania. Podjęłam decyzję i tym razem zamierzam się jej konsekwentnie trzymać.

– To mi załatwisz, żeby mogła wrócić na studia po przerwie. Przecież sam mówiłeś, ze jesteś w stanie wszytko załatwić. A ja sobie zaległości sama nadrobię, nie martw się. – po samej jego minie do razu widzę, że nie spodziewał się ode mnie takiej odpowiedzi.

– Dobrze jeśli tak bardzo chcesz ode mnie odpocząć i nie chcesz na mnie patrzeć to na jakiś czas wyprowadzę się z naszego domu w Bostonie. Zadowolona? Ale cholera jasna wracaj tam razem ze mną! – teraz to ja się nie spodziewałam takiej odpowiedzi. Naprawdę nie myślałam, że Bruno zdobędzie się na to, aby złożyć mi taką propozycje. Przez chwilę zastanawiam się co ja mam mu na to odpowiedzieć. Nawet jeśli on się wyprowadzi to i tak będzie blisko... a przecież nie tak miało wyglądać nasze odpoczywanie od siebie.

– Idź już. Daj mi sobie to wszytko przemyśleć, zastanowić się. – opadam bezradnie na kanapę i wbijam wzrok w swoje kolana. Czemu to wszystko musi być takie trudne?

– Dobrze wyjdę teraz, ale później znowu przyjadę. Tylko proszę cię nie wykręcaj żadnego numeru... – Bruno się boi, że mu ucieknę?

– Nie ucieknę nie bój się, zresztą nawet jak bym to zrobiła, pewnie i tak byś mnie zaraz znalazł. – bo taka jest prawa i zarówno ja o tym doskonale wiem jak i mój mąż.

Bruno

Leżę w hotelowym pokoju i zmuszam się, żeby zjeść coś z obiadu, który wcześniej przyniesiono mi do pokoju. Tak naprawdę w ogóle nie mam apetytu, ale przecież coś jeść muszę.

Nie wiem co mam robić w firmie jest ostatnio gorąca atmosfera a mnie tam nie ma... Powinienem tam być i wszystkim się zająć osobiście, bo przecież po powrocie będę musiał wysłuchiwać kazania ojca. Ale na razie nie wrócę, boję się wrócić bez niej, bo nie mam żadnej pewności co tej kobiecie przyjdzie do głowy.

Dostaje wiadomość i niczym oparzony sięgam po telefon będąc prawie ze stu procentowo przekonanym, że to Laura. Jednak to nie Laura.

Laura przyjechała, przyjedź i zabierz ją sobie bo zaraz stracę cierpliwość i skończę w końcu tą farsę.

Dostaje sms od Eryka i od razu zrywam się na równe nogi. Chwytam w biegu kluczki do samochodu z półki i nie zastanawiając się ani chwili, pędem ruszam do windy. Kurwa mać!

Wiadomość od Eryka nie znaczy nic dobrego. Myślałem, ze skoro Laura przez cały ten pobyt w Kanadzie nie była w domu to już tam nie pójdzie, ale jednak się myliłem. Teraz nagle poczuła wielką tęsknotę za ojcem i braciszkiem? Jedno jest pewne, moja żona musi się tam teraz nieźle awanturować, skoro Eryk przysyła mi taką wiadomość...

Wpadam do samochodu i prawie zderzając się z innym samochodem włączam się do ruchu. Muszę się znaleźć w domu Laury teraz, zaraz, już!

Jeśli zaraz się tam nie zjawie i nie powstrzymam Eryka on jej wszystko powie, a do tego nie mogę dopuścić. O tym Laura nigdy nie miała się dowiedzieć! 


*****

I co powiecie na to kochani? 

<3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro