Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 42


Witajcie kochani <3

Jest i nowy rozdział i nawet całkiem długi mi wyszedł ;D

Mam nadzieje, że wam się z podoba :) 

Jak zawsze kazałam wam czekać na nowy ale tym razem udało mi się trochę krócej pozostawić was bez nowego rozdziału :) 

Dziękuje wam kochani za wszystkie komentarze i gwiazdki. Teraz oczywiście też z niecieprliwością na nie czekam :*

Pozdrawiam!

Miłego czytania :*


Laura

– Cześć kochanie. – mówię z szerokim uśmiechem wchodząc do gabinetu Bruna w jego firmie. Bruno zaskoczony podnosi na mnie wzrok znad sterty papierów i laptopa i przeczesuje dłonią włosy, przez co te stają się jeszcze bardziej rozczochrane niż były. Dziś nie ma na sobie jak zazwyczaj garnituru i krawatu tylko czarny, mniej oficjalny sweterek co wskazuje pewnie na to, że nie miał dziś żadnych ważnych spotkań.

– Co ty tu robisz? – pyta zdziwiony.

– Przyjechałam po ciebie. – podchodzę do niego za biurko, nachylam się nad nim i daje mu soczystego buziaka w jego pełne usta. Bruno mrucz z aprobatą kiedy składam na jego ustach pocałunek i kładzie mi dłonie na biodrach.

– Nie powinnaś mieć jeszcze zajęć? – pyta spoglądając na zegarek, na lewej dłoni.

– Powinnam ale zostały odwołane przez jakąś tam konferencję. – odsuwam się od niego i siadam na jego biurku, machając nogami. – Zamykaj laptopa i się zbieraj. – mówię, unosząc brwi.

– Skarbie... bardzo się cieszę, że do mnie przyjechałaś ale jestem zajęty. Zaraz mam wideokonferencję i jeszcze w cholerę roboty. – mówi, podnosi się z fotela i staje naprzeciw mnie opierając dłonie na biurku po bokach mojego ciała. – Więc zbieraj swój seksowny tyłeczek z mojego biurka i zmykaj. Wynagrodzę ci to wieczorem. – nachyla się nade mną i mruczy mi zachrypniętym głosem do ucha.

– Wiecznie masz w cholerę roboty. – mówię naburmuszona. Chyba już zawsze będzie mi przeszkadzać ta jego praca! Czy on nie może po prostu pracować od 8 do 16 ? Od tego ma tylu pracowników w firmie, żeby nie musiał sam ślęczeć w biurze do wieczora!

– Znów będziemy przerabiać ten temat? – pyta znużony.

– Nawet nie zapytałeś gdzie chce z tobą jechać! – postanawiam nie drążyć dłużej tematu pracy, bo to bez sensu. Nasze rozmowy w tym temacie jak zawsze do niczego nie prowadzą a w dodatku najczęściej kończą się kłótnią.

– Słucham gdzie? – unosi na chwile wzrok po czym znowu kieruje go na mnie.

– Na zakupy. – mówię chociaż wiem, że nie brzmi to zbyt poważnie... Nie sądzę by zakupy był dla niego czymś ważnym... Ale mi chodzi o to, żebyśmy spędzali ze sobą więcej czasu. Jego reakcja jest taka jakiej mogłam się spodziewać. Prycha powietrzem odwracając głowę i opiera dłonie na moich udach.

– Laura... zmykaj stąd. – mówi w moją stronę lekceważąco.

– Bruno do cholery nie lekceważ mnie tak. – upominam go! Nie lubię gdy traktuje mnie z wyższością.

– Mam rzucić wszystko bo ty chcesz iść na zakupy?

– Tak... – uśmiecham się słodko w jego stronę. – Sam mówiłeś że jutro i po jutrze masz spotkania i będziesz późno wracał... Ja też będę miała zajęcia do późna, to chociaż dzisiaj spędźmy to po południe razem jest już 16. Przecież prezes może wszystko, zleć swoją robotę komuś innemu. – rozszerzam uda i obejmuje nimi Bruna w pasie. Postanawiam całkowicie zmienić taktykę. Jestem przekonana, że nic się nie stanie jeśli dzisiaj wyjdzie z pracy o 16... nie ma takiej pracy jakiej nie mógłby sobie przełożyć albo dać komuś innemu.

– Mogę ale wolę zrobić to sam, po za tym nie lubię chodzić po sklepach... Weź sobie Jaspera za tragarza, a mi wszytko pokażesz w domu. – czasem mam ochotę go porządnie strzelić w łeb...

– Ale ja chce iść z tobą, chce żebyś powiedział mi w czym ładnie wyglądam. – kładę dłonie na jego ramionach i robię słodkie oczy w jego stronę.

– Laura proszę cie... – bierze głęboki oddech i mam wrażenie, że moje zachowanie go irytuje... – We wszystkim będziesz wyglądać ślicznie. – dodaje po chwili ze sztucznym uśmiechem.

– Dobrze, Bruno jak wolisz, ale sobie wybiorę takie bikini na nasze wakacje do Włoch, że cie szlag tragi! Na pewno na plaży nie opędzę się od wzroku napalonych Włochów. – odpycham go od siebie i zeskakuje z biurka. Bruno zaciska usta w wąską linię i mina mu rzednie. Trafiłam w czuły punkt Pana Watsona.

Brawo Lauro! Jeden zero dla ciebie!

– Umie Pani grać Pani Watson... – zatrzymuje mnie przed odejściem. – Ale równie dobrze, ja mogę ci nigdzie nie pozwolić wyjść w takim bikini, albo po prostu ci je potargać. Dobrze wiesz, że nie będę miał problemu, żeby to zrobić. – jak on mnie czasem denerwuje!!! Doskonale wiem, że właśnie tak by było więc nie będę się zapierać, że tak nie będzie... Nie chce się pogrążać.

– Jesteś beznadziejny. – mówię spod przymrużonych powiek. – Siedź sobie tu nawet do rana, tylko jak wrócisz nawet nie wchodź do sypialni. Spij sobie w gościnnym. – Bruno na moje słowa śmieje się pod nosem i pociera dłonią swój kilkudniowy zarost.

– Dobrze wiesz skarbie, że nie będę spał w innym pokoju niż nasza sypialnia. – mówi i kiedy rozbrzmiewa dźwięk telefonu, Bruno gestem dłoni pokazuje mi, żeby, zaczekała i odbiera.

– Panie Prezesie video konferencja powinna się już zacząć. Mogę łączyć? – na głośno mówiącym słychać głos Beatrice.

– Za 5 minut. – odpowiada i się rozłącza. Podchodzi do mnie pod drzwi i łapie mnie w pasie, na co niestety nie protestuje. – Proszę cię kochanie nie zachowuj się jak dziecko, wiesz że tego nie lubię. Pójście na zakupy naprawdę nie jest powodem, żebym rzucał wszystko. – zaciskam usta i nie patrzę na niego. Wiem, że ma po części rację, ale nie mogę teraz mu tego pokazać, żeby nie stracić twarzy.

– Dobra, skończ. Ja też jednak nie pójdę na zakupy, bo po pierwsze nie mam ochoty na nie iść zamiast ze swoim mężem to z jego gorylem a po drugie koniec końców pewnie i tak nie znajdziesz czasu na nasz wyjazd do Włoch bo coś ci cholernie ważnego wypadnie w firmie, więc po co mi bikini! – wcale bym się nie zdziwiła gdyby właśnie tak koniec końców było!

– Kochanie ty chyba chcesz, żeby naprawdę mnie kiedyś szlag jasny trafił. – klepie mnie mocno w pośladek i obdarza chłodnym wzrokiem. – Skoro powiedziałem, że pojedziemy to pojedziemy do tych Włoch więc mnie nie denerwuj. – stara się ze spokojem wypuścić powietrze i chowa dłonie do kieszeni spodni. – Poczekaj na mnie przed gabinetem, za jakieś pół godziny powinienem skończyć tą video konferencję i pojedziemy na te zakupy. – ostatnie słowa wypowiada niemalże przez zaciśnięte zęby.

– Uwielbiam cię! – mój nastrój od razu zmienia się o 180 stopni. Przytulam się do niego i mocno całuje. Ja to jednak mam dar przekonywania, albo po prostu mój mąż ma do mnie słabość.

– Przyjechałaś autem?

– Nieee. Jasper mnie przywiózł do ciebie. Wiesz, że wolę jak gdzieś jedziemy, żebyś ty prowadził. Nie ma lepszego kierowcy od ciebie. – mówię trzebiocząc rzęsami.

– Już się teraz nie podlizuj. Zmykaj mi już gabinetu i grzecznie na mnie poczekaj przed. – daje mi klapsa w pośladek i choć widzę, że się powstrzymuje z całych sił, uśmiech wypływa na jego idealnie wykrojone usta. Ja naprawdę rozumiem, że mój mąż ma dużo pracy... ale niech on też zrozumie, że chce z nim spędzać znacznie więcej czasu niż dotychczas. Jeszcze dwa miesiące temu skakałabym pewnie z radości, że Bruno do późna siedzi w pracy, ale teraz jest inaczej. Teraz najchętniej spędzałabym z nim każdą wolną chwilę... Nawet na te głupie zakupy mogłam na przykład iść z Emili albo nawet po raz kolejny zabrać ze sobą Jaspera, żeby targał moje torby, ale ja chce pójść z Brunem... Czasem czuje się naprawdę jak gówniara, która zakochała się bez pamięci... ale w sumie już mnie to wcale nie przeraża.


Bruno

Ileż można chodzić po sklepach? Już naprawdę mam tego cholernie dosyć! Wiedziałem, że to nie jest zbyt dobry pomysł, ale niestety moja żona posiada niebywały dar przekonywania, któremu czasem nie jestem w stanie o dziwo nie ulec... Dla świętego spokoju już poszedłem z nią na te zakupy. Jeśli miałbym potem kolejne dwa dni wysłuchiwać, że nie mam dla niej czasu i tak dalej, wolę się już poświęcić. Tym bardziej znając charakter mojej żony, kiedy była by na mnie zła, jestem skłonny stwierdzić, że z tym pokojem gościnnym wcale by nie żartowała...

Oczywiście na zakupach Laura stwierdziła, że mi też musimy cos wybrać na nasz wyjazd do Włoch i ogólnie potrzebuje nowych koszul, choć w naszej garderobie czego jak czego ale koszul mam od cholery. Oczywiście na koszulach się nie skończyło bo Laura wybrała dla mnie jeszcze dużo innych ubrań na co ja na wszystkie propozycje zgodnie przytakiwałem.. Moja żona ma naprawdę dobry gust i styl... a po za tym doskonale zdaje sobie sprawę z tego w jakim stylu ja lubię nosić ubrania.

Za to jeśli chodzi o ubrania, które wybieraliśmy dla Laury miałem znacznie więcej do powiedzenia i znacznie częściej protestowałem i to wcale nie dlatego, że ubrania które wybierała mi się nie podobały, tylko dlatego że były tak cholernie wyzywające, że nie były by opcji, żebym gdzieś ją w nich wypuścił. Chociaż mam wrażenie, że niektóre ubrania Laura pokazywała mi z pełną premedytacją tylko po to żeby mnie zdenerwować! Nie wiem dlaczego ona czerpie taką przyjemność z wyprowadzania mnie z równowagi!

– I jak ci się podoba to bikini? – Laura wychodzi z przymierzalni, gdzie oprócz mnie jest jeszcze parę innych osób w tym facetów, a jej bikini jest wyjątkowo skąpe. Nie chce żeby jakikolwiek facet patrzył w takim stroju na moją żonę, a wzrok wszystkich w przymierzalni właśnie skupiony jest na niej!

– Nie podoba mi się! Przebierz się w inny. – mówię ostro. Ona naprawdę chce mnie doprowadzić do szału. Pocieram dłonią skronie i czekam, aż przymierzy kolejny kostium.

– A ten? – myślałem, że tamten strój był skąpy ale myliłem się. Tamten w porównaniu z tym zakrywał bardzo wiele. Bikini które właśnie przymierzyła mogę śmiało rzecz, że do cholery więcej odkrywa niż zakrywa! Za raz jej cycki wyjdą spod tego cienkiego bordowego materiału! Obracam się za siebie i widzę jak jakiś około trzydziestoletni facet, który z pewnością też czeka na swoją żonę wlepia swoje oczy w moją, niemal śliniąc się przy tym. Laura jeszcze jakby chciała podsycić całą sytuację robi kilka kroków do przodu i zmysłowo obkręca się wkoło własnej osi, wypinając przy tym tyłek.

– Laura, do cholery! – warczę przez zaciśnięte zęby i szybko podrywam się z kanapy na korytarzy przymierzalni. Gromię ją wzrokiem i ruszam w jej stronę, gestem dłoni wskazując, jej powrót do przymierzalni. Wchodzę do przymierzalni zaraz za nią, zamykam za nami drzwi i przekręcam zamek.

– Bawi cię to? – syczę nad nią na co Laura się śmieje i kiwa twierdzącą głową. Naprawdę bardzo zabawne!

– No to podoba ci się czy nie? – pyta przygryzając wargę.

– Laura powiedz mi, czy ja ci za mało okazuje jaki jestem o ciebie zazdrosny? – pytam, dociskając Laurę do ściany przymierzalni.

– Wręcz przeciwnie. – uśmiech dalej nie schodzi jej z twarzy. Kładę dłoń na jej nagim udzie i delikatnie sunę nią w górę, aż po jej biodro, na którym spoczywa jedynie delikatny sznureczek od bikini, którego w gruncie rzeczy mogło by nawet nie być. Chyba nie zauważyłbym różnicy.

– To na cholerę mnie prowokujesz? – warczę zaciskając dłoń na jej biodrze.

– Już nie denerwuj się tak. – Laura chyba nie zdaje sobie sprawy ze naprawdę mnie wkurwiła... Chcę być dla niej dobry i wyrozumiały ale wszystko ma swoje granice! W szczególności moja cierpliwość do niej i do tego co wyprawia!

– Pytam po co to robisz? – rozwiązuje sznureczek przy dolnej części bikini i nim Laura to zauważa, mały skrawek materiału, leży już na podłodze.

– Co ty robisz?

– Zadałem ci proste pytanie. – chrypię do jej ucha i zdecydowanym ruchem wsuwam między jej nogi swoje kolano i jednym ruchem sprawiam, że teraz stoi w rozkroku. Bezceremonialnie zanurzam palec w jej ciepłych wargach między jej udami i bardzo powoli nim sunę wzdłuż jej kobiecości. Laura reaguje natychmiast na mój dotyk. Jej ciało przechodzi dreszcz a usta z całej siły się zaciskaj by nie wydać cisnącego się na usta jęku. Patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami i zaczyna coraz bardziej niespokojnie oddychać.

– Bruno proszę cię tutaj. Zwariowałeś... – niemalże piszczy a jej oddech zaczyna z każdym moim ruchem jeszcze bardziej przyśpieszać. Próbuje zacisnąć uda i mnie odepchnąć od siebie ale skutecznie jej to uniemożliwiam jeszcze bardziej przyszpilając ją do ściany. Moja mała od razu robi się wilgotna na mój dotyk i to mi się cholernie podoba. Bez ostrzeżenia mocno wsuwam w nią palec na co Laura przykłada sobie dłoń do ust tłumiąc jęk jaki właśnie chciał się wydostać z jej gardła.

– Cicho... – nakazuje jej, aby nie wydała z siebie żadnego dźwięku. W końcu jesteśmy w przymierzalni... a za drzwiami znajduje się kilka osób. Przyśpieszam ruchy i zaczynam mocno posuwać ją palcami co i nie uchodzi uwadze mi... Momentalnie spodnie robią mi się za ciasne...

Czuje jak Laura ledwo trzyma się na nogach a jej ciało zaczyna coraz bardziej drżeć co jest jasnym sygnałem, że zbliża się ku końcowi. Niemalże zagryza zęby na swojej dłoni aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku a drugą dłoń zaciska na moim ramieniu. Jedyne co płynie teraz z jej ust to nierównomierne ciche sapnięcia.

– Zapytam ostatni raz. Dlaczego to robisz? – zwalniam swoje ruchy i mówię groźnym tonem.

– Bo lubię się z tobą drażnić. – wypowiada resztkami sił a raczej wysapuje. Tak właśnie myślałem... tylko mnie to przestaje czasem bawić!

Znów szybciej się w niej poruszam dokładając drugi palec i znacznie mocniej ją posuwając. Jej ciało dygocze a jej kobiecość lada moment zaciśnie się na moich palcach.

– Ja z tobą też lubię się po drażnić... – mówię i w momencie kiedy czuje, że Laura dojdzie, zabieram palce. Laura oszołomiona tym co właśnie się stało bezskutecznie próbuje zacisnąć uda w nadziei dojścia do spełnienia. Zdejmuje dłoń z ust, otwiera zamglone oczy a jej klatka piersiowa unosi się w zawrotnie szybkim tempie.

– Nie zostawiaj mnie tak... – cichutku wyjękuje bym dokończył, napierając na mnie biodrami.

– Przyjemnie kiedy ktoś się z tobą tak drażni? – pytam, choć nie oczekuje wcale odpowiedzi na to pytanie. Odsuwam ją od siebie i sięgam po błękitny dwu czesiowy strój kąpielowy, który jest znacznie mniej wyzywający i zakrywa tyle ile powinien. – Bierzesz ten. Ubieraj się a ja ci zapłacę. – mówię i nic nie poradzę na to, że mój uśmiech skurwysyna sam wypływa mi na usta. Wychodzę z przymierzalni i zostawiam w niej wciąż jeszcze oszołomioną tym co się stało Laurę. Tak to była dla niej swego rodzaju kara...

Nie zareagowałbym tak na ten kawałek materiału na jej ciele, gdyby specjalnie mnie nie prowokowała kręcąc tyłkiem na prawo i lewo przed wszystkimi! Najwidoczniej mojej żonie brakowało mocnych wrażeń w naszym związku... Jak widać sielanka nie do końca jej odpowiada.

Ja nie wiem czy kiedykolwiek zrozumiem moją żonę... Czasem mam wrażenie, że nigdy mi się to nie uda.

Płacę za jej strój kąpielowy a ekspedientka pakuje mi go w małą torebkę. Zbieram wszystkie torby a mam ich w dłoni już chyba z dziesięć, z czego poprzednie dziesięć wcześniej zaniosłem do samochodu. Wychodzę przed sklep i opieram się o balustradę w centrum handlowym, czekając aż Laura w końcu wyjdzie z przymierzalni.

– To było nie było w porządku! – rzuca wściekle gdy wychodzi ze sklepu i podchodzi do mnie.

– Twoje zachowanie też. Vet za Vet kochanie. Widzę, że najwidoczniej brakuje ci wrażeń w naszym małżeństwie i dbasz, aby przypadkiem nie było w nim za nudno... Dam ci dobrą radę. Uważaj... bo ja jestem dobry ale do czasu... – mówię i muskam palcem jej podbródek. Widzę, że Laura aż piekli się w środku ze złości, jednak nic nie mówi... Przygryza wargę i odwraca wzrok w drugą stronę.

– Dobrze... Przepraszam Proszę Pana. – w końcu spogląda na mnie i kładąc dłonie na moich policzkach daje mi soczystego buziaka w usta. – Chciałam naprawdę się tylko chwilę z tobą podrażnić, nie chciałam cię tak wkurzyć... – mówi gładząc mnie po policzku i robiąc te swoje niewinne oczęta.

– Nie rób tak więcej. – mówię chłodno.

– Dobrze, dobrze. – przytula się do mnie i przystawia usta do mojego ucha. – Ale dokończysz w domu to co zacząłeś? – pyta i muska ustami moje ucho.

– Jak będziesz grzeczna. – puszczam jej oczko.

– Bruno? Co za spotkanie? – już mam mówić Laurze, że mam dość tych całych zakupów kiedy staje przy nas moja kuzynka z mężem i ich półrocznym synkiem Tomem na rękach.

– Cześć Wiktorio. – uśmiecham się na ich widok i witam się z nią buziakiem w policzek. – Cześć chłopie, ale ty już jesteś duży. – mówię i dotykam dłonią jego małej rączki, w między czasie witając się z mężem mojej kuzynki. Ostatnio kiedy go widziałem na naszym weselu był sporo mniejszy, ale teraz już ma dłuższe włoski i coraz bardziej robi się podobny do swojego ojca.– Noo Brad, czego jak czego ale syna się nie wyprzesz, ale jest do ciebie podobny. – mówię i widzę, że z tego powodu aż duma go rozpiera. Laura oczywiście też wita się z nimi, jednak widząc jej wzrok jestem skłonny stwierdzić, że może ich średnio pamiętać, w końcu miała okazje ich widzieć jedynie na weselu.

– Chyba nas Lauro nie pamiętasz, byliśmy na waszym weselu jestem kuzynką Bruna. – mówi Wiktoria w stronę Laury, jednocześnie ponownie wkładając do buzi małego smoczek.

– Przeprasza ale na weselu było tylu gości a w dodatku stres i to wszystko. – Laura odpowiada, paluszkiem gładząc brzuszek małego Toma. – Rzeczywiście cały tata. – mówi po chwili obdarzając Brada serdecznym uśmiechem.

– Macie czas? Może pójdziemy na kawę? Tutaj jest taka fajna kawiarnia. – pyta Wiktoria i znów po raz kolejny kiedy chłopczyk wypluwa smoczek wkłada mu go do buzi.

– Bardzo chętnie, prawda Bruno? – Laura odpowiada i posyła mi porozumiewawcze spojrzenie.

– Tak, jasne. Ale Tom do kawiarni idzie z wujkiem. – wyciągam w jego stronę dłonie i o dziwo chłopczyk robi to samo. Biorę go pod paszki od Wiktorii i trzymając go mocno w dłoniach opieram o swoją klatkę piersiową. Malec uśmiecha się do mnie i łapie za brzeg mojego swetra niesamowicie ciesząc się, kiedy zaciska go w swojej małej rączce.

– Pasuje ci Bruno nasz maluch. Chyba musicie się z Laurą też postarać o takiego bobasa. – odzywa się Brad a Laura choć na te słowa stara się zmów serdecznie uśmiechnąć w jego stronę, ja widzę że był to wymuszony uśmiech i cała aż się spięła na jego słowa.

Rzucam Laurze spojrzenie spod przymrużonych powiek i jak mniemam Laura doskonale wie, co chce przez nie powiedzieć.

Cholera chciałbym już mieć takiego małego słodkiego bobasa... Jeszcze rok temu gdyby ktoś powiedział mi, że będę chciał mieć już teraz dziecko popukałbym mu się w głowę... Rok temu kiedy ktoś by powiedział mi, że teraz będę żonaty i szaleńczo zakochany w swojej żonie również zrobił bym to samo.

Wcale nie chodzi mi już o ten testament... Pieprzyć go, ja po prostu chciałbym mieć dziecko z Laura. Chciałbym mieć syna...

Ja się chyba naprawdę już starzeje...


Laura

Siedzimy w kawiarni przy kawie, a mały prawie cały czas spędza na kolanach u Bruna... Muszę przyznać, że naprawdę jestem w szoku, że mój mąż aż tak lubi dzieci. Cały czas się z nim bawi, zajmuje czym się da, smyrga go, głaszcze po główce, a maluch cały aż lgnie do niego wciąż wyginając w uśmiech swoje maleńkie usteczka.

Nie wiem czemu, ale rozbraja mnie ten widok... mój mąż, twardo stąpający po świecie mężczyzna, istny samiec alfa, beztrosko bawi się tym maluszkiem i sprawia wrażenie, jakby nikogo oprócz nich tu nie było. Całkowicie jest pochłonięty tym malcem.

Bruno naprawdę byłby dobrym ojcem... ale mimo że ten widok mnie rozczula i nawet gdzieś z tyłu głowy pojawia mi się myśl, że chciałabym, żeby to nasze dziecko trzymał teraz na kolanach, w dalszym ciągu nie zmieniam zdania.

Ten widok utwierdził mnie tylko w tym, że chcę mieć z nim dziecko, ale w dalszym ciągu to nie jest jeszcze na to ten czas. Nie czuje się gotowa i po prostu na razie nie chce... Chce, być pewna że tego chce, chce czuć się gotowa na macierzyństwo a teraz wiem, że tak nie jest. Jeszcze mam dużo czasu na macierzyństwo i choć może zabrzmi to egoistycznie ja naprawdę chce jeszcze trochę po korzystać z życia.

Patrząc na Bruna jak w dalszym ciągu bawi się z małym nie mogę się powstrzymać, żeby się nie uśmiechnąć. To naprawdę słodki widok i nawet kiedy mały zaczyna płakać Bruno nie oddaje go w panice jego mamie tylko dzielnie mierzy się z jego płaczem. Wstaje z krzesła i zaczyna z nim chodzić po kawiarni huśtając go na rękach i głaskając po główce, żeby się uspokoił co po chwili mu się udaje...

– Może teraz ciocia cię weźmie maluchu? – Bruno podchodzi do mnie z małym Tomem na rękach i choć pyta widzę, że szykuje się aby dać mi go na ręce. Jestem skłonna stwierdzić, że Bruno celowo chce, żebym wzięła małego na ręce. Pewnie myśli, że pobudzi przez to u mnie instynkt macierzyński... Ja naprawdę lubię dzieci i uwielbiam się do nich przytulać i całować te małe rączki ale jeśli on myśli, że to w jakiś sposób zmieni moje podejście to naprawdę będę musiała go rozczarować.

– Chodź. – wyciągam dłonie a Bruno układa mi go na rękach, wstaje z krzesła i zaczynam z nim chodzić przy stoliku. Dawno nie miałam na rękach małego dziecka i dopiero teraz przypominam sobie jak cudownie pachnie takie małe dzieciątko. – Jak się masz szkrabie? – mówię do małego trącając palcem jego mały nosek. Całuje jego czółko i na chwilę spoglądam na Bruna, który wpatruje się w nas jakby był zahipnotyzowany...


Bruno

– Wyglądałaś przeuroczo z maluchem na rękach. Nie mogłem się na was napatrzeć w kawiarni... – mruczę podczas składnia mokrych pocałunków na szyi Laury kiedy wieczorem już oboje jesteśmy w łóżku. Zawisam nad nią a jej ciepłe nogi oplatają moje uda. To co mówię, naprawdę mówię szczerze... Chciałbym coś wskórać tą rozmową ale nie wiem czy są na to jakiekolwiek szanse. Wątpię aby Laura pod wpływem godziny spędzonej z małym dzieckiem nagle uświadomiła sobie, że tak już teraz chce być matką.

– Tak, tak. – przytakuje mi i od razu czuje, że nie chce nawet zaczynać tego tematu. Pewnie już domyśliła się do czego pije.

– Chciałbym cię widzieć tak jak dziś ale z naszym dzieckiem na rękach. – mruczę nie przestając całować jej szyi.

– Bruno proszę cię... nie zaczynaj. – kładzie dłonie na mojej klatce piersiowej i delikatnie mnie od siebie odpycha, posyłając mi łagodne spojrzenie.

– Po prostu mówię to co myślę... nie wiesz nawet jak bardzo chciałbym mieć z tobą dziecko i co dzień rano widzieć jak ten mały szkrab się do mnie uśmiecha... Nie marzę o niczym innym jak mieć syna i patrzeć jak z dnia na dzień jak robi się do mnie coraz bardziej podobny.

– Tak właśnie będzie... ale jeszcze nie teraz. Po za tym radzę liczyć ci się z tym, że może mieć córeczkę a nie syna. – wsuwa dłoń w moje włosy i beztrosko się uśmiechając lekko za nie pociąga.

– Najpierw syn, potem córeczka. Nasza mała księżniczka będzie potrzebowała starszego brata, który ją obroni.

– Już nie rozpędzaj się tak... Ale muszę przyznać, że ty też wyglądałeś przeuroczo z tym maluchem na rękach... Nawet trochę rozczulił mnie ten widok. Nie spodziewałam się, że tak lubisz dzieci i masz do nich takie podejście. – mówi i gładzi wewnętrzną stroną dłoni mój policzek.

– Kotku... może jednak postarajmy się wcześniej o małego Watsona? – mówię i znów zaczynam obsypywać pocałunkami jej szyje.

– Bruno... będziesz najlepszym ojcem na świecie ale jeszcze nie teraz. Już proszę daje spokój... – Po za tym dziecko to nie tylko słodki uśmiech, to też nie przespane noce, ciągłe zmienianie pampersów, karmienie, kolki i zero wolnych chwil...

– Nie przesadzaj. – zdaje sobie z tego sprawę, ale jakoś mnie to absolutnie nie zniechęca.

– Tylko, że to wszystko ja będę musiała robić. Ja będę w nocy wstawać ja będę karmić, kąpać, przewijać. Ciebie pewnie i tak przez większość czasu nie będzie w domu tak jak zawsze. – a ta znowu pije do mojej pracy, nawiązując z pewnością do dzisiejszego dnia... Już naprawdę staje się to nudne.

– Będę ci pomagał, też będę wstawał w nocy i zmieniał pampersy. Nie zostawię cię z tym samej. Przecież do cholery to będzie też moje dziecko i będę chciał się nim opiekować. – biorę głębszy oddech i mówię po chwili. – Będę się z nim bawić, zabierać razem z tobą na spacery a jak podrośnie odrabiał z nim lekcje, zawozić do szkoły i uczyć grać w piłkę.

– Bardzo ciekawe... – uśmiecha się blado i ucieka ode mnie wzrokiem na bok. Chciałbym ją jakoś przekonać do dziecka ale nie czuje aby mi się to udało. Biorę jej podbródek w palce i sprawiam, że teraz patrzy wprost na mnie.

– Przestań brać te pieprzone tabletki... to przekonasz się za dziewięć miesięcy. – mruczę i odgarniam opadające kosmyki włosów z jej szyi i znów kreślę na niej pocałunkami mokry ślad. Zaciskam dłoń na jej udzie i sunę nią aż do brzucha, na którym układam rozprostowaną dłoń.

– Bruno obiecałeś mi coś... – głośno przełyka ślinę. – Przestań mnie już męczyć. Po za tym zdajesz sobie sprawę z tego, ze nie będziemy mogli już uprawiać tyle seksu a mi będą hormony buzować i dam ci tak popalić, że ci się wszystkiego odechce. – widzę, że Laura próbuje jakoś rozluźnić atmosferę i delikatnie zmienić bieg naszej rozmowy.

– Może nie przez całą ciąże ale przecież przez przynajmniej połowę spokojnie będziemy mogli ze sobą sypiać, a później... – przykładam sobie jej dłoń do ust i składam najpierw w na niej pocałunek a później na jej ustach. – a później pomożesz mi trochę rączkami, trochę usteczkami i jakoś wytrzymam. – posyłam jej lubieżny uśmiech i doskonale wiem, że Laura zrozumiała co mam na myśli. – I obiecuje, ze dzielnie będę znosił wszystkie twoje humory w ciąży, nawet jeśli będziesz się na mnie wydzierać bez powodu i jeśli najdzie cię ochota o drugiej w nocy na lody to ci po nie pojadę.

– Jak kiedyś będziemy sie starać o dziecko to przypomnę ci to wszystko co powiedziałeś. – Laura dobitnie daje nacisk na słowa kiedyś i chwytając moją twarz w dłonie wpija się mocno w moje usta.

*****

– Słucham jakie rozwiązanie znaleźliście? – siadając za biurkiem rozpinam guzik marynarki i czekam na to co ma mi do powiedzenia prawnik.

– Adwokat Pana dziadka to twarda szycha... nawet jeżeli jest tam jakiś haczyk, dzięki któremu moglibyśmy ominąć testament nie zdradzi nam go...

– Tyle wiem! – warczę przez zaciśnięte zęby. Adwokat dziadka to jednocześnie był jego najlepszy przyjaciel i chociaż ma już prawie 70 lat dalej mocno trzyma się w środowisku. Nawet jeśli dziadek by zapisał jakieś ustępstwa od woli zapisanej w testamencie on nam tego nie powiem... A dobrać się do niego też nie możemy. – Pytałem jakie rozwiązanie znaleźliście a nie jakiego nie znaleźliście! – poluzowuje krawat i poprawiam się na oparciu fotela.

– Dobrze jest jedno wyjście... ale nie powinienem go nawet panu proponować to niezgodne z moją etyką adwokacką. –po chwili milczenia w końcu się odzywa, a ja robię się coraz bardziej zirytowany.

– Do rzeczy!

– Albo Pan bądź Pańska żona załatwicie papiery o swojej bezpłodności... wtedy będziemy mogli się odwoływać, że nie ma pan potomka z przyczyn niezależnych od swojej woli... Myślę, że to powinno przejść. Ale jeśli później państwo będę chcieli mieć dziecko będzie problem... Chociaż oczywiście w medycynie cuda się zdarzają.

– Kurwa! – wyrywa mi się samoistnie. Jakieś wyjście to jest... nie najlepsze ale jest, tylko tą całą bezpłodnością będę musiał siebie obarczyć. Gdybym miał to zrzucić na Laurę, załatwienie tego wszystkiego było by znacznie trudniejsze. Przecież ona o niczym nie wie i nigdy nie może się dowiedzieć...

Fałszywym bo fałszywym ale jakimś badaniom z pewnością będę się musiał poddać, przecież moje dna musi być prawdziwe by wszystko w papierach się prowizorycznie zgadzało.

– Proponuje więc zaświadczenia i tak dalej, że któreś z państwa ma problemy z płodnością i jesteście w trakcie leczenia... to również pozwoli nam w czasie przesunąć wolę pańskiego dziadka. Leczenie bezpłodności trwa nawet kilka lat... – chyba to będzie lepszym wyjściem niż to pierwsze. Nie specjalnie podoba mi się to wszystko, ale skoro nie ma innego wyjścia będę musiała wybrać to. W mojej obecnej sytuacji nie mam nad czym się zastanawiać...

– Rozumie Pan, że to co teraz panu proponuje jest niegodne z prawem?

– Rozumiem... – warczę. Czy on mnie ma za idiotę? Doskonale wiem na czym polega to rozwiązanie i domyślam się jakie konsekwencje mogą się z tym wiązać...

– Ma Pan pozycje kontakty i pieniądze... więc myślę, że powinno się Panu udać załatwić sobie bądź żonie takie papiery i zaświadczenia o leczeniu... A ja oficjalnie o niczym nie będę wiedział. Będę przeświadczony, że naprawdę któreś z państwa ma problemu z płodnością i zadbam o wszystko od strony prawnej.

– Jakie są szanse, na powodzenie? – chce wiedzieć konkretnie a nie, że powinno się udać.

– Jeżeli tylko pański dziadek nie zawarł w swoim testamencie jakiegoś haczyka o którym nie wiemy myślę że stu procentowe. – No właśnie i w tym jest cały problem...

Uwielbiałem dziadka i nigdy bym nie pomyślał, że po swojej śmieci mi wpakuje mnie w takie bagno! Ja wiem, że on chciał dla mnie dobrze ale to nie zmienia faktu że cholernie jestem na niego o to wszystko wściekły!

Choć w sumie gdyby nie ten pieprzony testament najwspanialsza kobieta na świcie nie nosiła by teraz mojego nazwiska... Odruchowa unoszę wzrok ku górze i z przekąsem mówię w myślach Dzięki dziadku

– Dobrze. Załatwię wszystko najszybciej jak się da.

– W takim razie czekamy na Pana wiadomość. Do widzenia Panie Prezesie. – odpowiada i żegna się ze mną uściskiem dłoni. Opadam na fotel przy biurku i intensywnie pocieram dłonią skronie.

Muszę teraz uruchomić trochę swoich kontaktów i zadbać, aby tylko nic nie ujrzało światła dziennego... Nawet ojcu sprzedam tą bajeczkę. Nie widzę sensu w mówieniu mu prawdy. Ojciec jest dosyć praworządny nie będzie raczej optymistycznie nastawiony do takiego rozwiązania a po za tym będzie w kółko klepał że nie powinienem sobie brać gówniary za żonę która nawet nie chce dać mi dziecka i przez nią stracimy pełne prawda do firmy...  



I jak wrażenia kochani ;D?  Podoba wam się ten rozdział ?? 

Mam nadzieje, że tak :) 

Buziaki:*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro